Cuda wianki

W domu kociarzy spotkacie najróżniejsze rzeczy. Oczywistości, czyli kuwety, miski i legowiska. Są też parapetniki, półki zamocowane na ścianach niby to na książki, czy kwiatki, a przecież wiadomo, że na kota, miski, dzbanki, czy kufle, z których koty pijają, jakieś zabawki. 

Są również rzeczy, które na pierwszy rzut oka - szczególnie oka nie doświadczonego z obcowaniu z mruczącymi domownikami - z kotami się nie kojarzą. Jakie? Kartony różnej wielkości, z powycinanymi bądź nie dziurami w strategicznych miejscach. Koce, kocyki, poduchy i poduszeczki. Piłki, w tym te najukochańsze, do ping ponga. Kasztany, żołędzie, orzechy. Linki i sznury porozwlekane po całym domu. Koty używają także szalików i rękawic - moja Nusia uwielbia się nimi opatulić, a później je lizać. W zaprzyjaźnionym domu koty lubią patyczki do uszu; pod czujnym okiem człowieczym noszą je i chowają pod szafkami. Świetne są też laptopy - można się na nich usadowić (albo jak człowiek się mocno uprze - obok nich) i zaspokoić swoją kocią potrzebę przebywania w cieple. 

Chyba najbardziej kuriozalnym przykładem rzeczy ściśle związane z kocimi potrzebami jest u nas piłka, stara, nieco zużyta piłka do ręcznej. Nie, koty w nią nie grają. Piłka leży między drzwiami kuchennymi, a ścianą i spełnia rolę odbijacza. Sisi ma zapędy, żeby mnie budzić poprzez drapanie w lustro lub stukanie drzwiami o ścianę. Piłka ze swojej roli wywiązuje się znakomicie, chyba, że ktoś czterołapny postanowi ją zza drzwi wyciągnąć.

Oczywiście, widziałam wczoraj wieczorem, że piłka opuściła swoje miejsce. Ale uznałam, że skoro leży tam tak długo, to przecież NIKT nie będzie pamiętał, że skoro jej nie ma, to można ponownie budzić mnie uderzając drzwiami o ścianę sypialni. A jednak - Sisi pamiętała... O 4 nad ranem. A piłka w tym czasie została już zaturlana gdzieś daleko i nie miałam siły jej szukać.
Przedświąteczne porządki

Przedświąteczne porządki

Dziś jest specyficzny dzień. Od kilku dni myślimy tylko o wigilijnym wieczorze, w myślach przepowiadamy sobie listę rzeczy do kupienia i zrobienia, zastanawiamy się, czy wszystko już jest, by zacząć świętować. Odhaczamy - umyte okna, wyprasowane sukienki, zapakowane prezenty, upieczone makowce i ulepione pierogi. No i jeszcze ustrojona choinka, świąteczne radio brzęczące w tle i opłatek na przykrytym śnieżnobiałym obrusem stole. 

Przed świętami robimy to, co wygląda ładnie i co sprzyja temu, żeby nasze mieszkanie wyglądało czysto i porządnie. Zmieniamy firanki, obrusy, pościele, przeglądamy różne szpargały i wyrzucamy te niepotrzebne, robimy czystkę w księgozbiorach, szafach i oddajemy to, co nam zbędne. Niektórzy od szpitali oddają seniorów rodzin, inni wyrzucają z samochodów psy lub, co gorsza, uwiązują je do drzew podczas spaceru. Są i tacy, którzy w ramach pozbywania się kłopotów pod schroniska w kartonach, reklamówkach, transporterkach przynoszą koty. Bo może o jeden raz za dużo zainteresowały się błyszczącą bombką na choince lub postanowiły posmakować karpia w galarecie?

Nie wiem czemu Gusia w Wigilię 2007 roku trafiła za schroniskowe kraty. Ważne jest, że trafiła. Zdziczała z nerwów została wzięta za chłopaka i nadano jej imię Wilguś. Gdy okazało się, że to jednak dziewczynka, zmienione jej imię na Wilgusia. Zmiana imienia niewiele zmieniła w pozostałych elementach sytuacji. Gusia z wygodnego, domowego posłania trafiła do klatki, w której ze strachu atakowała ręce człowieka sprzątające kuwetę, czy podającego jedzenie. Syczała, gryzła, a stres robił swoje - matowiała jej sierść, chudła; a że nie było chętnych do tego, by dać dom dzikusowi, to - bez człowieka - dziwaczała coraz bardziej, niemalże z godziny na godzinę.


