Przejdź do głównej zawartości

Malwina Ferenz. Miasto w płomieniach.

 


Potężny huk. Nie tylko się go słyszy, lecz także i czuje. Jest taki nacisk na uszy, że człowiek ma wrażenie, jakby ktoś mu włożył głowę w imadło. Bomba musiała być duża i spadła niedaleko, a można to poznać też po tym, że przez chwilę ciężko jest oddychać i nie da się nabrać powietrza do płuc.

To pierwsze zdania najnowszej powieści Malwiny Ferenz. Powieści znacznie różniącej się od tego, do czego autorka przyzwyczaiła swoich czytelników. Miasto w płomieniach jest bowiem powieścią na wskroś realistyczną i opisującą sytuację mieszkańców Breslau w latach II wojny światowej.

Mathilde Jansen opuszcza, ku zdumieniu sąsiadów, schron i decyduje się przedrzeć przez płonące miasto do swojego domu (lub tego, co po nim zostało) na Flurstrasse. To zaledwie 4,5 kilometra, ale wśród ulic ogarniętych ogniem oraz radzieckiego ostrzału, odległość ta nie zwiastuje miłej przechadzki, a raczej zapowiada - z każdym krokiem - walkę o życie. A jednak młoda kobieta wychodzi z bezpiecznego miejsca i idzie. Po co? Dlaczego?

Breslauerka ukrywa się przed śmiercionośnymi strzałami, bombami i płomieniami. Idzie, a swoją wędrówkę dedykuje nieobecnemu mężowi. Opowiada mu, wspominając ich lata młodości, o przyjaźni, początkach małżeństwa i zmianach zachodzących w państwie niemieckim. Wraca myślami do minionych dni, tak jakby one mogły sprawić, że otaczająca ją rzeczywistość stanie się łatwiejsza do zniesienia, jakby ślady przeszłości zapisane w jej myślach mogły stanowić kokon osłaniający ją przed strachem i okrucieństwem jakiego doświadcza. 

Ale i retrospekcja staje się coraz pełniejsza grozy, lęku o bliskich, niedowierzania, naiwności pomieszanej z wiarą. I tak idziemy, wraz z Mathilde, patrząc na to, co wokół niej, podglądając wspomnienia i nagle zdajemy sobie sprawę, iż każda jej refleksja obnaża przez nami ból i cierpienie tych, którzy zostali upodleni, obciążeni nie swoimi winami, zderzeni z wojną i wygnani z miejsca, które uważali za swoje.

Miasto w płomieniach to powieść, którą czyta się z napięciem. Powieść, przy której Wasze gardło zaciśnie wzruszenie, a w oczach pojawią się łzy. Powieść, która ujmuje się za tymi, którzy w konfliktach zbrojnych liczą się najmniej - za dziećmi i kobietami.

Jestem dumna, że miałam możliwość i przyjemność objąć patronatem Miasto w płomieniach. Dziękuję Malwinie Ferenz i Wydawnictwu Filia za zaufanie.

P.S. Kliknięcie w grafikę przeniesie Was do spotkania na FB; zapraszam serdecznie.

Komentarze

Pani Ogrodowa pisze…
Dziękuję za tę recenzję. Z pewnością przeczytam, Wrocław jest moim rodzinnym miastem, więc tym chętniej zanurzę się w tę opowieść.
Monika Badowska pisze…
Pani Ogrodowa,
podzielisz się wrażeniami?
Pozdrawiam

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Paweł Beręsewicz. Kiedy chodziłem z Julką Maj.

Wydane przez Wydawnictwo Literatura Książka Pawła Beręsewicza wprawiła mnie w dobry nastrój. Opisując pierwsze drżenia serca, pierwsze zakochanie z punktu widzenia piętnastoletniego Jacka Karasia Autor dokonuje wyłomu - bodaj pierwszy raz mam szansę przeczytać, jak reaguje nastolatek szykując się na randkę, co i czy w ogóle mówi rodzicom o swojej dziewczynie i czy tylko dziewczyny martwią się o to, w którą stronę skierować nos przy pocałunku. Jacek Karaś, którego czytelnicy mieli okazję poznać w książce " Jak zakochałem Kaśkę Kwiatek ", kończy gimnazjum i w ostatniej klasie dostrzega niezwykły urok swojej klasowej koleżanki, Julki Maj. Zdobywając się na straceńczą odwagę pyta Julkę, czy zechciałaby być jego dziewczyną. Później, wbrew temu, co myślał Jacek, bywa trudniej - nagle trzeba myśleć o wielu sprawach, nad którymi nigdy nie było powodu się zastanawiać, funkcjonować w inny niż dotychczas sposób. Cenię sobie ostatnie rozdziały powieści. Nie powiem nic więcej - czytaj