Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2017

Ewelina Tondys. Habit zamiast szminki, czyli zakonnice zabierają głos.

Wybór życia zakonnego to jest cięcie na żywym organizmie. [s. 290] Rozmowy Eweliny Tondys z czternastoma Siostrami zakonnymi reprezentującymi różne zgromadzenia, z rozmaitymi doświadczeniami życiowymi, w różnym wieku, to fascynująca podróż przez współczesną obecność kobiet w Kościele. Nagle patrzę na człowieka i wiem, że już się spotkaliśmy. To jest jedyna rzecz, która nam nie zginie. Wierzę, że niebo będzie odkurzaniem tych śladów i dopełnieniem wszystkich relacji. [s.281] Wartością zbiorów z wywiadami są zawsze ludzie zaproszeni do rozmów, ale i pytania jakie są im stawiane. Ewelina Tondys unika schematów, wchodzi w interesujące wymiany zdań, dopytuje z szacunkiem do rozmówcy o sprawy czasami niełatwe, ale obrośnięte mitami, którym autorka i jej rozmówczynie mówią pas . To, czego dzięki pytaniom możemy się dowiedzieć daje do myślenia, skłania do refleksji. Siostry mówią o powołaniu - o sile przekonania, którego nie dało się zakwestionować. Opowiadają o drogach jakie prze

Niedzielnik nr 65

Kilka dni temu usłyszałam w porannej audycji radiowej pytanie o to, czy da się współcześnie żyć bez telefonu i Internetu. Jeśli jesteście stałymi czytelnikami Niedzielnika to wiecie, że taką próbę podjęłam i okazało się, że prawie się da. Przerwę w życiu bez Internetu musiałam zrobić wtedy, gdy uświadomiłam sobie, że zapomniałam ustawić zlecenie stałe na czynsz i gdy - już pod koniec dwutygodniowej wędrówki - musiałam sprawdzić połączenia na powrót do domu. Telefon, Nokia bez możliwości korzystania z sieci, milczał przez większość czasu, kilka razy jedynie dawałam znać do domu, że dotarłam do kolejnego punktu podróży. Dało się. Nie czułam potrzeby sprawdzania tego, co w internetowych zakamarkach świata piszczy. Nie sprawdzałam co chwila wyświetlacza telefonu szukając na nim wiadomości. Żyłam, chłonęłam rzeczywistość wokół mnie, bez internetowego filtra i wniosek ma z tego oświadczenia taki, że warto raz na jakiś czas zrobić sobie taki odpoczynek od bodźców. Czemu o tym

Mateusz Wysocki. Las zabaw.

Przepiękne, poetyckie zalecenia związane z tym, co robić warto w lesie, ilustrowane przez Agatę Królak, to najnowsza książka Wydawnictwa Czerwony Konik. Najnowsza i jak każda wcześniejsza - wydana ze smakiem i pomysłem na to, by najmłodszych czytelnikom dostarczyć dobrej, wysmakowanej tekstowo i graficznie lektury. Piętnaście zdań typu: wspinaj się na gałęzie , skacz w stertę liści , rozpoznawaj zapachy  uzupełniane są na dwojaki sposób. Po pierwsze poetyckimi frazami, po drugie - informacjami o funkcjonowaniu leśnej przyrody, konkretnymi, botanicznymi, które - dopasowane do percepcji i wieku czytelników - pozwalają poszerzać wiedzę. Integralną część książki stanowi mapa zachęcająca do zanurzenia się z nią po pas w las . To również zadania, miejsce na dorysowanie własnych zdobyczy leśnych, zanotowanie refleksji ze spaceru. Można ją później - taka ubarwioną przez czytelników - zawiesić na ścianie, przyozdobić nią pokój. Mamy wiosnę, za chwilę lato i mnóstwo okazji do teg

Agnieszka Tyszka. Zosia z ulicy Kociej w ciekawych czasach.

Jak wiecie, bardzo lubię rezolutną Zosię i jej najmilszą słowotwórczo siostrę Manię, powołane do życia na kartach powieści Agnieszki Tyszki. Z wielką przyjemnością obserwowałam dorastanie dziewczynek, zmieniające się relacje rodzinne i szkolne, kibicowałam każdemu z bohaterów serii. Ucieszyłam się zatem kolejnym tomem, choć im bardziej go czytałam, w tym większe pomieszanie wpadałam. Dlaczego? Zosia jest w szóstej klasie i dowiaduje się, że gimnazja są w likwidacji, więc będzie uczyła się nadal w swojej szkole. Jednak według zasad i programów, których nikt nie zna i nikt nie wie jak mają wyglądać. Wiadomo jedynie, że sklepik znowu zapełni się czipsami i napojami gazowanymi, a panie w stołówce już nie będą musiały chować (...) soli i cukru . [s.167] Mania jest uczennicą klasy pierwszej, ma nauczycielkę, która ewidentnie nie nadaje się do tego, by pracować z dziećmi i 10 koleżanek, co smuci dziewczynkę, gdyż jako jedyna jest nieparzysta. Zbliżają się czterdzieste urodziny taty, wuj

Konrad Kruczkowski.Halo Tato. Reportaże o dobrym ojcostwie.