Dziś, w ten specyficzny dzień, którym zaczynamy świętować Narodziny Chrystusa, życzę zwierzętom, by nie były porzucane. By każde z nich miało swoją poduszkę, pełną miskę, ciepłą dłoń życzliwego i troskliwego człowieka. Aby stały się Ważne, by w naszych ludzkich myślach przestały być "rzeczą", a stały się członkiem rodziny, by ich obecność nadawała naszemu życiu sens.

Wy również przyjmijcie życzenia.
Niedzielnik z wyzwaniami

Niedzielnik z wyzwaniami


Koniec roku sprzyja podsumowaniom i snuciu planów na rok nadchodzący. W Sieci pojawiają się coraz to nowe wyzwania czytelnicze, porady jak dotrzymać noworocznych postanowień, jak zadbać o swój komfort psychiczny już na etapie planowania, itd. Wśród różnych propozycji jest i ta, z której postanowiłam skorzystać.



KassWarz, autorka bloga "Achy i ochy z książką" namawia do przeczytania 12 książek, które zalegają nasze półki od dawna, które kiedyś chcieliśmy przeczytać, a po które - z niewiadomych przyczyn - do dziś nie sięgnęliśmy. Proste prawda? Trzeba tylko wybrać, pamiętać z początkiem każdego nowego miesiąca o książce na najbliższe dni i już. Zapewne realizacja, szczególnie w drugiej połowie roku, będzie znacznie trudniejsze niż napisanie powyższych słów, ale nie należy się zrażać - gdy przyłączymy się do wyzwania znajdziemy się wśród tych, którzy, podobnie jak my, będą mieli momenty zwątpienia i razem udzielimy sobie wsparcia.

Póki co wybrałam książki, które będę czytała przez najbliższe 12 miesięcy i za chwilę zrobię odpowiednią adnotację na stronie z wyzwaniami czytelniczymi.



A skoro o wyzwaniach - pamiętacie o "Znalezione pod choinką"? Odkryłam podczas ostatniej wizyty w bibliotece dwie nowe książki o tematyce świątecznej i zamierzam odnotować ich lekturę na wyzwaniowym blogu.

A na koniec niedzielnika - zastanawialiście się kiedyś jak uczynić najbliższy rok swojego życia najszczęśliwszym z dotychczas przeżytych? Tu znajdziecie podpowiedź :-)
W grudniu, wczesnym wieczorem...

W grudniu, wczesnym wieczorem...

Tuż obok łóżka rozlega się chrapanie Sary. Na kołdrze zawinięta w kłębek śpi Nusia. Tuż obok, w koszyku, Gusia, na drapaku Wojtuś. A Sisi... Sisi w łazience, na koszu na pranie, blisko kaloryfera. W przedpokoju świąteczne lampki, w tle radio jazzowe z Nowego Orleanu, a pod ręką dobra herbata. Prawda, że sielanka?

Piotruś pojechał do nowego domu w minioną niedzielę. Zamieszkał z kilkumiesięczną koteczką, chętną do zabaw i szaleństw. Ponoć już się dogadują.



U nas spokojnie. Sisi przez chwilę męczyły dolegliwości żołądkowe, ale już jest wszystko dobrze. Ostatnie dwa tygodnie spędziłam poza pracą, więc miałam nieco więcej czasu i dla siebie, i przede wszystkim dla zwierzaków. Więcej spacerów i to spacerów w blasku dnia, więcej czasu na myzianie, ale też obcinanie pazurków, czyszczenie uszu i czesanie. 

Lubię te wieczorne posapywanie zwierzyńca, moment, w którym wiem, że jest dobrze, zdrowo i bezpiecznie. Grudzień, jak chyba żaden inny miesiąc w roku, sprzyja tęsknotom za takim stanem. Zbliżające się Boże Narodzenia skłania ku refleksji i myśleniu o tych, których już z nami nie ma. Ale o nich kiedy indziej, jeszcze nie dziś... Dziś cieszmy się byciem ze sobą w takim gronie w jakim jesteśmy. I myślmy o tym, jak uczynić świąteczne dni specjalnymi także dla zwierzyńca.
M. H. Clark. Najdłuższa noc., M. i C. H. Clark. Przybierz swój dom ostrokrzewem.

M. H. Clark. Najdłuższa noc., M. i C. H. Clark. Przybierz swój dom ostrokrzewem.



Wydane przez
Wydawnictwo Prószyński i S-ka

"Najdłuższa noc" to historia kobiety, która niewłaściwie ulokowawszy swoje uczucia postanowiła owoc tychże źle zainwestowanych uczuć, nowo narodzoną córeczkę, położyć wraz z wyprawką na schodach kościoła, którego pasterzom ufała. Przedziwny zbieg okoliczności sprawił, że tej samej nocy, której Sondra zostawiła dziecko, do kościoła włamuje się złodziej i oprócz drogocennych kielichów przywłaszcza też sobie porzuconą dziewczynkę.

