Marian Keyes. Arbuz.

Marian Keyes. Arbuz.


Wydane przez
Wydawnictwo Zysk i S-ka

Claire rodzi swoje pierwsze dziecko w towarzystwie męża. I gdy już trafia do sali poporodowej od ukochanego słyszy "Odchodzę". Trudno znaleźć mniej właściwy moment, prawda? Zapłakana młoda matka przy pomocy przyjaciół pakuje dobytek i wraca do rodzinnego domu, do Dublina.

Marian Kayes stworzyła dość realistyczny portret  rodziny. Trzy znacznie różniące się od siebie siostry, rodzice, którzy bez względu na wiek dzieci, wciąż przejmują się ich losem, przyjaciele rodziny i wiarołomny mąż tworzą bogatą galerię postaci. 

Odrobina ironii i samokrytyki, szczerość, którą chwilami można nazwać nadszczerością, sprawiły, że obserwacja przemian zachodzących w bohaterce okazała się przyjemnym spotkaniem z fikcją literacką.
Przewodnik po filozofii umysłu. Red. Marcin Miłkowski, Robert Poczobut.

Przewodnik po filozofii umysłu. Red. Marcin Miłkowski, Robert Poczobut.


Wydane przez
Wydawnictwo WAM


Napisanie przewodnika po filozofii umysłu to zadanie bardzo ambitne i, tak mi się przynajmniej wydaje, trudne. Owa trudność bierze się z tego, o czym we „Wprowadzeniu” Marcin Miłkowski i Robert Poczobut napisali tak:
Biorąc pod uwagę brak zgody wśród filozofów co do tego, czym jest filozofia (istnieje wiele koncepcji), nie należy oczekiwać innej sytuacji w wypadku filozofii umysłu. Zwolennicy różnych koncepcji filozofii będą w różny sposób pojmować metody i zadania filozofii umysłu oraz inaczej oceniać jej związki z kognitywistyką (zależnie od podejścia – jako po- żądane, szkodliwe bądź nieistotne). Z tą różnorodnością ujęć po prostu musimy nauczyć się żyć. [s. 13]
„Wprowadzenie”, którego fragment, podobnie jak spis treści, można przeczytać na stronie Wydawnictwa, jest znakomitą zapowiedzią tego, o czym traktuje ta książka. Mnie najbardziej zainteresował rozdział zatytułowany "Świadomość, samoświadomość, jaźń". W pierwszym tekście rozdziału (Świadomość. Wprowadzenie do współczesnych dyskusji) Andrzej Klawiter jako motto przytacza słowa Thomasa Nagela, autora słynnego tekstu „Jak to jest być nietoperzem?”:
Nieuwzględnienie świadomości czyni problem umysł – ciało zdecydowanie mniej interesującym. Uwzględnienie świadomości sprawia, że wydaje się on beznadziejny. [s. 353]
Sentencja Nagela jest dowcipna, a jednocześnie oddaje istotę sprawy – problem umysłu jest trudny, ale jest problemem istotnym. Wystarczy uświadomić sobie to, co w swoim tekście („Jaźń i tożsamość osobowa”) stwierdził Józef Bremer, mianowicie, że w aspekcie etycznym i prawnym wszelkie osądzanie oraz nagradzanie działań osoby zakłada jej ścisłą tożsamość w okresach życia. [s. 427]

Książka jest pracą zbiorową, zawiera artykuły referujące najnowsze osiągnięcia filozofii umysłu, przy czym należy pamiętać, że dzisiaj filozofia nie może obejść się bez uwzględnienia wyników badań wielu różnych dyscyplin; takie jest moje zdanie :-)

Tom jest znakomicie opracowany. Po każdym artykule umieszczono bibliografię podzieloną na szczegółowe kwestie. Mamy też indeks osób, bardzo precyzyjny indeks rzeczowy, a także notatki o wszystkich autorach.

