Katarzyna Berenika Miszczuk. Tajemnica Dąbrówki

Katarzyna Berenika Miszczuk. Tajemnica Dąbrówki

Katarzyna Berenika Miszczuk, bazując na swoich doświadczeniach z pisaniem o świecie pełnym słowiańskich bóstw, wkracza w literaturę dziecięcą. Wkroczyła właściwie książką "Tajemnica domu w Bielinach", bo ta, prezentowana przeze mnie powieść, opisująca rodzinę Lipowskich jest kontynuacją wspomnianej powyżej.

I mamy otóż mamę z czwórką dzieci, która zamieszkuje wspólnie z ciotką zmagającą się z chorobą Alzhaimera w Bielinach. Wsi, o której nawet mieszkańców mówią z lekkim przekąsem - "bo wiadomo jak to u nas".

Owo "u nas" oznacza bowiem tajemnicze zjawiska, niemniej tajemnicze postaci i świat nie do końca taki jaki znany jest nam powszechnie. Jest on dzielony z domownikami, biedami, błędnymi ognikami i innymi stworzeniami, o których - z dużym zapałem - czyta w Bestiariuszu ośmioletnia Tosia. Jej mama wpadła na straszny, zdaniem dziewczynki pomysł. Szuka niani, która zajmie się nią (prawie dorosłą nią!) i maleńką Dąbrówką. Tosia robi wszystko, by odstraszyć kolejne kandydatki na opiekunki, a gdy jedna z nich nie bacząc na fantazjowanie dziewczynki decyduje się przyjąć pracę, wytacza ciężkie działa podejrzliwości i jęczenia. Czy słusznie?

Wielki plus dla autorki za oswajanie dzieci z mitologią słowiańską. To dość nowy trend w literaturze, ale już solidnie ugruntowany. Cieszy, że autorka (i wydawczyni) uznała, że warto iść tą ścieżką. Podczas lektury myślałam o tym, że książki o rodzinie Lipowskich mogłyby trafić do szkół, jako literatura wyjaśniająca wierzenia słowiańskie, ale z drugiej strony - czy aby na pewno w obecnej sytuacji dla takich treści znajdzie się w szkole miejsce?

Dodatkowym plusem jest staranne wydanie i bajeczne ilustracje Marcoina Minora.


Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie?

Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie.

Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi".

Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe miasta opuścili, pozwala im opowiedzieć historię upadku, a nawet bardziej - zwierzyć się z tego, co z nimi samymi, ich rodzinami i przyjaciółmi owa utrata mozliwości pracy i zarobkowania uczyniła. Podkreśla to, że likwidacja jednej fabryki oznaczała likwidację całej infrastruktury (przedszkoli, domów kultury, łatwości dostępu do lekarzy, kin) oraz wielokrotnie - zamknięcie firm, sklepów, które finansowali pracujący w danej fabryce.

Sporo w "Nie ma i nie będzie" jest indywidualnych losów, poszczególnych ludzkich historii, argumentów z zasłyszenia, z których - jak mam wrażenie - wbrew zamysłom autorki, może być trudno o dobre wnioski naświetlające całość sytuacji i pozwalające na patrzenie w przyszłość z dobrym nastawieniem. To fleszowe obrazowanie obarczone jest też obawą o inny błąd - jednostronności.

Wiem, co robi z miastem zamknięcie instytucji dającej pracę setkom ludzi. Obserwujemy to od kilku lat w zwiększonym stopniu: bo pandemia i wojna. Oczywiście, lata zmian ustrojowych miały szerszy zasięg, a akcje likwidacyjne toczyły całą Polskę. Może wówczas byliśmy bardziej bezbronni?

Takich historii jest w Polsce tysiące. Będę je spisywała, bo ich wysłuchanie jest obowiązkiem nas wszystkich
- pisze autorka, a ja zastanawiam się jaka będzie jej kolejna książka. Czy mimo swoim zapowiedziom we wstępie, pozwoli sobie i nam uwierzyć, że ktoś, gdzieś może odnieść sukces.

Wiesław Myśliwski. W środku jesteśmy baśnią. Mowy i rozmowy.

Wiesław Myśliwski. W środku jesteśmy baśnią. Mowy i rozmowy.

Tom tekstów Wiesława Myśliwskiego w opracowaniu Jerzego Illga ukazał się  z okazji dziewięćdziesiątych urodzin autora. Teksty jakie w nim zdecydowano zamieścić są najczęściej związane z tym, że Myśliwski otrzymywał a to nagrodę, a to tytuł honorowego doktora kolejnej uczelni. Rozmowy obejmują wiele lat wywiadów z znanymi bardziej i mniej badaczami literatury, dziennikarzami, literatami.

Czyta się to cudnie, bo przecież to fraza Wiesława Myśliwskiego. Czyta również z niejakim zmęczeniem wtórnością, bo autor co i rusz pytany jest o to samo i odpowiada tak samo argumentując (czemu w zasadzie się nie dziwię). Widać z tych rozmów, kto z rozmówców i na jakim etapie irytował go najbardziej, ale dostrzec można znużenie powracającymi wątkami i domaganiem się od niego, by wypowiadał się na tematy inne niż własna literatura, odnosił do całości zjawisk literackich (och, tu był srogi) lub twórczości innych pisarzy.

Całość - dla przyjemności obcowania ze słowem Wiesława Myśliwskiego, warta polecenia.

David Sundin, Książka, która nie chciała być czytana. Tłum. Anna Czernow

David Sundin, Książka, która nie chciała być czytana. Tłum. Anna Czernow


Pewnego razu dziecko wybrało książkę, która nie chciała być wybrana. Wzbraniała się przed czytaniem, a że miała bogatą wyobraźnię to zmieniała się w kierownicę, przestawiała litery, przybierała kształt skrzydeł, stawała się gorąca, wszystkie "r" zamieniała w "ł" i stosowała inne uniki. Wiele uników.

Bogactwem tej książki - oprócz jej interaktywności - wymagającej zaangażowania od dziecka i dorosłego, który książkę czyta, są jej ilustracje, zerknijcie.





Ciekawe, czy zabieg literacki, w którym to dziecko ma być inicjatorem poznawania książki, która tego nie chce przynosi dobre efekty. Jak sądzicie?

