Antonina Żabińska. Dżolly i S-ka.
Wydawnictwo Literackie
Pierwszy wielki plus należy się WL za wznowienie książek – Opowieści z ZOO – Antoniny Żabińskiej. Drugi za niebieska – ponoć najlepszą dla oczu – czcionkę w książce „Dżolly i S-ka”. Tyle o ogólnych sprawach, a teraz pora się pozachwycać treścią.
Przyznam Wam się do czegoś… Otóż, nie mogę oglądać filmów o zwierzętach. Nie dla mnie „Lessi wróc”, „Biały Bim, czarne ucho”, „Uwolnić orkę”, czy opowieść o niedźwiadku z Alaski. Nie mogę oglądać tych i im podobnych filmów, bo gdy popełnię ów błąd, cały świat ginie mi sprzed oczu, a ja załzawiona dostrzegam tylko nieszczęście zwierzęce.
Z książkami mam podobnie, choć ograniczam swoją wyobraźnię i aż tak nie emocjonuje się czytanymi treściami. A przynajmniej tak było do chwili, w której nie rozpoczęłam poznawania małej hieny uratowanej przez Państwa Żabińskich.
Nikt nie jest w stanie pisać o zwierzętach tak samo jak pisze Durrell. Można jednak pisać o czworonogach inaczej, a ujmująco i z dużą, bardzo wyraźną, miłością. I tak właśnie pisze autorka relacji o Dżolly.
Wyobraźcie sobie, że macie roczne dziecko. Wyobraźcie sobie, że oprócz rocznego dziecka macie małą, wrzaskunowatą, hienę. I małego lwa. I jeszcze dziecko-panterę. Kozę i doga. Ufff….. Można się zmęczyć praca umysłową niezbędną do wyobrażenia sobie całego zwierzyńca szalejącego w domu dyrektorstwa.
Śmiałam się i płakałam podczas czytania tej książki. I nie umiem dać lepszej rekomendacji.
Gerd Schneider. Lalka Kafki.
Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Franz Kafka pewnego dnia, podczas spaceru, spotkał płaczącą dziewczynkę. Gdy zapytał o powód płaczu, usłyszał wzruszającą historię o zgubionej lalce. Chcąc uspokoić dziecko obiecał przynieść nazajutrz list od Lalki. I tak rozpoczęła się historia…
Gerd Schneider z pozornie nieważnego fragmentu życia pisarza uczynił punkt wyjścia dla przecudnej opowieści. Przedstawia chorego już Kafkę, jego ukochaną Dorę i warunki w jakich żyli w Berlinie. W tle rozgrywają się wydarzenia zwiastujące zbliżającą się II wojnę światową. Senność wydarzeń zamglonego i zawilgoconego parku miejskiego osadza Franza Kafkę w niesamowitej atmosferze, tak specyficznej dla jego twórczości. Listy od Lalki, bajki, które pisarz tworzył dla niekochanego dziecka nadają jego życiu codzienny sens, a dziewczynce, która zgubiła lalkę pozwala poczuć się ważną.
Piękne, choć jednocześnie przejmująco smutne, jest zakończenie opowieści jaką przedstawia nam Schneider.
Stephenie Mayer. Intruz.
Wydawnictwo Dolnośląskie
Przyznaję – po Waszych komentarzach na temat twórczości Meyer podchodziłam do jej nowej książki dość nieufnie. Jak się okazało, nie do końca słusznie.
Powieść przenosi nas w przyszłość. Istoty zwane duszami (robalami i określanie innymi znacznie mniej pochlebnymi słowami) przybywają na Ziemię i wykorzystują ludzi jako żywicieli. Wchodzą w ich ciała, tłamsząc ludzką osobowość i wiodą spokojne życie. Jako, że są pokojowo nastawieni niosą ze sobą dobrodziejstwa swojej cywilizacji; lekarstwa na wszystko, wzajemne zaufanie, prace bez pieniędzy i brak rywalizacji, bo przecież każdy zasługuje na równe traktowanie. I tu drgnęło we mnie, że to wcale nie głupio pomyślana ironia.
