Przejdź do głównej zawartości

Bluszczyk (maj)


Od razu powiem - uwielbiam czcionkę jaką zapisano tytuł pisma.Kojarzy mi się z czasami wczesnoszkolnymi, z czasami kiedy pani nauczycielka pisała tak ślicznie, że tylko trzeba jej było zazdrościć patrząc na przez siebie stawiane kulfony kreślone ołówkiem w zeszycie w dwie linie.

Sięgnęłam po "Bluszczyk" niejako na przekór samej sobie. "Bluszcza" nie czytam, bo zirytowały mnie historie w odcinkach. Byłam ciekawa jak wygląda wersja dziecięca pisma literackiego i w ten oto sposób majowy numer "Bluszczyka" trafił na bloga.

Wychowałam się na "Misiu" i trudno mi było nie dokonywać porównań. Dostrzegłam podobieństwa w formule i różnice w wykonaniu, jeśli mogę użyć takich skrótów myślowych. W "Bluszczyku" znajdują się opowiadania pisane przez znanych i popularnych Autorów, są zagadki, rebusy, konkursy dla czytelników, propozycje zatytułowane "zrób to sam", komiks, listy od czytelników i ściśle edukacyjne fragmenty. Mam nadzieję, że skrót myślowy mówiący o podobnej formule stał się w tym momencie jasny.

Różnice z wykonaniu wywodzą się nie tylko z przaśności lat peerelowskich, w których "Miś" był ulubionym dziecięcym pismem. "Bluszczyk" powstał w innych niż "Miś" czasach, co wcale nie oznacza, że czasach łaskawszych dla pism dziecięcych. Ja i moi rówieśnicy kochaliśmy "Misia", bo był swojski i - nie waham się tego użyć - jedyny. Dziś "Bluszczyk" ma trudniej - musi dotrzeć do dzieci bombardowanych codziennie tysiącami bodźców, kolorów, do dzieci, których jedynym kłopotem może być wybór między kilkunastoma tytułami prasowymi skierowanymi tylko do nich. "Bluszczyk" jest w sytuacji, w których musi postawić na wysoką jakość i coś co odróżni go od konkurencji. Jak sobie z tym radzi?

Otóż, radzi sobie dobrze. Opowiadania zawarte w majowym numerze są przyjazne, klimatyczne i budzą sympatię. Fragmentowi poświęconemu nauce jęz. angielskiego patronuje Dora (nie miałabym pojęcia kto to, gdyby nie Hela, która spacerowała krokiem mocno powolnym za dziewczyną przebraną za bajkowa postać podczas II WTK; swoją drogą - skąd dziecko nieoglądające TV wie o istnieniu Dory?), nad krzyżówką czuwa Bluszczyk, podobnie jak działowi z polecankami książkowymi. Podobało mi się opowiadanie o ginących z języka słowach i o malowaniu flagi.

Zastanawiam się nad tym jacy są czytelnicy "Bluszczyka". Czy pismo literackie dla dzieci celuje w czytelnika młodego, ale już wyrobionego, czy raczej próbuje pełnić rolę promotora mody na czytanie? Zastanawialiście się kiedyś nad tym?

Ogólnie rzecz ujmując - jestem mile nastawiona wobec "Bluszczyka". Na tyle mile, by chcieć sięgnąć po numer czerwcowy i przekonać się, czy warto go polecać. 

Komentarze

Evita pisze…
Dzięki za informację,ja nawet nie wiedziałam,że istnieje "Bluszczyk" :)

"Bluszcz" czytam od czasu do czasu,a wersja dla dzieci przyda się mojej córce,która zaczytuje się w "Angorce".
Ja widziałam Bluszczyk, ale Bluszcz mnie tak skutecznie odstraszył swą pretensjonalnością, że nawet nie przejrzałam. Więc teraz przejrzę:)

A Dora jest fajna - uczy angielskiego/hiszpańskiego:)Moje dziecko raz ją widziało w greckiej telewizji w wieku 2,5 roku i zapamiętało.
Monika Badowska pisze…
Evita,
miłej lektury:-)

Lady Aga,
czyli Dora jest ok?:-)
izusr pisze…
Nauczycielko, a w jakich godzinach będziesz we Wrocławiu?
kasia.eire pisze…
też mi się podoba krój czcionki tytułu. Tez mam takie wspomnienia.
Monika Badowska pisze…
Izusr,
skontaktowałam się e-mailowo:-)

Kasiu,
:-)
Vi pisze…
"Bluszcz" mnie fascynował dwa lata, ale od czasu kiedy Naczelnym jest Rafał Bryndal to mój szacunek do tego magazynu osłabł. Zbyt dużo krótkich form, no i te zwisające reklamy kiełbasy (firmy Kredens)i obecnie już nawet kosmetyku zaniżają poziom. Kiedyś ten magazyn mnie porywał na kilka dni, zapominałam się, jakiś taki spokój z niego bił... od kilkunastu numerów mam wrażenie jakbym urządzała sobie bieg przez płotki, bo omijam co drugą stronę. Szkoda, bo zapowiadało się ciekawie. Co do "Bluszczyka" to dzieci nie zechciały się mu poświęcić, więc nie zmuszam. Mimo panującej mody na "Czytanie dzieciom", którą sprawnie pielęgnuję to nie narzucam im lektur :)
Monika Badowska pisze…
Virginio,
tak jak pisałam - "Bluszcza" nie czytam.
Cheekylandia pisze…
Sama chętnie zajrzałabym do pisemka. Czy istnieje jakaś strona internetowa poświęcona temu miesięcznikowi?
Panna Pollyanna pisze…
Dorę Hela zna pewnie stąd, że może ją oglądać na ubrankach koleżanek i swoich własnych skarpetkach :D :D :D
Monika Badowska pisze…
Cheekylandia,
nie wiem - chyba nie...

Iza,
no tak;-)

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Katarzyna Berenika Miszczuk. Tajemnica Dąbrówki

Katarzyna Berenika Miszczuk, bazując na swoich doświadczeniach z pisaniem o świecie pełnym słowiańskich bóstw, wkracza w literaturę dziecięcą. Wkroczyła właściwie książką "Tajemnica domu w Bielinach", bo ta, prezentowana przeze mnie powieść, opisująca rodzinę Lipowskich jest kontynuacją wspomnianej powyżej. I mamy otóż mamę z czwórką dzieci, która zamieszkuje wspólnie z ciotką zmagającą się z chorobą Alzhaimera w Bielinach. Wsi, o której nawet mieszkańców mówią z lekkim przekąsem - "bo wiadomo jak to u nas". Owo "u nas" oznacza bowiem tajemnicze zjawiska, niemniej tajemnicze postaci i świat nie do końca taki jaki znany jest nam powszechnie. Jest on dzielony z domownikami, biedami, błędnymi ognikami i innymi stworzeniami, o których - z dużym zapałem - czyta w Bestiariuszu ośmioletnia Tosia. Jej mama wpadła na straszny, zdaniem dziewczynki pomysł. Szuka niani, która zajmie się nią (prawie dorosłą nią!) i maleńką Dąbrówką. Tosia robi wszystko, by odstraszyć k