Milena Wójtowicz. Post Scriptum.

Milena Wójtowicz. Post Scriptum.



Wspominałam, podczas pisania o powieści Marty Kisiel, że lubię fantastykę, które wkracza w naszą codzienność, rozsiada się wygodnie na tramwajowych krzesłach i rozpycha pomiędzy zakupami, pracą, treningiem, a spacerem po parku czy spotkaniem z przyjaciółmi. 

I taka właśnie jest najnowsza powieść Mileny Wójtowicz. W Brzegu, wśród całkiem realnych i zwyczajnych mieszkańców, funkcjonuje bogaty świat postaci nienormatywnych – wilkołaków, obłoczników, wampirów, strzyg, czy inkubów. Jedną z nich, bardzo charakterystyczną, jest Sabina Piechota, specjalistka ds. BHP, która pracuje wśród innych z lekka odstających od normatywnych mieszkańców miasta. Zaprzyjaźniony i jednocześnie prowadzący z nią przedsiębiorstwo doradczo-konsultingowo-szkoleniowo-behapowsko-coachingowe, Piotr Strzelecki, magister psychologii, zajmuje się głównie terapią osób nienormatywnych, świadcząc również usługi rodzinom zmarłych, którzy – mimo śmierci – wciąż uważają, że mają prawo zarządzać życiem najbliższych.

Tej barwnej dwójce kolorytu nadają ich przyjaciele i inne osoby z jakimi w trakcie rozwoju akcji powieści przychodzi im się stykać: Ewa, mistrzyni planowania, Agnieszka, policjantka obsesyjnie oddana byciu fit, jej kolega z pracy marzący o wielkiej sprawie i sukcesie zawodowym, Marysia Strzelecka i jej przyjaciółka, starsze panie o bogatym doświadczeniu i nadzwyczajnych umiejętnościach oraz nader sympatyczny, obdarzony doskonałym węchem, kolejny policjant.

Cudnie się bawiłam podczas lektury. Podobało mi się owo nagromadzenie postaci, z których każda skrywała w sobie, pod powłoką banalności, przeciekawą osobowość i równie interesujące zdolności. Gdy skończyłam czytać, uświadomiłam sobie, że właściwie nie tak bardzo interesowała mnie osoba polująca na nienormatywnych, a o wiele bardziej pochłaniające uwagę było to, jak autorka prowadzi fabułę i opisuje zachowania bohaterów.

Lubię poczucie humoru Mileny Wójtowicz, a lektura tej książki sprawiła, że nabrałam ochoty na przypomnienie sobie tych, napisanych przez nią wcześniej.
Joanna Dymmel. Gdzie rosną pieniądze.

Joanna Dymmel. Gdzie rosną pieniądze.



Co jakiś czas przeglądam zakamarki mieszkania, regały, szafy i postanawiam rozstać się z rzeczami, które zalegają, a z których nie korzystam. Jednocześnie – przeglądam portale z ogłoszeniami sprzedażowymi, by kupić coś czego mi trzeba, a co – na takim portalu - kupię za dużo mniejsze pieniądze niż w sklepie. Wiedziona zatem ciekawością, sięgnęłam po pierwszy poradnik o tym, znaleźć pieniądze, nie wychodząc z domu.

To, co od razu uderza w książce Joanny Dymmel, to fakt, iż autorka nie bawi się w czarowanie, a przedstawia proste i jasne rozwiązania pisząc jednocześnie o zaletach i wadach każdego z nich, podpowiada jakie ceny mogą osiągać sprzedawana lub kupowane przez nas produkty, opisuje swoją drogę do tego, by sprzedawać i przestać odczuwać wstyd z powodu tego, że się handluje.

Ci interesujące – wśród całego mnóstwa porad, jakie zawiera książka Gdzie rosną pieniądze, nie brak i tych, które w pierwszym odruchu entuzjazmu sprzedażowego mogą nam nie przyjść do głowy. Ot, choćby kwestie wysyłki sprzedawanych przedmiotów, które w starciu z pocztą polską mogłyby być stanowczo uciążliwe, gdyby nie rozsądne do nich podejście.

W poradniku znajdziecie adresy portali, z krótkim odautorskim komentarzem, podpowiedzi, jak i na co spojrzeć w naszym otoczeniu tak, by przynosiło to wymierną korzyść finansową, wskazówki związane z tym, co jest za darmo (np. dostęp do książek w bibliotekach, strony z lekcjami języków obcych, itp.) i bardzo istotne podkreślenie tego, że gdy żyjemy między ludźmi i z ludźmi stanowią oni nasze bogactwo.