Jedna z dusz, Wagabunda, wszczepiona jest w ciało Melanie. Ale człowiek nie chce ustąpić Intruzowi; walczy, próbuje przejąć kontrolę, mami wspomnieniami i opowiada o miłości do brata i do mężczyzny.
Wagabunda wymyka się spod kontroli podobnych sobie i wyrusza na poszukiwanie rodziny Melanii. Gdy ją znajduje sprawa się komplikuje… Wszak nie jest człowiekiem i jednocześnie jakby nim była…
„Intruz” ma około 550 stron. I choć opowieść toczy się niespiesznie, a wątki przeplatają się, by zniknąć i pojawić się znów, w efekcie – to udało się autorce stworzyć pełną napięcia akcję.
To książka, która opowiada o społeczności zamkniętej, o prawach jakie w niej funkcjonują, o relacjach międzyludzkich. Opowieść o innym wśród swoich, wbrew moim pierwotnym obawom, ma w sobie coś ponadczasowego. I choć postać Wagabundy, zwanej przez ludzi Wandą, może być postrzegana jako nadmiernie miła, bohaterowie wydają się dobrze sportretowani, a ich życie nabiera istotnego znaczenia, gdy spróbujemy przenieść ich rozterki w naszą codzienność.
Powieść jest przejmująca, a jej finał wzbudził we mnie emocje tak wielkie, że aż sceny z książki pojawiły się w moich snach. Rzadko mi się to zdarza, uwierzcie;)
Fascynowała mnie dwoistość postaci Wandy. I choć w „Intruzie” owa dwoistość jest efektem zabiegu paramedycznego, to podwójna osobowość nękająca człowieka jest zjawiskiem równie przerażającym, co interesującym.
Wydłubałam z książki Stephenie Meyer kilka ciekawostek. I to dla mnie plus.
Borussia. Kultura. Historia. Literatura.
Wydawnictwo Borussia
Pismo wydawane przez Wspólnotę Kulturową Borussia ma szeroki zakres tematyczny. Przedstawia kulturę poszczególnych narodów, obszary kulturowo-społeczne, czy postacie zasłużone dla literatury.
Od kilku lat wśród książek wędrujących ze mną stoi tam pismo, którego tematem naczelnym jest podróżowanie. Niedawno zainteresowałam się także tomem przedstawiającym Węgrów. A w bibliotece wypatrzyłam kolejne dwa, które jak przypuszczam, zainteresują i Was.
Tematem głównym 32 numeru jest rodzina Mannów. Oprócz artykułów o pisarzach znajdziemy tu także teksty zgromadzone w dziale „Mannowie o sobie”. Zamieszczono również wywiad z Frido Mannem i wspomnienia autorstwa Golo Manna.
Stałym elementem w Borussi jest dział recenzji; w numerze o Mannach między innymi Leszek Szaruga pisze o prozie Malickiego, Kuczoka, Sieniewicza.
Inny numer Borussi, na który chciałabym zwrócić Waszą uwagę, to ten, którego bohaterem jest Ryszard Kapuściński. Autorzy tekstów zastanawiają się nad światem opisywanym w reportażach, nad kondycją współczesnego reportażu i opisują świat zastany. Znajdziemy tu zatem artykuł o niepotrzebnych mostach w Stańczykach, o zamkach krzyżackich i o podróżach koleją po Warmii i Mazurach. W dziale recenzji przywołani zostali Andrzej Stasiuk, Sandor Marai, Wolfgang Buscher, Marcin Świetlicki i Anna Bikont.
Zachęcam do rozejrzenia się po piśmie Borussia – może znajdziecie tam swoje pasje?
Renata Naprawa, Kornelia Maternicka, Alicja Taniejewska. Indywidualne Programy Edukacyjno-Terapeutyczne.
Wydawnictwo Harmonia
Dla I etapu nauczania uczniów z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu umiarkowanym.
