Przejdź do głównej zawartości

Sierpień gna jak oszalały...

Na Nusiowym brzuchu Ciotka Zu wymacała guzek. Czym prędzej udałyśmy się z Nusią do PanDoktora, który guzek potwierdził, zalecił guzka obserwację i jeśli nic się w guzku nie zmieni - usunięcie go z Nusiowego brzuszka razem z całą listwą mleczną. Umówieni jesteśmy na 5 września.

W pięknym dniu, 15 sierpnia, gdy tylko nasz PanDoktor wyruszył na upragniony urlop, pochorowała się Sara. Chorowała już podobnie zimą, ale tak wówczas, jak i teraz obserwowanie psa targanego torsjami nie należy do najprzyjemniejszych widoków (że o sprzątaniu nie wspomnę). Zarządziłam głodówkę, a w sobotę pojechałyśmy do PaniDoktor. PaniDoktor jest naszym weterynarzem zastępczym, mamy do niej zaufanie, więc ze spokojnym sercem pojechałam. Sara została przebadana na wszystkie strony - USG, biochemia, morfologia, a na koniec niestety zastrzyki. I zalecenie głodówki, a później lekkiego posiłku. W niedzielę wizyta kontrolna i kolejny zastrzyk, a poniedziałek - już ostatni. Oczywiście, Sarze już w niedzielę nic nie było, ale kuracji trzeba było dopełnić.

Na pocieszenie i ku rozrywce, w środę pojechałyśmy w Beskidy. Wyjechałyśmy dość wcześnie, ale i tak Sara rozglądała się lekko zdumiona i zniesmaczona. Może myślała, że znów ją wiozę do lekarza, tylko teraz gdzieś dalej? Po dojechaniu na miejsce wyruszyłyśmy na przechadzkę szlakiem spacerowym, który niepokojąco mocno od pierwszych metrów piął się w górę. Cóż, górołazy z nas żadne, więc się zmęczyłyśmy;-) Po zejściu ze szlaku na mnie czekała kawa i coś słodkiego, na Sarę - przekąska. Odpoczęłyśmy i ruszyłyśmy na dalszą włóczęgę. W sumie łażenie i odpoczywanie zajęło nam około 4 godzin. Sara zaraz po zajęciu miejsca w aucie zasnęła pochrapując cichutko.



Gdy Sara była chora pozwoliłam jej się położyć tuż obok mnie i kotów na łóżku. Ułożyła się delikatnie, powolutku, udając, że nie widzi leżących obok kocic. I teraz zagląda wieczorami do łóżka z nadzieją, że znów będzie mogła, zamiast na legowisku, leżeć z nami.


Wojtek uwielbia po kolacji wyskoczyć na balkonowe dojadanie. Gdy już uporządkuję cały dom przed nocą, uprzątnę kuwety podolewam wody i różne takie, zabieram chłopczydełko z balkonu. Ostatnio zabrałam jego i to wstrętne, wielkie coś, co miał w pyszczku. Uparł się, na dodatek, aby to coś skonsumować na łóżku, nieopodal poduszki. Udałam, że mam jeszcze coś pilnego do załatwienia w łazience - jakieś mycie umywalki w środku nocy lub coś w tym stylu - byle nie patrzeć na jego pożywianie się dzikiem białkiem.

Urlop mi się skończył, więc wracamy do rytmu dnia związanego z pracą. Czyli wczesne pobudki i długie poranne spacery. Stwierdziłam dziś, że już pora na to, by z szafy wyciągnąć rękawiczki.

P.S. A u Ciotki Zu na swój dom czeka Piotruś. Uroczy, prawda?

Komentarze

Alison pisze…
Eeech nie ma to jak urlop z własnymi zwierzakami :-)))
kociokwik pisze…
Zgadzam się:-)

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Katarzyna Berenika Miszczuk. Tajemnica Dąbrówki

Katarzyna Berenika Miszczuk, bazując na swoich doświadczeniach z pisaniem o świecie pełnym słowiańskich bóstw, wkracza w literaturę dziecięcą. Wkroczyła właściwie książką "Tajemnica domu w Bielinach", bo ta, prezentowana przeze mnie powieść, opisująca rodzinę Lipowskich jest kontynuacją wspomnianej powyżej. I mamy otóż mamę z czwórką dzieci, która zamieszkuje wspólnie z ciotką zmagającą się z chorobą Alzhaimera w Bielinach. Wsi, o której nawet mieszkańców mówią z lekkim przekąsem - "bo wiadomo jak to u nas". Owo "u nas" oznacza bowiem tajemnicze zjawiska, niemniej tajemnicze postaci i świat nie do końca taki jaki znany jest nam powszechnie. Jest on dzielony z domownikami, biedami, błędnymi ognikami i innymi stworzeniami, o których - z dużym zapałem - czyta w Bestiariuszu ośmioletnia Tosia. Jej mama wpadła na straszny, zdaniem dziewczynki pomysł. Szuka niani, która zajmie się nią (prawie dorosłą nią!) i maleńką Dąbrówką. Tosia robi wszystko, by odstraszyć k