Przejdź do głównej zawartości

Rainer Patzlaff. Zastygłe spojrzenie. Fizjologiczne skutki patrzenia na ekran a rozwój dziecka.


Wydane przez
Oficynę Wydawniczą Impuls

Rzadko to robię. Rzadko przy czytaniu książki biorę do ręki długopis i podkreślam frazy, które specjalnie mnie uderzyły i warte są tego, bym je zapamiętała.

Książkę Rainera Patzlaffa czytałam w wypiekami na twarzy. Bo choć wiem, że oglądanie telewizji nie służy nikomu, to nie miałam świadomości, że aż tak szkodzi!

Wiecie, że podczas oglądania telewizji spalamy mniej kalorii niż podczas leżenia na łóżku i bezmyślnego spoglądania w sufit? Co gorsza, osoby, które mają kłopoty z nadmierną wagą spalają tych kalorii jeszcze mniej niż ich nieco chudsi współoglądacze.

Czy wiecie, że dzieci oglądające stale "Ulicę Sezamkową" miały kłopoty z rozwiązywaniem trudniejszych zadań, o ile trzeba było do wykonania tego zadania dokonać pewnego wysiłku? Że w Niemczech opieka zdrowotna wydała specjalną książkę nakłaniającą rodziców do czytania swoim dzieciom, gdyż koszty leczenia logopedycznego byłyby zbyt wysokie.

Rainer Patzlaff pisze o tym, jak bardzo telewizja szkodzi dzieciom i dorosłym. Każde ze swoich twierdzeń popiera wynikami badań prowadzonych na całym świecie.

„Ruch jest żywiołem wieku dziecięcego. Ten, kto eliminuje ruch, ograbia dziecko z najważniejszej dla niego czynności. Tego rodzaju pozbawianie kogoś należnego mu prawa psycholodzy nazywają deprywacją. Jest to grabież i dla rozwoju i dla rozwoju małych dzieci owa grabież ma tak poważne skutki, że należy ją nazywać formą przemocy.”

Polecam „Zastygłe spojrzenie”, ale i inne książki z serii pedagogiki waldorfskiej, którą wydaje teraz Impuls. 

Komentarze

Lilithin pisze…
Czyli dobrze, że nie oglądam telewizji ;) Fakty, które przytoczyłaś z książki, szokują. A pewnie było ich jeszcze więcej.
Monika Badowska pisze…
Lilithin,
było... Tylko się powstrzymałam od ich przytaczania, żeby nie psuć czytelnikom samodzielnej lektury.
joanna_czytelnik pisze…
Aż się przestraszyłam... Fakt, czasem, gdy jestem zmęczona, patrzę w to głupie pudło ze świadomoscią straty czasu, zdrowia, wszystkiego. Czas ograniczyć to do minimum. A książkę spod ziemi wykopię, byle tylko przeczytać.

