Przejdź do głównej zawartości

Wiktor Hagen. Granatowa krew.

Wydane przez
Wydawnictwo W.A.B.

O książce Wiktora Hagena dowiedziałam się dzięki tej recenzji. To, co przeczytałam wydawało się zapowiadać interesującą opowieść, a ostatnie słowa - apel do Autora - sprawiły, że poczułam przemożną chęć na zapoznanie się z Robertem Nemhauserem i rzeczywistością wykreowaną na kartach powieści  Hagena.

Robert próbuje utrzymać rodzinę z policyjnej pensji. Po skończeniu studiów historycznych, wiedziony marzeniami o atrakcyjnej pracy, zdecydował się zgłosić do policji. Dziś nie dość, że praca nie jest tak satysfakcjonująca jak sobie to wyobrażał, to jeszcze i zarabia zbyt mało, żeby wystarczyło jego rodzinie na sensowne życie. Robert przyjmuje zatem propozycję przyjaciela i zostaje u niego w restauracji kucharzem; pracuje zazwyczaj tylko w weekendy starannie ukrywając owo drugie źródło dochodów przed kolegami z komendy. Żona Nemhausera zajmuje się synami bliźniakami i ratuje budżet domowy spełniając się w roli gostwritera.

Tytułowa "granatowa krew" jest lekko zgorzkniałym określeniem osób, które dzięki swemu urodzeniu, koneksjom, pieniądzom funkcjonują w pewien sposób poza prawem, tak jak niegdyś członkowie rodów królewskich, przedstawiciele "błękitnej krwi". Podczas wyjaśniania intrygi kryminalnej opisanej w powieści Robertowi Nemhauserowi przychodzi zderzyć się z ludźmi granatowej krwi; tymi, którzy zajmując zbyt wysokie pozycje w układach, by dosięgnąć ich mogła dociekliwość zwykłego gliny ze stołecznej komendy.

Podobało mi się w tej książce prawie wszystko - to, jak przedstawiono relacje rodzinne głównego bohatera, jego pasja kucharzenia i dogłębnie zobrazowane realia pracy policyjnej. Historia kryminalna stworzona przez Wiktora Hagena jest banalnie ludzka, ale własnie z tej banalności, przypadkowości możne nawet, wyłania się to, co przykuwa czytelnika - prawdziwe życie fascynująco opowiedziane.

Polubiłam Nemhausera i trudno było mi się z nim rozstać. "Granatowa krew" przeczytana wczoraj oderwała mnie od prozaicznych czynności i sprawiła, że wzruszałam się, śmiałam, czułam się zaintrygowana, współczułam, cieszyłam się, kibicowałam bohaterom. Nie wiem gdzie Wiktor Hagen nauczył się tak pisać i prawdę mówiąc nie obchodzi mnie to. Najważniejsze jest bowiem to, że potrafi.

Gdybym tylko mogła - podpisałabym się pod apelem do Autora przywołanym na początku. Ale póki nie powstanie petycja czytelników do Wiktora Hagena, podkreślę tylko nieśmiało: ja też, ja też czekam! 

Komentarze

Klaudyna Maciąg pisze…
Już sam tytuł brzmi ciekawie w kontekście tej wspomnianej 'błękitnej krwi'. Nie słyszałam dotąd o tej powieści, ale nastawiam się teraz na literaturę polską, więc wezmę ją pod uwagę :)
mary pisze…
no zazdrosdzcze lektury. chciałabym tą książkę:)
kasia.eire pisze…
Cieszę się, że Ci się podobała. Trzeba teraz wystosować apel do Hagena :-)
jane doe pisze…
Mój Hagen grzecznie ogonkuje. A apelowanie do autora spowodowało, że w maju kolejna powieść "Długi weekend" :).
Monika Badowska pisze…
Futbolowa,
koniecznie!

Mary,
jest czego:)

Kasiu,
stanowisz źródło inspiracji książkowo-filmowych, oby niewyczerpalne:)

Jane,
i pewnie się trzecia;))) Bardzo dobra wiadomość!

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Paweł Beręsewicz. Kiedy chodziłem z Julką Maj.

Wydane przez Wydawnictwo Literatura Książka Pawła Beręsewicza wprawiła mnie w dobry nastrój. Opisując pierwsze drżenia serca, pierwsze zakochanie z punktu widzenia piętnastoletniego Jacka Karasia Autor dokonuje wyłomu - bodaj pierwszy raz mam szansę przeczytać, jak reaguje nastolatek szykując się na randkę, co i czy w ogóle mówi rodzicom o swojej dziewczynie i czy tylko dziewczyny martwią się o to, w którą stronę skierować nos przy pocałunku. Jacek Karaś, którego czytelnicy mieli okazję poznać w książce " Jak zakochałem Kaśkę Kwiatek ", kończy gimnazjum i w ostatniej klasie dostrzega niezwykły urok swojej klasowej koleżanki, Julki Maj. Zdobywając się na straceńczą odwagę pyta Julkę, czy zechciałaby być jego dziewczyną. Później, wbrew temu, co myślał Jacek, bywa trudniej - nagle trzeba myśleć o wielu sprawach, nad którymi nigdy nie było powodu się zastanawiać, funkcjonować w inny niż dotychczas sposób. Cenię sobie ostatnie rozdziały powieści. Nie powiem nic więcej - czytaj