Przejdź do głównej zawartości

Kochanie zwierząt

Na blogu jakimś dziewczyna opisała, jak to walczy o swojego kota, który jest bardzo chory, no to dziewczyna kota do weta prowadza, kotu leki podaje, a wszystko to dużo kosztuje. Pod tekstem komentarz napisał profesor fizyki i w komentarzu stwierdził, że to durne jest, żeby w leczenie kota tyle forsy wkładać, kiedy naokoło pełno biednych ludzi. Ja też komentarz powiesiłem i w tym komentarzu zapytałem profesora o to, czy jeśli ten kot, w leczenie którego dziewczyna mnóstwo forsy inwestuje, jest takim kotem, który w ramach felinoterapii pomaga dzieciom, a te, jak powszechnie wiadomo, są ludźmi, tyle, że małymi, to co – warto, zdaniem profesora, leczyć tego kota i za leczenie płacić, czy też nie warto? Profesor nie odpowiedział na moje pytanie.

To moje pytanie było dobre, ale nie było najlepsze, bo wystarczyło zapytać tak: - A co cię obchodzi, chłopie, na co kto swoje pieniądze wydaje?

Mniejsza o profesora fizyki i jego tezy, bo mamy tu ciekawszą kwestię, która sprowadza się do odpowiedzi na pytanie o to, czy ludzie mogą kochać zwierzęta, czy mogą je kochać tak, jak innych ludzi, a nawet mocniej, o ile kochanie jest stopniowalne. Moim zdaniem ludzie kochają zwierzęta, a niektórzy kochają zwierzęta bardziej, niż innych ludzi i jest to kochanie jak najbardziej prawdziwe.

Co sprawia, że ludzie kogoś kochają? Nie mam zielonego pojęcia, natomiast wiem, że kochanie to emocje. Antonio Damasio rozróżnia emocje od uczuć i twierdzi, że o ile wszystkie emocje generują uczucia, o tyle nie wszystkie uczucia wywodzą się z emocji, bo jest coś takiego jak uczucia tła, które z emocjami za dużo wspólnego nie mają. Tak czy siak, kochanie to uczucie mające swoje źródła w emocjach, a emocje są tym, co – dobrze to czytajcie – rządzi człowiekiem.

Wielu ludzi jest zdania, że emocje nie odgrywają w ich życiu istotnej roli. Ludzie ci uważają się przede wszystkim za racjonalnych i wygadują takie paradne rzeczy, jak to, że oni, racjonalni ludzie, wyznają światopogląd naukowy, a zatem twierdzą, że istnieje coś takiego, jak naukowy światopogląd. Moim zdaniem jest tak, jak napisał Jonathan Haidt, przy czym to, co napisał o psach, w istocie odnosi się również do ludzi: To emocjonalny ogon macha psem, a nie na odwrót.

