Beth Hautala. Czekając na jednorożce.

Beth Hautala. Czekając na jednorożce.


Dwunastoletnia Talia McQuinn wyjeżdża wraz z ojcem, badaczem wielorybów, do kanadyjskiego Churchill. Miasto znane z spacerujących po nim niedźwiedzi jest dla dziewczyny pewnego rodzaju zesłaniem - jej mama zmarła, a tata - wyruszając na morze w poszukiwaniu waleni - zostawił ją u nieznanej jej, innuickiej gospodyni. Osamotnienie, brak porozumienia z ojcem, który podobnie jak córka cierpiąca po utracie matki, cierpiał po utracie żony, nowe, mroźne miejsce potęgowały odczucie obcości u Talii. Jedynym stałym elementem, tym, co łączyło ją z wcześniejszym życiem, był wielki słój wypełniony paskami papieru, na których dziewczynka zapisywała życzenia. Pierwsze z nich brzmiało:
Chciałabym, żeby rak zniknął. [s. 52]
Gdy podczas nieobecności taty Talia poznaje Ptasiarza i jego wnuka Simona oraz nieco lepiej Surę, pod opieką której została, zaczyna też wracać we wspomnieniach do rozmów z mamą. To, o czym mówiła z nią i to co słyszy od nowych, a jednocześnie, coraz dla siebie ważniejszych osób, powoduje, że nastolatka staje się bardziej świadoma siebie.
Opowieść nigdy nie należy do jednej osoby - tłumaczyła. - Należy do każdego, kto kiedykolwiek ją opowiadał i do każdego, kto ją słyszał. Dlatego opowiadanie historii ma tak wielką wagę. [s. 14]
Fascynujące jest zaglądanie do myśli Talii, obserwowanie zmian jakie w niej zachodzą. Z pewnością choroba i śmierć mamy przyspieszyły jej dorastanie, ale mimo tych doświadczeń została emocjonalnie osamotniona i potrzebowała jasnego komunikatu od ojca. Ciekawie było przyglądanie się jej rozwojowi, relacji z Simonem, budzącemu się przywiązaniu do mroźnego miasteczka, które pierwotnie wydawało się jej niegościnne.
Chcę wierzyć, że nadzieja, a także łaska zawsze sprawiają, że nasze życzenia się spełniają. Może nie zawsze te życzenia, które sami wypowiedzieliśmy, może nawet ich sobie nie uświadamiamy. Czasami pragniemy czegoś bardzo wielkiego i jesteśmy tak na tym skupieni, że przegapiamy chwile, kiedy setki, tysiące drobniejszych, ale wciąż bardzo istotnych życzeń spełniają się tuż przed naszym nosem. [s. 250]
Lubię książki Wydawnictwa Linia, z serii Biała Plama. Rozglądajcie się za nimi, bo warto. Bardzo warto!
3 dla dzieciaków (10)

3 dla dzieciaków (10)

Agnieszka Tyszka. Świat się roi od Marianów.


Kiedy u progu wakacji okazuje się, że tata dostał stypendium na badania naukowe we Francji, a mama ma termin oddania tekstu następnej książki, Ania, najstarsza z sióstr musi zrezygnować z planowanej wyprawy na Mazury z przyjaciółmi na rzecz wyjazdu do babci Zuli i opiekować się młodszymi siostrami. Jak się domyślacie - nie jest szczęśliwa. Pobyt u babci staje się jednak całkiem zaskakujący - tuż obok mieszka starszy pan, Marian, który z nieznanych nikomu powodów czasami rezygnuje z ulubionego nakrycia głowy i chadza w czapce z daszkiem. W dodatku - ukrywając się w ogrodowych zaroślach. 

Świat się roi od Marianów to kolejna, bardzo udana wakacyjna książka Agnieszki Tyszki. Może nieco bardziej, niż wcześniej tu przedstawiane, zwraca uwagę na letnie i wieloletnie zakochania i zauroczenia, przyzwalając na to, by drżenie serca czuły nie tylko nastolatki.

Magda Bielicka, Bartosz Bielicki. Wakacje Telepatka i Melepatka.


W obliczu tego, że polskie społeczeństwo coraz częściej za cel wakacyjnych podróży wybiera zakątki dotąd niedostępne większości ze względu na finanse, książka o mysich podróżach po Wyspach Kanaryjskich, wydaje się być strzałem w dziesiątkę. Czy tak jest?

Telepatek i Melepetek, wiedzione głodem i łakomstwem, dały się zamknąć w walizce. Gertruda, pani domu, w którym mieszkają myszy, wsiadła do samolotu, potem na statek, by podążać na kolejne z wysp. Myszy dość szybko oswoiły przestrzeń kajuty (i jeszcze szybciej mesę), by wyruszyć śmiało na zwiedzanie. Gdy statek przybijał do kolejnych wysp z zainteresowaniem podążały za ludźmi, by odkrywać nowe i nieznane. 