Zdecydowanie Gdzie rosną pieniądze nie jest książką jednorazową, którą po przeczytaniu odłożycie na półkę. Dla mnie to niewyczerpane źródło pomysłów i narzędzie ku temu, by pobudzić swoją wyobraźnie i to co zbędne uczynić środkiem ku spełnianiu własnych pragnień i marzeń.

Polecam.
3 dla dzieciaków (3)

3 dla dzieciaków (3)

Libby Walden. Uczucia.


Książka Libby Walden to poetycka opowieść o tym, co czujemy. Formuła narracyjna, wzbogacona o subtelne ilustracje, w centrum których jest postać zapatrzonego w dal chłopca, pozwala na rozsmakowanie się w teście, przyłożenie do własnych nastrojów i odczuć tego, o czym mówi bohater książki. Odwaga, strach, samotność, smutek, radość, zazdrość... Doskonale nam znane. Nam dorosłym. A czy dajemy dzieciom mentalną zgodę na takie uczucia? Czy pozwalamy im je nazwać, skłaniamy je do chwili refleksji nad tym co czują i co spowodowało narodzenie takiej a nie innej emocji?

Uczucia Libby Walden pozwolą podjąć z dziećmi dialog. Ten związany z uczuciami, ale może i tematycznie szerszy? Spróbujcie.

Kelly Barnhill. Dziewczynka, która wypiła księżyc.


Protektorat to miejsce przesycone smutkiem i tyranią, z której większość mieszkańców nie zdają sobie sprawy. Położony na skraju lasu, nieopodal Moczarów jest przestrzenią oswojoną, aczkolwiek nieszczęśliwą. Co roku mieszkańcy - wierząc, że tego żąda Wiedźma - zostawiają najmłodsze dziecko na skraju lasu. I co roku dziecko znika. Tylko z nieco innych przyczyn niż sądzą utrzymywani w poczuciu grozy ludzie z Protektoratu.

W głębi lasu mieszka Wiedźma. Co roku ratuje ludzkie niemowlę od głodu, zimna, śmierci w zębach dzikich zwierząt. Gdy pewnego dnia podnosi z mchu dziewczynkę z półksiężycem na czole nie wie, że nawiążę się między nimi więź. Magiczna, ale i ta najprostsza - więź miłości.

W tej cudownej baśni jest potwór z Moczarów z upodobaniem cytujący Poetę, jest Absolutnie Tyci Smok, jest wieża, w której więzi się niepokornych, by żywić się ich smutkiem. Jest magia, która wykwita spod stóp dziecka i którą Xen blokuje, by nieświadoma niczego dziewczynka nie uczyniła komuś krzywdy. Jest kobieta, która ma władzę nad papierem i druga zwana tygrysicą, która od 500 lat jest wiedźmą udającą kogoś zupełnie innego.

I w tym wszystkim, wśród tych pytań o pewne nie do końca wyjaśnione wątki (o czym pisze Janek), dominuje jedno. Magia miłości. Bo jak mówi sama bohaterka: Moja miłość się nie dzieli. Ona się mnoży. [s. 350]

Wam też tego życzę - aby miłość Wasza do świata i świata do Was zawsze się dzieliła. A książkę, w tłumaczeniu Marty Kisiel-Małeckiej, przeczytajcie.

 Caroline Paul. GIRL POWER Opowieści dla dziewczyn które chcą zdobyć świat.


Bardzo energetyczna i energetyzująca książka. Nawołuje do tego, by realizować marzenia, pragnienia, zamierzenia, by nie poddawać się, nie patrzeć na tych, którym nasze pomysły wydają się głupie i - przy zachowaniu bezpieczeństwa (do czego Caroline Paul mocno zachęca) - sięgać po sobie znane, przez siebie wybrane cele. Co więcej - autorka namawia też do tego, by przełamywać nie tylko wstyd przed tym, co inni powiedzą, ale i własne lęki i poczucie ograniczenia. 

Oprócz wielu historii z własnego życia, którym Caroline Paul szczodrze się dzieli, w tekst wplata również historie kobiet, które zaryzykowały, spróbowały zrealizować swoje marzenia i dla których - bez względu na to, jak udane bądź nie, było to zamierzenie - owa próba była powodem do odczuwania szczęścia.

Zerknijcie do fragmentu udostępnionego przez wydawnictwo i sprawdźcie komu autorka dedykowała książkę. Przemawia do mnie i ona, i jej historie, i przede wszystkim GIRL POWER:)
Marta Kisiel. Toń.

