Przejdź do głównej zawartości

Virginia Ironside. Nie, nie chcę się zapisać do Klubu Książki.



Bohaterką i narratorką książki jest sześćdziesięcioletnia Marie Sharp. Kobieta, która przez wiele lat była nauczycielką, a teraz ma być emerytką. Jednak dla niej emerytura oznacza zupełnie coś innego, niż dla tych, którzy krzyczą, że do śmierci należy być energicznym, młodym, aktywnym, pobudzonym intelektualnie. Ona cieszy się, że jest już stara i nie daje sobie wmówić, że oto czas na Uniwersytet III Wieku, na Klub Książki, na naukę włoskiego czy latanie na paralotni. Dla niej jest to czas na miłe pogawędki ze znajomymi, na jeżdżenie metrem za darmo (legitymacja emeryta) i korzystanie z kultury ze znaczną zniżką (legitymacja emeryta), a także na to, by zajmować się wnukiem. Marie obserwuje otaczający ją świat i czyni mnóstwo trafnych uwag; odkrywa absurdy codzienności.

Ważną rolę w książce odgrywa również przyjaciel Marie, Hughie, umierający na raka płuc. Jego podejście do życia i śmierci może być zaskakujące; prowokuje do zamyślenia.

W sierpniu będę babcią. Niezwykłe uczucie. Uczucia pramacierzyńskie już ze mnie buchają. Chcę zabierać moje wnucząt ko do muzeum nauki, do parku, na basen, uczyć je starych piosenek (których na razie nie znam zbyt wiele) i podrzucać na kolanie. Chcę piec piernikowe ludziki i bawić się w mysie-patysie. Rozpaczliwie pragnę być taka babcią, jaką sama miałam i jaką miała większość z nas: przytulastą, cierpliwą, figlarną i zawsze przynoszącą łakocie.

Ludzie, którzy kochają życie na zabój, nienawidzą się starzeć. Starzenie oznacza, że śmierć jest coraz bliżej. Dla ludzi takich jak ja, którym życie kojarzy się z jednym z tych tasiemcowych spektakli w Teatrze Narodowym, starzenie się oznacza, że nareszcie przyszedł ostatni akt. Oznacza, że widzę wolność na końcu tunelu. Starzenie się oznacza, że jestem coraz szczęśliwsza. Oznacza, że nareszcie mogę przestać zadręczać się pytaniem, czy powinnam iść na kurs stepowania albo zostać śpiewaczką operową. Sześćdziesiątka oznacza, że nie muszę absolutnie nic robić.

Jeśli mam raka albo coś innego, a szczerze mówiąc mało mnie to interesuje, to i tak żyłem dostatecznie długo. Wciąż jestem sprawny intelektualnie, ale jeśli mam raka, będę się musiał poddać chemioterapii. Mam w życiu ciekawsze rzeczy do zrobienia, niż leżeć w szpitalu, podłączony do ośmiuset kroplówek, żywy trup otoczony ludźmi, którzy się zastanawiają, czy jestem w wystarczająco dobrym stanie, żeby zrobić mi przeszczep płuc. Nie boję się lekarza, boje się terapii leczniczej.

Muszę chyba dopisać mężczyzn do długiej listy rzeczy, których nigdy nie opanuję, jak giełda, historia Chin, struktura Unii Europejskiej i stepowanie.

W recenzjach spotkałam opinię, że tak brzmiałby dziennik Bridge Jones, która miałaby 60 lat. Moim zdaniem, dziennik Marie Sharp, jest znacznie ciekawszy.

Komentarze

Brahdelt pisze…
Też mi się zdaje, że dziennik Bridget Jones na emeryturze byłby zupełnie inny... Ale chyba wolałabym przeczytac ten! Zachęciłaś mnie, wpisuję ją na swoją listę Doprzeczytajków. *^v^*
nutta pisze…
To musi być ciekawa opowieść o emerytce, która sama kształtuje swoje własne życie.Warta uwagi na przyszłość.
Anonimowy pisze…
o! mądra książka, przeczytam ją
Monika Badowska pisze…
Brahdelt, Nutto, Kalio,

gorąco polecam:)))

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Katarzyna Berenika Miszczuk. Tajemnica Dąbrówki

Katarzyna Berenika Miszczuk, bazując na swoich doświadczeniach z pisaniem o świecie pełnym słowiańskich bóstw, wkracza w literaturę dziecięcą. Wkroczyła właściwie książką "Tajemnica domu w Bielinach", bo ta, prezentowana przeze mnie powieść, opisująca rodzinę Lipowskich jest kontynuacją wspomnianej powyżej. I mamy otóż mamę z czwórką dzieci, która zamieszkuje wspólnie z ciotką zmagającą się z chorobą Alzhaimera w Bielinach. Wsi, o której nawet mieszkańców mówią z lekkim przekąsem - "bo wiadomo jak to u nas". Owo "u nas" oznacza bowiem tajemnicze zjawiska, niemniej tajemnicze postaci i świat nie do końca taki jaki znany jest nam powszechnie. Jest on dzielony z domownikami, biedami, błędnymi ognikami i innymi stworzeniami, o których - z dużym zapałem - czyta w Bestiariuszu ośmioletnia Tosia. Jej mama wpadła na straszny, zdaniem dziewczynki pomysł. Szuka niani, która zajmie się nią (prawie dorosłą nią!) i maleńką Dąbrówką. Tosia robi wszystko, by odstraszyć k