Czytając tę książkę bardzo wyraźnie czułam dylematy autorki związane z tym o czym napisać, a o czym nie, co będzie nadmiarem, a co niedopowiedzeniem. Wyobrażam sobie, że wiele informacji, które mogłyby się znaleźć w innego typu książce, musiało tu zostać pominięte ze względu na taki, a nie innych charakter publikacji. Ta próba wyważenia treści, znalezienia złotego środka jest widoczna. Podczas informacji o kolejnych odwiedzanych przez myszy atrakcjach zabrakło mi dopowiedzenia w jednej ze scen. Tak - ci z Was, którzy mnie znają pewnie trafnie wytypowaliby, że chodzi o scenę pokazu tańczących orek. O ile przy oglądaniu żyraf czy słoni myszy zdobyły się na refleksję związaną z tym, czy owe zwierzęta zabrane ze swojego naturalnego środowiska są szczęśliwe, tak tu już tego zabrakło. 

Myszy z opowieści Magdy Bieleckiej (chyba) wybiorą się w następnej książce do Grecji. Z uwagą przeczytam, bo opowiedzenie dzieciom - za pośrednictwem gryzoni - o bogactwie antyku może być jeszcze trudniejszym wyzwaniem niż Wyspy Kanaryjskie.

Milena Triszka. Kiedy serce staje dęba.


Bohaterką tej książki jest jedenastolatka, która opiekuje się w domu wiewiórką, pisze bloga kontaktując się w ten sposób z tatą pracującym za granicą na kontrakcie, ma brata, ratuje nieszczęśliwie zakochanego nauczyciela przed zrobieniem sobie krzywdy i zostaje wolontariuszką w szpitalu, w którym leczy się depresje i inne choroby duszy. Jeśli do tego dodamy lekceważenie poleceń mamy (która pełni w tej książce rolę nie do końca zrozumiałą) dotyczących oddania wiewiórki Naturze i kąpieli w gliniankach, to całość brzmi niestety mało wiarygodnie. 

Nieco za dużo tu treści, które nijak się mają do dziecka, jakim jest Amelka. Budzi to wątpliwości, a chwilami wręcz odstręcza, bo całość jest napisana tak, jak gdyby nie miała być fikcją, a realnymi zdarzeniami.

Tę wakacyjną lekturę czytacie na własną odpowiedzialność; może Wy dostrzeżecie w niej coś, czego mnie się nie udało.
Niedzielnik nr 71

Niedzielnik nr 71



Wspominałam ostatnio, że szperałam w rzadko używanej poczcie. Znalazłam tam korespondencję z początków blogowania z tymi nielicznymi osobami, które również swoją pasję czytania postanowiły przekuć w bloga. 

Sprawdziłam kto z nich jest obecny w blogosferze do dziś, a kogo brakuje.

Pierwszego maila z Anią wymieniłam na początku lipca 2008 roku. Od wtedy z mojego bloga wiedzie link do jej Przeczytałam książkę. Cieszę się, że Ania wciąż pisze i podziwiam ją za konsekwencję w organizowaniu akcji Stosikowe losowanie (nigdy nie odważyłam się z nią zmierzyć). To ona stoi również za inicjatywą Polki na Obczyźnie. Jeśli jeszcze nie znacie bloga Ani, serdecznie zapraszam.

Pamiętam swoje podekscytowanie na myśl o tym, ze pojadę do Poznania i spotkam się z Pauliną z Miasta Książek i Agnieszką z Czytam, bo lubię. Byłam chwilę po przeprowadzce z maleńkiego miasta na Warmii do aglomeracji śląskiej i z zapałem opowiadałam dziewczynom o możliwościach jakie daje mi biblioteka w Katowicach licząca sobie ponad trzydzieści filii i wyposażona w katalog elektroniczny. Do dziś mi wstyd;), bo to co dla mnie było odkryciem, one - mieszkanki Poznania, znały już od dawna i nie stanowiło to dla nich źródła czytelniczej ekstazy. Chętnie powtórzyłabym to spotkanie, bo obydwie dziewczyny bardzo cenię i lubię czytać, to co piszą. Paulinie jestem dodatkowo wdzięczna za przeniesienie na nasz polski grunt wyzwań czytelniczych - rozkochałam się w nich i dały mi szansę zawędrowania tam, gdzie pewnie sama bym do dotarła.

Wśród blogerskich dinozaurów, do których i ja się zaliczam, jest Jarek Czechowicz, którego pisanie było uzupełnieniem pracy polonisty. Dziś logotyp Krytycznym okiem znaleźć można na wielu książkach, a Jarek pochwalić się może dwoma swoimi książkami, w których przepytuje znanych polskich pisarzy.

Brakuje mi pisania Adrianny, której Wieczór z Książką zacichł w 2015 roku, Maga-mary i jej Tygla i Lekturek Zosika; to bloga się już nawet nie da podlinkować.

Kogo czytacie od zawsze, a kto Wam zniknął i tęsknicie za jego literackimi wskazówkami?
2 x 3 dla dzieciaków (9)

2 x 3 dla dzieciaków (9)

Jon J Muth. Panda i mądrości zen, Nowe przygody pandy.

 

Z pandą o imieniu Tafla spotykam się pierwszy raz i już wiem, że nie będzie to spotkanie ostatnie. Niedźwiedź urzekł mnie swoim spokojem, rozwagą i mądrością.

