Przejdź do głównej zawartości

[*]

Kiedy zestresowana utratą domu, 24 grudnia 2006 roku, trafiła do schroniskowej klatki dostała imię Wilguś. Była agresywna ze strachu, nie pozwalała się dotykać, a wkładanie rąk do jej kojca mogło się skończyć nieciekawie.

A jednak - w lutym 2007 trafiła do Kociokwika.

Burczała gniewnie. Pokazywała, że to ona tu rządzi i proszę za nią nie łazić, nie czepiać się i w ogóle. A wieczorem wskoczyła na kołdrę, pod którą spałam i umościła się do snu. Od tamtej pory, tak zazwyczaj spędzałyśmy noce. Przez niemalże 9 lat.


Powoli przyzwyczajały się do siebie z Sisi. Nie były zakumplowane niczym siostry, ale widać było, że mają do siebie wiele szacunku.

 

Wędrowała z Kociokwikiem, uczyła się nowych miejsc, nowych ludzi. Po pewnym czasie zauważyłam, że najszybciej z nas wszystkich zadomawia się w kolejnym mieszkaniu jakie zajmowaliśmy.


Była moją ukochaną gniewną panterą. Złościła się, gdy obcinałam jej pazurki, czyściłam uszy, ale gdy tylko lekko zwalniałam uchwyt, mościła się wygodnie, zerkała spod przymkniętych powiek i czekała na głaskanie. Uwielbiała być czesaną. Czasami, choć z wiekiem coraz rzadziej, pokazywała dziką stronę kociej natury - potrafiła długi czas siedzieć w pozycji tuż przed skokiem, zastygając w bezruchu, by tylko zwiększyć swoje szanse na upolowanie jednego z tych wrednych gołębi spacerujących po krawędzi balkonu. Lubiła wygrzewać się na słońcu. Właściwie latem schodziła z balkonu tylko po jedzenie - tam sobie funkcjonowała, spała, korzystała z bodźców.


Zdarzało jej się wskakiwać gościom na kolana. Siadała, burczała gniewnie, jeśli nogi gościa były ustawione zbyt odlegle od siebie, i domagała się stworzenia z siebie porządnego legowiska dla kociej kibici. Mało kto nie ulegał jej bezczelnemu czarowi. 


Uwielbiała zapach suszonego selera. Czarne oliwki. Surową rybę. Chętnie jadała żółtko, lubiła delektować się tym, co w misce.


Gdy zasypiała po raz ostatni, była dużo chudsza niż na tym zdjęciu. Ale chcę wierzyć, że wciąż odczuwała moją bliskość i była ona dla niej kojąca. Zasnęła przytulona.


Nie pamiętam już samotnej nocy. Gdy tylko się kładłam pojawiała się Gusia i Nusia, sporadycznie Sisi. Czasami, gdy mocno usnęłam, do łóżka wkradała się Sara.

Dziś Nusia i Sara spały razem na psim legowisku. Ogon w ogon. Wstałam o 3 i przyniosłam Sisi, aby jej oddech ułatwił mi ponowne zapadnięcie w sen. Gusia śpi już za to na zawsze, na zawsze w moim sercu.

Komentarze

efka i koty pisze…
Tak smutno czytać takie wiadomości :-( Bardzo Ci współczuję utraty Gusi. Przytulam mocno.
Leacathy pisze…
Współczuję Ci i myślę o Was ciepło.
Pyza pisze…
Przyjmij wyrazy współczucia, trzymajcie się!
Monika Badowska pisze…
Leacathy, Pyza Wędrowniczka,
dziękuję.

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Paweł Beręsewicz. Kiedy chodziłem z Julką Maj.

Wydane przez Wydawnictwo Literatura Książka Pawła Beręsewicza wprawiła mnie w dobry nastrój. Opisując pierwsze drżenia serca, pierwsze zakochanie z punktu widzenia piętnastoletniego Jacka Karasia Autor dokonuje wyłomu - bodaj pierwszy raz mam szansę przeczytać, jak reaguje nastolatek szykując się na randkę, co i czy w ogóle mówi rodzicom o swojej dziewczynie i czy tylko dziewczyny martwią się o to, w którą stronę skierować nos przy pocałunku. Jacek Karaś, którego czytelnicy mieli okazję poznać w książce " Jak zakochałem Kaśkę Kwiatek ", kończy gimnazjum i w ostatniej klasie dostrzega niezwykły urok swojej klasowej koleżanki, Julki Maj. Zdobywając się na straceńczą odwagę pyta Julkę, czy zechciałaby być jego dziewczyną. Później, wbrew temu, co myślał Jacek, bywa trudniej - nagle trzeba myśleć o wielu sprawach, nad którymi nigdy nie było powodu się zastanawiać, funkcjonować w inny niż dotychczas sposób. Cenię sobie ostatnie rozdziały powieści. Nie powiem nic więcej - czytaj