Przejdź do głównej zawartości

Michael Pollan. Jak jeść. Przewodnik konsumenta.

Wydane przez
Wydawnictwo Poradnia K

Nie ukrywajmy - w Polsce święta oznaczają, że będzie się jeść dużo i dobrze. Czy jednak na pewno dobrze? Może nieco zmienię pytanie - czy zdrowo?

"Jak jeść" to książka napisana przez dziennikarza. To być może dyskredytowałoby go w moich oczach w kontekście bycia guru kulinarnym, ale skoro Michael Pollan zajmuje się jedzeniem pisząc o nim od lat dwudziestu pięciu jestem skłonna go wysłuchać. Tym bardziej, że mówi/pisze sensownie.

W przewodniku konsumenta Autor zawarł sześćdziesiąt reguł, wskazówek dotyczących tego co i jak mamy jeść oraz jakie produkty powinny znajdować się w naszym jadłospisie. Brzmi to może groźnie, szczególnie w chwili, w której uświadomimy sobie, że od uczt świątecznych dzieli nas zaledwie kilka dni, ale nie należy się dać zwieść, gdyż Pollan pisze prosto, z humorem i tak, że nie sposób mu nie przyznać racji.

Chcecie przykładów? Oto moja ulubiona reguła siódma: "Unikaj żywności zawierającej składniki, których nazwy nie potrafi wymówić przeciętny trzecioklasista". Reguła trzydziesta siódma przytacza babcine porzekadło - "Im chleb twój bielszy, tym pogrzeb rychlejszy". I kolejna, tym razem dwudziesta pierwsza: "Coś, co nazywa się identycznie w każdym języku (np. Big Mac, Cheetos czy Pringles), nie jest jedzeniem".

Podczas lektury robiłam w myślach gorączkowy przegląd tego, co kupuję i co jem. Gdy skończyłam czytać i powędrowałam do kuchni, żeby sprawdzić jakie składniki są w tym, co zjadamy znalazłam takie potworki jak: difosforan disodowy, dwutlenek siarki, adypinian diskrobowy, polirycynodeinian poliglicerolu. Taaak...

A miałam zamiar kupić mak w puszce do zupy makowej... I zastanawiałam się, czy chce mi się lepić pierogi, czy może lepiej je kupić. Uroczyście obiecuję sama zrobić ciasta i potrawy, a jedynym paskudztwem, które pojawi się w naszym jedzeniu świątecznym będą kostki bulionowe, bez których nie umiem gotować.

Książkę Michaela Pollana "Jak jeść" poddaję Wam pod rozwagę. Jest dobra nie tylko na święta.

Komentarze

Kinga pisze…
Interesująca książka i równie wymowna okładka :)
Zamiast kostek z glutaminianem możesz używać "ekologicznych", można je kupić w sklepach ze zdrową żywnością:) Ja ostatnio jestem tresowana pod wzgledem zdrowego jedzenia przez moją pięcioletnią córeczkę, która ostatnio odbyła w przedszkolu cykl spotkać z panią piszącą o zywieniu dzieci - "mamo sprawdzaj na opakowaniu czy nie ma BARWNIKÓW", "mamo, owoce trzeba MYĆ", i tak od rana do nocy:DDDD Plus piosenki w temacie:)
Monika Badowska pisze…
Kingo,
zgadzam się:)

Lady Aga,
ooooo, dzięki za wiadomość:) Wybiorę się na poszukiwania:)
Agnes pisze…
A ta zupa makowa to jaka? Ciekawa jestem, bo nie słyszałam, serio.
Monika Badowska pisze…
Agnes,

