Przejdź do głównej zawartości

Deborah Rodriguez. Szkoła piękności w Kabulu.

Wydane przez
Philip Wilson

Swego czasu wśród osób piszących na blogach o książkach popularny był "Księgarz z Kabulu" - książka przejmująca, chwilami aż brutalna w swej szczerości. Istnieje jednak i inny obraz literacki Afgańczyków i ich życia na początku trzeciego tysiąclecia. Deborah Rodriguez, szalona amerykańska fryzjerka uciekająca od nieudanego małżeństwa w akcje charytatywne, wyjechała do Afganistanu i... poczuła się jakby wróciła do domu.

Deborah otoczona ratownikami, lekarzami miała wątpliwości, czy jej profesja jest w stanie nieść pomoc tym, którzy jej potrzebują. Nagle okazało się, że rzesze ludzi pragną obciąć włosy, uczesać się, zmienić kolor - po prostu zadbać o siebie oddając się w profesjonalne dłonie. Z pracy z cudzoziemcami i Afgankami zrodził się pomysł szkoły fryzjerskiej, która pozwoli kobietom zdobyć umiejętności, pracować tak, by nie łamać kulturowych i religijnych nakazów, zarabiać i poprzez to w pewnym stopniu usamodzielniać się.

Przygotowania do uruchomienia szkoły, szkolenie kolejnych grup kobiet sprzyjało dokładnym obserwacjom społeczności kabulskiej, relacji międzyludzkich, reali życia w Afganistanie. Historia kraju opowiedziana przez historie kobiet jest ciekawym i pouczający zabiegiem, a sposób w jaki Autorka opisuje swój Afganistan nacechowany jest serdecznością.

Prozaiczne zdawałoby się czynności, takie jak wizyta u kosmetyczki czy fryzjerki, pozwoliły wielu afgańskim kobietom poczuć się samodzielnymi, ważnymi, a Autorce umożliwiły znalezienie nowego miejsca do życia.

To zupełnie inna, niż "Księgarz z Kabulu", ale owa inność nie oznacza, że jest to książka gorsza. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji czytać o tym, jak nożyczkami i grzebieniem można zmienić życie - sięgnijcie po "Szkołę piękności w Kabulu":)

Komentarze

:) miałam to kiedyw ręku w bibliotece ale wydawalo mi sie ze bedzie jakieś ckliwe i nie wzięłam:)
Anonimowy pisze…
Czytałam to jakiś czas temu i nie zachwyciła mnie ta książka. Pamiętam że szybko jej się potem pozbyłam.
Monika Badowska pisze…
Mary,
jak widzisz nie wszystkim się podoba;)

Bursztynowa,
nie mówię, że trzeba padać przed kunsztem literackim tej pani na kolana, ale treść ciekawa:)
Unknown pisze…
Jak będę miała okazję napewno po nią sięgnę ;)
Napisz do mnie na kasia.eire@gazeta.pl, dogadamy się, mam kilka odcinków, musze sprawdzić, chyba ze 3 na twardym dysku nagrywarki, nagram te dwa pozostałe, wszystkie na płytki i moge ci wysłać do Polski. Daj znać, czy jesteś zainteresowana. Widziałam twój wpis na 2lewastrona i wnioskuję, że nie masz możliwosci obejrzenia.

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Katarzyna Berenika Miszczuk. Tajemnica Dąbrówki

Katarzyna Berenika Miszczuk, bazując na swoich doświadczeniach z pisaniem o świecie pełnym słowiańskich bóstw, wkracza w literaturę dziecięcą. Wkroczyła właściwie książką "Tajemnica domu w Bielinach", bo ta, prezentowana przeze mnie powieść, opisująca rodzinę Lipowskich jest kontynuacją wspomnianej powyżej. I mamy otóż mamę z czwórką dzieci, która zamieszkuje wspólnie z ciotką zmagającą się z chorobą Alzhaimera w Bielinach. Wsi, o której nawet mieszkańców mówią z lekkim przekąsem - "bo wiadomo jak to u nas". Owo "u nas" oznacza bowiem tajemnicze zjawiska, niemniej tajemnicze postaci i świat nie do końca taki jaki znany jest nam powszechnie. Jest on dzielony z domownikami, biedami, błędnymi ognikami i innymi stworzeniami, o których - z dużym zapałem - czyta w Bestiariuszu ośmioletnia Tosia. Jej mama wpadła na straszny, zdaniem dziewczynki pomysł. Szuka niani, która zajmie się nią (prawie dorosłą nią!) i maleńką Dąbrówką. Tosia robi wszystko, by odstraszyć k