„Przewodnik po filozofii umysłu” to druga książka, po „Przewodniku po metafizyce”, którą studiuję i która wydana została w serii „Przewodniki po filozofii”; obydwa tomy są równie smaczne :-)
Wojciech

Wojciech

  • Waży 3,50 kg.
  • W sobotę, podczas wizyty na szczepienie, nie dał się posłuchać, bo burczał.
  • Ma ogon o długości (mierzone w prędkości, więc może być błędnie) 29 cm.
  • Znalazł szczelinę w siatce balkonowej i przez nią próbował przejść do sąsiadów i powędrować w nieznane. Szczelina mieści się pod sufitem balkonu.
  • Uwielbia łazienkę. Towarzyszy nam w niej codziennie.











P.S. Wiem, że te zdjęcia są prawie takie same. Ale nie umiałam zdecydować, które są najładniejsze:-)
Maeve Haran. Mieć wszystko.

Maeve Haran. Mieć wszystko.

Wydane przez
Wydawnictwo Graph Media Film

Liz Ward jest kierownikiem działu publicystyki telewizyjnej stacji Metro oraz - co bardzo istotne - żoną i matką.

Początek lat dziewięćdziesiątych, w których osadzona jest fabuła powieści, to czas w jakim mówiono kobietom, by walczyły o spełnienie zawodowe, by nie dawały się, jak wcześniej, spychać na margines i zamykać się w czterech ścianach domu. Niestety, nie mówiono równocześnie tego, że spełnienie zawodowe nie jest - jak uczy bolesna historia Liz Ward, tożsame z spełnieniem rodzinnym i matczynym.

Powieść Maeve Haran jest ciekawa z punktu widzenia socjologii i feminizmu. Autorce udało się w udany sposób zaprezentować wątpliwości targające kobietą, którą próbuje się realizować z pracy, a jednocześnie chce pozostać dobrą matką i żoną.

Autorka napisała powieść na tyle interesującą, że choć dylematy bohaterki nie są mi bliskie, to doceniam ich znaczenie w życiu wielu kobiet.

P.S. Zdjęcie stąd.
Eva Rice. Utracona sztuka dochowywania tajemnic.

Eva Rice. Utracona sztuka dochowywania tajemnic.


Wydane przez
Wydawnictwo Philip Wilson

Cóż za urocza lektura! Lata pięćdziesiąte w Anglii, podupadający zamek, rodzina, której życie - mimo, iż u progu finansowej ruiny - toczy się wokół spotkań z przyjaciółmi, bywania w towarzystwie, nowych, modnych strojów.

Szczególnie ważny wydaje się temat, który główna bohaterka podejmuje kilkakrotnie, choć raczej do marginalizując z pozycji nastolatki. Matka Penelopy Wallace była młodą, trzydziestokilkuletnią, piękną kobietą. Trudno, przynajmniej w opinii Penelopy, było jej pogodzić się z tym, że córka dorasta, że to na niej ogniskuje się zainteresowanie mężczyzn. Jednocześnie Penelopa czuje się zagrożona urodą matki, co z pewnością nie pomaga osiemnastolatce w realnym ocenianiu siebie.

Tematyką, która mimo mojej abnegacji muzycznej, zainteresowała mnie równo mocno jak zagadnienie powyższe, były zmiany gustów muzycznych młodych Anglików. W interesujący sposób Autorka pokazała wkraczanie rock and rolla na Wyspy. Ciekawą rolę w odkrywaniu przez Penelopę i jej brata, Ingo, muzyki amerykańskiej odegrał nikomu wówczas nieznany Elvis Presley.

Anglia powojenna to świat już miniony. Cudownie było jednak przenieść się w dawniejsze czasy dzięki takiemu opisowi:
Londyn lśnił cały świeżo po ulewach, na czeremchach rosnących wzdłuż Cresbourne Grove pojawiły się pierwsze pączki, a w Whiteleyu właśnie zmieniono wystawy, na których pysznił się teraz komplet do picia lemoniady z kruszarką do lodu, wielkie plastikowe torby plażowe w wesołych kolorach oraz przenośne odbiorniki radiowe Roberts. [s. 280]
Eva Rice zabiera czytelników w podróż w czasie. Bardzo udaną podróż.

P.S. To kolejna książka z akcji - co warto czytać latem. Dziękuję za tę polecankę:-)
Magdalena Kozak. Paskuda & CO.

Magdalena Kozak. Paskuda & CO.