Krzysztof Żwirski, Sierpień

Krzysztof Żwirski, Sierpień


Doskonale pamiętam, że pokazywałam Wam "Sierpień" Krzysztofa Żwirskiego na IG. Czemu jednak o nim nie napisałam?

Niewielkich rozmiarów książeczka jest zapisem fragmentów podróży wzdłuż wschodniego wybrzeża Bałtyku, po Łotwie i Litwie. Rozprażone sierpniowym słońcem obserwacje świata dostępnego niemalże na wyciągnięcie ręki, a jednak z olbrzymią pieczęcią przeszłych czasów, pozwalają autorowi poczynić teksty - pocztówki, zatrzymać nas słowami i wyobrażeniami o tym, o czym czytamy, na dłużej.

Książkę autor kończy tak:

"Jeśli ktokolwiek poczuł w trakcie czytania, że rozbicie namiotu w odnalezionym przez siebie miejscu dzikim i wcześniej obcym jest tym, czego mógłby właśnie teraz potrzebować, skromne zadanie postawione przez tym tekstem uważam za spełnione".

Do mnie "Sierpień" przemówił. Ciekawe czy i Wy będziecie mieli ochotę powędrować gdzieś w nieznane po tej lekturze.

Polecam.

Adam Robiński, Pałace na wodzie

Adam Robiński, Pałace na wodzie


Kolejny raz dałam się porwać opowieści Adama Robińskiego. Po przeczytaniu książek "Hajstry" i "Kiczery" czekam na historie pisane przez tego autora. Czekam też z innego powodu, ale o tym nieco dalej.

"Pałace na wodzie" to historia bobrów w Polsce. Historia zwierząt, których niegdyś prawie nie było, później stało się ich sporo, a teraz znów zagraża ich istnieniu działalność człowieka. To ukazanie bogactwa jakie daje środowisku życie bobrów i apel o to, abyśmy pozwolili im mieć miejsca do życia, zadbali o wodę, w których mogą tworzyć swoje pałace.

Adam Robiński odwiedził takie miejsca w Polsce, w których żeremia bobrze wydawały się nieprawdopodobieństwem, ale i takie, gdzie ich obecność zdawała się być czymś naturalnym. Przyjrzał się historii fermy bobrzej utworzonej w Zakładzie Doświadczalnym PAN-u w Popielnie, rozmawiał z ludźmi, którzy pamiętają początki opieki nad bobrami i nie zawsze udane próby tejże. Przedstawia nam także artystę, na sztukę którego znaczący wpływ miały bobry.

Autor pisze bogato tworząc nowe słowa: bobrogród, bobrografia, literatura bobrzoznawcza i pisze z szacunkiem do swoich bohaterów. Nie umiem teraz znaleźć fragmentu, by go Wam zacytować, ale gdzieś pojawiło się zdanie o dziecięcych stópkach z błoną pławną między palcami. Nie idzie jednak tropem przytaczanej przez siebie we fragmentach książki Gustawa Dehnela "Zamki na wodzie", w przez siebie pisana historię bobrzych rodzin wkłada zdecydowanie mniej egzaltacji, a więcej namysłu nad negatywnym wpływem ekspansji ludzkiej na przyszłość opisywanych zwierząt i całego środowiska.

"Pałace na wodzie" Adam Robiński zadedykował Arkadiuszowi Szarańcowi, wspomina jego nazwisko także w książce i powód tego wspominania jest piękny (nie powiem jaki, czytajcie). A ja czekam na książki Robińskiego, bo miałam okazję rozmawiać z nim i Arkadiuszem Szarańcem podczas Festiwalu Patrząc na Wschód i to była rozmowa, z której być może nie zapamiętałam wiele słów, ale świetnie zapamiętałam klimat. Doskonale rozumiem zatem estymę jaką Adam Robiński otacza p. Szarańca i tęsknotę (jeśli to moja nadinterpretacja, panie Adamie, to proszę wybaczyć) za nieobecnym już Mistrzem.

Adam Robiński zatrzymał na kartach swojej książki kawałek świata, którego już wkrótce może nie być. Zabrał nas tam, gdzie sami nie dotrzemy, a widziana jego oczyma bobrza rzeczywistość pokazuje nam piękno natury, o którą powinniśmy walczyć.

Agnieszka Jeż, W cieniu góry

Agnieszka Jeż, W cieniu góry

 


Agnieszka Jeż pisząc serię kryminałów, których akcja rozgrywa się na Mazurach, zapoczątkowała nową ścieżkę w swojej twórczości. Ścieżkę najwyraźniej dającą autorce satysfakcję, bo oto mamy kolejny kryminał - tym razem autorka zabiera nas w Beskid Niski.

Wiecie, że miałam jechać do Magurskiego Parku Narodowego na wolontariat? Wszystko było ustalone, ale pandemia 2020 roku pokrzyżowała najróżniejsze plany, także i takie. Po lekturze "W cieniu góry" nabrałam ochoty, by jednak tam pojechać. Tym bardziej, że gdy wędrowałam Głównym Szlakiem Beskidzkim, to Beskid Niski ugościł mnie deszczem.

Ale wróćmy do książki.

Marcin, dziennikarz z Gorlic ma kochankę, z którą spędza upojną noc w chyży teściów. Gdy rano nie zastaje jej w łóżku, wychodzi by jej poszukać i znajduje zamordowaną w strumieniu. Nie był tam jednak pierwszy, co sprawiło, że z miejsca stał się podejrzanym. A jego żona jeszcze bardziej. Znalezienie kolejnego ciała poszerza krąg podejrzanych, a policjant z Dukli coraz wnikliwiej bada powiązania ludzi wśród których są niby sami swoi. Ktoś jednak zabija. Tak w wielkim skrócie opisać można zawiązanie akcji. W wielkim skrócie, bo Agnieszka Jeż zrobiła to obszerniej, z dbałością o szczegóły i związane z charakterystyką bohaterów, i terenu, i realiów społeczno-historycznych.