Dla II etapu nauczania uczniów z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu umiarkowanym.
Podczas tworzenia ewaluacji IPE-T-ów moich uczniów z żalem myślałam, iż przystępując do konstruowania programów nie znałam publikacji Pań Naprawy, Maternickiej i Taniejewskiej.
Autorki bardzo szczegółowo określają treści kształcenia jakie uczniowie powinni opanować na właściwych etapach edukacyjnych. Oczywiście – zaznaczają, iż oczekiwania wobec uczniów należy personalizować, dobierać odpowiednio do etapu rozwojowego danego dziecka.
Wspominanie treści są podzielone na trzy główne obszary:
I – obsługiwanie samego siebie,
II – uspołecznianie,
III – rozwijanie sprawności i umiejętności.
Autorki postulują, aby treści nauczania opierać na wielozmysłowym przekazie, który – jak przekonano się empirycznie – najsilniej wpływa na rozwój.
Po dokładnym przeanalizowaniu wszystkich trzech części IPE-T-ów, stwierdzam , iż publikacje te są obowiązkowe dla padagogów, przed którymi droga zawodowa postawiła zadanie w postaci nauczania osób niepełnosprawnych intelektualnie.
Gorąco polecam!
Mircea Eliade. Młodość stulatka.
Eliade tworzy opowieść jak ze snu. Bohater odkrywa siebie – nowego ja – i oswajając się ze światem, który dzięki wypadkowi stał się mu dostępny, wciąż ma w pamięci doświadczenia sprzed wyładowania elektrycznego. Obudzenie Dominika Matei jest, jak proponuje J. Kania, elementem nawiązującym do formuł inicjacyjnych w kulturze. W „Młodości stulatka” Eliade czyni wiele nawiązań do wiedzy i tropów kulturowych.
Francis Ford Coppola na podstawie utworu Eliadego nakręcił film. Przyznam, że obejrzałam tylko fragment, gdyż film tuż po książce wydawał mi się zbyt idealnie przylegający, zbyt dosłowny. Coppola zadbał o wierność literackiemu wzorowi, a Tim Roth osadzony w roli Dominika gra prawdziwie i przejmująco.
Gorąco polecam książkę i film.
Spełnienie obietnicy
W najbliższych dniach czeka nas pakowanie dobytku. W piątek po południu zaczynam ferie (choć ortodoksi twierdzą, że w poniedziałek) i z razji tychże planujemy sie wybrać na Mazury. (Notuję na kartce zakupowaj - ciasteczka dla Pieski). Korzystając z pobytu w mieście dobrze znanym i z tego, że weterynarz jest nam również dobrze znany odwiedzimy go w towarzystwie Sisi. Czas jakiś temu zauważyłam, że Sisulka ma coś na dolnej wardze, jakby czarne patyczki. Może taka jej uroda, ale niech wet zerknie. Do domu wrócimy w środę, bo w piątek na 8:00 zawozimy Nusię na zabieg. Resztę moich ferii Kociaste spędzą w domku.
* * *
Z. wstał ostatnio na chwilę od stołu z pisaniem. Gdy wrócił okazało się, że okulary leżą na podłodze, a koło nich leży wielce nimi zainteresowana Nusia. Chcąc zacząć pisać sięgnął po pióro, by przekonać się, iż pióra nie ma. Obszukał wszystkie ścieżki jakimi podążał podczas przerwy, a że nic nie znalazł podejrzenie padło na Małego Misia. Oczywiście - wyparła sie i dość życzliwie udawała, że pomaga szukać zguby o jakiej w ogóle nie ma pojęcia. Gdy przygotowywałam łóżko do nocy znalazłam pióro. Bez zatyczki. Wciśnięte smętnie między materac a ścianę. Samo poszło ze stołu? Może i skłonni byśmy byli uwierzyć w samoporuszające się pióra wieczne, ale ślady wielu kocich zębów stanowiły argument nie do podważenia. Pióro zostało ukradzione i schowane jako łup.