Molly marzącej o tańcu w balecie opowiedział historię Dżiro pobierającego nauki u mistrza Banza, a Leo usłyszał od swojego przyjaciela coś, co pomogło mu zrozumieć, iż prosty podział na dobrych i złych nie zawsze niesie ze sobą prawdę. Ostatnie, co w książce Panda i mądrości zen, daje do myślenia to - być może znana Wam - opowieść o ratowaniu rozgwiazd, które w porze odpływu umarłyby z wysuszenia. 

Gdy Tafla odbiera z dworca przyjeżdżającego do niego w odwiedziny bratanka Koo, obydwaj - wraz z towarzyszącymi im balonami - zatrzymują się w parku, by wypić herbatę. Proste, prawda? Te balony i herbata, żeby odpocząć po podróży i w spokoju zacząć wspólny czas. Tak proste, że aż trudno na to wpaść, nam zabieganym, goniącym wciąż przez czas i próbującym go przegonić. Na łące niedźwiedzie spotykają Addy, Michaela i Karla, z którymi po zabawie umawiają się na wspólne odwiedziny u pani Whitaker. Sąsiadka kojarzy się dzieciom niezbyt przyjaźnie, ale ulegają Tafli i wraz z nim i Koo gotują obiad, by zanieść go chorej starszej pani.

W posłowiu autor zwrócił uwagę na jedną bardzo ważną rzecz: Wygodnie jest żyć w przekonaniu, że każdy z nas jest falą, zapominając, że przecież wszyscy jesteśmy też oceanem.

Zróbmy wszystko, by nie zapominać...

Ellen Karlsson, Eva Lindström. Sznurówka, ptak i ja.


Selma jest samotna. I być może nie przejmowałaby się tym, gdyby nie przedziwny ptak tkwiący w jej wnętrzu, który dziobiąc ją wciąż wytyka ową samotność, nieudolność i wszelkie te cechy, które nie pozwolą Selmie znaleźć przyjaciół.

Dziewczynka mimo, że ceni sobie czas spędzany z dziadkami, tęskni za relacją z rówieśniczką.
Czasami nudzi mi się z dziadkiem i babcią. Wtedy idę sobie gdzieś sama, jak dziś. To żaden problem, bo na wyspie dzieciom wolno chodzić samym, nic złego nie może się tu zdarzyć. W każdym razie tak myślą ci, którzy tu mieszkają. [s. 15]
I w taki oto dzień Selma poznaje Sznurówkę - dziewczynkę w okularach, z krótkimi czarnymi włosami przykrytymi czapką z daszkiem. Dziewczynki wspinają się na wysokie drzewo, a kolejnego dnia zasiedlają domek do zabawy nazywając go domkiem klubowicza.

Nie wiem, co mają w sobie szwedzkie książki, ale są w tak oczywisty sposób wyważone, tak wycyzelowane pod kątem języka i emocji jakie on wyrażą, że reakcją na nie może być tylko zauroczenie i chęć sięgnięcia po więcej (Swoją drogą, ta książka jest pierwszą z trzech o Selmie, wyglądajcie kolejnych).

Autorka w doskonały sposób pokazała relację dziewczynki ze starszym pokoleniem, z koleżanką, a także jej podejście do samej siebie, do własnych marzeń i lęków. Bo Sznurówka, ptak i ja, to książka o samotności, ale i o przyjaźni, książka, która zachęca do tego, by wzbudzić w sobie refleksję nad sobą.

Agnieszka Tyszka. Róże w garażu.


Róże w garażu to książka zdecydowanie wakacyjna. Ma kilku narratorów, a wszystkie wypowiedzi układają się w zgrabną opowieść o wypoczynku na działce pod lasem, który to wypoczynek zorganizowały zarządziły Mama Karoliny i ciocia Agata, koleżanki ze szkolnej ławki. Dzieci jest kilkoro, w różnym wieku, a poza działką, lasem, komarami i hamakiem nie dzieje się nic interesującego. A jednak nie - tuż za płotem, przez gąszcz krzaków i drzew prześwieca tajemniczy budynek wokół którego gromadzą się koty, wiele kotów. Młodsi i starsi mieszkańcy działki próbują rozwikłać tajemnicę. Tę i inne...

Rafał Witek, Monika Hałucha. Tresura pióra.



Rafał Witek, znany i ceniony pisarz tworzący dla młodszych czytelników zaprasza tym razem nie do czytania, a do tworzenia. Autor przygotował trzydzieści zadań dla osób, które - bez względu na wiek - chciałby szkolić swoje umiejętności pisarskie, zaczynając rzecz jasna od podstaw, czyli wyobraźni.

Znajdziemy tu zatem ćwiczenia kształtujące umiejętność czytania ze zrozumieniem, wyszukiwania skojarzeń, wspierające logiczne myślenie i rozwijanie poetyckiego języka, tworzenia porównań, kodowania tekstu w zależności od tego z kim, o czym i w jakiej formie prowadzimy rozmowę, a przede wszystkim - ćwiczenia rozwijające umiejętność kreatywnego pisania.

