Agnieszka Stelmaszyk. Opowieści spod czereśni.

Agnieszka Stelmaszyk. Opowieści spod czereśni.


Kilkuletni Janek, z nieodłącznym, bo wciąż pilnującym chłopca, kotem Czarnesem, podczas letniego odpoczynku szukają przygód i przeganiają nudę. Inspiracją - szczególnie dla Janka, bo kocisko chętnie spędzałoby dnie leżąc na słońcu - są listy od Manfreda, kota podróżnika, który zwiedziwszy Egipt, poprzez inne egzotyczne miejsca, dociera do Australii.

Opowieści spod czereśni to krótkie historyjki zachęcające młodych czytelników do dokładnego przypatrywania się światu wokół i odkrywania tego co niesamowite wśród tego, co bliskie.

Wystarczy wszak odrobina wyobraźni, nieposkromiona ciekawość, żyłka przygód i czterołapy przyjaciel, by przeżyć najprzyjemniejsze wakacje w życiu. Do dzieła!
Lato

Lato

Tydzień temu padał deszcz. Dziś wypijam już nasty kubek wody i cieszę się ciepłem. Mam nadzieję, że cieszą się także koty, bo Sara zapewne nieco mniej.

Z pewnością jednak czuła się dobrze podczas naszego pobytu na Mazurach. Miała czas na moczenie nóg, zabawę na trawie, powolne wędrowanie przy rowerze, spanie na prawdziwych deskach. Do dyspozycji była Pani, która karmiła pysznościami, można było pobawić się w berka z Kavką i Wojtkiem, a nawet podjąć próbę zajrzenia do króliczej klatki. Tylko ta podróż taka daleka...






Koty w tym czasie doglądane przez troskliwych opiekunów hodowały w skrzynkach rośliny maskujące. No i teraz mamy na balkonie pnącą fasolę, rzeżuchę, werbeny (na 5 sztuk trzy się na nas obraziły i uschły), inne kwiatki doniczkowe oraz szafkę na koty sztuk dwie, drapak oraz fotel z poduszką. Nie muszę dodawać, że wszystkie śpią na moim łóżku zamiast korzystać ze świeżego (ekhm) powietrza?




Korzystając z mądrych podpowiedzi oraz siły życzliwych sąsiadów zamieniłam miejscami sypialnię z pokojem gościnnym. Nie, nie wyburzałam ścian, a jedynie przestawiłam wyposażenie obydwu pomieszczeń. Za mną pierwsza noc spędzona w obszerniejszej od poprzedniej sypialni i powiem Wam, że - szczególnie ze względu na wysokie temperatury - to strzał w dziesiątkę. Nusia spała na podłodze przed szeroko otwartymi drzwiami balkonowymi, Sara na balkonie, ale również koło drzwi. Gusia ułożyła się koło mnie i jedynie Sisi upodobała sobie przedpokojowe przestrzenie. Zdjęć po przestawianiu nie ma, bo powinnam jeszcze pomalować ściany (ale wiecie, te 10 regałów pełnych książek do spakowania nieco mnie zniechęca). Są za to koty - bo koty są dobre na wszystko:)




Miłego weekendu:)
Marcin Szczygielski. Teatr Niewidzialnych Dzieci.

Marcin Szczygielski. Teatr Niewidzialnych Dzieci.


Przyznaję, to moje pierwsze spotkanie z twórczością Marcina Szczygielskiego. Pierwsze, bo boję się elementów grozy w powieściach, a w powieściach adresowanych do młodego czytelnika szczególnie. Do sięgnięcia po Teatr Niewidzialnych Dzieci skłoniła mnie I nagroda IV Konkursu Literackiego im. Astrid Lindgren; staram się czytać wszystkie nagradzane w tym konkursie książki.