Przyznaję, że na blog Konrada Kruczkowskiego zajrzałam po raz pierwszy dopiero niedawno, a to za przyczyną wywiadu z Katarzyną Bondą. Z ciekawością przywitałam wydane niemalże przed chwilą reportaże na temat, o którym na szczęście robi się coraz głośniej - o ojcostwie. Sześć reportaży, dwa wywiady, felieton córki jednego z ojców przedstawionych w książce. Każdy z tekstów zabiera czytelników w odrębny świat jego bohaterów, a wszystkie razem pokazują, że choć może każdy nieco inaczej rozumie kim jest dobry ojciec i czym jest dobre ojcostwo, to są pewne elementy, które spajają te wizje i pozwalają stworzyć coś na kształt nieformalnego kodeksu dobrego ojca. Przedstawieni w reportażach Konrada Kruczkowskiego ojcowie są ojcami, którym się chce, którym zależy, mimo, że czasami ich ojcostwo wydaje się być trudniejsze od ojcostwa innych mężczyzn.  Halo Tato przeczytałam z dużym zainteresowaniem. Badania przytoczone w książce pokazują, że ojcowie w przytłaczającej liczbie rodzi

Boreasz i Loki

W piątek wolontariusze i pracownicy schroniska zauważyli karton. W środku, kiepsko - jak się okazało - zabezpieczonego pudełka, była kocia mama i siódemka jej dzieci. Kocica uciekła w chwili podnoszenia kartonu, ale dzieciaki - takie 2,5 tygodniowe - zostały. Nawoływania nie pomogły, wabienie także. Podjęto decyzję, że maluchy spędzą noc w bezpiecznej, ciepłej budce, żeby przywołać mamę. Nie przyszła, więc w sobotę całą siódemkę rozdzielono do domów tymczasowych. Do mnie trafiło dwóch chłopaków. Dostałam kociaki wraz z mlekiem w proszku, butelką i klatką. Dorzuciłam maskotkę, butelkę z gorącą wodą udającą ciepłą mamę i podjęłam się obowiązku dbania o pełne brzuchy i socjalizacji. W sobotę głównie piszczały. Postawione na wykładzinie zamierały, a gdy tylko spróbowały zrobić krok, rozjeżdżały im się łapki. Czołgały się i piszczały, a mimo maleńkich ciałek robiły to tak donośnie, że zarówno koty, jak i Sara, schowały się w łazience. Oczywiście, próbowały przytulać się d

Bonnie-Sue Hitchcock. Zapach domów innych ludzi.

Opowieść rozgrywająca się na Alasce. Debiut literacki. Okładka. To trzy powody, dla których zdecydowałam się przeczytać Zapach domów innych ludzi . I cieszę się, że to zrobiłam. Czworo młodych ludzi. Każdy z nich u progu życia zadaje sobie pytania o to kim jest, w kim ma wsparcie, co go czeka w przyszłości i - choć to może dość zaskakujące pytanie - za kogo jest odpowiedzialny.  Szukają miłości, akceptacji rodziny i przyjaciół, możliwości realizacji swoich pasji, bezpieczeństwa. Uciekają, ulegają naciskom starszych, poddają się decyzjom innych, a jednak walczą o siebie nawet w chwilach, w których brakuje im sił. Zapach domów innych ludzi to historia pełna urody. Bo choć wiele w niej tego, co mroczne, to młodość bohaterów daje nadzieję, stwarza szansę do tego, by dojrzeć pozytywy w przyszłości i w tym, że gdy jest się wśród osób bliskich można odmienić swój los. Autorka w losy Ruth, Dory, Alyce i Hanka wplata także wątki tradycji alaskańskich oraz stereotypów rasowy

Natasza Socha. Zula i porwanie Kropka.