* * *
Dotarła dziś do nas paczka z Kącika Pupila. Kociaste dostały 20 kg żwirku i ładny zapach do tegoż. Karmę kupiłam na wagę, więc Sisi czym prędzej przyuważyła, że jedzonko zapakowane jest w dające się lekko rozpakować opakowanie i przystąpiła do dzieła. Po chwili chrupała już donośnie. Kociaste dostały od Właścicieli Kącika Pupila prezenty - mnóstwo smakowicie wyglądających torebeczek - dziękujemy bardzo:)))
* * *
Nie znam przyczyn dla których Gusia ostatnio opuściła kocyk. Wstaję po ciemku i gdy wchodzę do pokoju wyciagam odruchowo dłoń w stronę, gdzie zazwyczaj leżała Gusia. Od kilku dni nie leży. I co więcej - śpi tak mocno, że rano, przed wyjściem do pracy, jej nie widuję. Nusia włazi do umywalki i wanny uczestnicząc aktywnie w mojej toalecie porannej, Sisi zasiada dumnie na mojej torebce i/lub stole, a Gusia śpi...
* * *
Dzwonkowatość Sisuleńki nie uległa zmianie. Ugniatanie nocne także nie. Na szczęście, bo lubię i to, i to:)
* * *
U sąsiadów jest mały kotek - czarnuszek, który porannie wita mnie czyniąc różniaste wygibasy na parapecie. Aż żal iść do pracy... U innych sąsiadów zamieszkał pies. Nie widziałam go jeszcze, ale czasami słyszymy jak płacze osamotniony.
Spełnienie obietnicy
Właśnie napisałam długi tekst i go wykasowało... Wrrrrrrrrr
* * *
Zaczynam z końcem tygodnia ferie (choć ortodoksi stwierdzą, że zaczynam w poniedziałek). Z tej okazji pojedziemy na Mazury, a to - jak się domyślacie - związane jest z pakowaniem i przekładaniem różniastych toreb. Kociaste będą miały radość:) Podczas pobytu w znanym sobie mieście odwiedzimy weterynarza w towarzystwie Sisi. Zrobiło się jej (albo miała to zawsze, a ja dopiero zauważyłam) coś na dolnej wardze. Wet obejrzy, tak dla pewności. Wracamy z wyjazdu w środę, bo w piątek Nusia o 8:00 ma zabieg.
* * *
Z. zrobił sobie ostatnio przerwę w pisaniu. Gdy wrócił do stołu okazało sie, że jego okulary leżą na stole, a tuż obok nich, z mina niewiniątka, leży Nusia. Chciał pisać dalej, ale okazało się, że zniknęło pióro. Przeszukał wszelkie ścieżki, którymi podążał, ale zguba się nie znalazła. W szukaniu oczywiście dzielnie pomagała Nusia. Pióro znalazłam kilka godzin później, gdy przygotowywałam łóżko do snu - leżało wciśnięte między ścianę a materac. Bez zatyczki, za to z wieloma dziurkami pozębowymi.
* * *
Kącik Pupila przysłał dziś zamówioną paczkę. Kociaste dostały 20 kg żwirku i zapach. Dostały też jedzonko, inne niż poprzednio, a że kupowane na wagę to zapakowane w folię, która dość łatwo - jak zaobserwowała Sisi - daje się przedziurawić. Zanim rozpakowałam wszystko Sisi podgryzała smakowitości;) Ko-córki dostały też mnóstwo przekąsek - dziękujemy bardzo:)
* * *
Gdy - w porannych ciemnościach - wchodzę do pokoju wyciagam rękę w stronę koca, gdzie śpi Gusia. Ostatnio jednak nie śpi, a ja nie wiem czemu... Wymieniła sobie spanie na kocyku, na spanie na kocyku na pudełku. I na dodatek śpi tak mocno, że nie wyłania się z sypialni ani na dźwięk budzika, ani na moje poranne się kręcenie, ani też nie żegna mnie gdy wychodzę do pracy. Ot, zagadka...