Marta Kisiel. Toń.


Toń Marty Kisiel noszę przy sobie pieczołowicie od dłuższego już czasu. Spoglądam na zdjęcia zamieszczane na Instagramie, omijam wzrokiem recenzje książki, bo chcę napisać o niej sama, nie nasiąkając wrażeniami innych czytających. Czuję potrzebę (choć widzę też trudność) w napisaniu o najnowszej powieści twórczyni Licha po swojemu.

Justyna i Eleonora, wychowane przez ciotkę w atmosferze tajemnic, niedopowiedzeń, zakazów i nakazów, są tak bardzo różne, jak różne mogą być siostry. Pierwsza z nich - przebojowa, dodająca sobie wzrostu wysokimi obcasami, pyskata, po zmianie imienia na Dżusi, zamieszkała z dala od rodzinnego domu. Druga - wciąż mieszkająca z ciotką - jest klasycznym wręcz przykładem bibliotekarskiego stereotypu - szara, mało barwna, uporządkowana, z doskonałą pamięcią i maniacko punktualna. Gdy w mieszkaniu przy ulicy Lompy (pod nieobecność pozostałych mieszkanek) pojawia się Ramzes, a Dżusi Stern - mimo wieloletniego zakazu wpuszczania do domu obcych - zaprasza go do środka i oddaje rzecz, rzekomo będącą zapłatą za coś wykonane dla Klasy Stern - rozpoczyna się taki etap w życiu dwóch sióstr, którego się nie spodziewały. 

Bardzo lubię te z powieści, które do znanego nam życia, tego codziennego jakiego doświadczamy, wprowadzają elementy fantastyki. Przeplatająca się zwyczajność z niezwykłością daje doskonały efekt, a sytuacja, w której postrzelona Dżusi i spokojna Eleonora przekraczają - a wraz z nimi czytelnicy - pewne granice, których przekroczenie zostawia ślad już na zawsze, skłania do wypieków na twarzy, przyspieszonego oddechu i uzależnienia od postaci, fabuły, a wreszcie - autorki, która takie rzeczy powołuje do istnienia w swojej i czytelniczej wyobraźni.

Po lekturze mam całe mnóstwo refleksji, ale opisywanie ich wszystkich byłoby męczące i zabrałoby Wam radość samodzielnego wędrowania przez Toń. Zatem, oprócz tego, co powyżej... Po pierwsze - muszę kupić sobie Nomen omen i czytać, mieć pod ręką, patrzeć, gdyż pragnę obecności tej książki w moim życiu. Po drugie - Marta Kisiel idealnie wyważyła to, ile historii Dolnego Śląska powinno pojawić się w powieści. Wyobrażam sobie, jak wiele pracy kosztowało autorkę to, by z całego bogactwa historycznego wybrać te a nie inne wydarzenia, i ile musiała przeczytać, by w ów spokojny, niewymuszony sposób, zaprezentować nam dokładnie tyle ile trzeba, by powieść intrygowała, kusiła do poszerzania wiedzy historycznej i skłaniała ku nienasyceniu literackiemu.

Brawo, Marto!

P.S. Tu posłuchacie fragmentu: http://bibliotekaakustyczna.pl/ton-cd,3,1989,4928
3 dla dzieciaków (2)

3 dla dzieciaków (2)

Robert Trojanowski. Pobaw się z Fafikiem. Zaopiekuj się Fafikiem.

 

Jeśli znacie (i kochacie) książki Tulleta, a szczególnie tę z naciskaniem, to z pewnością polubicie przygody Fafika. Przyjazne żółte psisko zachęca najmłodszych do aktywności, a dorosłych do kibicowania dzieciom w procesie oswajania się z tekstem. Część druga wymaga jeszcze większego zaangażowania młodych czytelników - kolorowania, dorysowywania, proponowania nowych rozwiązań, zaginania, itp.

Wersje graficzne przygód z Fafikiem pozwalają, oprócz zapewnienia świetnej zabawy, na zwrócenie uwagi dziecka na potrzeby psa, na jego odrębność od ludzi i innych zwierząt.

Aniela Cholewińska - Szkolik. Misia i jej mali pacjenci. Milusi uciekinier. 
Misia i jej mali pacjenci. Klinika Młodego Weterynarza. Rodzinna gra karciana

 

Misia to kilkuletnia dziewczynka obdarzona niezwykłą umiejętnością - rozumie mowę zwierząt. Stąd też w jej Lipowej Klinice co chwila pojawia się ktoś, kto potrzebuje pomocy. A Misia, rezolutna, rudowłosa, empatyczna dziewczynka z ochotą pomaga tym, którzy tego wymagają. Trudniejsze przypadki konsultuje z dziadkiem, doktorem weterynarii, ale te łatwiejsze - w którym umie sama sobie poradzić dzięki wiedzy wyniesionej z rozmów z seniorem rodu, rozwiązuje sama, z nieodłącznym psem Popikiem u boku.

