Przejdź do głównej zawartości

Wywiad z Martą Dzido

Prowincjonalna nauczycielka: Skąd wziął się pomysł na „Małża”?

Marta Dzido: Małż to była moja reakcja na to, co działo się wówczas wokół mnie. Moment wchodzenia w życie zawodowe, bolesny w polskiej rzeczywistości, zna chyba każdy. Jest to przełom, kiedy trzeba zweryfikować swoje wyobrażenia o sobie i zdecydować się na kompromisy. Jakie to będą kompromisy i co z nas później zostanie – to już są kwestie indywidualne. Bohaterka mojej ksiązki nieustannie dziwi się tej rzeczywistości, jest zupełnie nieprzygotowana na życie w hipokryzji, kłamstwie, na udawanie, sztuczne uśmiechanie się itd. To sprawia, że życie boli ją bardziej.

Małż jest mięczakiem i bez skorupy ginie.

Pn: Dlaczego napisała Pani dwa zakończenia tej powieści?

MD: Mój wydawca mnie namówił.

Pn: Namawia Pani kobiety do aborcyjnej szczerości. Dlaczego?

MD: Aborcja jest tematem tabu. W kraju, w którym promuje się postawę „pro- life”, nawet za cenę życia kobiety, a zabieg usunięcia ciąży stawia się na równi z morderstwem, ciężko jest powiedzieć po prostu: „usunęłam ciążę”. Strach, wstyd, poczucie winy, poczucie się zrobiło się coś wbrew prawu wszystko to sprawia, że łatwiej jest nie mówić.

Jednak te tysiące kobiet, które usuwają ciąże mają imiona, twarze, każda ma swoje indywidualne powody i odczucia związane z aborcją, ale milczenie na ten temat jest jedynie dowodem obłudy, w jakiej żyjemy. I milczenie nie sprawi, że temat zniknie.

Pn: Pani bohaterki są samotne, w jakimś sensie osierocone przez mężczyzn, odnajdują czułość potrzebna im do sprawnego funkcjonowania u innych kobiet. Czy to manifest nieufności wobec mężczyzn?

MD: Nie jest do końca tak. Ja mam wrażenie, że moje bohaterki są wyobcowane w ogóle.
Nie chodzi tylko o mężczyzn, bo jakiegoś szczególnego siostrzeństwa też miedzy nimi nie ma.

Pn: Po co powstał „Downtown – miasto Downów”?

MD: Downtown to zapis dokumentalny projektu fotograficznego, w którym brały udział osoby z Zespołem Downa. Film ten pokazuje, że świat Downów nie jest jak się powszechnie sądzi szary i smutny, że jest w nim dużo piękna, a największą wartością jest szczerość. Podczas realizacji tego filmu uświadomiłam sobie, że osoby z Zespołem Downa mają coś, co my tracimy w momencie dorastania- ufność, radość przeżywania każdej chwili, umiejętność szczerego wyrażania swoich uczuć. Ich świat jest przez to w pewien sposób lepszy niż nasz.

Pn: Co zmieniło się w tym jak jest Pani postrzegana po realizacji dokumentu o Downach i pozwalającym im uwierzyć w marzenia Oiko Petersenie?

MD: Nie wiem, jak jestem postrzegana. Wiem tylko, że wielu ludzi wzruszyło się na tym filmie, wielu tez zmieniło swoje wyobrażenie na temat osób niepełnosprawnych. To dla mnie najważniejsze. Wydaje mi się , że właśnie na tym polega sztuka. 

Pn: Która z pani ekspresji (literacka, filmowa) jest Pani najbliższa?

MD: Nie wiem, zależy kiedy. Najważniejszy jest przekaz. Jeśli przekaz trafia do adresata , to nieważne czy jest to ksiązka, film , muzyka, czy plakat.

Różni się tylko to, że ksiązki piszę dla siebie i jest dla mnie rodzaj terapii, pisząc nie myślę o czytelnikach, a robiąc film, myślę o widzach od początku.

Pn: Co uznaje Pani za swój największy sukces zawodowy?

MD: Myślę, że jest jeszcze przede mną.

Pn: Co stanowi dla Pani porażkę?

MD: Największą porażką byłaby dla mnie sytuacja, w której przestaje mi się chcieć, nie mam marzeń, nie mam o co walczyć. Mam nadzieję , że taki moment nie nadejdzie.

Pn:  Czym według Pani jest feminizm?

MD: Nie chcę tutaj silić się na jakieś wydumane definicje, napiszę tylko tyle: gdyby nie feminizm, nie byłoby moich książek, ani filmów. Gdyby nie feminizm, nie poszłabym na studia i nie podjęłabym pracy zawodowej. Jestem wdzięczna tym wszystkim kobietom, które wywalczyły dla nas tą luksusową sytuację, w której mamy prawo głosu, prawo artystycznej wypowiedzi i możemy sobie teraz przeprowadzać wywiad.

Co nie zmienia faktu, że dużo jeszcze przed nami.

Ale to dzięki tym naszym odważnym  poprzedniczkom możemy dalej zmieniać świat na lepsze.

Pn: Czy jest Pani feministką?

MD: Oczywiście.

Komentarze

Kala pisze…
:) Gratuluję ciekawej rozmowy :) Swoją drogą, Twoja książka chyba trochę przeszła :D
Monika Badowska pisze…
Kala,
dzięki:) To promienie słoneczne dały efekt zniszczeń;)

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Katarzyna Berenika Miszczuk. Tajemnica Dąbrówki

Katarzyna Berenika Miszczuk, bazując na swoich doświadczeniach z pisaniem o świecie pełnym słowiańskich bóstw, wkracza w literaturę dziecięcą. Wkroczyła właściwie książką "Tajemnica domu w Bielinach", bo ta, prezentowana przeze mnie powieść, opisująca rodzinę Lipowskich jest kontynuacją wspomnianej powyżej. I mamy otóż mamę z czwórką dzieci, która zamieszkuje wspólnie z ciotką zmagającą się z chorobą Alzhaimera w Bielinach. Wsi, o której nawet mieszkańców mówią z lekkim przekąsem - "bo wiadomo jak to u nas". Owo "u nas" oznacza bowiem tajemnicze zjawiska, niemniej tajemnicze postaci i świat nie do końca taki jaki znany jest nam powszechnie. Jest on dzielony z domownikami, biedami, błędnymi ognikami i innymi stworzeniami, o których - z dużym zapałem - czyta w Bestiariuszu ośmioletnia Tosia. Jej mama wpadła na straszny, zdaniem dziewczynki pomysł. Szuka niani, która zajmie się nią (prawie dorosłą nią!) i maleńką Dąbrówką. Tosia robi wszystko, by odstraszyć k