Przejdź do głównej zawartości

Raynor Winn. Słone ścieżki.


Już dawno odkryłam, że najszczęśliwsza jestem w drodze, że przemierzanie odległości, droga przed siebie wycisza mnie, pozwala okiełznać myśli, porządkuje. Co więcej, kiedy czas temu jakiś robiłam sobie pewien test, znalazłam w nim potwierdzenie na moje umiłowanie wędrówki. Książka Słone ścieżki Raynor Winn, zdawała się być zatem idealną dla mnie lekturą. Czy była?

Raynor i Moth tracą wszystko ci mieli. Zostaje im trochę mebli, a z osób bliskich - dzieci. Utrata domu stanowi dla ich obojga, nie tylko w wymiarze fizycznym, ale także mentalnym - ogromny cios. Minęli już 50 urodziny i nagle z dnia na dzień stali się bezdomni. Co gorsza - Moth słyszy diagnozę lekarską, która w prosty sposób komunikuje mu, że umiera, a wszelki wysiłek fizyczny może owo żegnanie się z życiem przyspieszyć. Co robią? 

Zainspirowani przewodnikiem Paddy'ego Dillona postanawiają zapakować do plecaków namiot, śpiwory, niezbędne rzeczy i wyruszyć szlakiem wzdłuż południowo-zachodniego wybrzeża Wielkiej Brytanii. Mają siebie nawzajem, to co na plecach i 48 funtów tygodniowo wpłacanych im na konto przez opiekę społeczną.

Raynor Winn świetnie pisze o tym, jak bardzo różne są reakcje ludzi na nich. Na zmiany zachodzące w zachowaniu tych, którzy z nimi rozmawiają, w chwili, w której dowiadują się, że owa wędrówka to nie kaprys bogaczy, którzy lada dzień wrócą do ciepłego, suchego i świetnie urządzonego domu, a wędrówka tych, którzy nie mają domu. Pokazuje ludzką wrażliwość i mechanizmy społeczne, które funkcjonując w społeczeństwie, każą wartościować po statusie materialnym.

Pięknie też pisze o łączącej ją z mężem więzi. O tym kim dla siebie są, jak wyglądało ich życie w chwili, w której się spotkali i jak mocno kształtowała się ich miłość. To, co może zdumiewać polskiego czytelnika, to niemalże nieobecne, studiujące dzieci Raynor i Motha. Nie wiem, czy to świadomy zabieg literacki, czy realizm obyczajowości brytyjskiej.

Zastanawiałam się w czasie czytania, jak wiele zmienia w głowie świadomość "mam/nie mam gdzie wrócić". Jak bardzo napiętnowała obydwoje bohaterów, a jak bardzo pozwoliła czuć się im wolnym. I wreszcie pytanie najbardziej osobiste - jak ja odnalazłabym się w takiej sytuacji. Czy też podjęłabym wędrówkę? I jak owa wędrówka, z przymusu lub nie, wpłynęłaby na mnie?

Polecam - przejrzyjcie się w tej książce. I napiszcie mi jakie zrobiła na Was wrażenie, jestem bardzo ciekawa.

Komentarze

AnnRK pisze…
Będę czytać niebawem. :)
Ew pisze…
Kurczę, książka brzmi świetnie, uwielbiam podobne klimaty. Też bym chciała rzucić wszystko w cholerę i rozpocząć wędrówkę. Jednak wolałabym mieć dom, a nie zostać z niego wyrzucona, bo wtedy wiedziałabym, że zawsze mogę wrócić. :)

www.pomistrzowsku.blogspot.com
Monika Badowska pisze…
AnnRK,
udanego spotkania z książką!

Ew,
tak, myślę podobnie - świadomość, że masz gdzie wrócić robi dużo.

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Paweł Beręsewicz. Kiedy chodziłem z Julką Maj.

Wydane przez Wydawnictwo Literatura Książka Pawła Beręsewicza wprawiła mnie w dobry nastrój. Opisując pierwsze drżenia serca, pierwsze zakochanie z punktu widzenia piętnastoletniego Jacka Karasia Autor dokonuje wyłomu - bodaj pierwszy raz mam szansę przeczytać, jak reaguje nastolatek szykując się na randkę, co i czy w ogóle mówi rodzicom o swojej dziewczynie i czy tylko dziewczyny martwią się o to, w którą stronę skierować nos przy pocałunku. Jacek Karaś, którego czytelnicy mieli okazję poznać w książce " Jak zakochałem Kaśkę Kwiatek ", kończy gimnazjum i w ostatniej klasie dostrzega niezwykły urok swojej klasowej koleżanki, Julki Maj. Zdobywając się na straceńczą odwagę pyta Julkę, czy zechciałaby być jego dziewczyną. Później, wbrew temu, co myślał Jacek, bywa trudniej - nagle trzeba myśleć o wielu sprawach, nad którymi nigdy nie było powodu się zastanawiać, funkcjonować w inny niż dotychczas sposób. Cenię sobie ostatnie rozdziały powieści. Nie powiem nic więcej - czytaj