Przejdź do głównej zawartości

Dodie Smith. Zdobywam zamek.


Wydane przez
Wydawnictwo Świat Książki

Z dużą przyjemnością sięgnęłam po książkę Dodie Smith, z tym większą, że "Zdobywam zamek" porównano na okładce do "Błękitnego zamku" L.M. Montgommery, którą to książkę bardzo cenię.

Cassandra, narratorka opowieści, mieszka wraz z rodzeństwem, ojcem i macochą w podupadającym zamku. W chwilach świetności pisarskiej James Mortmain zdecydował, w imieniu całej rodziny, o czterdziestoletniej dzierżawie śerdniowiecznego zamku. Gdy poznajemy bohaterów powieści, ojciec nie pisze, macocha już nie pozuje malarzom, córki czekaja na to, co przyniesie życie, a syn uczy się w szkole z internatem. Nie ma pieniędzy i nie ma juz niczego, co można by sprzedać, aby pieniądze były. Bohaterowie, mimo wszelkich objawów ubóstwa, zachowują się, jak gdyby brak środków do życia, był czymś przejściowym i niegodnym tego, by o nim mówić.

Pojawiający się nagle, wraz z przystojnyjm bratem, właściciel zamku, zmienia życie Rose, Cassandry i ich rodziny. Szczególnie jedna z dziewcząt postanawia wykorzystać szansę, jaką - jej zdaniem - jest obecność młodego, przystojnego i majętnego kawalera. Determinacja prowadzi do sytuacji trudnych i grozi unieszczęśliwieniem kilku osób.

Historia przedstawiona w książce "Zdobywam zamek" Dodie Smith, napisana pięknym językiem, zabarwionym angielską ironią, jest uroczo staroświecka. Autorce udało się stworzyć bardzo udany obraz angielskiej rodziny, która w zestawieniu z amerykańskimi spadkobiercami majątku byłego właściciela zamku, sprawia wrażenie wyjątkowo szalonej i jednocześnie konserwatywnej. Sposób, w jaki wiodą żywot (bo to "żywot", a nie "życie") Mortmainowie, budzi zgrozę pomieszaną z niedowierzaniem. Ale i uśmiech na twarzy...
Kolacja była wspaniała, z prawdziwym szampanem (cudowny, podobny do bardzo dobrego piwa imbirowego, tylko bez imbiru). Co prawda wolałabym jeść to wszystko nie podczas przyjęcia, bo nie można się w pełni skupić na jedzeniu, kiedy trzeba się jednocześnie zajmować uprzejmą rozmową. I trochę się denerwowałam, bo sztućce były skomplikowane. [s.119]
Czas spędzony z Cassandrą Mortmain i jej bliskimi uważam za udany. "Zdobywam zamek" to doskonała lektura - przywraca młodość i wiarę w spełnianie marzeń.

Komentarze

Unknown pisze…
Zaciekawił mnie szczególnie sposób ich życia, który opisujesz jako budzący grozę i niedowierzanie. Może kiedyś się skuszę. ;)
Kasiek pisze…
jestem napalona na ta książkę. A porównanie do Błękitnego zamku bardzo mnie zachęca dziś kupiłam 4 książki L.M.M po 5 zł były.
Uwielbiam takie klimaty
xrajka pisze…
musi być fajna
Monika Badowska pisze…
Pawle,
:-)

Kasiek,
też lubię L.M.M.:-)

Aleks andro,
jest:-)
Ewka pisze…
Okładka jest książki jest niesamowita i to w sumie ona najbardziej mnie zachęca, bo sama historia nie wydaje mi się aż tak pasjonująca. Jednak pewnie jak uporam się w tym co na półce jeszcze czeka, zabiorę się za tę powieść. :)
Unknown pisze…
Oj ja dopadam :) nie w moim typie
http://qltura.blogspot.com/
Właśnie z niecierpliwością czekam na nadejście Dodie:)
Monika Badowska pisze…
Ewko,
ciekawe, czy się przekonasz.
Kulturalna,
nie wszysttko może się podobać wszystkim:-)
Agato,
i jak?

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Paweł Beręsewicz. Kiedy chodziłem z Julką Maj.

Wydane przez Wydawnictwo Literatura Książka Pawła Beręsewicza wprawiła mnie w dobry nastrój. Opisując pierwsze drżenia serca, pierwsze zakochanie z punktu widzenia piętnastoletniego Jacka Karasia Autor dokonuje wyłomu - bodaj pierwszy raz mam szansę przeczytać, jak reaguje nastolatek szykując się na randkę, co i czy w ogóle mówi rodzicom o swojej dziewczynie i czy tylko dziewczyny martwią się o to, w którą stronę skierować nos przy pocałunku. Jacek Karaś, którego czytelnicy mieli okazję poznać w książce " Jak zakochałem Kaśkę Kwiatek ", kończy gimnazjum i w ostatniej klasie dostrzega niezwykły urok swojej klasowej koleżanki, Julki Maj. Zdobywając się na straceńczą odwagę pyta Julkę, czy zechciałaby być jego dziewczyną. Później, wbrew temu, co myślał Jacek, bywa trudniej - nagle trzeba myśleć o wielu sprawach, nad którymi nigdy nie było powodu się zastanawiać, funkcjonować w inny niż dotychczas sposób. Cenię sobie ostatnie rozdziały powieści. Nie powiem nic więcej - czytaj