Wydane przez
Wydawnictwo Fabryka Słów

Najnowsza książka Magdaleny Kozak to lektura, której trudno nie polubić. Niesztampowi, mimo oparcia fabuły na ponadczasowych wzorcach, bohaterowie, wcale nie nudna, choć pozornie monotonna, akcja powieści oraz humor i wielka miłość potraktowana także z przymrużeniem oka zapewnią nam udana rozrywkę podczas lektury.

Wieżę otoczoną polami, lasami i bagnami z rozkazu Księcia ( i by zrealizować wymogi tradycji) zamieszkuje Księżniczka, córka Najmiłościwszego. Zamieszkuje czekając na męża. Dostępu do Księżniczki broni groźna  smoczyca i nie mniej groźny strażnik. Brzmi znajomo?

Tu jednak Autorka nie podążą utartymi, baśniowymi, szlakami  ale radośnie i z przytupem rozpoczyna zabawę konwencją.
Księżniczka nie wytrzymała. Najpierw uderzeniem lewej ręki zdecydowanie odtrąciła na zewnątrz wyciągniętą ku niej dłoń, po czym, gdy miała już otwarte pole działania, wyprowadziła potężny prawy prosty. Cios trafił idealnie w szczękę, zaskoczony delikwent zachwiał się, Księżniczka dołożyła jeszcze uderzenie lewej pięści w żołądek, po czym skończyła atak bezlitosnym kopnięciem w krocze. Chłop zgiął się i padł na ziemię. [s.29]

Dalej jest równie mocno, a to, co wydaje się oczywistymi rozwiązaniami - wszak znamy baśnie o uwięzionych księżniczkach - przestaje być oczywiste.

Emocje wśród bohaterów wybuchają i, przynajmniej chwilami, przejmują kontrolę nad ich czynami. Marzenia nabierają szansy na to, by nie być już marzeniami i by się urzeczywistnić, a obserwowanie tego,  jak Autorka bawi się postaciami  (Zielone Demony i Czarni Mściciele) pozwala na wyjątkowy relaks.

To moje pierwsze spotkanie z twórczością Magdaleny Kozak i obiecuję sobie, że nie będzie ostatnim. Wiem, że w innych książkach Autorki raczej nie spotkam Pasi, ale i tak uważam, iż warto spróbować stylu Magdaleny Kozak.
Joshua M. Greene. Sprawiedliwość w Dachau. Opowieść o procesach nazistów.

Joshua M. Greene. Sprawiedliwość w Dachau. Opowieść o procesach nazistów.


Wydane przez
Wydawnictwo Świat Książki


Wczoraj powiesiłam notkę o książce Gilberta, a dzisiaj będzie o książce Joshuy M. Greena. Długo czytałam te dwa tomy; najpierw Proces norymberski, a później Sprawiedliwość w Dachau. Przez jakiś czas czytałam książki równolegle.

Green napisał o procesach zbrodniarzy zawiadujących obozami koncentracyjnymi w Dachau, Mauthausen, Flossenbürgu orz Buchenwaldzie. Książka w dużym stopniu opiera się na archiwum, które zostawił William Denson, amerykański prokurator wojskowy, który podczas procesów w Dachau był głównym oskarżycielem. Denson zostawił ponad trzydzieści tysięcy kart, na których były zapisane jego notatki, stenogramy z procesów, listy oficerów SS i więźniów obozów; archiwum zawierało też kilometry mikrofilmów, fotografie, artykuły prasowe oraz inne artefakty.

Green podkreśla, że procesy w Dachau różniły się w sposób istotny od najsławniejszego procesu, tego w Norymberdze:
W Norymberdze oskarżonymi byli twórcy nazistowskiej polityki: przywódcy, którzy kreślili i popierali plany wojenne Hitlera, jak również jego „ostateczne rozwiązanie”, systematyczną eksterminację europejskich Żydów. Najbliżsi współpracownicy Hitlera nigdy jednak nie brali broni do ręki. To w Dachau, sto kilometrów dalej na południe, na terenie dawnego obozu koncentracyjnego, sądzono ludzi za to, że osobiście dopuszczali się okrucieństw i morderstw, kierując się nie względami polityki rządowej, lecz własną pogardą dla ludzkiego życia. (s. 13)
Dzieło Greena to nie tylko ważny dokument o procesach w Dachau, ale też znakomicie opowiedziana historia Densona, który, jak pisze Green, przed Dachau miał do czynienia z typowym przekraczaniem norm cywilizowanego zachowania ludzkiego. Teraz miał wkroczyć w świat niecywilizowany, świat poza granicami normalnego zachowania. (s. 40)