Gra, która jest doskonałym uzupełnieniem serii o Misi i jej pacjentach, to gra z 32 kartami. Każdy z graczy otrzymuje bazę - Lipową Klinikę i dobiera zwierzęta z pozostałych kart. W instrukcji zaproponowano dwa sposoby przeprowadzania gry, ale tak naprawdę możecie je modyfikować według własnych pomysłów, percepcji dziecka i tego ile czasu chcecie poświęcić na wspólną zabawę. 

Anna Czerwińska-Rydel. Sekretnik Matyldy.


Sekretnik Matyldy jest, o czym dowiedziałam się dopiero podczas lektury, kontynuacją powieści Matylda. Tajemnica i marzenia. Niemniej jednak - z kontekstu opowieści wynika to, co działo się wcześniej i zaglądać do sekretnika dziewczyny można bez znajomości pierwszej części. Matylda wraz z mamą przeprowadza się nad morze, do taty, który w ich życiu pojawił się niespodziewanie, ale też z całą mocą chciał stać się nierozerwalną jego częścią. Nowe miejsce i jakby odnowieni rodzice to coś, co nie pozostawia dziewczyny obojętnym. Ona również próbuje uporządkować siebie i swój świat w rzeczywistości jakiej doświadcza. Chłonie doznania, uczy się obcować z nieznanymi dotychczas ludźmi, otaczać serdecznością tych, którzy stanowili jej codzienność, przygląda się własnym uczuciom i poznaje - przez pryzmat tego, co nowe - doroślejącą siebie.

Sekretnik Matyldy to podpowiedź. Wyważona, spokojna, choć czasami przepełniona szybszym biciem serca, radością i niepokojem. Podpowiedź dla tych wszystkich, którzy podobnie jak Matylda, dorastają, zaczynają patrzeć na świat inaczej niż do tej pory, którzy potrzebują definiować się na nowo. 

Polecam.
Maj, czyli 5 powodów do radości

Maj, czyli 5 powodów do radości

Dziś pierwszy dzień maja. Miesiąca od zawsze dla mnie szczególnego i szczególnie pięknego. Jakie mam powodu do tego, by się cieszyć majem?

1) Urodziny. Na początku miesiąca świętuje je moja Siostra. Mimo, że zazwyczaj spędzamy ten dzień oddzielnie, to wyjątkowy czas - czas bardzo intensywnego myślenia o Niej. Dzieli nas niemalże 6 lat, ale im jesteśmy starsze tym mniej odczuwamy tę różnicę. Izunia, cieszę się, że jesteś:)

Z końcem miesiąca, tuż koło Dnia Matki, urodziny ma nasza Mama. Za wszelkie wsparcie, miłość i towarzyszenie mi w dobrym i złym - dziękuję:)


2) Ciepło, słońce, spacery, rowery, czyli wszystko to, co pozwala na aktywność fizyczną wśród drzew, nad wodą, na powietrzu, pojedynczo i w towarzystwie zaprzyjaźnionych osób.



3) Kwiaty, a szczególnie bzu. W tym roku wyjątkowo wcześnie zakwitł już też rzepak. Przeuroczo jedzie się wśród zapachów kwitnących kwiatów. Maj to też czas zazieleniania balkonu. Niektóre z przesadzonych kwiatów manifestują swoją niechęć do tego typu czynów, ale wierzę, już niedługo słońce, woda i moja życzliwość sprawią, że doniczki i skrzynki zazielenią się radośnie.

 

4) Moja małe prywatne szczęście - w tym miesiącu nie moderuję żadnego spotkania autorskiego, a co za tym idzie - mogę czytać tylko to, na co mam chęć, a nie to, co należy, by się do spotkania przygotować:D A lista - jak się zapewne domyślacie - jest bardzo długa...


5) Maj, nie byłby na blogu książkowy dobrze wspomniany, gdyby zabrakło informacji o Warszawskich Targach Książki. Tradycyjnie, wybieram na odwiedziny targowe czwartek, czyli 17 dzień maja. I już nie mogę się doczekać:)


A Wam co sprawi radość w maju?
Copyright © Prowincjonalna nauczycielka , Blogger