Niewielka opowiastka, klasyczna w bożonarodzeniowym wydźwięku, do przeczytania w jedno popołudnie. Ale tchnąca nadzieją i wdzięczna w lekturze.

"Przybierz swój dom ostrokrzewem" opowiada o znanej autorce kryminałów i porwaniu, którego dokonano wzorując się na jej powieściach. I znów mamy do czynienia z przedziwnym splotem wydarzeń - główna bohaterka ląduje w szpitalu z unieruchomioną nogą, a porwanym zostaje jej mąż.

Co ciekawe, w obydwu powieściach ważna rolę odgrywa pewna kobieta, która kiedyś zarabiała na życie sprzątaniem, by po wygranej na loterii zająć się, z życzliwością wobec świata równą temu, jaka okazywała wcześniej, amatorskim rozwiązywaniem zagadek kryminalnych.

I tu niestety przytyk do wydawcy - powieści wydano w odstępie roku. I w jednej książce wspomniana bohaterka ma na imię Elwira, w drugiej - Alvirah. 

Ale pomijając to - zgrabne opowiastki, które dobrze się kończą.
Gunilla Bergström. Albert.

Gunilla Bergström. Albert.


Wydane przez
Wydawnictwo Zakamarki

Uświadomiłam sobie, że dotychczas nie pisałam o Albercie, a że chłopiec wart jest poznania, więc i należy napisać o tym rezolutnym kilkulatku.

Albert mieszka z tatą. W zależności od tego, po którą część przygód Alberta sięgniemy, spotkamy chłopca albo pięcioletniego albo sześcioletniego, albo siedmioletniego. Od jego wieku uzależniony jest też przebieg opowieści, z którą mamy okazję się zapoznać.

Albert pięcioletni jest, podczas wizyty u babci, marginalizowany przez starszych kuzynów. A ponieważ chłopcy traktują go jak nic nie rozumiejące dziecko, Albert postanawia to wykorzystać. Co oczywiście nie wychodzi na dobre kuzynom.

Dom, w którym nie ma nikogo dorosłego, to dom pełen duchów? Tak się przynajmniej wydaje Albertowi, który boi się być samemu, boi się iść do piwnicy i przechodzić przez ciemny przedpokój. Na szczęście Tata uczy go rymowanki przepędzającej duchy, które przecież nie istnieją.

Gdy Albert spotyka potwora ma już 6 lat. A potwór pojawia się wtedy, gdy Albert, który - jak dowiemy się z innej części przygód chłopca - nie lubi się bić, uderzył małego chłopca podającego podczas meczu piłki. Albert martwi się, bo chłopiec przestał się pojawiać na podwórku, a potwór pod łóżkiem Alberta staje się coraz straszniejszy i coraz bardziej się panoszy.

Sześciolatki, koledzy przedszkolni Alberta, lubią wyzywać się na pojedynki. I tylko Albert nie chce brać udziału w bijatykach, poddaje się od razu, gdy tylko ktoś próbuje go uderzyć. Czy to oznaka tchórzostwa?

Zbliża się pierwszy dzień nowego roku szkolnego, a dla siedmioletniego Alberta, pierwszy dzień w szkole. Chłopiec robi się podejrzanie spokojny, wyjątkowo grzeczny, a w noc poprzedzającą wizytę w szkole nie może zasnąć. Czy inne dzieci też się denerwują? Czy takich dzieci jest dużo? I czy tylko dzieci się denerwują?

Historie opowiadające o Albercie są krótkie i szalenie trafnie przedstawiają nurtujące dzieci problemy. Oswajanie lęków, upominanie się o uznanie wśród rówieśników i starszych, ocena tego, czym jest odwaga, czy próba uporządkowania własnych emocji to przecież codzienność z jaką zmagają się dorastający, mali ludzie. Ale, jak wiemy, mali ludzie mają nie tylko małe problemy, a te z pewnością pomogą rozwiązać sytuacje, które już na sobie wypróbował Albert.

Polecam:-)
Balsam dla Duszy na Boże Narodzenie.

Balsam dla Duszy na Boże Narodzenie.


Wydane przez
Wydawnictwo Rebis

Nie mam coś szczęścia do tegorocznych lektur. O ile "Najgłupszy anioł" mnie zniesmaczył, to "Balsam dla Duszy..." zesłodził niewyobrażalnie. Ja wiem, że czas Bożego Narodzenia to czas wzruszeń, porywów serca, czy drgnień skłaniających do niesienia pomocy, drgnień, których na próżno oczekiwać w innych porach roku.