Wielkim dramatem Densona było to, co władze amerykańskie, kierując się motywami politycznymi, zrobiły w kwestii wyroków zasądzonych na procesach w Dachau. Powołano mianowicie wojskowe komisje rewizyjne, które pisały rekomendacje zatwierdzenia, złagodzenia lub uchylenia werdyktów sądów. Ostateczną decyzję podejmował generał Lucius D. Clay, który zredukował wysokość wielu wyroków; niektóre decyzje Claya były w powszechnej opinii skandaliczne, jak choćby zredukowanie wyroku dożywocia do zaledwie czterech lat więzienia dla Ilse Koch, zwanej Wiedźmą z Buchenwaldu.

To, co w sprawie wyroków na mordercach uczyniono z powodów politycznych, Green nazywa plamą na historii amerykańskiej jurysprudencji.
Dzielenie poduszki

Dzielenie poduszki

Gusia, jak już pisałam, wykazuje ostatnio duże zainteresowanie tym, by dzielić ze mną poduszkę. W miniony weekend przeszła samą siebie:-) Najwyraźniej kotka uznała, że w tygodniu wciąż jestem zajęta, że w dni wolne jest zbyt duża konkurencja w zabieganiu o uwagę i pieszczoty. Atak czułości przeprowadziła nocą, a w zasadzie nocami.

Na czym polega taki atak? Gusia przychodzi podczas mojego snu i delikatnie wchodzi na poduszkę. Krąży po niej i po mnie, zaczyta burczeć, liże mnie po powiekach i rękach, a gdy już się odsunę układa się wygodnie na poduszce. Za chwilę wstaje i układa się jeszcze raz. I znów... I znów... Gdy już właściwe miejsce i pozycja zostaną ustalone Gusia zapada w mocny sen. Na tyle mocny, że po mojej pobudce nadal zostaje na poduszce.

Najciekawszy w tym wszystkim jest kontekst "historyczny". Gusia trafiła do naszego domu z "łatką" dzikiego dzikusa. Od pierwszej nocy spała z nami, choć do dziś warczy groźnie, gdy bierzemy ją na ręce, głaszczemy wbrew jej woli, czy robimy cokolwiek na co ona nie ma ochoty. Gusia w wyraźny sposób informuje nas o swoich potrzebach - drapie nas po nogach, gdy jest głodna - więc i w przypadku deficytu czułości znalazła sposób na to, by wyegzekwować od nas uwagę, pieszczoty i bliskość.

I niech nikt nie mówi, że koty nie są inteligentne:-)
G.M. Gilbert. Dziennik norymberski.

G.M. Gilbert. Dziennik norymberski.


Wydane przez
Wydawnictwo Świat Książki


Tytuł książki wiernie oddaje to, czym książka jest; ta książka to dziennik prowadzony przez Gustave’a Marka Gilberta, który podczas procesu norymberskiego był więziennym psychologiem.

Gilbert miał codzienny, możliwie najbliższy, kontakt ze wszystkimi oskarżonymi. Rozmawiał z nimi w sali sądowej, w stołówce i w celach. Wszystkie te rozmowy zapisywał i z tych zapisków powstała książka.

"Dziennik norymberski" Gilberta,  to, w pewnym sensie,  książka podobna do „Z zimną krwią” Trumana Capote’go. Podkreślam – w pewnym sensie. Chodzi o to, że tak Gilbert, jak Capote, opisują prawdziwe wydarzenia i dają portrety zbrodniarzy. Czy te portrety są ważne? Portrety naszkicowane przez Capote’go i Gilberta – czy one są ważne? Moim zdaniem tak, są ważne.