Poznawałam treść książki w wersji słuchanej i to z pewnością wpłynęło na to, jak ją wchłonęłam - z dużą przyjemnością słuchałam zdań napisanych przez autorkę, dawałam się ponieść wyobraźni malującej okolicę Dukli, Krempnej i zalesionych wzgórz. Powieść zainteresowała mnie nie tylko z powodu zagadki kryminalnej, ale i dla miejsca i społeczności w jakich autorka osadziła akcję.

Dobrze się czyta, spróbujcie :-)


Anna Liminowicz, Zamalowane okna

Anna Liminowicz, Zamalowane okna

                                                      



Przeczytałam tę książkę, by poznać kolejny fragment układanki zwanej historią miejsca, z którym jestem związana. Wsie Perły i Guja, o których opowiada słowem i fotografią autorka leżą niedaleko miasta uważanego przeze mnie za - w przedziwny sposób - rodzinne. Jak mi się podobała książka?

Wyobraźcie sobie, że wędrujecie przez wsie i bezdroża. Wśród bujnej roślinności dostrzegacie dom, który w jakiś specyficzny sposób woła Was do siebie. Podchodzicie bliżej, zaglądacie przez zakurzone okna i dostrzegacie, że w środku domu wszystko wygląda tak, jakby jego mieszkańcy wyszli tylko na chwilę. Krzesła przy stole są z lekka odsunięte, na blacie stołu stoją naczynia, a przy nich gazeta. Gdy przyjrzycie się wnikliwiej dostrzeżecie, że na ścianach jest wilgoć, szafa niebezpiecznie przechyla się w bok, w obiciu krzeseł myszy wygryzły dziurę, a gazeta pożółkła ze starości. Martwe wskazówki zegara urealnią to, że ów dom jest opustoszały od dawna, a to, co widzicie przedstawia historię, której już nikt nie jest ciekawy.

Anna Liminowicz jest. Zajrzała do domów. Obejrzała fotografie. Porozmawiała z ludźmi - potomkami tych, którzy przywiezieni zostali w ramach akcji Wisła. Opowiedziała historię tych, dla których Prusy to był dom, bardzo dobry, nieodległy od ośrodków kulturowych, znaczący dom. Do pewnego czasu.

Nie sposób opowiedzieć szczegółowo o tej książce, ważne jednak by wiedzieć, że autorka oddaje hołd tym, którzy żyli w okolicach Angerburga zachowując ich istnienie od niepamięci.
Wright Thompson, Cena naszych marzeń

Wright Thompson, Cena naszych marzeń


Sięgając po tę książkę myślałam, że autor - znany sportowy dziennikarz - opisuje docieranie na szczyt sławy i koszty jakie się z tym wiążą. Jest jednak inaczej - w książce Wrighta Thompsona obserwujemy tych, którzy już na ów szczyt dotarli, a teraz muszą pogodzić się z tym, że nie mogą na nim pozostać.

Przyznaję - nie wszystkich z opisanych w tej książce sportowców znam, tym bardziej, nie znam niuansów sportów w jakich byli mistrzami. Nie umniejsza to jednak fascynacji tymi postaciami, które dziennikarz opisał w sposób wielowymiarowy, budzący emocje, choć przecież wcale nie emocjonujący.

Wyobraźcie sobie człowieka, który dla wielu był ikoną koszykówki. A teraz (autor pisał to w 2013 r.) ma 50 urodziny, a jego ciało - wagą, sprawnością, zdrowiem - udowadnia mu, że nie może już konkurować z młodszymi od siebie. Wie jak grać, jak się ruszać, co zrobić, by pamięć mięśniowa umożliwiła mu rzut z jakich był znany, ale nie może już tego robić. Frustracja, gniew, poczucie bezsensu i bycia niepotrzebnym, to zapewne ułamek tego, co kłębi się w głowie Michaela Jordana i podobnych mu gwiazd.

Z dużą ciekawością czytałam o Lionelu Messim, który jako trzynastolatek opuścił mamę, rodzeństwo i znane sobie miasteczko w Argentynie, by grać w hiszpańskim klubie. Dorosły, bardzo introwertyczny, wciąż funkcjonuje w rozdarciu: dla Hiszpanów mówiący z argentyńskim akcentem jest obcy, dla Argentyńczyków skoro nie gra u nich, jest obcym chyba jeszcze bardziej.

Choć nie do końca podoba mi się zabieg przywołania Muhammada Aliego skoro nie pisze się w książce o nim, a jedynie o ludziach, którzy z nim walczyli, to rozdział sygnowany jego nazwiskiem pokazał mi najdobitniej ogrom pracy jaki Wright Thompson włożył w napisanie tej książki.

Zawodnik, mistrz, trener. I nagle cisza. Emerytura. Całe życie podporządkowane sportowi. Życie własne, żony, dzieci. Upływ czasu pokazuje, że każdy z nas na pewnym etapie stanie się dla innych przeszłością. Może będziemy wspominani, lepiej lub gorzej, może ktoś - jak było w przypadku bohaterów książki - nazwie naszym nazwiskiem plac, salę, nagrodę, ale tak naprawdę przemijamy i o tym procesie musimy poukładać się sami. Na nowo znaleźć cel i sens. To niełatwe i nie każdemu się udaje.

"Cena naszych marzeń" pokazuje jak trudno jest wrócić z galerii sław do zwykłego życia i jak trudno pogodzić się z tym, że pora ustąpić pola kolejnym mistrzom. Myślę, że - w ogólniejszym pojęciu - to dotyczy każdego z nas.

Polecam.

P.S. Zobaczcie okładki wydań zagranicznych. Która podoba się wam najbardziej?

 
Scott Jurek, Północ

Scott Jurek, Północ


Świetna książka. I nie piszę tego, tylko z powodu rekordu jaki Scott Jurek ustanowił na trasie. Myślę głownie o tym, jak została napisana i na co można w trakcie lektury zwrócić uwagę.

Treść książki to dwugłos. Mówi Scott i mówi jego żona, Jenny. Opowiadają o przygotowaniach (którym nie poświęcili tak wiele czasu, jak zakładali) i o samym pokonywaniu szlaku - on biegnąc, ona stanowiąc zaplecze techniczne. 