Narratorem powieściowej historii jest Michał, dziesięciolatek, wychowanek Domu Dziecka. Jego rodzice zginęli w wypadku samochodowym i jako jedno z nielicznych mieszkańców bidula jest sierotą. Wkrótce ze Śląska przenosi się na Lubelszczyznę, a że akcja książki rozgrywa się w 1981 roku, wkrótce okazuje się, że Historia zazębia się także z losami chłopca z sierocińca.

Uległam opowieści Marcina Szczygielskiego. Uwierzyłam w opisane przez niego historie, czułam emocje dziecięcych bohaterów, niemoc i chęć walki dorosłych. 

Wiem, że przeczytam również pozostałe powieści Szczygielskiego. Przeczytam koniecznie!
Mikołaj Golachowski. Czochrałem antarktycznego słonia.

Mikołaj Golachowski. Czochrałem antarktycznego słonia.


10 maja spotkałam Mikołaja Golachowskiego. Nie przypadkiem, rzecz jasna, a z powodu tego, że Autor przyjął biblioteczne zaproszenie do spotkania z Czytelnikami, a ja - będąc jeszcze przed lekturą książki, ale przeczuwając już, że to dobra książka - zarezerwowałam sobie możliwość moderowania spotkania. I choć, że wstydem przyznaję, że zachowywałam się nieco jak nadopiekuńcza kwoka, mam nadzieję, że Mikołaj Golachowski mi wybaczy:)

Czochrałem antarktycznego słonia to opowieść o zimniejszej stronie świata. O zimniejszej, ale przez to wcale nie mniej zachwycającej. Dla niektórych - tak jak dla Autora - wspanialszej niż cała reszta tego, gdzie można żyć i co zobaczyć. Mikołaj Golachowski, doktor ekologii zwierząt, opisuje zajmująco swoje doświadczanie przyrody Antarktyki. Przedstawia także sytuacje, w których człowiek staje wobec potęgi Natury i częstokroć - lekceważąc jej moc, w antropocentrycznym zadufaniu - okazuje się być niczym.

Jeśli czytaliście już książkę o czochraniu słoni, a nie mieliście okazji posłuchać opowieści Autora osobiście, koniecznie wybierzcie się na spotkanie. Tym, którzy książki nie czytali - rekomenduję to samo, z jeszcze większym entuzjazmem, uprzedzam jedynie, że podczas spotkań mogą padać pytania o treść książki. Zatem, chyba warto sięgnąć po spisaną historię, by później zasłuchać się w zajmujących opowieściach Mikołaja Golachowskiego dostępnego "na żywo".


Słuchając człowieka, który napisał: Jeszcze popołudniu byłem zwykłym śmiertelnikiem, ale teraz jestem nowym człowiekiem, bo spotkałem płetwala błękitnego [s. 167], myślałam o tym, jak wielkim szczęściem jest robienie w życiu tego, co nas pasjonuje. Oraz o tym, czemu, gdy szukałam niegdyś pomysłu na życie, nie przyszło mi do głowy, by zostać przyrodnikiem? Na szczęście, Mikołajowi Golachowskiemu przyszło, a o swoich zainteresowaniach/pracy potrafi znakomicie opowiadać. 

Cóż - czytajcie, a ja, o ile będzie jeszcze ku temu kiedyś sposobność, wybiorę się, by raz jeszcze słuchać historii o niedźwiedziach i słoniach. A za niedługo przedstawię Wam książki, które Mikołaj Golachowski adresuje do najmłodszych.
Emma Adbåge. Liczymy na spacerze.

Emma Adbåge. Liczymy na spacerze.


Urocza książka oswajająca z matematyką adresowana - zgodnie z sugestią Wydawnictwa Zakamarki - do dzieci powyżej 3 roku życia. 