W recenzji zamieszczonej na okładce Michał Nogaś pisze:
Gilbert kreśli portrety nazistowskich zbrodniarzy, sądzonych w Norymberdze. Przez kilka miesięcy obcuje ze Złem w najczystszej postaci.
I tak się zastanawiam, czy Gilbert rzeczywiście obcuje ze Złem w najczystszej postaci. Moim zdaniem nie jest tak, jak utrzymuje Nogaś; moim zdaniem Gilbert nie obcuje ze Złem, tylko z ludźmi – z Göringiem, Hessem, Jodlem, Ribbentropem i pozostałymi oskarżonymi. Czy ci ludzie byli Złem w najczystszej postaci? Po mojemu nie, tu żadnej nadzwyczajnej metafizyki nie trzeba; to byli po prostu ludzie.

Hans Frank, generalny gubernator okupowanych terytoriów Polski, w oświadczeniu z 3 października 1939 roku tak opisał swoją wizje polityki wobec Polski:
Polska powinna być traktowana jako kolonia; Polacy staną się niewolnikami Wielkoniemieckiej Rzeszy (s. 498)
A później, przez kilka lat, zrobił to, co zrobił, a jeszcze później, jak sam twierdził, nawrócił się na katolicyzm. No i tak mówił do Gilberta:
Tak, wiele rzeczy stało się dla mnie jasnych w samotności tej celi. Proces nie odbywa się ani tu, ani tam, ale cóż to za spektakl ironii losu i sprawiedliwości bożej! Wie pan, tu odbywa się kara boska, która jest znacznie bardziej niszczycielska w swojej ironii niż jakakolwiek kara dotąd wymyślona przez człowieka! Hitler reprezentował na ziemi zło i uznawał, że nie ma władzy większej niż jego własna. Bóg obserwował tę bandę bezbożników nadymających się swoją żałosną władzą, a potem, w lekceważeniu i rozbawieniu, po prostu strącił ich na bok. Powiadam panu, lekceważący śmiech Boga jest straszliwszy niż jakakolwiek ludzka żądzą zemsty! (s. 30)

Lekceważący śmiech Boga jest straszliwszy niż jakakolwiek ludzka żądzą zemsty! Mocne zdanie. Aż strach pomyśleć, że Bóg może się śmiać w sposób lekceważący. Nie wiem, czy może. I bardzo możliwe, że Frank nie miał zielonego pojęcia o Bogu, ale to nie jest istotne. Istotne jest to, że Frank, jak się wydaje, dużo wiedział o ludziach. Tak mi się wydaje – że wiedział.
Marcin Pałasz. Elfie, gdzie jesteś?!

Marcin Pałasz. Elfie, gdzie jesteś?!



Wydane przez
Wydawnictwo Skrzat

Już podczas czytania pierwszej części przygód Elfa żałowałam, że nie mogę od razu sięgnąć po kontynuację. Nadszedł jednak czas na to, bym mogła spotkać się z Dużym, Młodym i przede wszystkim Elfem.

Spotkanie ze spacerującymi kaktusami, święto przyjaźni z Elfem, wścibska sąsiadka i zapowiedź podróży nad morze, która kończy się w zupełnie innym niż zakładano miejscu i w zupełnie innych niż planowano nastrojach.

Posiadanie psa to odpowiedzialność. Spacery, odpowiednie jedzenie, dbałość o zdrowie i bezpieczeństwo czworonoga. Posiadanie psa to również radość. Radość na widok psiego uśmiechu, wesoło merdającego ogona, niesamowitych pomysłów na to, co można ciekawego zrobić wspólnie ze swoim człowiekiem.

Wartość książek Marcina Pałasza zawiera się w umiejętnym pokazaniu związku człowieka ze zwierzęciem. Autorowi udaje się w przekonujący i pozbawiony moralizatorstwa sposób opisać odpowiedzialność i radość, podkreślić to, co wiedzą wszyscy psiarze - pies to przyjaciel.

Marcin Pałasz wiodąc swoich bohaterów przez blaski i cienie wspólnego życia, niejako mimochodem, wyjaśnia wiele ważnych kwestii. A to, że lepiej nie zostawiać psa z zepsutą pralką, a to, że psy powinno się chipować, a do ich obroży przyczepiać adresówki, a, to, że pies doskonale wyczuwa nastrój człowieka, że jest mądry, że ma uczucia, że myśli.