Opowiadania zawarte w książce posegregowani wokół cnót: radości, prostoty, miłości, życzliwości, wdzięczności, wiary, zachwytu. Brzmi dobrze, prawda? Ale zawartość...

Po tekstach nadesłanych do książki wyraźnie widać różnice między mentalnością Amerykanów a naszą. Nie mówię, że nie jest to fascynujące, ale w "Balsamie dla Duszy..." szukałam raczej przyjaznych do czytania tekstów niż motywacji do studiów socjologicznych związanych z infantylizmem bożonarodzeniowym mieszkańców USA w opozycji do realizmu ludzi z bloku postsowieckiego.

I tym razem nie umiem zachęcić. Bywa;-)
Marcin Pałasz. Elf i pierwsza gwiazdka.

Marcin Pałasz. Elf i pierwsza gwiazdka.


Wydane przez
Wydawnictwo Skrzat

Czasami myślę o tym, że pisanie serii książek jest jednocześnie łatwe i trudne. Łatwe, bo skoro czytelnicy pokochają bohaterów, polubią ich wady i zalety, poczują się z nimi związani, są im wiele wybaczyć, a może bardziej - wiele wybaczyć Autorowi. Z drugiej strony - szalenie trudne, bo czytelnik znudzony może przestać być czytelnikiem, więc trzeba wytężać umysł, by zawsze zapewnić miłośnikom swojej prozy odpowiednio wysoki poziom, a swoim bohaterom ujmująco atrakcyjne przygody.

Z tego, jakże kłopotliwego położenia, doskonale wychodzi Marcin Pałasz, którego kolejne powieści po pierwsze wzmagają sympatię do Elfa i jego Dużych, a po drugie - nie nudzą, a co więcej - dostarczają uśmiechu, wzbudzają zainteresowanie i co warto podkreślić, wciąż zawierają wyraźną nutę edukacyjną.

Elf nie wie co to śnie i nie wie, co to "święta". Niemniej jednak na wieść o wyjeździe i bliskim spotkaniu z resztą rodziny ludzkiej oraz spotkaniu ze swoją siostrą, tak jak on adoptowaną ze schroniska, cieszy się całym sobą. Ale zanim rodzina Elfa wyruszy w podróż trzeba kupić choinkę, upiec chleb, zabawić się w Mikołaja i spotkać z dawno nie widzianym wujkiem zza dalekiej granicy.

Im bliżej Wigilii tym robi się ciekawej, choć nie oznacza to "weselej". Dzieją się zaskakujące, czasami niezbyt miło pachnące (i nie jest to metafora) rzeczy, a atmosfera z uroczystej zamienia się w lekko zwariowaną.

Gratuluję Marcinowi Pałaszowi kolejnej książki na wysokim poziomie. Cóż - pozostaje jedynie promować adopcje psów ze schronisk; wszak jeden z nich stał się inspiracją do ważnej edukacyjnie serii powieści dla dzieci.
Christopher Moore. Najgłupszy anioł.

Christopher Moore. Najgłupszy anioł.


Wydane przez 
Wydawnictwo MAG

Po lekturze "Najgłupszego anioła" utwierdziłam się w przekonaniu, że czasami moje poczucie humoru jest zupełnie odmienne od amerykańskiego poczucia humoru. I nawet nie chodzi tu o nadwrażliwość związaną z tematyką bożonarodzeniową, którą ewentualnie mogłabym mieć, ale o to, że zombi do mnie nie przemawiają;-)

Niewielkie, z pozoru zwyczajne, miasteczko, w którym mieszkańcy mają swoje obyczaje i przyzwyczajenia, w okresie przedświątecznym odwiedza pilot z zaprzyjaźnionym nietoperzem oraz anioł, zesłaniec Niebios. A, nieco później pojawia się, dość marginalny dla całości historii, psychopatyczny, seryjny, by nie rzec bożonarodzeniowy, morderca. I niby tylko tyle jest nowych postaci, ale i one - a w szczególności anioł - robią sporo zamieszania.

Nauka z powieści Christopher'a Moore'a wynika jedna - Uważaj, czego sobie życzysz, bo jeśli twoje życzenie spełnić się uprze niezbyt rozgarnięty anioł, to może się to źle skończyć.

Do przeczytania, ale bez fajerwerków, a bardziej z ciekawością, cóż jeszcze może się nie udać;-)
Copyright © Prowincjonalna nauczycielka , Blogger