Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2016

Anna McPartlin. Gdzieś tam w szczęśliwym miejscu.

Maisie Bean-Brennan rozpoczyna swój pierwszy w życiu (i jak sądzi ostatni) wykład słowami: Mój pierworodny, Jeremy, został poczęty na skutek przemocy i zmarł na skutek przemocy, ale póki żył, pozostawał światłem mojego życia. Przyszłam tu po to, by opowiedzieć o nim i o wszystkim, czego nauczył mnie ten krótki czas, który razem spędziliśmy. [s.9] Przyznacie - frapujące. I to na tyle, by chcieć czytać powieść Anny McPartlin dalej, i na tyle, by mieć kłopot z podzieleniem się wrażeniami po lekturze; nie chciałabym zniszczyć Wam przyjemności odkrywania tego, co się wydarzyło. Maisie wyszła za mąż, bo zaszła w ciążę. Dopiero po latach uświadomiła sobie, że owo pierwsze zbliżenie z przyszłym mężem było gwałtem. Gdy ją poznajemy, jest samotną matką wychowującą szesnastoletniego Jeremy'ego, dwunastoletnią Valerie oraz opiekuje się liczącą blisko osiemdziesiąt lat matką, z którą kontakt - z powodu demencji - jest coraz częściej bardzo utrudniony. Poukładała swoje życie na tyle

Niedzielnik nr 62 (o marzeniach)

Dwa lata temu byłam na spotkaniu z Mieczysławem Hajerem Bieńkiem i jak zaczarowana słuchałam jego gawędy o podróżowaniu rowerem przez Kirgistan . Na koniec podeszłam do Hajera i powiedziałam, że podczas jego opowieści obiecałam sobie, iż do 50 roku życia pojadę do tej części świata, o której opowiadał i tak jak on przemierzę ją na dwóch kółkach napędzanych siłą nóg. Nie miałam wówczas roweru i nie jeździłam od kilku lat. I nagle, na przełomie roku zostałam zaproszona na wycieczkę rowerową, a później by dołączyć do rowerowej grupy. Od marca jeżdżę (o czym wiecie) i sprawia mi to niesamowitą przyjemność. A Kirgistan na rowerze staje się coraz bliższy:-)  ( źródło ) Kiedyś, na blogu Ania Maluje , trafiłam na doskonały tekst o marzeniach. Nie umiem go odszukać* (może Wam się uda), ale to co z niego zapamiętałam, da się streścić w kilku słowach: pozwól sobie marzyć, nie wprowadzaj autokorekty, nie ograniczaj się, tylko mów, zapisuj, deklaruj wyraźnie to, co chcesz osiągnąć. Nie b

Zapatrzyłam się, czyli o filmach

Z filmami najczęściej mi nie po drodze. Bywają chwile, że nagle mnie coś zainteresuje i zaraz po tym otwierają się kolejne filmowe klapki w mojej chęci poszerzania doznań kulturalnych, ale najczęściej mogłabym o sobie powiedzieć "nie oglądam". Ostatnio jednak miałam kinowy ciąg i z przyjemnością podzielę się opiniami na temat tego, co zobaczyłam. Piknik z niedźwiedziami Film zrealizowano w oparciu o książkę Billa Brysona od tym samym tytułem. Pisarz, wobec otaczających go rozmów o starzeniu się, chorobach, ograniczeniach związanych ze zdrowiem i wiekiem, postanawia zrobić coś ważnego dla siebie. Impulsem staje się także odkryty tuż za domem Szlak Appalachów. Autor szuka towarzysza wędrówki, kupuje mnóstwo sprzętu niezbędnego do przeżycia, zaopatruje się w mapy, przewodniki oraz książki o krwiożerczych niedźwiedziach grasujących wzdłuż szlaku i wyrusza. Co ciekawe - w oryginale książkowym Bill i jego towarzysz mają po 44 lata. W filmie, jak widzicie, ich role są g

Monika Błądek. Szary.

Lubię, gdy w książkach widać to, czym interesuje się autor. Monika Błądek, dotychczas nieznana mi pisarka, jest wojowniczką – opanowała władanie mieczem, szablą, trenuje sztuki walki i jeździ konno. A poza tym, jak przystało na białogłowę, szyje stroje historyczne;-) Bohatera nagrodzonej III nagrodą w kategorii 10-14 lat w Konkursie Literackim im. Astrid Lindgren, tytułowego Szarego, Autorka wyposaża w podobne do swoich zainteresowania. Choć początkowo Szamil, syn wojownika czeczeńskiego, ma kłopoty z odnalezieniem się w społeczeństwie swojej nowej Ojczyzny i zaakceptowaniem innych, niż wpajane przez ojca, kultury i obyczajów, dzięki rozsądnym rodzicom zastępczym ma szanse zaaklimatyzować się w dość wyważony sposób. Gdy czytałam Szarego próbowałam współodczuwać emocje Szamila. Dostrzegałam w nim lęk, a jednocześnie pewnego rodzaju wyrachowanie, które miało mu ułatwić osiągnięcie własnych celów, poprzez takie, a nie inne zachowanie. Jednak, z biegiem czasu, a także z narast

Joanna Jagiełło. Zielone martensy.

