Przejdź do głównej zawartości

Marta Sztokfisz. Pani od obiadów.


W pierwszej połowie lat 90 w moim domu zaczęły pojawiać się książki, które - wraz z nowo rozwijającym się rynkiem - kupowaliśmy zachłannie dzieląc koszty przesyłki między uczniów w licealnej klasie. Pomiędzy tym, co wówczas kupiłam, znalazły się poradniki Lucyny Ćwierciakiewiczowej. Pooglądałam je wówczas, pozachwycałam się manierą pisania i językiem i odłożyłam. Dziś - dzięki książki Marty Stokfisz - wracam do 365 obiadów i czynię to z ciekawością, zachłannością i narastającym apetytem.


Jacek Kaczmarski w usta Katarzyny II w jednej ze swoich piosenek włożył słowa Kobietą jestem ponad miarę swoich czasów... i jest to zdanie, które idealnie obrazuje Lucynę Ćwierciakiewiczową. Dziewiętnastowieczna miłośniczka planowania, zdrowego odżywiania, rozsądnego gospodarowania pieniędzmi, czasem, czy szerzej - życiem, propagatorka higieny tej pojmowanej dosłownie, jak i umysłowej, zdecydowanie wykracza poza ramy znanej z literatury postaci kobiecej. Była inna - hałaśliwa, bezpośrednia (czasami aż za bardzo), zapatrzona w męża i uparcie dążąca do realizacji swojej misji - uczynienia życia kobiet łatwiejszym.

Opowieść Marty Stokfisz o Pani od obiadów czyta się doskonale. Z książki wyłania się postać kobiety z pasją, kobiety, która i może nie zawsze była łatwa w życiu, ale która nieustająco realizowała swoje cele i uczyła mnóstwo innych kobiet jak być panią domu. Jej książka, po pierwszym wydaniu, okazała się być tak potrzebną, ze czym prędzej dodrukowywano kolejne egzemplarze. Kolejne wydania, z lekka poprawiane przez autorkę, ukazywały się przez wiele lat, stając się niemalże bibliami zarządzania domem dla wielu kobiet. Miałam przyjemność oglądać wydanie z roku 1901 i było ono już dziewiętnastym.


Zachwyciłam się kulturalną panoramą Warszawy wyłaniającą się z opowieści o Ćwierciakiewiczowej. Eliza Orzeszkowa, Bolesław Prus, bracia Gierymscy, to tylko niektóre z osób pojawiających się w otoczeniu tej niezwykłej kobiety.

Moje serce porwało jednak nie tylko 365 obiadów (bo wiecie - tam jest między innymi wołowina duszona na maśle;)), ale przede wszystkim kalendarze. Jakież bogactwo treści przeciekawych się w nich znajduje!


Ustawa o najmowaniu służby, ceny biletów teatralnych, uzależnionych od miejsca siedzenia, z pięciu warszawskich teatrów, urodziny carewiczór i całej carskiej rodziny, zapiski kalendarzowe, listy odzieży oddawanej do praczek, artykuły o kondycji kobiet, porady ogrodnicze, teksty literackie oraz reklamy, mnóstwo reklam, z których co jedna to ładniejsza. I tak - uwaga - przez 24 lata!


Lucyna Ćwierciakiewicz istniała w mojej świadomości jako pani od książek kucharskich. Zapomniana, mocno zmarginalizowana, niemalże nieobecna. Książka Pani od obiadów sprawiła, że dostrzegłam w niej fascynującą kobietę wyrastającą dalece ponad swoje czasy. Jestem zauroczona postacią opisaną przez Martę Stokfisz i opowiadam o niej wszystkim wokół. Nie umiem się także powstrzymać przed refleksją  - dziś też szukamy kobiet, które opowiedzą nam jak planować posiłki, czas, jak dać o dom i realizować się jako kobieta, żona, matka. Lucyna Ćwierciakiewiczowa i współcześnie święciłaby triumfy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Paweł Beręsewicz. Kiedy chodziłem z Julką Maj.

Wydane przez Wydawnictwo Literatura Książka Pawła Beręsewicza wprawiła mnie w dobry nastrój. Opisując pierwsze drżenia serca, pierwsze zakochanie z punktu widzenia piętnastoletniego Jacka Karasia Autor dokonuje wyłomu - bodaj pierwszy raz mam szansę przeczytać, jak reaguje nastolatek szykując się na randkę, co i czy w ogóle mówi rodzicom o swojej dziewczynie i czy tylko dziewczyny martwią się o to, w którą stronę skierować nos przy pocałunku. Jacek Karaś, którego czytelnicy mieli okazję poznać w książce " Jak zakochałem Kaśkę Kwiatek ", kończy gimnazjum i w ostatniej klasie dostrzega niezwykły urok swojej klasowej koleżanki, Julki Maj. Zdobywając się na straceńczą odwagę pyta Julkę, czy zechciałaby być jego dziewczyną. Później, wbrew temu, co myślał Jacek, bywa trudniej - nagle trzeba myśleć o wielu sprawach, nad którymi nigdy nie było powodu się zastanawiać, funkcjonować w inny niż dotychczas sposób. Cenię sobie ostatnie rozdziały powieści. Nie powiem nic więcej - czytaj