Lubię "dorosłe" książki Nataszy Sochy i gdy okazało się, że napisała książkę dla młodszych czytelników, z przyjemnością po nią sięgnęłam. Zula, czyli Zuzanna, jest córką lekarzy. Efekt tego taki, że kiedy rodzice postanawiają wyjechać do Afryki, by tam służyć swoimi umiejętnościami medycznymi, dziewczynka musi przeprowadzić się do sióstr mamy. Sióstr, których - dodajmy - nie zna i co do których ma mieszane uczucia. Bo jakże traktować ciotki, których imiona brzmią Hela i Mela? Jednak w Poziomkowie okazuje się być bardzo przyjemnie. Pokój dziewczynki wygląda jak pokój z jej marzeń, rudy kot - dotychczas mocno bezpański - postanawia obdarzyć Zulę zaufaniem i przyjaźnią, a spotkany w drodze do szkoły Kajtek okazuje się być niezłym kolegą. W chwili, w której do tych dwojga dołącza także Maks, a Zula odkrywa w sobie przedziwne, bo magiczne, umiejętności (najbardziej zachwyciła mnie zdolność rozumienia zwierzęcej mowy), małe miasteczko okazuje się być niemalże rajską kra

Emily Barr. Jedyne wspomnienie Flory Banks.

Flora Banks ma 17 lat, popisane ręce, pudełko pod łóżkiem wypełnione notatkami i przyjaciółkę Paige, którą zna od czasów przedszkolnych. Ma również starszego brata mieszkającego we Francji i troskliwych rodziców. Do tego dość normalnego poziomu codzienności trzeba dodać coś, co w znacznym stopniu utrudnia życie Flory i bliskich jej osób; dziewczyna ma amnezję następczą. Flora zapomina. Zapomina kim jest, ile ma lat, co się wydarzyło wczoraj, czy o poranku. Nie rozpoznaje ludzi, zapomina kim jest, ma kłopoty z trafieniem tam, gdzie chce.  W życiu Flory wydarza się przedziwna rzecz. Dziewczyna uczestniczy w imprezie zorganizowanej na pożegnanie wyjeżdżającego Drake'a, chłopaka Paige. Gdy postanawia opuścić spotkanie, trafia nad morze i tam, na plaży, przy wtórze szumu fal, całuje się z Drake'm. I następnego dnia pamięta o tym. Nie zapomina, a świadomość owego pocałunku towarzyszy jej przez kolejne dni. Zaczyna wymieniać maile z chłopakiem, który wyjechał na Svalbard.

Aneta Jadowska. Akuszer Bogów.

Uświadomiłam sobie, że mimo tego, iż przeczytałam całą serię o Dorze Wilk oraz pozostałe książki Anety Jadowskiej, to nie wspomniałam o nich zbyt wiele na blogu. Postanowiłam się zrehabilitować, tym bardziej, że Akuszer Bogów nastroił mnie refleksyjnie. Nikita, której imię rodzinne brzmi Erynia, wyrusza na północ by odkryć tajemnice rodzinne. Towarzyszy jej Robin, partner zawodowy, którego - jak sama ogłasza i ku zdumieniu innych - jeszcze nie zabiła. Okazuje się, że po drugiej stronie morza czekają na nich przyjaciele przyjaciela, którzy mają pomóc w wyprawie, a sama obecność Nikity w tej cześć świata, w której koegzystencja magii i jej braku przebiega pokojowo, bez zakłóceń i stanowi normę, wiele dziewczynie daje. W tym wiedzę o sobie samej. Być może jest tak, że Akuszer Bogów powstał jako tom bardziej niż wcześniejsze nasączony przemyśleniami głównej bohaterki na temat relacji z innymi, człowieczeństwa, istoty tego co w nas dobre i złe. Dopuszczam jednak i taką możliwo

Rupi Kaur. Mleko i miód.

Przyznaję - z poezją mam kontakt sporadyczny. Postanowiłam to zmienić, o czym poniżej, a zmianę zapoczątkować chcę głośnym ostatnio tomem poezji Rupi Kaur. Uwierzcie mi - to doskonałe wiersze do tego, by się przekonać, że poezja jest wszędzie. Wiersze, refleksje wyrażone w sposób poetycki, Autorka podzieliła na cztery etapy: cierpienie, kochanie, zrywanie, gojenie. W każdym z nich sytuują się wydarzenia z życia kobiety - takie, które odcisnęły na niej piętno, które jednocześnie stanowią jej codzienność i niezwykłość. Frazy Rupi Kaur opowiadają o kobietach. O tym jak mężczyźni uważają się za tych, którzy mogą rządzić kobiecym życiem i ciałem. O tym, jak wykorzystuje się kobiety, o braku ojców, nadmiernym zainteresowaniu wujków i kuzynów. O czymś, czego oświadczała sama, ale czego - jak jest świadoma - doświadczają setki kobiet na całym świecie. Rupi Kaur ubiera w słowa to, o czym wiele kobiet myśli, ale nie umie tego powiedzieć. Lub nie umie tego powiedzieć w tak pi