Czasami podczas rozmów z osobami, które nie miały nigdy styczności ze zwierzętami słyszę od nich dziwne teorie na temat czworonogów. O funkcjonowaniu kierowanym tylko instynktami, czy o naturze drapieżnika, która zawsze dojdzie do głosu. A później czytam książki beletrystyczne i naukowe, które zadają kłam mitom i dziwię się głosom słyszanych podczas rozmów.

Cieszę się, że postały książki o Elfie. Stanowią idealne ogniwo między wczesnodziecięcymi lekturami traktującymi o zwierzętach, a poważnymi, popularnonaukowymi lub naukowymi, publikacjami. Serdecznie polecam lekturę historii Elfa młodszym i starszym. Nie tylko tym, którzy już wiedzą, że lubią zwierzęta.
Za 1 PLN

Za 1 PLN

Wczoraj uświadomiliśmy sobie, że gdy braliśmy Sisi z komórki w B., to zapłaciliśmy za nią (żeby zdrowa była) 1 zł. Wyobrażacie sobie? Tyle szczęścia za złotówkę?





 :-)
Wolfram Eilenberger. Co Finowie mają w głowie.

Wolfram Eilenberger. Co Finowie mają w głowie.

Wydane przez
Wydawnictwo Dolnośląskie

Bardzo lubię serię podróżniczą Wydawnictwa Dolnośląskiego i z radością zobaczyłam na bibliotecznej półce kolejną książkę z charakterystycznym logo. Radość moja była tym większa, że książka opisywać miała północny rejon Europy.

Opowieść o Finach i Finlandii Wolfram Eilenberger konstruuje w oparciu o własny związek z Finką. Zakochał się w kobiecie z mroźnej Finlandii i swoją miłość, zauroczenie człowiekiem próbuje poszerzyć na tyle, by pokochać, zauroczyć się krajem. Opisując czasami żałosne, a czasami zabawne próby oswojenia niemieckiej duszy w fińskim otoczeniu Autor udanie pokazuje jak trudne jest zrozumienie innej nacji niż ta, w której się wychowywaliśmy.

Czy wiecie kiedy mówimy fiński, a kiedy finlandzki? Dlaczego Finowie nie cenią ludzi, którzy często wymieniają samochody ze starszych na nowsze? Czy kobiety w Finlandii nie czują się źle jeśli ich koleżanka/koleżanki maja na sobie ubranie z takim samym motywem? Kiedy woda w jeziorze jest za zimna, by w niej pływać?

Na te pytania znajdziecie odpowiedz w książce. Znajdziecie tam też odpowiedzi na te pytania, których nawet nie byliście w stanie sobie zadać. Mnie zafascynowało to, że w Finlandii nie ma czegoś takiego jak metryki urodzenia, a wszystkie dokumenty osobiste istnieją jako pliki, które zawsze można sobie wydrukować.

Nieco przeszkadzała mi formuła jaką stosował Eilenberger w opisywaniu Finlandii; za duży nacisk, w moim odczuciu, Autor kładł na relacje żony i swoje. Mimo tego, w książce znalazłam sporo interesujących informacji i tak naprawdę te "perełki" stanowią o tym, że książka mi się spodobała.
Dimiter Inkow, Justyna Mahboob. Sto pociech z Klarą.

Dimiter Inkow, Justyna Mahboob. Sto pociech z Klarą.

Wydane przez
Wydawnictwo Tatarak

Gdybym miała glosować na najzabawniejszą książkę dla dzieci w 2012 roku bez wahania wybrałabym Sto pociech z Klarą

Po dwóch poprzednich tomach zastanawiałam się, czy trzeci ma jeszcze szansę mnie czymś zaskoczyć i rozbawić. Już po kilku stronach byłabym gotowa odwołać wszystkie wątpliwości, gdyby nie było to niemożliwe ze względu na gwałtowne napady śmiechu i chichotu. Klara i jej brat to w zasadzie dzieci jak każde inne - z nieograniczoną wyobraźnią i czarującą skłonnością do płatania figli. Różnią się tylko tym, że ich wyobraźnia jest nieograniczona ponad normę, a figle to ich drugie ja. 