Książka ma wygodny format, jest w miękkiej okładce, zawiera mnóstwo miejsca na własne zapiski prowadzone czy to podczas wykonywania kolejnych zadań, czy też w chwilach, gdy początkujących twórców dopadnie wena.

Tresura pióra może być doskonałym uzupełnieniem wakacyjnych dni.


Dorota Combrzyńska-Nogala. Wysiedleni.


Wysiedleni to historia oparta o życie pani Kazimiery Mirosławskiej, z domu Łobodziec, która urodziła się na terenie dzisiejszej Ukrainy. Całość opowieści podzielona jest na trzy plany czasowo - okres przed II wojną światową, podczas niej i ten po, w czasie w którym Kazia i jej bliscy zostali przesiedleni na Dolny Śląsk.

Bogactwo doświadczeń Kazi, mnóstwo wiadomości, które wynikają z tego gdzie dziewczynka żyła i w jakich czasach to nastąpiło, niemalże rozsadzają stronicy książki wydanej w serii Wojny dorosłych - historie dzieci. Bo też i obyczaje, czy święta zamieszkujących Gródek Polaków, Ukraińców, Żydów, Niemców, przeplatające się jak to w dobrosąsiedzkich relacjach ma miejsce, a to wzajemna pomoc jaką sobie okazywano podczas wojny i jednoczesne zderzenie z grozą egzekucji wykonywanych na żydowskich mieszkańcach okolic, czy wreszcie podróż pociągiem i zasiedlanie domów w Żarkach, nierzadko domów, w których wciąż mieszkali ich prawowici właściciele.

Niewątpliwie Wysiedleni to książka, którą trzeba czytać z dziećmi, tak by wyjaśniać im ów - niepojęty wszak i dla nas dorosłych - zamysł o zburzeniu pewnego świata i budowania go na nowo na krzywdzie tych, którzy ucierpieli podczas wojny. Narratorką jest dziecko i na wiele spraw spoglądamy okiem Kazi, lecz mimo wszystko - mamy świadomość historyczną wydarzeń opowiadanych przez dziewczynkę i dzięki niej możemy pomóc młodym czytelnikom w oswajaniu się z treścią książki.

Podoba mi się dwuznaczność tytułu tej książki. Wszak wysiedleni to nie tylko rodzice i bliscy Kazi, prawda?

Dorota Majkowska-Szajer. Bolek i Lolek na szlaku polskich kultur.

Bolek i Lolek na szlaku polskich kultur to kolejna, idealna na wakacje, propozycja. Znani bohaterowie wyruszają w podróż po Polsce i odwiedzają, według planu sporządzonego przez dziadka, miejsca, regiony, które mogą się poszczycić charakterystycznymi obrzędami, zwyczajami, czy potrawami.

Chłopcy wędrują od Ziemi Kaszubskiej po Przemyśl, od gór po Podlasie, Zahaczają o Wrocław i Warszawę z powodów raczej nieoczywistych, zaglądają do miejscowości malutkich i dużych, by pokazać całe bogactwo kultury polskiej.


Ciekawe, co Wy dopisalibyście do listy miejsc wartych odwiedzenia przez Bolka i Lolka. Podzielicie się?
Katarzyna Puzyńska. Policjanci. Ulica.

Katarzyna Puzyńska. Policjanci. Ulica.


Po książki o policjantach sięgam chętnie i niekoniecznie ma to coś wspólnego z tym czy lubię, czy też nie, czytać powieści kryminalne. Wywiady z policjantami przygotowane przez Katarzynę Puzyńską wydały mi się interesującym dodatkiem do jej wcześniejszych książek. Czy tak jednak jest?

Policjanci. Ulica to siedem rozmów, w tym jedna z kobietą. Autorka pyta o powody wstąpienia do służby, codzienność w pracy, to jak życie na służbie wpływa na relacje rodzinne i towarzyskie. W rozmowach Katarzyna Puzyńska i policjanci zahaczają o stereotypy związane z funkcjonowaniem policji, o satysfakcje i frustracje związane z tym zawodem, o najtrudniejsze i najlepsze chwile. 

Z rozmów wyłania się obraz współczesnej policji przefiltrowany przez bogate doświadczenie rozmówców autorki. Policjanci, których wypowiedzi zamieszczono w książce, mają od ośmiu do dwudziestu czterech lat służby. Jeden z nich zauważa:
Niekiedy na dwunastogodzinnej służbie potrafi być szesnaście interwencji. No to przeanalizujmy. Szesnaście interwencji to jest szesnaście razy, kiedy ja mam kontakt z różnymi sytuacjami, z różnymi ludźmi. I muszę sprostać jakimś oczekiwaniom. To pomnożyć przez piętnaście służb... Już mamy ponad dwieście interwencji miesięcznie, gdzie na każdej, powiedzmy, wylegitymujemy od dwóch do czterech osób. Więc mogę śmiało powiedzieć, że w ciągu miesiąca mam interakcje z co najmniej pół tysiącem ludzi. Sprostać oczekiwaniom ich wszystkich... [s. 320]
Sporo tu mowy o nowych ludziach przychodzących do pracy, a nie służby, o naciskach na wyniki, ale też mnóstwo o tym, co stanowi dla funkcjonariuszy - nawet z tych z wieloma latami służby na koncie - największą trudność. W rozmowach przewija się temat lojalności, odpowiedzialności jeden za drugiego, obecności kobiet w policji, działaniach, z których niejednokrotnie nie zdajemy sobie sprawy, a które gdzieś tam obok nas się dzieją.

