Przejdź do głównej zawartości

Lucy Dillon. Psy, Rachel i cała reszta.


Wydane przez
Wydawnictwo Prószyński i S-ka

Rachel ma doskonale płatną pracę i mężczyznę, który jest czyimś mężem. Życie, choć w biegu i nieco pustawe, sprawia jej satysfakcję; być może dlatego, że nie ma czasu zastanowić się nad tym, co ją mentalnie uwiera, a być może dlatego, że zastanawiać się po prostu nie ma ochoty.

I nagle - zmiana. Diametralna, można rzec. Nie ma pracy, nie ma faceta, nie ma także mieszkania, które było mieszkaniem służbowym. Jest za to konieczność ostatniego pożegnania wyalienowanej rodzinnie ciotki, której całe życie podporządkowane było psim nieszczęśliwcom.

Rachel z pani na szpilkach i w stylowym kostiumie niepostrzeżenie przeradza się w aktywną obrończynię psich istnień. Zauważa nagle, że ludzie po prostu są, gdy ktoś ich potrzebuje, że relacje między psami i ich opiekunami są pełniejsze niż jej zdarzyło się mieć z mężczyzną, któremu poświęciła sporo swoich lat, że psie towarzystwo czasami jest tym, co człowiekowi potrzebne najbardziej.

Lucy Dillon, o czym się przekonałam czytając "Szczęśliwe zakończenie" pisze lekko, ale na mądrym poziomie. Swoimi bohaterami czyni, obok ludzi, psy i to dla mnie najważniejszy czynnik rekomendujący. Dobrze jest wiedzieć, że istnieje Autorka, który oprócz pisania ku pokrzepieniu serc ciepłych powieści z dobrym zakończeniem, realizuje ideę związaną z propagowaniem przyjaźni ludzko-psiej.

Książki Lucy Dillon maja też wartość w warstwie socjologicznej. I nie chodzi tu o związek głównej bohaterki z żonatym mężczyzną, czy próby wychowawcze jakie podejmuje Zoe i jakie torpeduje jej były mąż. I nawet nie o to, jak wiele złego w małżeństwie Natalie i Johnny'ego zrobił przemilczany kłopot z płodnością. Istotniejsze dla mnie jest to, w jaki sposób podchodzi się do zwierząt, w jaki sposób w społeczności małego miasta funkcjonuje prywatne schronisko, jaką rolę odgrywają wolontariusze, osoby wyprowadzające psy na spacer. Interesujące jest obserwowanie rosnącej społeczności zwolenników, czy wręcz miłośników psów, którzy nie są nastolatkami i nie zbierają punktów w szkolnym programie wolontariackim, ale są dorosłymi osobami, który własny czas i serce poświęcają, bo chcą.

Ciekawa lektura, przy której łatwo się wzruszyć do łez i łatwo się uśmiechnąć.

Komentarze

toska82 pisze…
Czytałam i bardzo polubiłam twórczość autorki, właśnie za ten lekki styl a jednocześnie za tą prawdę, którą przemyca niepostrzeżenie!
natanna pisze…
Świetnie zapodałaś książkę.
Sama okładka już zaprasza do odkrywania wnętrza.)
Monika Badowska pisze…
Toska82,
chyba trudno nie polubić:-)

Natanna,
cieszę się:-)
Pisany inaczej pisze…
Piękna recenzja. Uwielbiam książki, przy których mogę się wzruszyć. W tekście potrzebuje emocji :-)
Anonimowy pisze…
Mnie też ta powieść zachwyciła zwłaszcza opisane w niej relacje ludzi i psów. Podpisuję się pod tym co tak pięknie ujęłaś w zakończeniu recenzji.
Kupiłam dwie jej następne książki, ale jeszcze muszą poczekać na swoją kolej. Mam nadzieję, że będą równie ciepłe i wzruszające co "Rachel.."
Monika Badowska pisze…
PisanyInaczej,
dziękuję:-)

Halinko,
życzę udanej, uspokajającej i jednocześnie emocjonującej lektury:-)

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Paweł Beręsewicz. Kiedy chodziłem z Julką Maj.

Wydane przez Wydawnictwo Literatura Książka Pawła Beręsewicza wprawiła mnie w dobry nastrój. Opisując pierwsze drżenia serca, pierwsze zakochanie z punktu widzenia piętnastoletniego Jacka Karasia Autor dokonuje wyłomu - bodaj pierwszy raz mam szansę przeczytać, jak reaguje nastolatek szykując się na randkę, co i czy w ogóle mówi rodzicom o swojej dziewczynie i czy tylko dziewczyny martwią się o to, w którą stronę skierować nos przy pocałunku. Jacek Karaś, którego czytelnicy mieli okazję poznać w książce " Jak zakochałem Kaśkę Kwiatek ", kończy gimnazjum i w ostatniej klasie dostrzega niezwykły urok swojej klasowej koleżanki, Julki Maj. Zdobywając się na straceńczą odwagę pyta Julkę, czy zechciałaby być jego dziewczyną. Później, wbrew temu, co myślał Jacek, bywa trudniej - nagle trzeba myśleć o wielu sprawach, nad którymi nigdy nie było powodu się zastanawiać, funkcjonować w inny niż dotychczas sposób. Cenię sobie ostatnie rozdziały powieści. Nie powiem nic więcej - czytaj