Przejdź do głównej zawartości

Wojciech Górecki, Bartosz Józefiak. Łódź. Miasto po przejściach.

 


Mieszkałam w Łodzi w drugiej połowie lat 90. Celowo nie piszę miałam przyjemność lub miałam nieprzyjemność, bo to miasto, które wyłania się z kart historii przedstawianych przez reportażystów, musi budzić wątpliwości co do tego, do jakiej kategorii relacji zaliczyć mieszkanie w nim.

Pamiętam stary dworzec Łódź Fabryczna i Łódź Kaliska. Pamiętam Piotrkowską rozpaloną słońcem, otwarcie pierwszego w Polsce supermarketu Billy, Kurczaki, Aleję Włókniarzy i ekshibicjonistę czatującego na kobiety zmierzające na przystanek tramwajowy w Parku Zdrowie. Pamiętam wynajmowane pokoje (choć na szczęście ustrzegłam się tych w mieszkaniach bez toalety), dorywcze prace i piękny zielony rower, który kupiłam za pierwszą wypłatę (zastąpił mi komunikację miejską).

Szukałam w książce o Łodzi takiego miasta jakie pamiętam. Takiego i współczesnego - zestawionego w układzie 1:1, by móc porównać, śledzić dalsze losy, obserwować zmiany. No i nie bardzo dostałam, to czego szukałam. Dostałam coś innego...

Wojciech Górecki, którego wiedzę o Kaukazie podziwiam, przytacza w tym zbiorze swoje reportaże z początków lat dziewięćdziesiątych. Pisze o obsadzaniu politycznych stołków, o przepychankach na stanowiskach, o mieście, które umiera przytłoczone horrendalnie wysokim poziomem bezrobocia. Czasami te teksty zostają wpisane w rytm książki bez komentarza, czasami kilka zdań dopisane na ich końcu pokazuje pewien proces zmian. I w tym, i w tym przypadku czułam niedosyt.

Są też teksty współczesne, Bartosza Józefiaka, z ostatnich 2-3 lat, traktujące o rewitalizacji dzielnic zaniedbanych i o przymusowym wysiedlaniu z nich osób, które tworzyły "zły" klimat, nie płaciły czynszu i opłat za media, którym zaproponowano mieszkania socjalne na obrzeżach miasta, daleko od sąsiadów, którzy - szczególnie w przypadku starszych, samotnych osób, byli wsparciem, mieszkania - wymykające się jakimkolwiek standardom określającym warunki w jakich mogą żyć ludzie. Reportaże przeplecione są wywiadami - rozmowy dotyczą tego, czy miasto ma przyszłość, czy  trzecie co do liczebności mieszkańców miasto w Polsce, ma szansę stać się ważne w społecznym pojmowaniu.

Łódź. Miasto po przejściach czytałam z dużym zainteresowaniem, trochę jednak rozczarowana brakiem połączenia między historiami dawniejszymi i współczesnymi. Ta podróż w czasie pokazała mi jednak, jak wiele z przeszłości zapominamy, jak nasza pamięć oszukuje nas podkładając fragmentaryczne obrazki, które nie zawsze mają tak pesymistyczny wydźwięk jak te ukazujące się z reportaży Góreckiego i Józefiaka. Sprawdźcie, czy macie podobne odczucia.

P.S. Czytałam elektroniczną wersję książki, a piszę o tym, że być może tylko w takiej formule odczuwa się pewien brak. Bardzo przeszkadzało mi to, że data powstania reportażu nie znajduje się na początku tekstu. Przydałoby się także nazwisko autora.

P.S. 2. Książkę kupicie w Litres.pl

Komentarze

Szkoda, że brakuje tego połączenia między przeszłością i teraźniejszością. Chyba też poczułabym niedosyt. Rozważałam lekturę tej książki, ale teraz myślę, że nie zaspokoi moich oczekiwań.
Monika Badowska pisze…
Natalio,
namawiam jednak do spróbowania:-)

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Katarzyna Berenika Miszczuk. Tajemnica Dąbrówki

Katarzyna Berenika Miszczuk, bazując na swoich doświadczeniach z pisaniem o świecie pełnym słowiańskich bóstw, wkracza w literaturę dziecięcą. Wkroczyła właściwie książką "Tajemnica domu w Bielinach", bo ta, prezentowana przeze mnie powieść, opisująca rodzinę Lipowskich jest kontynuacją wspomnianej powyżej. I mamy otóż mamę z czwórką dzieci, która zamieszkuje wspólnie z ciotką zmagającą się z chorobą Alzhaimera w Bielinach. Wsi, o której nawet mieszkańców mówią z lekkim przekąsem - "bo wiadomo jak to u nas". Owo "u nas" oznacza bowiem tajemnicze zjawiska, niemniej tajemnicze postaci i świat nie do końca taki jaki znany jest nam powszechnie. Jest on dzielony z domownikami, biedami, błędnymi ognikami i innymi stworzeniami, o których - z dużym zapałem - czyta w Bestiariuszu ośmioletnia Tosia. Jej mama wpadła na straszny, zdaniem dziewczynki pomysł. Szuka niani, która zajmie się nią (prawie dorosłą nią!) i maleńką Dąbrówką. Tosia robi wszystko, by odstraszyć k