No dobrze, emocje emocjami, ale przecież ludzie potrafią, przynajmniej do pewnego stopnia, panować nad emocjami. Owszem, potrafią, ale dla jakich powodów mieliby powstrzymywać się przed kochaniem zwierząt? Czy jest coś złego w tym, że ludzie kochają zwierzęta, a niektórzy kochają zwierzęta bardziej, niż innych ludzi? Moim zdaniem w kochaniu zwierząt nie ma niczego złego. Dlaczego miałoby być? Żeby zasadnie stwierdzić, że w kochaniu zwierząt jest cokolwiek złego, trzeba by podać jakieś mocne argumenty, ja jednak takich argumentów nie znajduję, ani w rozmaitych wypowiedziach, ani w literaturze. Chyba nie da się udowodnić, że zwierzęta są jakimiś niższymi bytami, niż człowiek. Richard Dawkins, który kapitalnie pisze o ewolucji i który błaźni się publikując teksty atakujące ludzi religijnych, stwierdza:
Wydaje nam się, że szympansy to zwierzęta wyższe, a dżdżownice niższe – i że wiemy, co to znaczy. Wydaje nam się, że tak wynika z ewolucji. Ale tak nie jest. Przeciwstawienie "niższy – wyższy", jeśli w ogóle ma jakikolwiek sens, to i tak znacznie częściej jest mylące (a nawet szkodliwe), niż się do czegokolwiek przydaje.
Dawkins prezentuje listę mylnych wniosków, do których to wniosków doszli ludzie, a jeden z tych wniosków komentuje tak:
"Małpy są bardziej ‘jak ludzie’ niż dżdżownice". Jeśli przyjrzymy się dowolnej małpie i dowolnej dżdżownicy, to bez wątpienia prawda. Tylko co z tego. Niby to dlaczego dla ewolucjonisty człowiek miałby być miarą wszechrzeczy, czyli dlaczegóż to mielibyśmy własnymi standardami mierzyć inne organizmy.
Dawkins mówi bardzo ważną rzecz, mianowicie to, że koncepcja łańcucha (albo drabiny) bytów, które to byty są uszeregowane od najmniej do najbardziej ważnych (lub odwrotnie), jest koncepcją błędną, jakkolwiek mającą bardzo stary rodowód. Można kłócić się z Dawkinsem o to, czy jest to koncepcja błędna, natomiast, w mojej opinii, bardzo trudno wykazać, że Dawkins się myli. Bo żeby to wykazać, trzeba by przedstawić jakieś argumenty, ale ja takich argumentów nie znam. A właściwie, to znam, tyle, że są to argumenty absolutnie hardcorowe i może przedstawię je kiedyś w osobnym tekście; w każdym razie mało kto odważyłby się na przedstawienie tych hardcorowych argumentów.

Jest jeden argument, z tych niehardcorowych; nie wiem, czy najmocniejszy, ale z pewnością najpopularniejszy. Chodzi o argumentację taką, że ludzie mają duszę, a zwierzęta duszy nie mają. Co prawda ojciec Józef Bocheński powiedział, że jeśli jest jakaś dusza w człowieku, to z pewnością jest też dusza w delfinie i w piesku, no ale ojciec Bocheński teologiem nie był, jakkolwiek był tęgim logikiem. Z drugiej strony nie jestem pewien, czy w kwestii duszy należy wierzyć teologom, bo jak mamy wiedzieć, że oni wiedzą coś, czego my nie wiemy?

W dyskusjach na temat zwierząt przywoływany jest ten oto cytat ze św. Pawła:
Całe bowiem stworzenie z wielką tęsknotą wyczekuje objawienia się synów Boga. Bo całe stworzenie podlega marności – nie z własnej woli, lecz z woli tego, który to sprawił. Ma ono jednak nadzieję, że doczeka się uwolnienia z niewoli powodującej zagładę i otrzyma wolność, która darzy chwałą, jaką cieszą się dzieci Boga. (Rz 8, 19-21)
Skoro całe stworzenie, to całe stworzenie, a nie tylko ludzie. Andrew Linzey, który wziął na poważnie słowa św. Pawła, zgadza się z Erykiem Mascallem, który też słowa św. Pawła wziął na poważnie, a zgadza się w kwestii tego, że błędnym jest przekonanie, iż Jezus Chrystus ma olbrzymie znaczenie dla istot ludzkich, lecz jest zupełnie bez znaczenia dla reszty stworzenia.

Myślę, że trudno kłócić się ze św. Pawłem i trudno znaleźć poważną teologiczną argumentację, w myśl której zwierzęta są w jakikolwiek sposób „mniej ważne” od ludzi. Do tego Damasio utrzymuje, że niektóre ssaki – wilki, psy, koty, małpy, słonie i ssaki morskie – poza protojaźnią i jaźnią rdzenną, są, podobnie jak ludzie, obdarzone jaźnią autobiograficzną, a to już bardzo poważna sprawa.

Właściwie teraz dobrze byłoby, żeby ten tekst poszedł w stronę bardziej szczegółowych, praktycznych kwestii, takich jak przemysłowa hodowla czy zabijanie zwierząt. Byłoby dobrze, ale to są kwestie na osobny tekścior. Przynajmniej tak mi się teraz wydaje.