* * *
Sisi nadal jest dzwonkiem i ugniataczem. Bardzo mnie to cieszy, bo lubię ją w obydwu rolach:)
O tym...
Alice Kuipers. Życie na drzwiach lodówki.
Biorąc "Życie na drzwiach lodówki" z biblioteki nastawałam się na lekturę banalną, łatwą i przyjemną. Ot, taką do przejrzenia w kolejce na poczcie czy w innej przypadkowo wolnej chwili. Okazało się jednak, że bohaterki - Mama, lekarka, i córka, piętnastolenia Claire, które przede wszystkim komunikują się za pomocą owych karteluszków przyczepianych na drzwiach lodówki, nie wiodą życia łatwego i przyjemnego.W ich życiu zaczyna się dziać coś Ostatecznego, a one pisząc do siebie próbują to oswoić i znaleźć rozwiązanie trudnej sytuacji przed jaką postawiło je życie.
Polecam.
Ruth Benedict. Wzory kultury.
Wydawnictwo Muza
Przystępując do czytania tej naukowej rozprawy antropologicznej należy pamiętać, iż powstała ona w 1934 (pierwsza publikacja). Dopiero, gdy ta świadomość się w nas zakorzeni łatwiej będzie nam zrozumieć pewne tezy forsowane przez badaczkę.
Autorka badając społeczności indiańskie szuka wspólnych i różniących cech, wierzeń oraz odkrywa pewne ponadkulturowe zależności. Wędrowanie poprzez mało znane (lub nieznane zupełnie) światy zapewnia fascynującą przygodę, choć przyznaję – wymaga dużego skupienia. Wśród rzeczy zdawało by się znanych odkrywamy istnienie związków czy tropów zaskakujących nas, europejczyków.
Ruth Benedict przywołuje funkcjonowanie na obszarze granic międzyspołecznych dzikich dzieci, wskazuje na niezrozumienie dla uprzedzeń rasowych, czy, co gorsza, dla zwolenników czystości rasy, którzy dochodzili wówczas w Europie do głosu.
„Wzory kultury” nie są lekturą na jeden wieczór. Raczej należałoby je położyć na nocnym stoliku i wracać do nich, by rozwijać swoją erudycję.
Tadeusz Konwicki. Wiatr i pył.
Wydawnictwo Czytelnik
Z dziką satysfakcją chcę zauważyć, że ostatnio trafiają mi się naprawdę dobre lektury. Powiedziałabym, że nawet doskonałe. Zdecydowanie do tej ostatniej kategorii zaliczyć można zbiór, dotychczas nie publikowanych w formie książki, tekstów Tadeusza Konwickiego.
Pierwszy z zamieszczonych utworów „Kapral Koziołek i ja” powstał w 1947 roku. Ostatni – „Mickiewiczowie młodsi” w 2005 roku opublikowano w GW w 2005 roku. Otrzymaliśmy zatem rzeczy, które powstały dzięki wrażliwości autora na przestrzeni 58 lat.
Moje pierwsze spotkanie z twórczością Konwickiego to czas liceum. Podczas studiów poznałam inne, bo „produkcyjne” pisanie Autora, ale też i jego „Kalendarz i klepsydrę”. Podczas czytania „Wiatru i pyłu” – wobec różnorodności tekstowej i tematycznej – wspominałam minione chwile spędzone z pisaniem jakie sprezentował Konwicki wielbicielom.
I mój zachwyt wciąż się potęgował. Tekst o sporcie, obserwacje czynione podczas pobytu w Ameryce, czy rozważania o tym jak to jest być pisarzem, powodowały, że koniecznie musiałam się z kimś podzielić swoim zachwytem. I tym sposobem przeczytałam głośno połowę książki :) Wam też chętnie zacytowałabym to i owo, ale poskramiając do minimum wybujałą chęć i dając Wam szansę na samodzielne zachwycanie się (oraz ku zachęcie, gdyby ktoś się zachwycać nie miał zamiaru) - podzielę się tylko jednym, króciutkim fragmentem:
Trójbarwna, niegustowna okładka projektu Z. Kosmowskiego zawiera trzynaście arkuszy ładnego papieru satynowego dość niedbale zadrukowanego. Tekst odznaczający się niechlujną korektą i skandalicznie nieudolnym językiem, a nazwany powieścią, podzielony został starannie na dwadzieścia osiem rozdziałów.