Nie wiem skąd się bierze matematyczna niechęć u niektórych (cierpię na nią, więc nie wiem tym bardziej), ale wyraźnie dostrzegam to, że sposób w jaki Emma Adbage przedstawiła świat wokół nas jako zbiór różnych matematycznych zagadek, może zafrapować niejedno dziecko. Bo jakże inaczej podejść do zadania, w którym obcina się końcówki kiełbasek, a później oddaje się je psu, co symbolizować ma odejmowanie? Lub ćwiczenie polegające na tym, by leżące nieopodal kamienie ponumerować i bawić się nimi dzieląc je na te z cyframi parzystymi i nie, chować jeden i zgadywać jakiej cyfry brakuje?

Autorka pokazuje, że matematyka jest wszędzie. Że nie jest potrzebna tylko do tego, by wiedzieć ile reszty powinna nam wydać pani w sklepie, gdy za wybłagane od mamy pieniądze biegniemy po lody, czy po to, by umieć policzyć o ile pieniędzy więcej niż nasz kosztował tornister koleżanki. Matematyka to coś, co napędza nasz świat - ten dziecięcy poprzez zabawę, dorosły... W sumie też przez zabawę, tylko już nie liczymy w niej szyszek;)

Zabawy matematyczne w książce Liczymy na spacerze podzielone zostały adekwatnie do pór roku i aktywności z nimi związanych. Ciekawa jestem ile dzieciaków już czeka na śnieg, żeby zbudować bałwana nie z dwóch czy trzech dużych kul, ale z całego mnóstwa malutkich;)

Wypróbujecie? Napiszcie później, czy Waszym dzieciom taka matematyka się spodobała:)
Szwędobylska*

Szwędobylska*

W pewnym radio dwóch panów rozmawiając o kulturze wysnuło wniosek, że biblioteki coraz aktywniej przejmują role, które niegdyś spełniały domy kultury. Zastanowiwszy się przyznałam panom rację, a zerkając w aktywności Biblioteki w czerwcu przyznałam im rację dubeltowo. Korzystam zatem z tego, że łączę pasję z pracą oraz, że wbrew opinii Kanionka o szczęściu, fakt ów napawa mnie to szczęściem, rozpościeram przed Wami szeroki wachlarz wydarzeń i zachęcam do wzięcia w nich udziału.

Zacznę jednak od tego, co już było - tak na zachętę:)


Dzisiaj od 9 w Filii nr 14 zaczęli pojawiać się uczestnicy turnieju czytelniczego Tajemnice Archeo. Nieco później pojawiła się Agnieszka Stelmaszyk, Autorka książek o dzieciach archeologów, patronka honorowa turnieju. Uczestnicy to 16 drużyn z katowickich szkół, wiedzący o treści dwóch pierwszych tomów Kronik... takie rzeczy, że ho ho ho:) 


Były 4 rundy pytań konkursowych, anagramy do rozwiązania, dogrywka, a później - zaraz po wręczeniu nagród ufundowanych przez Wydawnictwo Zielona Sowa - rozmowa z Agnieszką Stelmaszyk. Emocji było mnóstwo, zabawy również, a dzieci biorące udział w turnieju zachwyciły nas swoim oczytaniem.

(fot. Anna Woźniak)

A co będzie?

Już jutro, czyli 4 czerwca, odbywają się trzy wydarzenia.





Tu będę osobiście:) Przygotuję książki fantastyczne, nieco kryminałów, trochę literatury lżejszej, coś dla dzieciaków, no i poradniki z gatunku domowych przetworów. Nie omieszkam dorzucić także odrobiny klasyki. Za każdą książką zapłacicie 2 zł, a czekam na Was od 9:00 - 14:00.






Podczas II Dni Osiedla Witosa, w godz. od 11:00 do 19:00, kupicie książkę antykwaryczną (także za 2 zł od sztuki), a poza tym wraz z dziećmi możecie wziąć udział w zabawach literackich przygotowanych przez koleżanki z Filii 12.

 

Wieczór można spędzić w Bibliotece. Ta w Podlesiu organizuje warsztaty archeologiczne. I choć na zapisy, a miejsca się zapewne skończyły, to i tak informuję - warto dopytać:)

Po weekendzie zapraszamy na dwa spotkania autorskie. Z Anną Sakowicz spotkamy się w Filii 12, na Osiedlu Witosa, a z Iloną Łepkowską w Filii 19, w Szopienicach.