Przeczytałam z dużym zainteresowaniem.
Joanna Sędzikowska. Psy z piekła rodem. Odwiedziny w raju.

Joanna Sędzikowska. Psy z piekła rodem. Odwiedziny w raju.


Tych, którzy po przeczytaniu pierwszej części Psów z piekła rodem - Zdobywcy świata, chcieli poznać dalszą historię Raptora i jego tymczasowych psich koleżanek, ucieszy z pewnością wiadomość, że oto jest część druga, zatytułowana intrygująco Odwiedziny w raju. Mnie ucieszyła :-)

Ale od razu ostrzegam wszystkich - autorka słusznie piszę, że przy lekturze popłaczecie się i uśmiejecie. Ja rozpłakałam się już przy pierwszym rozdziale...

Odwiedziny w raju to historia dwóch malamucich dziewczyn - Nuki i Freyi, które dzięki Joannie i jej rodzinie dostały szansę na nowe życie. Co więcej - na życie, po prostu.

O psach, ich lękach, rozczarowaniu, paraliżującym strachu, powolnym uczeniu się normalności i tego, że człowiek oznacza kogoś, kto się opiekuje, karmi, przytula i kocha, czytałam ze ściśniętym gardłem. Bo skoro psice musiały się tego uczyć pod czujnym okiem mądrego Raptora, to znaczy, że nie miały okazji w dotychczasowej egzystencji doświadczać dobrego od ludzi.

Autorka pisze również o tym, jak to jest, gdy staje się rozpoznawalną dzięki książce o (choć tylko w tle) własnej rodzinie i wizytach w mediach, opisuje kulisy sesji fotograficznych, o liście do św. Mikołaja i wyjeździe nurkowym, czyli tym wszystkim, co wydarzyło jej się ze względu na obecność w domu psów, w tym psów tymczasowych.

Jestem kompletnie nieobiektywna jeśli chodzi o książki Joasi Sędzikowskiej, bo to od nich zaczął się mój malamuci fioł. Mam jednak nadzieję, że i Wy dacie się uwieść opowieściom o tych przemądrych, przepięknych psach o nieustraszonym charakterze i wyrazistych osobowościach, a z tego uwiedzenia - pokochacie malamuty i zechcecie im pomagać. Bo o to chodzi w Psach z piekła rodem.
Joanna Chmielewska. Nawiedzony dom.

Joanna Chmielewska. Nawiedzony dom.



Wielość projektów okładek tej powieści Joanny Chmielewskiej pokazuje jedynie jak wiele wydań miała ta książka i jak mocno tkwi w świadomości czytelniczej. Jeśli jednak powoli zaczyna w owej świadomości blaknąć, to czym prędzej spieszę ją przypomnieć.

Janeczka i Pawełek, dwoje upiornie grzecznych, jasnowłosych dzieci, wraz z rodzicami i bliską rodziną trafia w oko przeprowadzkowego żywiołu. Pan Roman otrzymał w spadku dom, a warunkiem objęcia spadku jest to, by w tymże domu mieszkała tylko rodzina, nikt obcy. Namówienie do opuszczenia mieszkań kilkorga lokatorów nie wydaje się być trudne, jednak jest pewna pani (nazywana przez dzieci zmorą), która kręci nosem na wszelkie proponowane jej w ramach zamiany mieszkania, a poza tym - co podpatrują dzieci i babcia - knuje coś z listonoszem.

Dzieciom towarzyszy pies - świetnie wyszkolony, niemalże rozumiejący myśli, bez konieczności ich wypowiadania, przygarnięty w trakcie owego rodzinnego szaleństwa. To właśnie Chaber naprowadził dzieci na trop tajemnicy jaka skrywa się w tytułowym domu. 

Niejako w tle rozgrywają się perypetie głowy rodziny; koszt remontu, wymiana - lub nie - instalacji zależna od czegoś, co na rynków (przypomnijmy PRL-owskim) nie istnieje w niezbędnym wymiarach, szukanie mieszkań na wymianę, troska o najbliższych i chuligani wypisujący na aucie Pana Romana dziwne komunikaty.

Po książki Joanny Chmielewskiej sięgam gdy nie mam sił na inną, niż świetnie znaną, lekturę. Po przygody Janeczki i Pawełka (również w powieści zatytułowanej Skarby), chyba najczęściej. Mój Nawiedzony dom jest już doszczętnie zaczytany, ale to przecież nie wygląd, a treść cieszy moje serce.

Polecam:)

2 x 3 dla dzieciaków (8)

2 x 3 dla dzieciaków (8)

Iwona Czerkas. Frania, Kupmi i takale.


