Przejdź do głównej zawartości

Philip B. Kerr. Marcowe fiołki.



Wydane przez

Wydawnictwo Red Horse

Premiera 8 maja 2009!

Bernhard Gunther to prywatny wywiadowca, który pracował niegdyś w policji. Odszedł, gdy okazało się, że wszelkie działania podporządkowane są partii i to partia decyduje, kto z racji urodzenia czy narodowości zasługuje na pracę w policji, a kogo należy z policji – często brutalnie – wykluczyć. Czasy sprzyjają wykluczaniu z jakiegokolwiek życia – narodowi socjaliści, po wygranej w wyborach Hitlera, rosną w siłę i próbują zarządzać każdym aspektem istnienia w Niemczech. Co nie wszystkim się podoba. Niespokojne czasy sprzyjają paradoksalnie tym, który funkcjonują na granicy prawa. Zagadkowa śmierć córki i zięcia znanego i majętnego przedsiębiorcy budzą zdumienie, a jest ono tym większe, że młodzi małżonkowie zostali zabici z powodu… To też nie jest jednoznaczne.

Bernhard Gunther to twardziel, nieco podobny – jak mówi mu sam Goering – do bohatera „Sokoła maltańskiego”. Jest dyskretny, silny, czasami aż chciałoby się powiedzieć, że bezmyślnie szczery. Nie pozostając obojętnym na kobiece wdzięki, umiejętnie dostrzega kiedy kobieta chce go wykorzystać. Prywatny wywiadowca budzi niechęć niektórych z dawnych współpracowników, a gdy zaczyna zbyt mocno angażować się w zadanie, które przed nim postawiono – napotyka na opór ze strony tych, którym jego praca wyjątkowo nie sprzyja.

Philip Kerr napisał dobry kryminał. Trudno nie polubić bohatera, którego wykreował (i cieszyć się należy, że to pierwsza z cyklu książek z Bernhardem Guntherem), a jeszcze trudniej nie uznać, iż Berlin lat trzydziestych XX wieku postrzegany oczyma wywiadowcy jest intrygujący, mimo, że groźny.

Autor nie omieszkał przemycić w swojej powieści wielu ironicznie cierpkich słów określających Niemców, a szczególnie tych nazywanych „marcowymi fiołkami”, czyli tych, którzy wielką miłością do NSDAP zapałali po 1933 roku.

Dużo w tej książce jest smaczków. I to nie zawsze związanych z główną – kryminalną – fabułą powieści. Oczyma bohatera widzimy jak przygotowywano Berlin na Igrzyska Olimpijskie, obserwujemy zwycięski bieg Jesse Owensa, czy realizację Ustaw Norymberskich. Lata poprzedzające II wojnę światową należą w moim odczuciu to najciekawszych w historii i stąd też może wynika ów zachwyt z jakim śledziłam obyczajowe tło powieści Kerra.

Spędziłam świetne popołudnie z powieścią angielskiego pisarza – prawnika:)

P.S. Strona autora.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Katarzyna Berenika Miszczuk. Tajemnica Dąbrówki

Katarzyna Berenika Miszczuk, bazując na swoich doświadczeniach z pisaniem o świecie pełnym słowiańskich bóstw, wkracza w literaturę dziecięcą. Wkroczyła właściwie książką "Tajemnica domu w Bielinach", bo ta, prezentowana przeze mnie powieść, opisująca rodzinę Lipowskich jest kontynuacją wspomnianej powyżej. I mamy otóż mamę z czwórką dzieci, która zamieszkuje wspólnie z ciotką zmagającą się z chorobą Alzhaimera w Bielinach. Wsi, o której nawet mieszkańców mówią z lekkim przekąsem - "bo wiadomo jak to u nas". Owo "u nas" oznacza bowiem tajemnicze zjawiska, niemniej tajemnicze postaci i świat nie do końca taki jaki znany jest nam powszechnie. Jest on dzielony z domownikami, biedami, błędnymi ognikami i innymi stworzeniami, o których - z dużym zapałem - czyta w Bestiariuszu ośmioletnia Tosia. Jej mama wpadła na straszny, zdaniem dziewczynki pomysł. Szuka niani, która zajmie się nią (prawie dorosłą nią!) i maleńką Dąbrówką. Tosia robi wszystko, by odstraszyć k