Oczywiście, gdy czytamy o pobijaniu rekordu pokonania trasy skupiamy się na tym, który to trasie idzie/biegnie kolekcjonując kolejne kilometry we właściwym czasie. Na jego samopoczuciu fizycznym i psychicznym, kontuzjach, potrzebach. W książce "Północ" jest pokazana też druga strona - rola Jenny, bez której Scott nie pokonałby Szlaku Appalachów.

Na trasie, na szczęście dla ich obydwojga, pojawiali się przyjaciele, ultrabiegacze, ludzie zaprawieni w pokonywaniu długich tras i własnych ograniczeń. Pojawiali się również - i tu zdania między pp. Jurek są podzielone - obserwatorzy, biegacze amatorzy, ludzie, dla których Scott był gwiazdą. Prosili go o autograf, rozmowę, zdjęcie, wspólny bieg, co jemu sprawiało przyjemność, a ja czasami doprowadzało do szału.

Im bliżej było końca lektury, tym bardziej dostrzegałam jak niezwykła więź ich połączyła i jak wiele podczas realizacji planu pokonania Szlaku Appalachów było sytuacji, które mogły znacznie nadwyrężyć ich związek.

Dobrze opowiedziana historia wzajemnego wspierania się w realizacji marzeń. Warto przeczytać :-)

Magdalen Nabb, Śmierć Anglika

Magdalen Nabb, Śmierć Anglika

 


Bardzo się cieszę, że przypadkowo trafiłam na stronę Wydawnictwa Próby. Tym bardziej - że znalazłam na niej kryminał, którego akcja rozgrywa się we Florencji na początku lat 80 XX wieku. Te dwie informacje stanowią o urodzie powieści, choć niewątpliwie - gdyby nie talent Magdalen Nabb - nie byłoby tak pięknej opowieści o Florentczykach.

22 grudnia mało kto myśli o czymś innym niż zbliżające się Boże Narodzenie. Niektórzy, jak sierżant Guarnaccia, szykowali się do wyjazdu w rodzinne strony, inni wyczekiwali chwili, w której będą mogli zakończyć pracę i świętować z gronie najbliższych. I tego oto dnia, karabiniera Bacciego obudził nieustępliwie dzwoniący telefon. Zwiastował śmierć pewnego, niezbyt lubianego nawet w gronie "swoich" Anglika. Lubiany jednak czy nie - zasługiwał na wyjaśnienie powodu, dla którego stracił życie. By wspomóc włoską policję ze Scotland Yardu oddelegowano inspektora i jego podwładnego. Krok po kroku, z niejakimi problemami językowymi, mężczyźni rozpoczęli szukanie tropów zbrodni.

Klimat powieści jest więcej niż przytulny. Wkraczamy za autorką i jej bohaterami do Florencji, przyglądamy się wzajemnym powiązaniom społecznym, przesłuchujemy świadków, sprawdzamy jak bardzo zachowawczy potrafią być Anglicy na służbie i jak zderza się to z florenckim sposobem życia.

Rozwiązanie zagadki prowadzi nas do osoby, która budzi współczucie. I choć to wszak kryminał, w którym dobro powinno być nagradzane, a zło karane, to po lekturze "Śmierci Anglika" zaczynamy zastanawiać się kto tak naprawdę jest winien tego, co się stało, kto był ofiarą.

Polecam gorąco!

 Elif Shafak,  Dziewczynka, która nie lubiła swojego imienia.

Elif Shafak, Dziewczynka, która nie lubiła swojego imienia.


Cudna książka, która opowiada (podobnie jak recenzowana kilka dni temu "Misja Sowy" Tomasza Stawiszyńskiego) o wartościach płynących z czytania. Choć Elif Shafak snuje swoją opowieść w zupełnie inny sposób niż filozof, cel jest taki sam - zachęcenie dzieci do czytania.

Pelargonia uwielbia czytać. Gdy pewnego dnia znajduje przepiękną świecącą kulę, zabiera ją do domu i ukrywa między książkami. Pakuje ją też wyjeżdżając z domu do dziadków i wówczas okazuje się, że owa kula to swoisty rezerwuar energii sprzyjającej kontaktowi ze światem baśni i historii. Pomaga również wyznaczać drogę podczas wędrówki w poszukiwaniu nowych pomysłów.

Dziewczynka spotyka dwoje dzieci, wysłanników tajemnej krainy baśni. Idzie z nimi, a jej obecność dodaje im sił. Na swojej drodze dzieciaki spotykają szereg trudności. I ciekawe jest to, jak Pelargonia i jej książkowi przyjaciele, dokonują wyborów i czego się uczą dzięki nim.

Świetna książka, gorąco polecam!
Adam Kay, Twoja anatomia.

Adam Kay, Twoja anatomia.


Adam Kay napisał książkę objaśniającą funkcjonowanie i budowę ludzkiego organizmu. Zrobił to w sposób prosty, żartobliwy i bardzo trafiajacy do odbiorcy, czyli młodego czytelnika.

Krok po kroku od skóry poprzez krew, mózg, włosy, mięśnie rozmnażanie, drobnoustroje i inne, autor prowadzi zaciekawionych młodych czytelników mówiąc do nich bezpośrednio, podpytując o wiedzę, żartując, kazać wybierać czy informacje które czytają są fałszywe czy prawdziwe, by na końcu dawać właściwe, z punktu widzenia nauk medycznych, odpowiedzi.

By tekst nie nużył, a czytający miał czas na odpoczynek dla oczu i zmysłów poznawczych, wiadomości o anatomii uzupełnione są adekwatnymi ilustracjami. Ale wiecie - nie takimi jak z atlasu medycznego, bardziej takimi jak z komiksu.

Adam Kay znany jest z książek "Będzie bolało" i "Świąteczny dyżur". Jeśli chcecie poznać jego umiejętności w opowiadaniu o ludzkim ciele - koniecznie sięgnijcie po " Twoją anatomię ". I podsuńcie ją młodszym nastolatkom z otoczenia.
Maria Konopnicka, Na jagody.

Maria Konopnicka, Na jagody.

 


Dacie wiarę, że kompletnie nie pamiętałam tego utworu? Nic mi nie świtało, nie wybrzmiewało, nic - kompletnie.

I pewnie nie sięgnęłabym po nowe wydanie, gdyby nie rewelacyjna szata graficzna i świadomość, że przy górskich szlakach o tej porze roku fioletowią się jagody.


