Przejdź do głównej zawartości

Boreasz i Loki

W piątek wolontariusze i pracownicy schroniska zauważyli karton. W środku, kiepsko - jak się okazało - zabezpieczonego pudełka, była kocia mama i siódemka jej dzieci. Kocica uciekła w chwili podnoszenia kartonu, ale dzieciaki - takie 2,5 tygodniowe - zostały.

Nawoływania nie pomogły, wabienie także. Podjęto decyzję, że maluchy spędzą noc w bezpiecznej, ciepłej budce, żeby przywołać mamę. Nie przyszła, więc w sobotę całą siódemkę rozdzielono do domów tymczasowych. Do mnie trafiło dwóch chłopaków.


Dostałam kociaki wraz z mlekiem w proszku, butelką i klatką. Dorzuciłam maskotkę, butelkę z gorącą wodą udającą ciepłą mamę i podjęłam się obowiązku dbania o pełne brzuchy i socjalizacji.

W sobotę głównie piszczały. Postawione na wykładzinie zamierały, a gdy tylko spróbowały zrobić krok, rozjeżdżały im się łapki. Czołgały się i piszczały, a mimo maleńkich ciałek robiły to tak donośnie, że zarówno koty, jak i Sara, schowały się w łazience.

Oczywiście, próbowały przytulać się do psa, ona jednak spoglądała na mnie z przeprosinami w oczach i delikatnie wstawała odsuwając się z zasięgu kocich łapek.


Nakarmione, odsiusiane, wtuliły się w koc i zasnęły. Obudziły mnie koło północy, ale piszczenie ustało, gdy tylko ponownie napełniły się brzuchy, a maleńtasy zapadły w sen.

W niedzielę zaczęły widzieć już jakby coś więcej niż tylko mglisty zarys przedmiotów i postaci i choć bure kociątko wciąż miało kłopot, żeby trafić łapką do pyszczka, to czarny kot już umiał sobie wylizać wnętrze łapki. Jadły z dzikim apetytem i coraz śmielej eksplorowały pokój, piszcząc rozpaczliwie w chwili, w której zawędrowały tam, gdzie ich zdaniem świat się kończył. Reagowały na głos i powolutku, acz uparcie drepcząc przywędrowywały do mnie jakby zdziwione, że się im udało.


W poniedziałek bałam się, że w dzień będą płakały z głodu. Zastałam je smacznie śpiące, wtulone w siebie i oczywiście mocno spragnione mleka. Nakarmione, zaniosłam do kuwety, której kompletnie nie pojęły i puściłam wolno, żeby sobie wędrowały. A na noc kolejny dawka jedzenia, ciepła woda w butelce zawinięta w koc - spaliśmy do rana.


We wtorek zweryfikowałam swoje obawy o to, że zostawione w domu same, płaczą. Musiałam je koło 10, przed wyjściem do pracy obudzić i nakarmić nieco na siłę, bo wiedziałam, że wrócę dopiero wieczorem. W trakcie dnia okazała się jednak rzecz niebywała - mama kociaków przyszła do schroniska. Wolontariuszki umieściły ją, wraz z rodzeństwem moich podopiecznych, w mieszkaniu jednej z nich.


Sisi i Nusia nie wykazały zainteresowania opieką nad małymi. Nusia początkowo syczała na nie, a później zdarzyło jej się, ukradkiem, nieco wstydliwie, raz czy drugi polizać po łepetynkach, ale nie rwała się do niańczenia. Sisi podobnie - owszem polizała, krzywdy nie zrobiła, ale generalnie wolała, żeby maluchy trzymały się z daleka. Gdy się zbliżały, majestatycznie odchodziła.


Wczoraj popołudniu kociaki trafiły pod opiekę mamy. Gdy skończy je karmić, zostanie wysterylizowana i objęta adopcją. Maluchy trafią ponownie do mnie i dlatego już dziś ogłaszam, że szukam im domu.


Boreasz - uwielbiający przytulanie, odważny, dzielnie kroczący przez świat. Mruczy obłędnie głośno, słucha uważnie tego, co się do niego mówi, a na piersi nosi przepiękny biały krawat.


Loki - natura filozofa, spokojny, spoglądający na świat z lekką zadumą i zdziwieniem. Swoim zaskakująco wzorzystym umaszczeniem budziłby zazdrość niejednego projektanta. Krucha czułość i ufność.

Będę wdzięczna za Waszą pomoc w ogłaszaniu kociaków. Znajdźmy im najlepszy dom na świecie:)

P.S. Zaczytałam się ostatnio w książkach Anety Jadowskiej i stąd imiona kociaków.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Katarzyna Berenika Miszczuk. Tajemnica Dąbrówki

Katarzyna Berenika Miszczuk, bazując na swoich doświadczeniach z pisaniem o świecie pełnym słowiańskich bóstw, wkracza w literaturę dziecięcą. Wkroczyła właściwie książką "Tajemnica domu w Bielinach", bo ta, prezentowana przeze mnie powieść, opisująca rodzinę Lipowskich jest kontynuacją wspomnianej powyżej. I mamy otóż mamę z czwórką dzieci, która zamieszkuje wspólnie z ciotką zmagającą się z chorobą Alzhaimera w Bielinach. Wsi, o której nawet mieszkańców mówią z lekkim przekąsem - "bo wiadomo jak to u nas". Owo "u nas" oznacza bowiem tajemnicze zjawiska, niemniej tajemnicze postaci i świat nie do końca taki jaki znany jest nam powszechnie. Jest on dzielony z domownikami, biedami, błędnymi ognikami i innymi stworzeniami, o których - z dużym zapałem - czyta w Bestiariuszu ośmioletnia Tosia. Jej mama wpadła na straszny, zdaniem dziewczynki pomysł. Szuka niani, która zajmie się nią (prawie dorosłą nią!) i maleńką Dąbrówką. Tosia robi wszystko, by odstraszyć k