Przejdź do głównej zawartości

Niedzielnik nr 56


Pisałam o tym już niejednokrotnie - lubię ten stan, kiedy nic nie muszę. Niedzielne popołudnie wybrzmiewające muzyką na jaką mam ochotę, z książką i oddechami śpiących zwierzaków wokół mnie. 

Nie wiedzieć kiedy minęły wakacje. Podczas porannych spacerów czuć już w powietrzu zbliżającą się jesień, a ja mimo tego zwiastuna, na liście "do zabrania na urlop" umieszczam strój do pływania. Jeszcze tylko kilkanaście dni i wyruszę.

*   *   *

Ostatnio przekonałam się, że niektóre firmy, które świadczą usługi, świadczą owe usługi tylko teoretycznie. Zakupy w zooplusie robię od 2009 roku. Zamawiam sporo, zawsze z opcją dostawy kurierskiej do domu. Gdy w godzinach przedpołudniowych w domu był ktoś, kto mógł paczkę odebrać, nie było kłopotów. Od kiedy pracuję tak, że nie mogę czekać na kuriera o 8 czy 9 rano, problem się pojawił. Kurier przyjeżdża, zostawia awizo i już. A paczki lekkie nie są i dlatego cenię sobie bardzo opcję dostarczenia do domu.



W piątek od 7:30 dzwoniłam do GLS-u próbując poznać nr telefonu kuriera mającego dostarczyć mi dwie paczki, których etykiety widzicie powyżej. Gdy wreszcie osiągnęłam sukces i zadzwoniłam o 9:15, usłyszałam, że pan kurier to już u mnie był, nikogo nie zastał (dziwne, prawda?!) i wracał się, żeby zostawić paczki u sąsiadów, nie będzie, gdyż paczki są ciężkie i jemu się nie chce nosić. Wyraziłam przekonanie, że na tym chyba polega praca kuriera i usłyszałam, że paczki będą na mnie czekały w parcel shopie.

Oczywiście, odebrałam i przyniosłam. Zdumiewa mnie jednak obojętność zooplusa, który skarg na kurierów GLS-u przyjmuje na pęczki (vide: forum miau i stosowny wątek) oraz samego GLS-u. Mam coraz poważniejsze wątpliwości, czy mam chęć korzystać z takich "usług".

*   *   *

A teraz coś przyjemniejszego, czyli książki :-)


Jak widzicie, nie czytam w tym miesiącu zbyt wiele, a sama lektura "Pani fortuny" Grahama Mastertona zajęła mi tydzień. Przy czym przyznaję - warto było. "Pani fortuny" opowiada historię kobiety, która w początkach XX wieku postanawia być bankierem. Jej ojciec jest właścicielem banku, jej bracia przejmują schedę po ojcu, ale i ona ma zmysł do zarządzania pieniędzmi. Ku oburzeniu bankierów i innych panów z towarzystwa, w którym kobiety powinny zajmować się co najwyżej śpiewem, zarządzaniem kuchnią i wyszywaniem Effie wtrąca się do rozmów, doradza i wraz z braćmi zarządza wielomilionową fortuną. Kobieta idzie przez życie lekko wyobcowana, samotna, ale z pomysłem na siebie - kobietę pracy i pieniędzy. Cudna saga, o której napisanie nie podejrzewałam autora kojarzącego mi się głównie z horrorami.


Kolejne miłe odkrycie to książka Fiolki Najdanowicz. "Głośny śmiech" opowiada o życiu Fiolki, ale jest to opowieść mocno osadzona w kontekście przemian polityczno-społecznych i tym, co za nimi szło - głównie w kontekście polskiego rynku muzycznego, nowych gwiazd, przyjaźni. Autorka nie ukrywa gorszych okresów w swoim życiu, ale bez względu na to, czy opisuje swoją biedę, czy oszałamiający sukces, czyni to z dystansem i humorem. Podziwiam i rekomenduję lekturę; mimo mojej nędznej orientacji muzycznej książka sprawiła mi wielką, pozytywną, niespodziankę.



Rozczarował mnie natomiast "Papież sztuk". Mam wrażenie, że w temacie Lokiego Jakub Ćwiek już dawno powinien powiedzieć pas. Dość wyznać, że zajmujące mniej więcej 1/3 książki słowo od Autora przeczytałam z większym zainteresowaniem, niż opowiadania o Kłamcy.


"Lektor z pociągu 6.27" to dla mnie kolejny pstryczek w nos i zachęta do tego, bym częściej sięgała po literaturę francuską. Bohaterem powieści jest mężczyzna bezbarwny, nijaki, który pracuje w niszczarni książek. Codziennie, czyszcząc maszynę mielącą makulaturę, ratuje kilka przypadkowych kart książek, a ich treść odczytuje współpasażerom podczas porannej drogi do pracy. Bardzo klimatyczna, romantyczna opowieść, do przeczytania w jedno popołudnie.