Zarówno ja, jak i Helena (lat 5) możemy czytać "Sto pociech...." w kółko, to nasz hit numer jeden, od kilku miesięcy wciąż na liście przebojów. Jak szukać złotówki, żeby znaleźć ich wiele, czy modlitwa o dzidziusia okaże się skuteczna, na czym polegają ćwiczenia w lataniu - to tylko przedsmak tego, co czeka na Was w książce. 

Warto, warto, po stokroć warto. Obiecuję, że zarówno Wy, jak i Wasze dzieci będziecie się świetnie bawić - a o to w czytaniu między innymi chodzi, prawda?

Izabela, mama Heleny

Monika Wittmann. Maszyny i pojazdy. W remizie strażackiej

Monika Wittmann. Maszyny i pojazdy. W remizie strażackiej


Wydane przez
Wydawnictwo Media Rodzina

Na półkach w księgarni można znaleźć kolejne książki z serii Mądra Mysz wydawnictwa Media Rodzina. Mądrą Mysz można kupować w zasadzie w ciemno - każda z książeczek z serii jest doskonale napisana i zilustrowana. 

Maszyny i pojazdy. W remizie strażackiej to idealna książka dla tych, których fascynuje zawód strażaka. A w związku z tym, że i ja należę do tej licznej grupy, książeczkę czytałam z ogromną przyjemnością. Odwiedziny w remizie strażackiej są pokazane bardzo dokładnie i wyczerpująco i każdy, kto był choć raz w remizie strażackiej będzie pod wrażeniem wierności opisów i ilustracji. Tomek, który jest strażakiem, opowiada małemu Florianowi o swojej pracy, pokazuje mu specjalistyczny sprzęt i cierpliwie odpowiada na wszystkie pytania. Wiedzieliście, że strażacki rozpylacz turbinowy ma moc równą dwóm myśliwcom? W książeczce znajdziecie jeszcze więcej interesujących faktów. 

Biorąc pod uwagę, że każda Mądra Mysz kosztuje 7,90 zł, nie trudno jest uznać tę kwotę za jedną z lepszych inwestycji w budżecie na dziecięce wydatki. Prezentowy pewniak!

Izabela, mama Heleny


Niedzielnik nr 38

Niedzielnik nr 38

Nie zdążyłam w czasie Tygodnia Zakazanych Książek przeczytać tego, co założyłam. Owszem, dziś skończyłam Kinga, ale na lekturę czekają 451 Fahrenheita i Przeminęło z wiatrem. Nieco wydłużone godziny pracy, chęć złapania jesiennego słońca i wyjątkowo udana seria filmów (o których za chwilę) spowolniły czytanie.

W tym miesiącu planuję przeczytanie książek Mikołaja Łozińskiego oraz tych, które zadeklarowałam w e-PIK-owym wyzwaniu. Poza tym, oczywiście, dochodzą wszystkie książki, które zainteresują mnie po Waszych polecankach, te, na które natknę się w bibliotekach i ostatni tom serii o Mitford. Próbuję dyscyplinować się takim planowaniem, ale wiem, że moje czytelnicze ścieżki nie zawsze trzymają się planów. A jak jest u Was? Czytacie co Wam pod rękę wpadnie, czy skrupulatnie wybieracie lektury na dany miesiąc?

W minionym tygodniu trafiłam na wyjątkowo dobre filmy. Zaczęło się w środę od Wallandera produkcji BBC. Należę do tych miłośniczek ekranizacji powieści Mankella, które wersję angielską lubią bardzo, a wersji szwedzkiej nie mogą oglądać. Czwartek od kilku tygodni to dla mnie dzień na oglądanie wyjątkowo dobrze zrealizowanego serialu produkcji polskiej. Paradoks z Bogusławem Lindą nieco niebezpiecznie pokazuje, że nie zawsze da się działać zgodnie z prawem, że życie nie jest czarno-białe, bo miewa różne odcienie szarości. W piątek obejrzałam film polecany przez Szyszkę i przyznam, że dawno się już tak nie śmiałam... Zgon na pogrzebie to kwintesencja brytyjskiego humoru. Wczorajszy wieczór spędziłam w XVI wieku, obserwując umacnianie się władzy Elżbiety I. Jak widzicie, wyjątkowo brytyjskie i wyjątkowo filmowe dni za mną :-)