Baśniowa opowieść o Janku, który w dniu imienin mamy postanowił sprezentować jej dwa koszyki samodzielnie nazbieranych jagód, to historia o lesie zamieszkanym przez istoty magiczne, życzliwe chłopcu i wspierające jego działanie dobra. To też opowieść o bogactwie natury leśnej, roślinach, owadach i innych żyjących w puszczańskich zaroślach stworzeniach.



Przecudnie wybrzmiewająca rytmem, idealna do głośnego czytania, z ilustracjami cieszącymi oko. Najlepiej czytać zajadając jagody😉

Beata Sarnowska, Koci zaułek. Marzenie Oli / Agnieszka Mielech, Emi i Tajny Klub Superdziewczyn. Kociaki adopciaki.

Beata Sarnowska, Koci zaułek. Marzenie Oli / Agnieszka Mielech, Emi i Tajny Klub Superdziewczyn. Kociaki adopciaki.

 


Przyznaję - skusiły mnie koty w tytule. Byłam ciekawa jak autorki zaprezentują odpowiedzialność związaną z opieka nad nimi. Jaka jest moja opinia? O tym poniżej.

Seria "Koci zaułek" opowiada o czterech przyjaciółkach. Uczące się w piątej klasie Julka, Ola, Lena i Zuzia czas wolny poświęcają na realizację swoich indywidualnych pasji, a także na jedną wspólną - koty. Pomagają starszym wolontariuszom w opiece nad kotami, angażują się w szukanie im domów, a także - jak w przypadku opisanej w powieści awarii - w ratowanie Kociego Zaułka przez zalaniem.

Bohaterką tego tomu serii jest Ola, pasjonująca się tańcem i dla tańca gotowa zrobić wiele. Gdy okazuje się, że jej prezentacja zrobiła wrażenie na mistrzu tańca gromadzącym młode talenty na obóz taneczny, dziewczynę zżera trema. Ma przygotować pokaz, ale mija dzień za dniem i każdy pomysł wydaje się jej zbyt mało oryginalny, zbyt prosty, nieadekwatny do powagi sytuacji i walki o spełnienie marzenia. Znacie to uczucie? Ja doskonale.

Beata Sarnowska podkreśla moc przyjaźni i wsparcia bliskich w realizacji marzeń i planów. Pokazuje, że czasami każdy z nas w siebie wątpi, każdy wydaje się niewystarczający, a wówczas obecność osób, którym na nas zależy jest nieoceniona.

Warto to przesłanie zapamiętać.

* * *

Tajny Klub Superdziewczyn (i jednego chłopaka) to seria licząca ponad dwadzieścia tytułów. Emi i jej przyjaciele spotykają się na tajnych spotkaniach tajnego klubu, by planować realizację różnych rzeczy. Są w środku nich te mniej mądre, prowokowane przez innych, ale też te dobre, przyjazne innym i światu. Do tych ostatnich z pewnością należy niesienie pomocy zwierzętom, a szczególnie kotom.

Podobała mi się idea przedstawienia na łamach książki domu tymczasowego, jego funkcjonowania, blasków i cieni. To coś zupełnie innego niż schronisko czy fundacja, a takie umieszczenie w powieści dla młodszych nastolatek, może przyczynić się do rozpowszechnienia informacji o domach tymczasowych i ich roli w socjalizacji zwierząt. Rozgłosu potrzeba, bo mało jest domów tymczasowych. Autorka podkreśla bardzo mocno znaczenie behawiorysty, czyli znawcy kocich zachowań, tłumacza ułatwiającego poprawną komunikację między ludźmi i zwierzętami. I za to również brawo!

Uwielbiam czytać książki, które oprócz dobrej zabawy i przyjemności wynikającej z czytania, uczą nowych rzeczy.

Tajny Klub Superdziewczyn to dobra droga do poszerzania wiedzy o świecie, ludziach i sobie. Warto się przyłączyć.

Bartłomiej Świderski, Anna na tropie tygrysa.

Bartłomiej Świderski, Anna na tropie tygrysa.


Zaskakujący tytuł, prawda? Treść też - wszak bohaterką historii Bartłomieja Świderskiego jest dziewięcioletnia Anna mieszkająca tuż obok dużego miasta w Polsce. To skąd niby tygrys?

Dziewczynka pochłania książki. Marzy o lesie, przyrodzie, przygodach, niesamowitych wydarzeniach wartych opowieści. Jej tata jest realistą, wystrzega się marzeń, nie pozwala wchodzić do lasu i wciąż powtarza racjonalne argumenty za tym, że życie córki pozbawione fantazjowania będzie lepsze.

W efekcie Anna była czterolistną koniczyną: dziewięciolatka, która wolała księgarnię od cukierni i las od galerii handlowej. /s.11/

I pewnego dnia pojawia się tygrys, Anna wyrusza na wyprawę, a jej tata zmuszony jest pokonać zadawnione lęki i obawy, by wyruszyć na ratunek córce.

Ile warte są marzenia i czy czasami nasza wyobraźnia nie podpowiada nam rozwiązań bardziej optymistycznych niż jest to możliwe?

Na takie pytania odpowiada bohaterką książki, ale oprócz tego wykazuje się wielkim hartem ducha stając w obronie zwierząt zabijanych przez myśliwych. Anna walczy o prawo natury do spokojnego, odwiecznie współgrającego z jej rytmami życia w lesie i nie zakłócanego przez człowieka istnienia. Czy jednak jej walka przyniesie dobry efekt?

Bardzo dobra książka. Tak po prostu. Pokazująca spectrum uczuć dziewczynki i jej taty, nawarstwiające się i ograniczające emocje i to, co świadczy o naszym człowieczeństwa - empatia wobec słabszych.

Polecam!
Tomasz Stawiszyński, Misja Sowy. Tosia, Franek i sekrety filozofii.

Tomasz Stawiszyński, Misja Sowy. Tosia, Franek i sekrety filozofii.

 


Lubię filozofię i z radością witam nieliczne publikacje dla dzieci, które podejmują temat myślenia jako nadrzędnej wartości w życiu człowieka.

