Przejdź do głównej zawartości

Lauren Liebenberg. Smak dżemu i masła orzechowego.


Wydane przez

Wydawnictwo Smak Słowa

Książka przywołująca w tytule dżem i masło orzechowe wydana w "Serii z przyprawami" działa na zmysły i wyobraźnię, także przez szatę graficzną. Obiecywałam sobie po spotkaniu z tą powieścią wiele przyjemnych doznań.

Bohaterki książki, siedmioipółletnia Cia i niespełna dziewięcioletnia Nyree, mieszkają  dziadkiem i mamą na farmie w Rodezji. Ich tata walczy z terrotystami; opisywany kraj w końcu lat siedemdziesiątych XX wieku przekształcał się w Zimbabwe. O owych zmianach politycznych dziewczynki wiedzą niewiele (nie ukrywam, że ja również), a nieobecność ojca wiążą raczej z fantasmagorystycznymi niż realnymi zagrożeniami. Zresztą cały świat pozostający w percepcji dzieci przesycony jest magią, tajemnicami, zjawamy, siłami wywodzącymi się z wierzeń plemiennych, praw natury. 

W świcie sportretowanym przez Lauren Liebenberg brakowało mi słońca, ciepła w relacjach między ludźmi, przestrzeni, w której dzieci mogłyby odetchnąć i dobrze się rozwijać. Jeśli jednak Autorka opisuje ów świat takim jakim był, jakim go zapamiętała, pozostaje tylko współczuć ówczesnym dzieciom i gratulować pisarce realizmu.

Miałam nadzieję, że będzie to książka lekka. Nie była, choć w niczym nie umniejsza to jej wartości. To tylko ja ostatnio szukam lektur, które rozświetlą szarobure dnie.

P.S. W mojej lodówce stoi słoik z masłem orzechowym. Spróbujcie zjeść je z malinami:)

P.S.2. Kiepsko mi idzie z literackimi peryferiami. W Zimbabwe już byłam dzięki książkom Aleksandra McCalla Smitha;)

Komentarze

liritio pisze…
O Zimbabwe świetną książką jest "Gdzie krokodyl zjada słońce" Goodwina, zbieram się od kilku miesięcy, żeby o niej napisać :)
Monika Badowska pisze…
Lirito,
gdzieś tę książkę widziałam... Może kiedyś się na nią zdecyduję:)
Agnes pisze…
Też lubię słońce w książkach.
Anonimowy pisze…
:) miałam ją w rękach ale poczekam na bibliotekę :)
Ta seria w ogóle kusi mnie od dawna
Monika Badowska pisze…
Agnes,
szczególnie o tej porze roku?:)

Mary,
:)
Agnes pisze…
Oj, tak, szczególnie, gdy szaro za oknem :)
Anhelli pisze…
Ja również lubię masło orzechowe... co ja mówię, tak za nim szaleję, że mogłabym wyjeść je palcami za jednym razem. A książki takie jak te, połknąć w ciągu jednego popołudnia.
Niestety szukałam jej w swojej bibliotece i nic, coś czuję, że na tym zadu... w którym mieszkam, nie znajdę tego tytułu :)

pozdrawiam serdecznie :)
Monika Badowska pisze…
Anhelli,
ja dawkuje sobie przyjemność:)

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Katarzyna Berenika Miszczuk. Tajemnica Dąbrówki

Katarzyna Berenika Miszczuk, bazując na swoich doświadczeniach z pisaniem o świecie pełnym słowiańskich bóstw, wkracza w literaturę dziecięcą. Wkroczyła właściwie książką "Tajemnica domu w Bielinach", bo ta, prezentowana przeze mnie powieść, opisująca rodzinę Lipowskich jest kontynuacją wspomnianej powyżej. I mamy otóż mamę z czwórką dzieci, która zamieszkuje wspólnie z ciotką zmagającą się z chorobą Alzhaimera w Bielinach. Wsi, o której nawet mieszkańców mówią z lekkim przekąsem - "bo wiadomo jak to u nas". Owo "u nas" oznacza bowiem tajemnicze zjawiska, niemniej tajemnicze postaci i świat nie do końca taki jaki znany jest nam powszechnie. Jest on dzielony z domownikami, biedami, błędnymi ognikami i innymi stworzeniami, o których - z dużym zapałem - czyta w Bestiariuszu ośmioletnia Tosia. Jej mama wpadła na straszny, zdaniem dziewczynki pomysł. Szuka niani, która zajmie się nią (prawie dorosłą nią!) i maleńką Dąbrówką. Tosia robi wszystko, by odstraszyć k