Cieszę się, że jest jesień. Lubię dni słoneczne, żółte liście, zapach ziemi, poranne mgły. Lubię, bo jesienią w bibliotekach jest mnóstwo spotkań autorskich, bo w miejscach promujących kulturę dzieje się wiele i to rzeczy ciekawych. Lubię, bo jesienią jest dużo ciekawych książek. A Wy z jakich powodów lubicie jesień?

Wiatr zawiewa liście...

Wiatr zawiewa liście...

... a to rzecz, która cieszy. Szczególnie Wojtusia. Oczywiście nie jest to jedyna rzecz, która wzbudza w nim entuzjazm. Zauważyliście, że u małych kotów zachwyt światem następuje jakoś szybciej niż u dużych, że o ludziach nie wspomnę? Liść przyniesiony na balkon, nowy - duży - kwiat w domu, własny lub siostrzany ogon, nowa umiejętność (o tak, Wojtek nauczył się wskakiwać na szafki kuchenne), ciepły koc, gotowane żółtko i wiele innych rzeczy, które sprawiają, że ruchy kociaka stają się weselsze...

Nowy kwiat cieszy nie tylko Wojtka. Duszka polubiła spać pod nim. Zostawiła ukochaną czerwoną podusię, koszyk przy kaloryferze i układa się na dywaniku. Chyba muszę i tam zrobić jej jakieś przyjazne legowisko, skoro tak polubiła zielone nad głową. A w innym temacie: Duszce zdarza się zwracać pokarm. Najczęściej po tym jak zje zbyt łapczywie lub za dużo. Ostatnio nad ranem obudził mnie charakterystyczny głos Duszkowego pozbywania się zawartości żołądka. Jakież było moje szczęście, gdy okazało się, że Duszka pozbyła się w ten sposób kłaczków.

Nusia ma niebywałą zdolność. Działa usypiająco na tych, którzy zwabieni białą, mięciutką sierścią idą się przytulić do kota. Haracz za przytulanie trzeba zapłacić: Nusia pucuje czoło delikwenta, a później... Już przez sen wczołgałam się pod koc. I tak przez cały weekend :-) Rytuały Nusi nadają codzienności wyjątkowego smaku. W nocy czuję gdy zapiera się o moje nogi, by wygodnie spać, nad ranem idzie postukać lustrem, by oznajmić, że już jest głodna, przychodzi do łazienki po głaski, a po posiłkach zasiada przed drzwiami balkonowymi, by poprosić o wypuszczenie na spacer.

Gusia od długiego już czasu przychodzi co rano, by ułożyć się na mojej poduszce. Kilka miesięcy temu zaczęliśmy spać na poduszkach wypełnionych orkiszowymi plewami. Mamy takie my i każda z kotem. I co? No i Gusia najbardziej lubię tę, na której śpię ja. Niemalże każdego ranka krąży koło mojej głowy, rozpycha się, liże mnie po rękach, mruczy zachęcająco, omiata ogonem tak długo, aż zdecyduję się podzielić z nią poduszkę. Wówczas układa się niczym zadowolona pantera i zostaje w łóżku nawet wówczas, gdy ja już je opuszczam.

Sisi. Z jednej strony najbardziej niezależna, z drugiej - kot, który przytula, ugniata, dopomina się, bardzo zdecydowanie, czułości. Z nadejściem chłodniejszych dni jest bliżej nas, częściej nam towarzyszy i jednocześnie wyraźniej zaznacza swoją osobowość. Nie, Sisi, nie będzie jadła wtedy, gdy reszta kotów. Owszem, posmakuje tego, co ma w miseczce, ale czym prędzej odchodzi, by wrócić w wybranym przez siebie czasie.

Ostatnio nie robię zdjęć, ale jest jedno. Świętowaliśmy moje urodziny i Wojtuś koniecznie chciał sprawdzić cóż dostałam:
Copyright © Prowincjonalna nauczycielka , Blogger