"Nieprzewidziane konsekwencje miłości", podobnie jak wcześniej opisana książka, przypominają film. Jill Mansell, niczym twórcy "To właśnie miłość" pokazuje nam kilka powiązanych ze sobą osób, które ulegają - niczym błyskawicznie rozprzestrzeniającej się epidemii - wzruszeniom miłosnym. Jest tu humor, odrobina dystansu, tajemnica, zdrada, a całość dzieje się w Kornwalii, która wydaje się mieć w sobie coś specjalnego. Miła, niezobowiązująca, bardzo weekendowo-wakacyjna, lektura.


"Uderzenie szczęścia" to opowieść króciutka, z lekka nieporządkowana, ale szalenie motywująca. Kirk Douglas opowiada o udarze jakiego doznał mając już ponad osiemdziesiąt lat i o swojej żmudnej walce z afazją, która go dotknęła w wyniku udaru. Walce, którą wygrał i nauczył się, ponownie, mówić. Chylę czoła, podziwiam i pamiętam o tym, co przeczytałam w każdej chwili, w której myślę, że czemuś nie dam rady. Jeśli on dał, ja też muszę:-)

*   *   *

W prawej szpalcie bloga znajdziecie dwa ważne dla mnie "ogłoszenia". Jedno - priorytetowe - to informacja o kotach do adopcji. Po kliknięciu w obrazek zostaniecie przekierowani do stronę zawierającą zdjęcia i charakterystykę kociaków. Będę wdzięczna za udostępnianie Tygrysa i Szczotka i pomoc w znalezieniu im kochających ludzi.

Drugie ogłoszenie do zdjęcia książek, z którymi zdecydowałam się rozstać. Kilkanaście z nich znalazło już nowych właścicieli, ale wciąż zapraszam na zakupy. Ceny są do ustalenia, niższe niż te na allegro, a w przypadku większych zakupów możemy negocjować. 

*   *   *

Przede mną dwa tygodnie poświęcone przygotowywaniu trzech dużych wydarzeń kulturalnych, a co za tym idzie - pełne wytężonej pracy i nowych obowiązków. Jednym z nich jest oczywiście Narodowe Czytanie. Trzymajcie kciuki, żeby wszystko się udało:-) 

Komentarze

Moreni pisze…
Heh, z zooplusa kurierem GLS zamawiałam raz. I nigdy więcej. Pan kurier co prawda był uprzejmy, zatelefonował, umówił się z Lubym (bo Luby autem do pracy dojeżdża, więc z miejsca pracy może bez problemu paczkę zabrać). Po czym po przybyciu kuriera okazało się, że na jednej z paczek (paczki były dwie) ktoś nie nakleił numerka, więc kurier musi obie paczki zabrać z powrotem do centrali, żeby te numerki nakleić...
Już w ogóle pomijam zamiłowanie zooplusa do ogromnych pudeł - ostatnio koci transporter i 2,5 kg karmy przysłali w kartonie, w którym mogłabym ze dwa trupy schować.
Monika Badowska pisze…
Moreni,
nadal się dziwię obydwu firmom, które,gdy wymienić ich nazwy, przywołują w pamięci rozmówców niezbyt miłe skojarzenia, że pozwalają sobie na lekceważenie klientów.

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Katarzyna Berenika Miszczuk. Tajemnica Dąbrówki

Katarzyna Berenika Miszczuk, bazując na swoich doświadczeniach z pisaniem o świecie pełnym słowiańskich bóstw, wkracza w literaturę dziecięcą. Wkroczyła właściwie książką "Tajemnica domu w Bielinach", bo ta, prezentowana przeze mnie powieść, opisująca rodzinę Lipowskich jest kontynuacją wspomnianej powyżej. I mamy otóż mamę z czwórką dzieci, która zamieszkuje wspólnie z ciotką zmagającą się z chorobą Alzhaimera w Bielinach. Wsi, o której nawet mieszkańców mówią z lekkim przekąsem - "bo wiadomo jak to u nas". Owo "u nas" oznacza bowiem tajemnicze zjawiska, niemniej tajemnicze postaci i świat nie do końca taki jaki znany jest nam powszechnie. Jest on dzielony z domownikami, biedami, błędnymi ognikami i innymi stworzeniami, o których - z dużym zapałem - czyta w Bestiariuszu ośmioletnia Tosia. Jej mama wpadła na straszny, zdaniem dziewczynki pomysł. Szuka niani, która zajmie się nią (prawie dorosłą nią!) i maleńką Dąbrówką. Tosia robi wszystko, by odstraszyć k