Przejdź do głównej zawartości

Przy drzwiach

Wracając ostatnio do domu uświadomiłam sobie coś. To coś przybrało postać kocich ciałek zgromadzonych wokół drzwi mieszkania i witających mnie w bardzo indywidualny, osobniczy sposób.

Sisi za każdym razem siedzi na skraju szafki stojącej w przedpokoju i wita mnie lekkim "miau". Gdy już wyda głos, robi kółeczko po szafce i wraca na poprzednie miejsce. Wówczas jest czas na to, żebym się pochyliła, dała zwąchać przyniesione na twarzy i włosach zapachy i pogłaskała kocinkę.

Gusia najczęściej siedzi w dalszej części przedpokoju i dopiero na moje "Cześć Gusiu" zaczyna się do mnie zbliżać, by po chwili odwrócić się tyłem i nadstawić grzbiet do głaskania. Później podążą leniwym krokiem w stronę kuchni i zasiada przy misce.

Nusia burczy na mój widok i robi baranka. Czeka na powitanie, głaski i - podobnie jak Gusia - wspólne wejście do kuchni. Gdy wczoraj jej nie zauważyłam wchodząc, zobaczyłam za chwilkę, że siedzi za drzwiami z rozpaczliwie smutną miną. Przecież jej nie pogłaskałam...

Wojtek najczęściej nie przychodzi. Moje powroty do domu zbiagają się idealnie z jego godzinami snu i pojawiająca się ja nie jestem żadnym powodem do tego, by sen przerywać.

Komentarze

U mnie bardzo podobnie. Uwielbiaja też jak wracam z siatkami - zaraz pakują tam łepki - wąchają i nawet próbują wejść do siatki :)
wilddzik pisze…
Te powitalne rytuały są słodkie, zwłaszcza jak jest więcej kotów, a każdy inaczej wita :-)
monikacookies85 pisze…
i one codziennie ten sam schemat?
super :)
Joanna pisze…
moje kociaki też czekają na powrót domowników
Alison pisze…
U mnie są dwa, ale jest podobnie ... jak nie skręcę do kuchni /tam sa miski/ to widzę rozczarowanie w oczach kocich ... wiec biegnę szybko dać papau i wtedy moge robic co chcę. Jak sie najedzą to na mizianki przychodzą . Kocie powitania sa wspaniałe :-))))))))
MoniQ pisze…
To jest strasznie słodkie :) A ludzie którzy nie mają kotów mówią, że kotu wszystko jedno...
Nas najczęściej wita kotek czekający już z noskiem przy drzwiach :)
kociokwik pisze…
Retro,
oczywiście - siatki trzeba skontrolować:-)

Wilddzik,
masz rację - każdy kot ma swoją metodę powitania.

Moniko,
raczej tak; koty lubią rytuały.

Joanno,
to miłę, prawda?

Alison,
:-))) Jedzenie okazuje się najważniejsze?;-)

MoniQ,
z tego jakie ludzie myślą głupoty na temat kotów można by napisać obszerna książkę;-)

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Paweł Beręsewicz. Kiedy chodziłem z Julką Maj.

Wydane przez Wydawnictwo Literatura Książka Pawła Beręsewicza wprawiła mnie w dobry nastrój. Opisując pierwsze drżenia serca, pierwsze zakochanie z punktu widzenia piętnastoletniego Jacka Karasia Autor dokonuje wyłomu - bodaj pierwszy raz mam szansę przeczytać, jak reaguje nastolatek szykując się na randkę, co i czy w ogóle mówi rodzicom o swojej dziewczynie i czy tylko dziewczyny martwią się o to, w którą stronę skierować nos przy pocałunku. Jacek Karaś, którego czytelnicy mieli okazję poznać w książce " Jak zakochałem Kaśkę Kwiatek ", kończy gimnazjum i w ostatniej klasie dostrzega niezwykły urok swojej klasowej koleżanki, Julki Maj. Zdobywając się na straceńczą odwagę pyta Julkę, czy zechciałaby być jego dziewczyną. Później, wbrew temu, co myślał Jacek, bywa trudniej - nagle trzeba myśleć o wielu sprawach, nad którymi nigdy nie było powodu się zastanawiać, funkcjonować w inny niż dotychczas sposób. Cenię sobie ostatnie rozdziały powieści. Nie powiem nic więcej - czytaj