Istnieją słowa - klucze, które doskonale znają rodzice i których- jak podejrzewam - żywiołowo nie znoszą. Wyjaśnienie dzieciom jakie to słowa oraz tego, czemuż są tak bardzo uciążliwe dla rodzicielskich uszu, może być łatwiejsze dzięki opowieści o Frani i jej "przyjaciołach".

A jacy to przyjaciele, że należy pisząc o nich użyć cudzysłowu? Niechcemisię, Kupmi, Jużniemogę, Bojęsię, Takale. Znacie? A Wasze dzieci znają? 

W bardzo prosty, przystępny sposób, na przykładzie Frani, dzieci przekonać się mogą o tym, jak bardzo owe słowa, szczególnie nadużywane, psują relacje z rodzicami i innymi bliskimi osobami. I nawet jeśli mama i tata na obecność Jużniemogę zapraszają do współpracy Jeszczetrochę, to obecność w dziecięcym słowniku postaci wymienionych w książce, nie prowadzi do niczego dobrego.

A może Wasze dzieci mają jeszcze inne stworki wokół siebie?

Benji Davies, Cudowna wyspa dziadka.


Opowieść o Sydzie i jego Dziadku jest historią o żegnaniu się z bliską osobą. Starszy pan mieszka na tyłach ogrodu Syda i gdy chłopiec pewnego dnia odwiedza dziadka, ten zaprasza go w miejsce inne niż dotychczas znane. Wnuk i dziadek trafiają na pokład olbrzymiego statku, którym wkrótce przybijają do wyspy. Wkraczają do dżungli, znajdują opuszczoną, starą chatę i spędzają razem radosny czas. 

Dziadek zostaje w tym przepięknym, barwnym i ciekawym miejscu, a Syd wraca do domu. Powrót jest trudny, bo chłopiec musi się zmierzyć z nieobecnością kogoś, kto był przy nim zawsze.

Jeśli potrzebujecie książki, która pomoże Waszemu dziecku oswoić śmierć bliskiej osoby, to pamiętajcie o Cudownej wyspie dziadka.


 Gorzka czekolada i inne opowiadania o ważnych sprawach.


Piętnaście opowiadań napisanych przez cenionych polskich pisarzy. Piętnaście tekstów ukazujących młodym ludziom rzeczy dobre. Piętnaście historii o wartościach, które warto cenić, warto realizować w życiu, znać i stosować, by żyło się nam wszystkim ze sobą wzajemnie lepiej. Warto podsunąć je młodszym nastolatkom, czy to w formie drukowanej, czy w wersji audiobooka.

Benji Davies. Mój wieloryb.


Bohaterem kolejnej dziś książki Daviesa jest Noi, chłopiec mieszkający nad morzem, z tatą i sześcioma kotami. Tata jest rybakiem, całe dnie spędza łowiąc i chłopiec sam organizuje sobie czas. Pewnego ranka, po burzy, wybiera się na spacer i znajduje wyrzuconego na brzeg wieloryba. Zabiera go do domu, wkłada do wanny i towarzyszy mu, aby nie czuł się samotny.

Oczywiście i w tej historii przychodzi czas na rozstanie. Może nieco łatwiejsze niż to, którego doświadczył Syd żegnając dziadka, ale jednak - trudne.

Cieszę się, że w Polsce pojawił się Benji Davies, zerknijcie na jego stronę.

Eva Susso, Benjamin Chaud. Sto porad dla nieśmiałych.


Rolf Cossu jest dzieckiem nobliwych i bardzo zamożnych rodziców. Jego rodzina - dalsza i bliższa - spotyka się co tydzień podczas niedzielnych obiadów, podczas których chłopiec i jego siostra powinni milczeć. A on marzy...
Gdyby mógł uciec tam, gdzie dzieciom wolno mówić, ile chcą, i jeść, jak chcą. Gdyby tylko jego życie było bardziej ekscytujące... [s. 10]
Chłopiec chciałby pomagać Ofelii, córce właściciela sklepu. Jest przekonany, że gdyby tylko ją poznał, zaprzyjaźnił się z nią i pracował z nią w sklepie jej taty, Ahmeda, jego życie byłoby o wiele ciekawsze. Tyle tylko, że Rolf jest nieśmiały. Bardzo nieśmiały i nawet lektura ulubionej książki Sto porad dla nieśmiałych, nie dawała mu pewności siebie potrzebnej do tego, by rozpocząć z dziewczynką rozmowę.

Okazuje się jednak, że nawet jeśli jest się nieśmiałym, to znalezienie się w sytuacji wymagającej jakiejś reakcji może pobudzić odwagę. A gdy już raz się odkryje, że jest się odważnym, to nie sposób tego zatrzymać. I bardzo dobrze!


Katarzyna Ryrych. Siedem sowich piór. Pamiętnik mojej choroby.


Mimo, że specjalnie tego nie planowałam, dzisiejsze propozycje książkowe poukładały mi się w głowie tak, aby dotykać tematów istotnych. Często w wymienionych historiach, wkraczającemu w świat dorosłości dziecku, towarzyszy osoba starsza, mentor. 