 

Może się wybierzecie? Wypijemy razem jakąś herbatę/kawę przed spotkaniem? :)

W kolejny weekend znajdziecie nas wszędzie. I nie, nie żartuję:)

W piątek i w sobotę na Os. Tysiąclecia organizujemy Żywą Bibliotekę. W piątek szczególnie zapraszamy uczniów i nauczycieli; to doskonała okazja do tego, by porozmawiać z kimś, z kim trudno porozmawiać w innym miejscu i czasie. Mnie szczególnie zafrapował freeganin:) Zaproszenie przyjęła także moja instruktorka pilatesu i jogi; Asiu bardzo się cieszę z Twojej obecności:) Podobną radość sprawia mi także to, że pozytywnie na zaproszenie odpowiedział Ks. Piotr, ze Zgromadzenia Salwatorianów. Ale osób do prowadzenia z nimi ciekawych rozmów będzie całe mnóstwo, więc nie wahajcie się i przybywajcie!


Gdybyście w drodze do Biblioteki chcieli wziąć udział w happeningu czytelniczym, to wystarczy, że 10 czerwca, w samo południe, pojawicie się na Rynku w Katowicach. Koleżanki z Filii 16 i Filii 18 będą na Was czekały z propozycjami literackimi. 

Tego samego dnia, w Murckach, odbędzie się współorganizowany przez Bibliotekę, Filię 26, piknik rodzinny. Byłam na nim w ubiegłym roku, bardzo sobie chwalę i z prawdziwą przyjemnością wspominam przygotowane przez dzieci przedstawienie "Kopciuszka" po śląsku.


Także 10 czerwca rozpoczynają się Dni Bogucic, podczas których 11 czerwca, w godz. 16:00 - 21:00, koleżanki z Filii 33 zapraszają Was na kiermasz książek (tak, również za 2 zł) oraz zabawy literackie. 

Oczywiście, to nie koniec:) W Filii 14 czekamy na Was z Żywą Biblioteką (od 11:00-17:00), a nieopodal, w otoczeniu Filii 17, świętujemy Dni Dębu. Tu także będzie kiermasz książek i inne atrakcje przygotowane przez koleżanki.


Na sobocie weekend się nie kończy, więc w niedzielę, 12 czerwca, Filia 28 zaprasza Czytelników na Dziki Zachód. Gdyby nie to, że w tym czasie będę zupełnie gdzie indziej, pewnie bym się wybrała, bo lubię Podlesie:) I westerny:)


Kolejne czerwcowe spotkania odbywają się w tygodniu. 14 czerwca, w Filii 17 gościł będzie Tomasz Bułhak, czyli Autor książki i bloga Tata w budowie. Dzień później, w Filii 11, w ramach cyklu Wielokulturowy Śląsk, Bibliotekę odwiedzi Tadeusz Kijonka, człowiek instytucja, by nie rzec - legenda. Następny dzień, to następny gość - tym razem w Filii 20 - w której Czytelnicy będą mogli spotkać się z Jackiem Pikułą. 


  

22 czerwca, w Fili 6, gościć będziemy Agnieszkę Krawczyk, popularną pisarkę książek obyczajowych, a 25 czerwca  będziecie mogli odwiedzić ogród kulturalno-edukacyjny w Filii 14, gdzie przywitamy wspólnie lato. W programie same wprowadzające w letni klimat zajęcia - zapraszam do śledzenia strony Biblioteki.

A później zacznie się akcja "Lato z Książką" w tym roku zakręcona w stronę filozofii. Ale o tym już kiedy indziej:)

* Wiem, nie ma takiego słowa. Ale podoba mi się, więc jest:)
Magdalena Witkiewicz. Cześć, co słychać?