Tosia i Franek wraz z rodzicami odwiedzają centrum handlowe. Ludzie w nim pędzą przed siebie, wpatrzenie jednak nie w witryny sklepowe, a telefony - prostokąty w dłoniach zawierające cały świat, w którym chcą się znajdować. Rodzina dzieciaków woli świat analogowy i choć najmłodsi czują się nieco nieswojo rozstawszy się przypadkowo z rodzicami, śmiało wkraczają do Bardzo Dziwnego Sklepu, z wystawy którego mruga do nich pluszowa sowa.

I to jest krok bardzo znaczący.

Sowa opowiada dzieciom o myśleniu i tym, że ludzie zamykający się w świecie wiedzy smartfonowej, pozbawiają się niezależności w osadach, poglądach i opiniach. Buduje przed nimi opozycję tablety/smartfony versus książki i świadome życie. Wyjaśnia obrazowo zabierając dzieci w podróż w przestrzeń, z której wyraźnie widać jak ludzie stają się cyfrowymi zombie. Pokazuje, będące skutkiem czytania, pozytywne zmiany w świecie i namawia, by czytanie, myślenie, poznawanie uczynić priorytetem życiowym. Podkreśla rolę budowania wyobraźni i rozwijania inteligencji emocjonalnej dzięki poznawaniu wielu światowej, które umożliwia czytanie.

"Misja Sowy" to interesująca opowieść o tym, dlaczego warto czytać. O tym, że naszym największym bogactwem jest umysł, a korzystanie z niego i świadome kierowanie zainteresowaniami to cudna życiowa przygoda.

Oskar Kroon, Fakty o tatusiach.

Oskar Kroon, Fakty o tatusiach.

 


"Fakty o tatusiach" to książka wpisująca się w nurt uświadamiający rolę ojców w życiu dziecka i wartość relacji jakie powstają między rodzicem a potomstwem.

O ile dotychczas literatura pełna była mam, tak od pewnego czasu pojawiają się w niej ojcowie. I chwała autorom, którzy pokazują dziecku to, że "Tatusiowie to też ludzie. Żyją i potrafią wyprać wszystkie ubrania. Pilnują czasu i płacą w sklepie".

Ojciec obecny w życiu dziecka częściej niż przy niedzielnym obiedzie i podczas wieczornego rytuału domowego, to wielka zmiana społeczna zachodząca w ostatnich kilkunastu latach. Zmiana wdraża się powoli, acz nieustępliwie i dobrze, że idzie za nią kultura pokazując pozytywne jej aspekty.

Dziecięce spojrzenie na ojca przedstawione w książce "Cała prawda o tatusiach" pozwala dostrzec rzeczy cenne z dziecięcego punktu widzenia, zauważyć wartości zwracające uwagę potomstwa i zachwycić się obrazem więzi jaka uwidacznia się w słowach narratorki opisującej codzienność z tatą.

Monika Utnik. W deszczu, czyli co się dzieje kiedy pada. Po ciemku, czyli co się dzieje w nocy.

Monika Utnik. W deszczu, czyli co się dzieje kiedy pada. Po ciemku, czyli co się dzieje w nocy.

 

Monika Utnik napisała, a Małgosia Piątkowska przecudnie zilustrowała, dwie książki opisujące naturalne zjawiska pogodowe. Bogactwo wiedzy jakim się dzieli autorka jest imponujące, a że robi to prezentując informacje bardzo ciekawie, to nie sposób przejść obok książek obojętnie.

Jak pachnie deszcz? Skąd wiadomo gdzie jest burza? Jak się zachować w jej trakcie? Czy śnieg jest bezpieczny? Co się dzieje na Morzu i jeziorze, gdy wiatr wieje mocno? Czemu panuje susza i gdzie najdotkliwiej się ją odczuwa? Co się dzieje z wodą, gdy panuje powódź. Co pada w przestrzeni kosmicznej, skąd się wzięły kalosze i wycieraczki samochodowe, którzy artyści wykorzystywali motyw deszczu w swoich dziełach? To tylko część pytań, na które odpowiada pierwsza z książek. Druga - o nocy i dniu, jest podobnie wielotematyczna, intrygująca, pokazująca znane nam zjawiska z rozmaitych perspektyw.

"W deszczu... " i " Po ciemku... " to książki do czytania po wielokroć, do poznawania podstaw i zgłębiania tematu, do zachwytów i budzenia dociekliwości. Mają zatem w sobie wszystko to, co powinny mieć dobre książki popularnonaukowe dla młodszych czytelników.

Warto, polecam!

 

Aneta Jadowska. Franek i Finka. Szczwane sztuczki.

Aneta Jadowska. Franek i Finka. Szczwane sztuczki.


Przyznaję - pierwszej części przygód Finki i Franka słuchałam z mieszanymi uczuciami. Trochę nie podobało mi się to, że dzieci zostały postawione w sytuacjach trudnych, czy nawet granicznych, a wokół nich nie było dorosłych gotowych na to, by brać odpowiedzialność. Na drugą część patrzę jednak zupełnie inaczej.

Burza na Rubieżach to coś, co znają doskonale miłośnicy "dorosłej" prozy Anety Jadowskiej. Młodzi bohaterowie książki nie do końca rozumieją w czym ta burza różni się od innych, ale wraz z całą trupą cyrkową chronią się w niegościnnym miasteczku. Gdy kobieta zabrana przez dziadka z bezdroży, okazuje się zupełnie kimś innym niż pierwotnie deklarowała, a jej nastawienie wobec cyrku jest więcej niż negatywne, zaczynają się dziać złe rzeczy. Tak bardzo złe, że cyrkowcy muszą czym prędzej znaleźć kogoś, kto wesprze niedźwiedzia, dziadka Maszy, by ponownie przybrał ludzka postać.

Ileż tu jest ukrytej pod opowiastka fantasty znaczeń i tropów, ile mądrych sugestii, podpowiedzi budujących pozytywną samoocenę. Szczególnie zapadł mi w pamięć troll Jewgienij, który wraz z przyjaciółmi odwiedza rodzinę. No i teraz sobie to wyobraźcie. Trafiacie do domu, w którym zawsze uważano Was za najsłabszego, najbardziej gapowatego, a o Waszych niepowodzeniach krążą anegdoty. I nagle ktoś obok Was mówi "On jest wyjątkowy i bardzo dla nas cenny", a Wasi krewni patrzą że zdumieniem i niedowierzaniem. A potem dzieje się tak, że doświadczają tego, co w Was wyjątkowe i już nie jesteście tym popychadłem, z którego wciąż się śmiano. Prawdziwe, nie sądzicie?