Choć Szekspir pisał, że zazdrość jest potworem z zielonymi oczyma, to moje skojarzenia z zielenią są zdecydowanie bardziej pozytywne. Nadzieja i przyroda, relaks, odpoczynek, to co ciepłe, miłe i bezpieczne. Być może  podobne skojarzenia ma Opta - jedna z bohaterek doskonałej powieści Joanny Jagiełło – i dlatego właśnie chadza w zielonych martensach. To widoczne z daleka buty oraz umiejętność szukania we wszystkich życiowych wydarzeniach ich dobrej strony, wyróżniają dziewczynę spośród rówieśniczek. Drugiemu bohaterowi książki, Feliksowi, jakby na przekór imieniu, jest dużo trudniej niż Opcie dostrzegać pozytywne aspekty codzienności.  Niepozorny wygląd, brak umiłowania sportu, młodsza siostra, mama pracująca za granicą i babcia, która – gdy choruje – wymaga daleko posuniętej opieki chłopaka, sprawiają, że trudno mu nawiązać relacje z koleżankami i kolegami ze szkoły, a i z akceptacją tego, co stało się jego udziałem, ma kłopoty. Spotkanie tych dwojga, tak różniących si

Niedzielnik nr 61 (o pieniądzach)

Już jakiś czas temu wiedziałam, że dziś napiszę ten tekst. Od chwili, w której go sobie wymyśliłam, próbuję wrócić pamięcią do pierwszej wizyty w bibliotece. I, niestety, nie mam takiego wspomnienia... W moim domu zawsze były książko. Dużo książek. Może z tego powodu biblioteka nie wydawała mi się miejscem magicznym, nie była odkryciem tak emocjonującym, by odznaczyć się w pamięci. Książki w szkolnej bibliotece na wsi obłożone były w szary papier. Kolejna szkoła, w której się uczyłam, robiła konkursy na liczbę wypożyczonych książek, co budziło mój gwałtowny sprzeciw. Ale w końcu zaprzyjaźniłam się z otoczeniem biblioteki szkolnej na tyle, by móc spacerować między regałami; zbyt często na propozycje składane przez bibliotekarkę odpowiadałam "czytałam";-) Biblioteka miejska mieściła się w zamku i aby z niej korzystać trzeba było wkładać muzealne kapcie - wielgachne, z filcu. Na piętro, do działu dla dorosłych, wiodły kręcone schody i przyjemność obcowania z bibliot

Niedzielnik nr 60

Dorastałam w małym mieście, daleko na północy kraju. To w pewnym stopniu zadecydowało o tym kim jestem i jaka jestem. Jestem słoikiem . Od wielu lat mieszkam poza rodzinnym domem, ale wciąż jadąc na Mazury czuję jakbym wracała do domu. Zapewne sprawia to obecność Mamy, choć wydaje mi się, że i miejsce ma swoje znaczenie. To, że musiałam - chcąc się dalej uczyć - opuścić swoje miasto lub z niego wyjeżdżać na uczelnię, nauczyło mnie wielu rzeczy. Owo oddalenie od centrów kształcenia zmusiło mnie do zdobywania doświadczeń, o które jestem bogatsza niż ci, którzy całe życie mieszkają w jednym miejscu. Nie zawsze były to doświadczenia miłe, ale dziś, z perspektywy czasu, mogę uznać je za bardzo pouczające. Z moją pierwszą pracą w szkole wiązała się trudność w postaci odbierania wypłaty. Można ją było otrzymać tylko w gotówce, tylko w kasie Urzędu Gminy i co za tym idzie - tylko w dni pracujące, w określonych godzinach. Między wsią gminną, a tą, w której uczyłam, nie kurso

Meave Haran. Najlepsze chwile w życiu.

Przyznaję, że gdy na okładce dojrzałam hasło Sześćdziesiąt to nowe czterdzieści zaczęłam mieć wątpliwości, czy to książka dla mnie. Tym bardziej, że sformułowania tego typu brzmią dla mnie lekko odstręczająco. Mimo obaw, postanowiłam jednak wczytać się w historię czterech przyjaciółek. Claudia, Ella, Laura i Sal poznały się 30 września, w pierwszym dniu studiów. Minęło ponad 40 lat, a one wciąż się spotykają, przyjaźnią i stanowią dla siebie wsparcie. Podczas spotkania rozpoczynającego powieść jedna z nich zadaje pozostałym pytanie Co zrobimy z resztą naszego życia? I w zasadzie od tej pory historia mogłaby opisywać kobiety młodsze niż sześćdziesięcioletnie. Owszem, wydarzenia, które stają się udziałem bohaterek w pewnien sposób wynikają z ich doświadczeń życiowych, tego, że mają dzieci i wnuki, że za nimi jest wiele lat małżeństwa, ale pewnien sposób prowadzenia narracji doskonale odpowiadałby także grupie przyjaciółek na innym niż bohaterki Najlepszych chwil w życiu et

Niedzielnik nr 59

Gdy pracowałam w szkole, już od połowy sierpnia szykowałam się do nowego roku szkolnego. Przeglądałam najróżniejsze pomoce nauczycielskie, pisałam program na rok, szukałam czegoś, co moim podopiecznym ułatwi i urozmaici naukę. Dziś zajmuję się czymś innym, ale wciąż przełom sierpnia i września budzi we mnie wzmożoną potrzebę refleksji nad tym co było i zaplanowania tego, co ma być (w miarę możliwości, rzecz jasna). To, co nieodmiennie mnie cieszy w nadchodzącej jesieni, to szelest liści, czerwień kaliny i jarzębiny oraz kasztany. Nie czuję się na siłach odgadnąć czemu akurat te przejawy natury chwytają mnie tak mocno za serce, ale faktem jest, że jestem na nie bardzo wyczulona. Piękne są też poranne mgły i mimo, że podczas spacerów z Sarą coraz częściej zastanawiam się nad wyciągnięciem z szafy rękawiczek, bardzo lubię to rześkie, świeże powietrze. Jesień to - oprócz sezonu na grzyby, warzywa, owoce, czyli to co weganki lubią najbardziej - także sezon na nowe książki. Przy