Magdalena Witkiewicz. Cześć, co słychać?


Przyznaję - sięgnęłam po tę książkę zwabiona reklamą ściśle związaną z wiekiem głównej bohaterki. Ów kryzys przejścia, brzmiący nieco mitycznie, zainteresował mnie na tyle, by zdecydować się na lekturę. I co?

Magdalenie Witkiewicz, jak sądzę, na podstawie własnych refleksji, udało się włożyć w usta/myśli bohaterki sporo obserwacji czy przemyśleń związanych z wiekiem, które podzielam. Bo choć daleko mi od sytuacji w jakiej znajduje się Zuzanna, to czasami - tak jak ona - podglądam w mediach społecznościowych dawno nie widzianych znajomych. Sprawdzam, kto jak się zmienił, gdzie jest, czy otacza go rodzina, czy też zdjęcia prezentują singla w nieustającej zabawie polegającej na sprawdzaniu samego siebie - ile dam radę, co jeszcze mogę, na co mam siły i energię i co daje mi satysfakcję i adrenalinę. Znacie to? No właśnie...

Fabuła powieści Cześć, co słychać miała dla mnie marginalne znaczenie. O wiele istotniejsze było to, co robiło się w głowie Zuzanny i jej rówieśników, gdy zbliżały się (lub minęły) czterdzieste urodziny. I choć Autorka zaskoczyła mnie pewnym wydarzeniem, to w pewnym momencie miałam wrażenie, że jest ono tam po to, by dobrze wybrnąć z sytuacji.

Być może odebrałam tę powieść zupełnie inaczej niż życzyłaby sobie tego Magdalena Witkiewicz, czy wydawca. Ale skoro oni puścili książkę między czytelników, to już od nas zależy co z nią zrobimy, prawda?

Ciekawe, co Was zainteresuje - jeśli cokolwiek - w tej powieści. Mam tylko jedną prośbę - nie czytajcie tego, gdy do czterdziestki brakuje Wam jeszcze dwudziestu lat;)
Paul Morand. Czar Chanel.

Paul Morand. Czar Chanel.


Uwiodła mnie ta książka. 

Idealnie dopasowane do tekstu ilustracje Karla Lagerfelda, proste, aczkolwiek w ów prosty sposób przedstawiający ulotność modnej sylwetki w niemniej modnym stroju, stanowią doskonałe uzupełnienie słów Coco Chanel. Słów, które Paul Morand zapisywał po każdym spotkaniu z ową ikoniczną postacią i które - wyszperane po wielu latach stają się opowieścią Chanel o tym, co uznała za istotne na tyle, by opowiedzieć swojemu rozmówcy.

Mowa zatem jest o dzieciństwie, o kompleksach, obawach i umiłowaniu prostoty. O przyjaciołach i tych, którzy byli niekoniecznie mile widziani. O miłościach, westchnieniach i porywach serca, przy jednoczesnym dość racjonalnym spojrzeniu na świat. No i o strojach, o tym co kobiety noszą, a co nosiły i przy wydatnej pomocy Chanel udało im się z siebie zrzucić.

Chanel opowiadająca Morandowi o tym, co o życiu myśli, nie stroni od dość zdecydowanych wypowiedzi. A jednocześnie wiele w jej słowach odnaleźć można mądrości, trafnych spostrzeżeń dotyczących funkcjonowania kobiet i mężczyzn w świecie, ról w jakie sami wchodzą mimo, że czasami próbują się przeciwko nim buntować.

Czar Chanel opublikowano czterdzieści lat temu. Obecne wydanie, to wzbogacone przez Lagerfelda, być może zaskakuje czytelników mniej, niż tych, którzy czytali to samo w 1976 roku. Ale nie wierzę, że ówcześni czytelnicy mogli przejść obok tej książki obojętnie. Życzę, abyście i Wy dali się ponieść tej opowieści.
Copyright © Prowincjonalna nauczycielka , Blogger