Bibliografia:
  • Biblia. Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu. T. IV. Red. M. Peter, M. Wolniewicz. Wydawnictwo Święty Wojciech. Poznań 2009.
  • Damasio A. Błąd Kartezjusza. Emocje, rozum i ludzki mózg. Dom Wydawniczy Rebis. Poznań 2011.
  • Damasio A. Jak umysł zyskał jaźń. Konstruowanie świadomego mózgu. Dom Wydawniczy Rebis. Poznań 2011.
  • Dawkins R. Najwspanialsze widowisko świata. Świadectwo ewolucji. Wydawnictwo CiS. Stare Groszki 2010.
  • Kahneman D. Pułapki myślenia. O myśleniu szybkim i wolnym Media Rodzina. Poznań 2012.
  • Linzey A. Teologia zwierząt. Wydawnictwo WAM. Kraków 2010.

Komentarze

monikacookies85 pisze…
wow, ale ciezkie tematy ostatnio poruszasz...
kocham koty bardzo, bardziej niz ludzi, no oprocz mojej rodziny :P
kociokwik pisze…
Moniko,
poważniejsze tematy do zasługa Z. :-)
Ela pisze…
Śmiało mogę powiedzieć, że kocham zwierzęta bardziej niż ludzi. Ratowałam mojego psa operacją i leczeniem, w sumie ponad 500 zł, chociaż lekarz dawał niewielkie szanse na wyleczenie. Psinka żyła tydzień po operacji. Operacja się udała, ale nie było siły na pozbieranie się. Nie żałuję wydanych pieniędzy, przynajmniej wiem, że próbowałam ratować najlepszego przyjaciela, który był z nami prawie 16 lat. Zuzia dała nam przez te lata dużo więcej niż my wydaliśmy na nią, a świata nie można postrzegać tylko z materialnego punktu widzenia
I my wydaliśmy grube kwoty na ratowanie jednego czarnego kocurka - Hokusa. Teraz jest naszą wielką radością. Ten profesor się wygłupił i ośmieszył.
kociokwik pisze…
Elu,
zgadzam się - postrzeganie świata tylko przez pryzmat materialnych dóbr jest błędem.

Anko,
ten profesor często, neistety, mówi rzeczy, które ocenić mozna jako mało przystające do profesorskiej powagi.
Orka pisze…
Ja tam też bardzo kocham swoją Owczarkę i jak trzeba płacić to płacę i za leczenie i za bieganie bez smyczy/biega sporadycznie,ale jak ktoś ma pecha to i w drewnianym kościele cegła na głowę spadnie/i za zniszczone spodnie rowerzystki,która zapomniała do czego służy dzwonek i pomagam innym zwierzętom często a ludziom wcale iiii i już:)))

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Paweł Beręsewicz. Kiedy chodziłem z Julką Maj.

Wydane przez Wydawnictwo Literatura Książka Pawła Beręsewicza wprawiła mnie w dobry nastrój. Opisując pierwsze drżenia serca, pierwsze zakochanie z punktu widzenia piętnastoletniego Jacka Karasia Autor dokonuje wyłomu - bodaj pierwszy raz mam szansę przeczytać, jak reaguje nastolatek szykując się na randkę, co i czy w ogóle mówi rodzicom o swojej dziewczynie i czy tylko dziewczyny martwią się o to, w którą stronę skierować nos przy pocałunku. Jacek Karaś, którego czytelnicy mieli okazję poznać w książce " Jak zakochałem Kaśkę Kwiatek ", kończy gimnazjum i w ostatniej klasie dostrzega niezwykły urok swojej klasowej koleżanki, Julki Maj. Zdobywając się na straceńczą odwagę pyta Julkę, czy zechciałaby być jego dziewczyną. Później, wbrew temu, co myślał Jacek, bywa trudniej - nagle trzeba myśleć o wielu sprawach, nad którymi nigdy nie było powodu się zastanawiać, funkcjonować w inny niż dotychczas sposób. Cenię sobie ostatnie rozdziały powieści. Nie powiem nic więcej - czytaj