Podobnie jest i tutaj -  najważniejszą dla Wojtka osobą jest zmarły dziadek. To on objaśniał chłopcu świat i gdy teraz Wojtek leży na szpitalnym łóżku, dziadek odwiedza go i zabiera, by zbierał doświadczenia, które pozwolą mu ujrzeć osoby wokół siebie nieco innymi niż mu się wydają być.

Pobyt w szpitalu i codzienne stykanie się ze śmiercią nie są łatwe. Ale Wojtek, jego koledzy, pielęgniarze, lekarz umieją potraktować sytuację w jakiej się znajdują, jak taki wycinek życia, z którym się trzeba zmierzyć bez sentymentów. 

To kolejna ważna książka, pamiętajcie o niej.
Clara Henry. Tak, mam okres. A co?

Clara Henry. Tak, mam okres. A co?


Kiedy czas jakiś temu pisałam o dwóch książkach odsłaniających tajniki kobiecości, nie spodziewałam się, ze wkrótce przyjdzie mi pisać o kolejnej. Oby był to trend rozwojowy.

Clara Henry to szwedzka blogerka i Youtuberka, która postanowiła tematykę poruszaną w social mediach przełożyć na książkę. Tematykę, która dla wielu z nas wciąż stanowi tabu, czyli miesiączkowanie.
Okres to moja pasja, a ponieważ - jak się wydaje - życiowa wiedza wszystkich posiadaczek macic poniżej piętnastego roku życia razem wziętych zmieściłabym się w podstawce na jajko, opadają mi ręce, rzednie mina i czuję się niepocieszona. [s.15]
Książka, choć napisana w sposób lekki, żartobliwy, przedstawia najważniejsze informacje związane z okresem. Od tych fizjologicznych (czyli skąd się bierze), biologicznych (ku czemu służy), po socjologiczne (obecność miesiączkowania w przestrzeni społecznej) i praktyczne (omówienie środków higienicznych, sposobów na radzenie sobie z bólem, ubrań, które pokocha obolały brzuch).

Dużą część książki autorka poświęca temu jak traktowane są kobiety miesiączkujące (zarówno w historii i współcześnie), podkreślając seksizm wyłaniający się a to z męskich odzywek, a to reklam środków higienicznych, czy wreszcie - z badań medycznych poświęconym menstruacji.
Jestem przekonana, że gdyby to mężczyźni (czyli ludzie z siusiakami) mieli miesiączkę, poświęcano by jej w badaniach znacznie więcej uwagi. Środki higieniczne byłyby dofinansowywane dla wszystkich poniżej osiemnastego roku życia, wiedza o miesiączce byłaby obowiązkowym przedmiotem w szkole, a bóle menstruacyjne byłyby powszechnie uznawanym powodem dnia wolnego, PMS postrzegano by zaś jako coś głębokiego i poetyckiego. [s.68]
Tak, mam okres. A co? to trafna podpowiedź do rozmów z córką. Warto podsunąć jej książkę Clary Henry, a później z nią o niej porozmawiać. Może uda się Wam wymyślić własne sposoby na ból, na nagrody za cierpienie w imię przetrwania ludzkości lub wypracować własne oswajające miesiączkowanie rytuały?

Polecam.
Jak oddaje się psa do Domu Stałego

Jak oddaje się psa do Domu Stałego


Gdy już ustalono kiedy nastąpi ów Wielki Dzień, powtarzasz psu, że wkrótce pozna kogoś, czyj będzie do końca swych dni i kto będzie jego. 

Wiesz, że nie powinieneś psa psuć, ale czasami ulegasz jego spojrzeniu i dajesz mu smakołyk, ot, tak po prostu, żeby wiedział, że to od Ciebie. 


Opowiadasz psu, jaki będzie kochany i gdzieś tam w głębi myślisz, że może i dla psa to Ci ludzie będą dobrzy, ale dla Ciebie nie są, bo przecież chcą Ci go zabrać. I myślisz tak bez względu na to, czy pies był potulny i przemiły, czy też dał Ci w kość.

W Wielkim Dniu od rana psa głaszczesz, czeszesz i wciąż do niego gadasz. A gdy zmęczony Twoją aktywnością idzie sobie od Ciebie i układa się do snu na legowisku, chowasz się w kuchni i płaczesz, bo wiesz, że za kilka godzin wsiądzie do auta i już go nie zobaczysz.


Gdy odbierasz wiadomość, że oni już są, przypinasz psu smycz i wychodzicie. Witasz się z obcymi sobie ludźmi, zaczynasz z nimi rozmawiać, odpowiadasz na pytania i sam dopowiadasz wszystko o czym pamiętasz. 

Podczas spaceru przekazujesz smycz i widzisz, jak pies zaczyna ich zaczepiać, jak prowadzi Was sobie doskonale znanymi ścieżkami, jak nie zwraca uwagi na dzieci z lodami, kucyki, lamy za płotem, to uświadamiasz sobie, że on już wie i się zgadza, że zaufał Ci i zaakceptował Twój wybór. I starasz się nie dopuszczać do siebie świadomości, że to Wasz ostatni wspólny spacer w tym miejscu.