To tylko jedna ze scen uczącą czytelników dobrych rzeczy i wyposażająca ich we wspierające przekonania. Jeśli chcecie poznać ich więcej, sięgnijcie po "Szczwane sztuczki". A ja wrócę do "Cyrku martwych makabresek" - może teraz wyłapię w nim inne rzeczy?
 Christopher Ives, Zen wędrowny.

Christopher Ives, Zen wędrowny.


Jeśli kiedykolwiek trafiliście na książkę, przy czytaniu której co chwila myśleliście "jak ja, to o mnie", to już wiecie jak się czułam podczas lektury książki " Zen wędrowny".

Czytałam ją długo, bo nie mogłam się rozstać. Szkoda mi było dotrzeć do momentu, w którym przewrócę ostatnią stronę i skończę - jak w podróży - wędrowanie wraz z autorem po świecie realnym i duchowym. Te dwa światy, w przekonaniu Christophera Ivesa łączą się i przenikają do naszego życia właśnie podczas niespiesznego poruszania się ścieżkami życia.


Autor obficie sięga do tradycji buddyjskich, choć podkreśla też związki innych religii z mistycyzmem gór. Przybliża to jak łączy się wędrowanie po górach z osiąganiem stanu szczęśliwości i spełnienia. Mówi o tym, co czuje stawiając krok za krokiem po szlaku, ale poświęca uwagę także i temu przedziwnemu stanowi emocjonalnemu, który staje się udziałem tych wszystkich, którzy po dłuższym chodzeniu z plecakiem wracają do domu i przytłacza ich nadmiar. Od prostych porad organizacyjnych, poprzez refleksje związane z bóstwami i ich obecnością w naturze, od socjologicznych uwag, po cytaty z ksiąg nawołujących do poznawania samego siebie w oddaleniu od tego, co rozprasza.

Zauważyłam pewną prawidłowość. Im bardziej zachwyca mnie książka, tym trudniej mi się o niej pisze. Najchętniej cytowałabym ją obficiej niż teraz, bo wiele fraz celuje w emocje i otwiera we mnie poprzymykane drzwi do wspomnień. A jednak - to książka, która w szczególny sposób dotknie tych, którzy rozmiłowali się w chodzeniu i upatrują w nim nie tylko prostego przemieszczania się z punktu A do punktu B, ale też czasu na zajrzenie w głąb siebie.




Taki jest "Zen wędrowny", taki zapadł mi w serce i z takim chcę ruszyć na szlak.
Marta Kisiel, Bazyl i Licho

Marta Kisiel, Bazyl i Licho



Z Targów Książki w Warszawie (tak, tych dawno temu, w maju) wracałam ze zbiorem opowiadań Marty Kisiel. Wracałam także z rotawirusem, co miało pewien wpływ na to, czemu tak późno piszę o tej książce. Przeczytałam, ale nie byłam w stanie poskładać myśli, a potem pochłonęło mnie życie. Na szczęście, trafiłam na akustyczna wersję książki, a gdy tylko jej wysłuchałam, dostrzegłam znaczenia, których nie zauważyłam wcześniej i uznałam, że czym prędzej powinnam Wam o tej książce powiedzieć.


Osiem opowiadań naprzemiennie przedstawiających zdarzenia z życia czorta Bazyla o cudnym kształcie bakłażana i Licha, zasmarkanego anioła stróża. Zasmarkanego, nie z powodu deprecjonowania jego wieku, a z powodu nękającej go alergii.

Bazyl, jak to on, wędruje, wtyka nos (lub włochatego siebie) tam gdzie nie powinien, a potem musi ratować świat i rusałki, daje się zwodzić, popada w zdziwienie z Dziwem i nabawia się kataru, wręcz katarzyska. Ma to wszystko jednak wydźwięk i ekologiczny, i społeczny, no i mocno żartobliwy.

Anioł natomiast w towarzystwie spotkanych stworzeń spędza święta po swojemu, robi furę przetworów na zimę, przekonuje (i to nie tylko siebie), że czasami dobrze jest się ponudzić, bo nuda jest twórcza, a w jednym z opowiadań przeżywa to, co przytłaczająca liczba kobiet w okresie przedświątecznym, kiedy to memach napomina się je, że przy świątecznym stole siada się z powodu nadejścia Jezusa a nie Sanepidu, a pierogi kupione lub podarowane są tak samo ważne jak te ulepione własnoręcznie, samemu, po nocach i do granic zmęczenia.

Jak widzicie - mimo, że tom "Bazyl i Licho" teoretycznie adresowany jest do młodszego czytelnika, to - jak zresztą zawsze w książkach Marty Kisiel, znajdziecie w opowiadaniach przesłania istotne dla czytelników bez podziału na wiek dopuszczalny. Autorka pisze tak, i chwała jej a to, by przy książce odnaleźli się i młodsi, i starsi, by każdemu z nich coś książka powiedziała.

Mnie mówi wiele, czego i Wam życzę.
Pamiętnik z Aniołem Stróżem, tekst i opracowanie Lidia Miś

Pamiętnik z Aniołem Stróżem, tekst i opracowanie Lidia Miś



Dorośli mają do wyboru planery, notatniki z pytaniami pozwalającymi na poznawanie siebie, własnych potrzeb, zapisywanie ważnych dla siebie cytatów, myśli, terminów. Co mają dzieci? Cóż, dla nich rynek planerów czy dzienników jest uboższy niż ten kierowany do dorosłych osób. Ale nie jest pusty. Wśród propozycji znajduje się i ta - Wydawnictwa Dreams - "Pamiętnik z Aniołem Stróżem".