to zmielony mak wymieszany z bakaliami i miodem zalany wrzątkiem. Je się to albo z łazankami albo ze śleżykami:) To moja ulubiona potrawa wigilijna:)
Agnes pisze…
Moja ulubiona to kluski z makiem - kłócę się zresztą cały czas z mężem o nazewnictwo, dla niego kluski to śląskie, a to, co ja nazywam kluskami, to jest makaron. Właściwie ma rację, w każdym innym makaronowym przypadku się z nim zgadzam, w tym jednak przypadku kluski z makiem (czyli ugotowana krajanka wymieszana z makiem takim już właśnie gotowym i zabakaliowanym, jak do makowca) to mogą być tylko kluski z makiem.
Monika Badowska pisze…
Agnes,
taki makaron z makiem na gęsto? No, to ja też bym nazwała kluskami z makiem:) Jednak wolę wersję bardziej płynną, z makaronem - łazankami lub drożdżowymi bułeczkami. A jaka się u Was zupę podaje na Wigilię? U nas jest grzybowa:)
Agnes pisze…
Zupa z suszu owocowego, na słodko :)
Monika Badowska pisze…
Ha, a z taką tradycją to się spotykam po raz pierwszy... Nie ma grzybowej, ani barszczu. To, z której części Polski pochodzisz, jeśli to nie tajemnica?
Motylek pisze…
Rzeczywiście ciekawa, zabawnie napisana książeczka
Bardzo podoba mi się, że komuś zehciało się zebrać te wszystkie prawdy, sprawdzić czy mają poparcie naukowe, podać nam na tacy.
Mi natomiast bardzo spodobało się stwierdzenie, że "Jeśli nie jesteś wystarczająco głodny, żeby zjeść jabłko, to znaczy, że nie jesteś głodny wogóle." Tak przynajmniej było po angielsku (albo coś bardzo zbliżonego).

Pozdrawiam serdecznie,
Motylek
Monika Badowska pisze…
Motylku,
zgadzam się - hasło o jabłkach fajne. Tyle tylko, że ja jestem typ, który może jeść kilogramami;)))
Agnes pisze…
Z centralnej Polski, ale rodzinna Wigilia chyba nie jest reprezentatywna dla regionu :)
Motylek pisze…
A ja natomiast jestem zywym potwierdzeniem tego powiedzenia... NIestey czesciej jestem "glodna" na to, co ma w swoim skladzie nazwy, ktorych trzecioklasista z pewnoscia nie jest w stanie wymowic...

Motylek
Monika Badowska pisze…
Agnes,
to zależy skąd pochodzi rodzina:)

Motylku,
ja czasami pozwalam sobie na chipsy. Robię to jednak bardzo rzadko, bo o ile nie przejmuję się tym, że sobie robię krzywdę takim jedzeniem, to to jak patrzą moje koty niemalże mówiąc "Daj chipsa" przekonuje mnie, że nie powinnam kupować czegoś takiego, bo jak się złamię i je poczęstuje to je podtruję...

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Katarzyna Berenika Miszczuk. Tajemnica Dąbrówki

Katarzyna Berenika Miszczuk, bazując na swoich doświadczeniach z pisaniem o świecie pełnym słowiańskich bóstw, wkracza w literaturę dziecięcą. Wkroczyła właściwie książką "Tajemnica domu w Bielinach", bo ta, prezentowana przeze mnie powieść, opisująca rodzinę Lipowskich jest kontynuacją wspomnianej powyżej. I mamy otóż mamę z czwórką dzieci, która zamieszkuje wspólnie z ciotką zmagającą się z chorobą Alzhaimera w Bielinach. Wsi, o której nawet mieszkańców mówią z lekkim przekąsem - "bo wiadomo jak to u nas". Owo "u nas" oznacza bowiem tajemnicze zjawiska, niemniej tajemnicze postaci i świat nie do końca taki jaki znany jest nam powszechnie. Jest on dzielony z domownikami, biedami, błędnymi ognikami i innymi stworzeniami, o których - z dużym zapałem - czyta w Bestiariuszu ośmioletnia Tosia. Jej mama wpadła na straszny, zdaniem dziewczynki pomysł. Szuka niani, która zajmie się nią (prawie dorosłą nią!) i maleńką Dąbrówką. Tosia robi wszystko, by odstraszyć k