Przejdź do głównej zawartości

Sylwia Chutnik. Kieszonkowy Atlas Kobiet.

Autorka, jak niegdyś Linneusz, dokonała klasyfikacji organizmów. Podzieliła kobiety na bazarówy, księżniczki, łączniczki i podróby. Objęła fotograficznym spojrzeniem kamienicę na Opaczewskiej i wyłuskała spośród wielości ludzi postacie charakterystyczne wraz z otaczające je scenerią. Portrety kobiet przedstawionych w „Atlasie…” nakreślone są surową, ostrą kreską, pozbawione zbędnych ozdobników i barw.

Oprócz skrupulatnie toczonych opisów osób znajdziemy w książce przemyślenia różne, trafne i mocne. Ot choćby to, dotyczące bazaru:

Bazar to również odpowiedź na konsumpcję, korporacje, kapitalizm, globalizm i inne siły. Takie underground handlu. Gdzie jedną ręką peta, drugą bułeczki w torbę. Gdzie reklama produktów zatrzymała się na etapie nabazgranego „promocja” na dykcie. (…) I co nam powiecie spece od reklamy, młode wilczki public relations, krawaciarze od badań konsumenckich.

Sylwia Chutnik wskazuje kobietom ich miejsce. Pokazuje jakimi drogami przechodzi ich tajemna moc i władza nad pozostałymi domownikami. Z czynności najprostszych, nielubianych czyni misterium kobiecej egzystencji.

Czyszczenie klozetu to symbol racjonalności; zwykłej normalności. (…)to akt pokory wobec świata, tego co tutaj zastajemy, co nas zakotwicza w rzeczywistości.

Osadzona w realiach warszawskich opowieść ma jeszcze i taką rolę dla kobiet – być łączniczkami. Tylko zapytać można cóż owe łączniczki mają łączyć? Czy tak jak Maria powinny łączyć życie ze śmiercią? Czy skrywaną głęboko żydowską tożsamość z życiem w kraju, gdzie w języku funkcjonują wyrażenia „nie żydź tak”, a na murach miast wciąż pojawiają się napisy „Jude raus”. A może potrzebne są, by łączyć starą Warszawę z nową? Tylko, czy ktoś jeszcze szanuje owo łączenie?

Warszawa ukazana w powieści jest miejscem, gdzie ludzie próbują wyprzedzić czas. Gdzie każdy ruch jest cenny i nie warto marnować go na coś, co nie jest wyważone pod względem włożonej energii i zysku. Gdzie wszelka inność jest gorsza, a brak refleksji nad życiem bywa pożądany. Gdyż tam się tańczy „szalony miejski balet”…

A to najpiękniejszy i najtrudniejszy, według mnie, fragment:

Jestem Matką Ziemią wzdychającą zapach spalin z sąsiedniej ulicy.
Jestem Matką Miasta, czującą drgania pędzących samochodów synchronizujące z tętnem. (…) Matki Miasta, zrośnięte z domami, chodnikami, brukiem. Popękane mury i chropowata skóra, ślady po kulach na fasadach budynków i plamy wątrobowe na wierzchu dłoni. Doskonała harmonia. Zmarły dom, nieżywy człowiek.

Książka Sylwi Chutnik nie służy zagłaskaniu nas na śmierć. Ona pobudza krążenie krwi w żyłach, każe drążyć swoją kobiecość, przykładać swoją miarę do fraz autorki. Ona zmusza do poznania siebie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Paweł Beręsewicz. Kiedy chodziłem z Julką Maj.

Wydane przez Wydawnictwo Literatura Książka Pawła Beręsewicza wprawiła mnie w dobry nastrój. Opisując pierwsze drżenia serca, pierwsze zakochanie z punktu widzenia piętnastoletniego Jacka Karasia Autor dokonuje wyłomu - bodaj pierwszy raz mam szansę przeczytać, jak reaguje nastolatek szykując się na randkę, co i czy w ogóle mówi rodzicom o swojej dziewczynie i czy tylko dziewczyny martwią się o to, w którą stronę skierować nos przy pocałunku. Jacek Karaś, którego czytelnicy mieli okazję poznać w książce " Jak zakochałem Kaśkę Kwiatek ", kończy gimnazjum i w ostatniej klasie dostrzega niezwykły urok swojej klasowej koleżanki, Julki Maj. Zdobywając się na straceńczą odwagę pyta Julkę, czy zechciałaby być jego dziewczyną. Później, wbrew temu, co myślał Jacek, bywa trudniej - nagle trzeba myśleć o wielu sprawach, nad którymi nigdy nie było powodu się zastanawiać, funkcjonować w inny niż dotychczas sposób. Cenię sobie ostatnie rozdziały powieści. Nie powiem nic więcej - czytaj