Na poszczególnych kartkach jest miejsce na wpisywanie dnia, miesiąca, roku. Są pytania, zachęty do aktywności, propozycje tego nad czym się warto, kształtując życie religijne, zamyślić. Można pamiętnikowi zwierzyć się z dnia w szkole, przedstawić mu swoje realne lub wymarzone zwierzę, zanotować jakie talenty podarowane przez Boga dostrzegamy w sobie. Propozycji dla młodego człowieka dbającego o rozwój swojej wiary jest mnóstwo. Wypełnianie pamiętnika umilić może, tym, którzy dobrze czują się z kredkami w dłoniach, szansa na spersonalizowanie go poprzez kolorowanie ilustracji.

Jeśli macie w najbliższym otoczeniu dziecko, które przygotowuje się do przyjęcia I komunii lub niedawno ją przyjęło, to "Pamiętnik z Aniołem Stróżem" będzie idealnym wyborem prezentowym.
Liane Moriarty, Niedaleko pada jabłko.

Liane Moriarty, Niedaleko pada jabłko.

 


Ile wiemy o swoich rodzicach? Ile o rodzeństwie? Ile pamiętamy z przeszłości? To pytania, które Liane Moriarty podsuwa swoim bohaterom i nam, czytelnikom, czytającym jej powieść "Niedaleko pada jabłko".

Starsze małżeństwo emerytowanych tenisistów i instruktorów tenisa próbuje dostosować się do mniej aktywnego życia niż to, które niegdyś prowadzili. Ich czwórka dzieci dorosła i nie potrzebuje aż tak wiele uwagi (choć nadal, jak się okazuje, potrzebuje atencji), wychowankowie już dawno poszli w świat i zdają się nie pamiętać o szkółce Delaneyów. Gdy pewnego dnia Joy pisze zdumiewającej treści smsa i znika, a Stan wydaje się być dziwnie zmieszany i nie potrafi wyjaśnić, gdzie podziała się jego żona, wszyscy wokół zaczynają zadawać sobie pytania co się stało z ich małżeństwem, gdzie jest żona i czemu mąż unika odpowiedzi. To pytanie coraz mocniej dręczy też ich dzieci.

Liane Moriarty kolejny raz uknuła intrygę, która pobudza ciekawość, zdumiewa przemyślnością i każe zadawać sobie pytanie o to, jak postąpilibyśmy w podobne do opisywanej sytuacji. Oraz - co wiemy o ludziach nam najbliższych?

Splot wydarzeń opisanych w powieści odsłania kolejne elementy z przeszłości, pozwala nam wnikliwiej zajrzeć w życie opisywanej rodziny dostrzegać to, co niekoniecznie nazwać można właściwym. A jednak - rodzina, to rodzina, i choć niektórzy zdają się o tym zapominać, więzy krwi to silne powiązanie.

Świetna powieść, ale też chyba nie ma co się spodziewać po tej autorce innych. Polecam🙂

Sophie Scherrer, Mała Nina i wakacje

Sophie Scherrer, Mała Nina i wakacje

 


Pamiętacie jaka była awantura o Małą Ninę, gdy kilka lat temu wydano pierwszy tom? Mam nadzieję, że w drugiej części nikt nie dopatrzy się czegoś, co ponownie poruszy środowiska najróżniejsze, a książka - zamiast stać się kością niezgody - będzie po prostu dobrą wakacyjną lekturą dla młodszych nastolatek.

Nina nie może się doczekać wakacji i szalonych przygód z przyjaciółką. I choć nieco się sprzeczają o to, która z nich byłaby lepszą Pipi Pończoszanką, to jednak przyjaźń dziewczynek jest silniejsza niż niesnaski, a jej moc można dostrzec, czy to obrywając wiśnie z ulubionych drzew rodziców Luizy i sprzedając je za bardzo duże pieniądze (zdaniem dziewczynek) lub bezcen (zdaniem rodziców), czy też podczas wspólnego wyjazdu na Fohr. Bo tam też można oddać prym wyobraźni i doceniać każdą chwilę.

Nina to rezolutne dziewczę. Gdy o niej czytam widzę swoją młodszą siostrę, oczywiście z czasów, gdy była w wieku Niny. Nieposkromniony apetyt na życie, śmiałość, przebojowość i silne przywiązanie do osób bliskich, to kilka słów, którymi najpełniej można scharakteryzować bohaterkę książki Sophie Scherrer.

Jeśli jeszcze nie mieliście okazji przedstawić "Małej Niny" Waszym dzieciom, to zachęcam do zrobienia tego. A może i w Was po przeczytaniu jej wakacyjnych przygód pojawi się chęć na zrobienie czegoś śmiałego i nietypowego w nadchodzących letnich dniach?

Makoto Shinkai, Naruki Nagakawa, Ona i jej kot

Makoto Shinkai, Naruki Nagakawa, Ona i jej kot

 


Bardzo lubię książki z "Serii z żurawiem" - są niespieszne, dające do myślenia, inne niż te, o których zapominamy niemalże zaraz po odwróceniu ostatniej kartki. Tytuł z kotem przykuł moja uwagę, a gdy zaczęłam czytać przeniosłam się do innego świata.

Cztery koty towarzyszące czterem kobietom. Lecz to nie kobiety odkrywają łączące ich powiązania, a ich czterołapni przyjaciele. Każda z historii ma w sobie dwugłos: człowieczy i koci, dwugłos mówiący niby o tych samych sprawach, ale z zupełnie innej perspektywy, pokazujący świat innych radości i lęków, odkrywający przed czytelnikami sens codziennych rytuałów, przyjemności i pokazujący obawy i negatywne skutki jakie przynoszą braki w komunikacji.

I choć trudno orzec, czy to bardziej kobiety opiekują się kotami, czy koty kobietami, trudno zdecydować kto za kogo czuje się bardziej odpowiedzialny, to wkracza się w świat tych opowieści z przyjemnością i zadumą.

Dla mnie - osoby od kilkunastu lat dzielącej dom z kotami, to książka szczególnie prawdziwa. Także i w moim życiu były momenty, że to czułam się zaopiekowana przez koty, że to one o mnie dbały, mrucząc do snu.

Jeśli lubicie koty i macie je na co dzień - być może odnajdziecie w "Ona i jej kot" cząstkę siebie.

Zachęcam do podróży literackiej.

Copyright © Prowincjonalna nauczycielka , Blogger