Wracacie do domu, pijecie herbatę/kawę, rozmawiacie, a pies spokojny śpi nieopodal Was. I nagle zaczyna Cię ogarniać przekonanie, że to dobrzy ludzie. Dla psa - najlepsi. A Ty się nie liczysz, bo jesteś tylko pomostem między schroniskiem, a domem stałym, pełnym miłości i zrozumienia. Bo taka Twoja rola domu tymczasowego.

Coraz silniej czujesz, że do najlepsi ludzie. Na podstawie zdjęć, opisu, Twoich tekstów, pokochali Twojego psiego podopiecznego. Wypełnili wielostronicową ankietę opowiadając o swoim planie dnia, przyzwyczajeniach, rodzinie. Zgodzili się, by ktoś obcy przyszedł do ich domu, by go obejrzeć pod kątem tego, czy pies będzie u nich bezpieczny i szczęśliwy. A oni przeszli te wszystkie procedury, bo zapragnęli, by członkiem ich rodziny stał się własnie on - Twój czterołapy i ogoniasty tymczas o silnej osobowości i charakterze. Nie zraziło ich nic, bo wiedzieli, że już są jego, a on jest ich.


Wychodzicie na spacer. Zmieniacie szelki na obrożę. Idziecie razem, widzicie jak spokojny pies obwąchuje ławkę, drzewa, trawę, rozmawiacie. I nagle musicie powiedzieć idźcie dalej, ja zniknę, odwrócić się i odejść.


Bycie domem tymczasowym jest trudne... Ale tak bardzo jak jest trudne, jest potrzebne. I piękne. Rozważcie przygarnięcie na tymczas psa lub kota, królika, szynszyla, czy innego zwierzaka.

David Scarfe. Księga dzikości.

David Scarfe. Księga dzikości.


Księga dzikości to zbiór porad mających pomóc nam odnaleźć w sobie pragnienie Natury, oswojenie go i czerpania ze spotkania ze światem, rzadko dostrzeganym zza szyb aut czy sprzed komputerów, prawdziwej przyjemności. Znajdziemy tu poradę jak obserwować i rozróżniać chmury, poradnik budowy pieca do pieczenia pizzy, podstawowe kroki tańca ludowego i wiele, wiele innych wskazówek na zaprzyjaźnianie się ze swoją dziką częścią osobowości.

Przyznaję, ze mnie w tej książce zdecydowanie bardziej zauroczyły te fragmenty, które dotyczą roślin, niż te związane z użytkowaniem pił, cegieł itp. Rozdział o zamkach na piasku przypomniał jak bardzo tęsknię za morzem, o budowaniu ogniska - jak dawno temu miałam okazję grzać się przy ogniu, a porady dotyczące robienia kija dla wędrowca uświadomiły, że bardzo, ale to bardzo brakuje mi wędrówki, ot tak przed siebie.

Księgę dzikości trzymam na nocnym stoliku i podczytuję. A na liście rzeczy niezbędnych na urlopie umieściłam ją na pierwszym miejscu. Któż wie, co się może przydać, gdy pozwolę poczuć sobie dzikszą stronę siebie?

Pozostawiam Was z cytatem poprzedzającym jeden z rozdziałów, tak pod rozwagę :-)

Nie przestajemy się bawić, bo się starzejemy. Starzejemy się, bo przestajemy się bawić. G. B. Shaw [s. 28]
(Po)niedzielnik nr 70

(Po)niedzielnik nr 70


Weekend upłynął mi pod znakiem rozstawania się z Baloo. Jego przyszli (i aktualnie - teraźniejsi) przyjechali po niego w sobotę popołudniu. Dlatego też piątkowe popołudnie to była kość, długi spacer po lesie i objadanie z gałęzi malin. W sobotę od rana spacerowaliśmy, czesaliśmy się, przytulaliśmy, a ja - gdy pies nie widział - lałam łzy. Trudno rozstaje się z psem, ale o tym jak się to robi w środę...


Nie chciałam spędzać reszty dnia w domu, więc otoczona życzliwością bliskich osób wybrałam się na obiad do miejsca, które mogę w ciemno polecić. Pełne obłożenie, smakowite zapachy i wielość potraw do wyboru gwarantują mile spędzony czas i porządne zaspokojenie głodu. Gdyby ktoś był ciekaw - zdjęcie jest podlinkowane.


W niedzielę dołączyłam do mojej grupy rowerowej, z którą w tym roku jeżdżę o wiele mniej niż w latach ubiegłych. Na szczęście nie wykluczyli mnie za absencję i zabierają wciąż ze sobą :-) Wczoraj odwiedziliśmy Przeczyce, Siewierz, Pogorię, Sosnowiec - Kazimierz, Jaworzno i Mysłowice. W Jaworznie odwiedziliśmy Ośrodek Edukacji Ekologiczno-Geologicznej GEOsfera, spacer po którym serdecznie polecam.

Post udostępniony przez prowincjonalna nauczycielka (@prowincjonalna_nauczycielka)


A jak Wam upłynął weekend?
Copyright © Prowincjonalna nauczycielka , Blogger