Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2014

Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich

Świętujemy dziś. Świętują pisarze, wydawcy, czytelnicy... Świętuje cały, mam nadzieję, związany z książkami świat. Taki dzień jak dziś idealnie nadaje się do tego, by zastanowić się nad tym jakimi czytelnikami jesteśmy. Ja, najkrócej ujmując, jestem zachłanna, uzależniona, czasami nieuporządkowana, ale nieodwracalnie zakochana w książkach. Portal księgarski Książka.net.pl proponuje dziś zabawę, która pomoże nam uświadomić sobie co z nami i naszym życiem robią książki:-) Podjęłam rękawicę - oto pytania i odpowiedzi: Czytasz więcej niż jedną książkę miesięcznie? Tak.  ..więcej niż jedną książkę tygodniowo? Tak.  ..więcej niż jedną książkę dziennie? Zdarza mi się. Na przykład wczoraj. Czytasz więcej niż jedną książkę naraz? Tak.  ..więcej niż dwie książki naraz? Nie.  ..więcej niż trzy książki naraz? Nie.   Straciłeś/Straciłaś rachubę, ile książek czytasz w tym samym czasie? Nie. Wolisz randkę z książką od randki z nieznajomym/nieznajomą? Umawiam się na randki tylko z męż

Jo Nesbø i Harry Hole

Długo broniłam się przed urokiem prozy Jo Nesbø. Słyszałam wokół zachwyty, a im więcej ich słyszałam, tym bardziej dystansowałam się wobec gromady tych, którzy czytają o Harrym Hole. Lekkie wahanie przeżyłam po obejrzeniu "Łowców głów", choć to przecież inny, niż Hole, bohater, i książka spoza cyklu. Gdy jednak dostałam propozycję, aby wysłuchać powieści "Karaluchy" nagranej w formie słuchowiska, uległam. Uległam i uzależniłam się:-) "Karaluchy" to druga książka z dziesięciu składających się na cykl o Harrym Hole. Zaczęłam swoją przygodę z twórczością Jo Nesbø od niej i już zawsze Harry będzie miał dla mnie urok Borysa Szyca; bo to ten aktor wcielił się w rolę norweskiego policjanta. Na początku trudno było przywyknąć do hałasu miasta towarzyszącego powieściowym postaciom. Gdy już jednak przyzwyczaiłam się i zaczęłam traktować go jak tło, głosy aktorów wybiły się na pierwszy plan. Szczególną przyjemność sprawiało mi słuchanie dialogów Borysa S

Czasami trudno uwierzyć...

Kiedy Zuzanna latem odwiedziła mnie w pracy i pokazała w niewielkim, podobnym z kolorystyki i rozmiaru do zabawki, transporterku swojego nowego tymczasa aż trudno było uwierzyć, że to taki maleńtas. Miał ranę na głowie i uszku, przepiękne ubarwienie i duży strach w oczach. Nie pamiętam kiedy zobaczyłam Jerzyka, wraz z towarzyszącą mu Szczawinką, kolejny raz. Być może dopiero 10 września kiedy kociaki trafiły do nas na czas wakacyjnego wyjazdu swoich Dużych do nas. Szczawinka pierwsza nas sobie oswoiła - Jerzyk wolał przyglądać się z boku i dopiero upewniwszy się, że nic mu z naszej strony nie grozi odważył się do nas przytulać. Malańtasami zajęła się Nusia, choć tak naprawdę najszczęśliwsze były same ze sobą. Ganiały się, odkrywały nowe zapachy, dźwięki spacerując po rozświetlonym słońcem balkonie, odwiedzały nowe dla nich miejsca, polowały na siebie na drapaku.  Kibicowaliśmy wzrastaniu kotków i szukaniu im domu stałego. Gdy już zaszczepione, wysterylizowane, po 7 miesiącach spędzonyc

Odkurzam bloga...

gdyż zakurzył się okrutnie. Czas jakiś temu podjęłam decyzję o tym, by zmienić dział w pracy. Obowiązki inne, codziennie uczę się czegoś nowego, a bywa i tak, że pracuję częściej niż dotychczas. Nie piszę tego, by się skarżyć, ale po to być choć trochę wyjaśnić owo zakurzenie bloga. Zwierzęca codzienność pookładała się na tyle, że koty akceptują psa, a pies koty. Wojtuś nosi na plecach namiocik, a Sara przygląda mu się ze zdumieniem. Nusia urządza pokabrzuszki, czy burczenia tuż przed Sarenkowym nosem. Gusia śpi na mnie, a zbliżającą się Sarę ostrzega syczeniem. Owszem, koty pewnie wolałyby żeby psa nie było, ale nie jest też tak, że dają nam do zrozumienia, że psa sobie nie życzą. Zaczął się sezon balkonowy w pełni. Weekend na szczęście zaszczycił nas ładną pogodą i kociaste, a osobliwie Gusia, zaległy na szafkach łapiąc promienie słońca. Sara z ciepła zadowolona była nieco mniej, ale nieco pozwoliłam jej się zmoczyć w parkowej sadzawce, więc wytrwała. Nawet trochę biegałyśmy :-) Niec

John Bradshaw. Zrozumieć psa. Alexandra Horowitz. Oczami psa.

Wydane przez Wydawnictwo Czarna Owca Kiedy miałam tylko koty, to czytałam o kotach wszystko, co mi wpadło w ręce. Nie czytałam wiele o koniach, psach czy kanarkach :-) Od kiedy w naszej rodzinie jest Sara (a w zasadzie od chwili, w której już wiedziałam, że będzie), najpiękniejsza na świecie mamutka , o psach czytam wszystko, co się da. Książki Bradshawa i Horowitz  przeczytałam dawniej (pomimo tego, że to książki o psach :-) ale ostatnio do nich wróciłam. Lubię przeczytać w książkach to, co już o zwierzętach wiem i to, czego nie wiem. Wydaje się, że o zwierzętach o wiele więcej nie wiem, niż wiem, a zatem przede mną całe stosy książek i życie z naszymi zwierzątkami. Bradshaw i Horowitz to naukowcy, a do tego maja psy; ponadto umieją pisać, więc napisali ciekawe książki. W roku 2012, a mówiąc dokładniej – w Boże Narodzenie 2012 roku - napisałam, że być może tezę o tym, iż antropocentryzm w podejściu do zwierząt jest postawą jak najbardziej błędną, należy uznać za na

Święto Książek dla Dzieci

W naszym domu zawsze były książki. Wzrastałyśmy wraz z siostrą w otoczeniu bajek, baśni, powieści dla nastolatków, czy starszych czytelników. Widziałam czytającego Dziadka, w szufladach szafki należącej do Babci leżały książki w jej rodzimym języku, czytała Mama, a Tata po wypłacie zawsze wracał do domu z torbą pełną książek. Dziś nadal wszyscy czytamy. Nie odżegnujemy się także od literatury kierowanej do najmłodszych czytelników. Czytamy Heli, czytamy zanim zaczniemy czytać Heli, żeby wiedzieć co jej podsunąć. Czytamy też swoje przy Heli, więc najmłodsza w rodzinie wie, że czytanie jest czymś, co robić warto, co robić jest miło. Odwiedzamy także wspólnie targi książki. Wczoraj Hela, przy wsparciu dorosłych, robiła porządki w księgozbiorze. Budujący widok, prawda? Sięgnijcie czasami po książki z dzieciństwa - ucieszą się:-)