Przejdź do głównej zawartości

Niedzielnik nr 77


Wzięłam sobie bardzo do serca przesłanie Miesięcznika Znak zachęcające do mikrowypraw. Ostatni czas spędziłam właśnie tak: poznając miejsca niezbyt oddalone, a takie, które chciałam odwiedzić choćby po to, by wyrobić sobie o nich zdanie, którymi chciałam się pozachwycać, bo wiedziałam, że będę i wśród których szukałam odpoczynku. Udało się idealnie:)

Każdego roku staram się odwiedzić festiwal sztuki naiwnej, Art Naif Festiwal. Nie dotarłam na wernisaż, ale zwiedzanie niemalże w samotności, ma też swoje dobre strony. Można się zachwycać bez obaw, że komuś zakłóci się jego obcowanie ze sztuką :-) Bo zachwycać jest się czym.














Prace można kupować (wiele z nich już znalazło nabywców), a ofertę sprzedażową znajdziecie na podlinkowanej wyżej stronie Festiwalu.

*   *   *

Dzięki czeskiemu przewoźnikowi podróż do Ostrawy była szybka, tania i upłynęła w miłej, wręcz familiarnej atmosferze. Samo miasto nieco mnie zaskoczyło - ciszą, pustymi ulicami, brakiem życia i niestety - szarością i brudem.












Miło zaskoczyły mnie powiewające na wietrze trawy zasadzone w doniczkach na placu przed ratuszem. Warto było wjechać na wieżę, by zobaczyć panoramę miasta. Uśmiech budziły pomniki, a murale, szczególnie ten, który widzicie, budziły nostalgię i skłaniały do myślenia o czasach minionych. Niedaleko muralu namalowanego na starym, przepięknym i zrujnowanym budynku znajduje się ostrawska biblioteka oraz Kampus Palace, z przesympatyczną kawiarnią Sladký časy. Być może odwiedzę Ostrawę kiedyś jeszcze, ale to już raczej na rowerze, w ramach wycieczki po okolicy.

*   *   *

Minęło kilka dni, a ja - skrupulatnie sprawdzając doniesienia pogodowe - wyruszyłam na spacer po górach. Jeżdżę pociągiem do jednej miejscowości i przechodzę szlakami do innej, czemu zawsze towarzyszy odrobina ryzyka i niepewności co do tego, czy i na który pociąg zdążę. Najadłam się malin, poziomek i jagód, nasyciłam oczy, dostarczyłam swojemu ciału odpowiedniej dawki zmęczenia i pozachwycałam się światem. Deszcz lunął na 10 minut przed przyjazdem pociągu, gdy już czekałam schowana pod dachem peronu. Trafiłam idealnie;-)







Specjalnie zatrzymałam się na herbatę w Schronisku na Hali Lipowskiej - miałam nadzieję na pogłaskanie Miśka. Nie udało się, ale schronisko polecam z całego serca:)

*   *   *

Kolejna wyprawa może nie była mikro w skali przejechanych kilometrów i ważności powodu*, dla którego się odbyła, ale w skali cieszenia się chwilą - już tak.




Ten żółty budynek to biblioteka, biały - Urząd Stanu Cywilnego. Miło było pospacerować po nowym mieście, poostrzegać detale, posmakować lokalnych specjałów i pobyć wśród ludzi.

A jak Wasze wyprawy, małe i duże?

* O powodzie będzie niedługo. Bo ważny jest :-)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Paweł Beręsewicz. Kiedy chodziłem z Julką Maj.

Wydane przez Wydawnictwo Literatura Książka Pawła Beręsewicza wprawiła mnie w dobry nastrój. Opisując pierwsze drżenia serca, pierwsze zakochanie z punktu widzenia piętnastoletniego Jacka Karasia Autor dokonuje wyłomu - bodaj pierwszy raz mam szansę przeczytać, jak reaguje nastolatek szykując się na randkę, co i czy w ogóle mówi rodzicom o swojej dziewczynie i czy tylko dziewczyny martwią się o to, w którą stronę skierować nos przy pocałunku. Jacek Karaś, którego czytelnicy mieli okazję poznać w książce " Jak zakochałem Kaśkę Kwiatek ", kończy gimnazjum i w ostatniej klasie dostrzega niezwykły urok swojej klasowej koleżanki, Julki Maj. Zdobywając się na straceńczą odwagę pyta Julkę, czy zechciałaby być jego dziewczyną. Później, wbrew temu, co myślał Jacek, bywa trudniej - nagle trzeba myśleć o wielu sprawach, nad którymi nigdy nie było powodu się zastanawiać, funkcjonować w inny niż dotychczas sposób. Cenię sobie ostatnie rozdziały powieści. Nie powiem nic więcej - czytaj