PS - spodobało mi się tutaj, pozwolę sobie dodać do linków :-)
Monika Badowska pisze…
Joanno,
polecam lekturę:)Dodałam również, pozdrawiam:)
Anna pisze…
Wiem wszystko ale przeraża mnie, że moje argumenty nie trafiają niemal do nikogo, chyba wszystkie znane mi polskie maluchy oglądają telewizję i to za przyzwoleniem rodziców.
Monika Badowska pisze…
Anno,
po lekturze "Zastygłego..." jestem dumna z mojej siostry, która nie pozwala córce oglądać tv:)
Hanyszka pisze…
Ekhem. Mam wrażenie, dziewczyny, że zapędziłyście się niepotrzebnie w tym demonizowaniu telewizji. Naiwnością jest obarczać TV odpowiedzialnością za wszystkie dysfunkcje w rodzinie, problemy z przyswajaniem wiedzy, etc. Nadmiar szkodzi we wszystkim, dotyczy to i czekolady, i seksu, i zakupów, i alkoholu... ;-) Telewizji również. Ta książka wydaje mi się dość nieetyczną manipulacją, trafi bowiem nie do tych, do których trafić powinna (czyli do rodzin, gdzie przesadne korzystanie z TV jest rzeczywistym problemem, na pograniczu patologii), a do tych zatroskanych i przewrażliwionych rodziców, którzy w dobrej wierze puszczają dzieciom "Braci Koala" przez 20 minut dziennie i teraz, przestraszeni, mogą uznać, że czynią tym samym w umyśle dziecka nieodwracalne zmiany.
Bardzo łatwo jest egzorcyzmować telewizję, tyle, że jest to rozwiązanie tyleż wygodne, ile chybione. Nadmiar TV (lub oglądanie jej w zbyt wczesnym wieku) jest najczęściej wierzchołkiem góry lodowej - tj. pochodną sytuacji, gdzie oprócz oglądania bajek nie oferuje się dziecku NIC innego - ani rozmów, ani spacerów, ani wspólnej zabawy, nie mówiąc już o czytaniu, czy wyprawach do muzeum. I właśnie deficyt sensownej rodzicielskiej uwagi jest najgorszym, co można dziecku uczynić, nie zaś odpalenie mu płyty z Bolkiem i Lolkiem.
Anna pisze…
Hanyszko właśnie tak odpowiada większość osób, a ja się i tak nie zgadzam. Bo moim zdaniem dziecko do powiedzmy 3 roku życia przed telewizorem nie ma nic do szukania. I tu nie chodzi o umiar czy dobór bajki czy wręcz demonizowanie, po prostu telewizor do tego wieku powinien być tabu i basta. Mnie wręcz przeraża widok dwulatka ślepo wgapionego w ekran.
Hanyszka pisze…
Ależ oczywiście, że dwulatek (nie mówiąc już o młodszych dzieciach) nie powinien oglądać TV. Natomiast mówienie o "grabieży" czy "formie przemocy" jaką jest (rozsądne) oglądanie telewizji u dzieci starszych jest formą emocjonalnego nadużycia, co mi się bardzo, ale to bardzo nie podoba.
BTW - a co z kinem?
Monika Badowska pisze…
Hanyszko,
z jednej strony masz rację - tv nie powoduje całego zła w rodzinach, ale z drugiej strony - teza Anny - o wieku dziecka, które powinno móc oglądać telewizję zgadza się z tym, co proponuje autor. Sugeruje on, że dzieci do 4 roku życia nie powinny oglądać tv w ogóle, a do 10 tylko w towarzystwie rodziców i tylko niektóre programy.
Nie jestem w stanie zacytować to całej książki, więc po tekst wyjaśniający przytoczony przeze mnie fragment o przemocy odsyłam od "Zastygłego spojrzenia".
Pozdrawiam:)
Anna pisze…
Hanyszko, dla mnie trzylatek przed telewizorem to również nieporozumienie, podobnie w kinie. Prezentowanie takiemu dziecku pełnometrażowego filmu zupełnie do mnie nie przemawia. Wolimy czytać ksiąźki, malować, chodzić do teatru, bawić się na dworze itd. itp.

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Katarzyna Berenika Miszczuk. Tajemnica Dąbrówki

Katarzyna Berenika Miszczuk, bazując na swoich doświadczeniach z pisaniem o świecie pełnym słowiańskich bóstw, wkracza w literaturę dziecięcą. Wkroczyła właściwie książką "Tajemnica domu w Bielinach", bo ta, prezentowana przeze mnie powieść, opisująca rodzinę Lipowskich jest kontynuacją wspomnianej powyżej. I mamy otóż mamę z czwórką dzieci, która zamieszkuje wspólnie z ciotką zmagającą się z chorobą Alzhaimera w Bielinach. Wsi, o której nawet mieszkańców mówią z lekkim przekąsem - "bo wiadomo jak to u nas". Owo "u nas" oznacza bowiem tajemnicze zjawiska, niemniej tajemnicze postaci i świat nie do końca taki jaki znany jest nam powszechnie. Jest on dzielony z domownikami, biedami, błędnymi ognikami i innymi stworzeniami, o których - z dużym zapałem - czyta w Bestiariuszu ośmioletnia Tosia. Jej mama wpadła na straszny, zdaniem dziewczynki pomysł. Szuka niani, która zajmie się nią (prawie dorosłą nią!) i maleńką Dąbrówką. Tosia robi wszystko, by odstraszyć k