Jeden z tekstów przeczytałam dwukrotnie. Skończyłam i przeczytałam od razu po raz drugi. Z tak wielką przyjemnością poznawałam warsztat pracy Konwickiego jako autora „Lawy”. Przepiękny jest utwór o Miłoszu, a rozważania o Januszu Korczaku są przejmujące jak mało które. Ech… Mogłabym Wam tak opowiadać o każdym tekście, ale poczekam na te opowieści, gdy i Wy przeczytacie „Wiatr i pył”. Bo nie mam wątpliwości co do tego, że zechcecie to przeczytać.
Dziś rano...
Koty wylały kawę z kubka zanim zdążyłam jej spróbować. Ściana nadaje się do malowania... Gdy narzekałam na siły niszczycielskie Kociastych, Z. pokazał mi film.
Zobaczcie:
Dzienne i nocne zapiski
Asysta Sisi jako dzwonka stała się faktem codziennym. Wystarczy zapukać do naszych drzwi, a Sisuleńka już galopuje, by wkoczyc na regał i z tej, lekko zwisającej, pozycji witać wchodzącego. Poza tym przypomniała sobie z powodów dla mnie nie odgadnionych, że jak się drapie w szafę, to ludzie się budzą. Wczoraj próby wyrwania mnie ze snu prowadziła od 5, a gdy przed 7 się jej to udało - poszła spać piętnaście minut po moim obudzeniu(?!).
Gusia miała ostatnio fazę przytulańców. Przez około dwie godziny pomrukując radośnie i robiąc maślane ślepka leżała mi na kolanach domagając się głasków. Opracowała również - bardzo skuteczną - metodę zachęcania nas do napełnienia misek. Tak długo krąży i zaczepia, że aż człowiekowi serce miękknie i idzie za biegnącym z podniesionym anakondem kotem do kuchni.
Nusia natomiast pozbyła się z domu wszystkich kwiatków. Wolę nie mieć doniczek niż odkurzać naście razy dziennie wydłubaną z błyskiem w oku ziemię i patrzeć na powolną śmierć kwiatów. Odkryła ostatnio, że w wersalce trzymam miękkie i puchate, które nie mieści się w szafce i namiętnie sypia (ale tylko w dzień) w owej wersalce. A potem nagle wyłania się z zaspanymi oczkami;)
Ustaliły się pewne nocne rytuały. Nusia śpi tuż koło moich stóp, a póki nie śpi, a ja beztrosko wystawię choć fragment stopy spod kołdry natychmiast przystępuje do podgryzania moich palców. Człowiek ma być cały pod kołdrą, i już. Sisi wchodzi na nas, ugniata i liże burcząc przy tym basowo i donośnie. Kilka nocy temu ponoć łaziła po mnie robiąc te wszystkie rzeczy i próbując mnie obudzić, ale skoro piszę ponoć - znaczy, że jej się nie udało. Gusia nie życzy sobie, żebyśmy jej zawracali głowę nocą. Ona nam przecież nie zawraca, tak? Śpi sobie spokojnie na miejscówce pod kaloryferem, by potem przenieść się na koc.
P.S. Gusia śpi w sypialni. A Sisi i Nusia uprawiają galopady...
Stieg Larsson. Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet.
Anselm Grün. Każdy ma swego Anioła.
Wydawnictwo Znak
Anselm Grün jest benedyktynem, a jego książki – wszak dotykające tematyki wiary – osiągnęły sprzedaż sięgającą 14 milionów egzemplarzy. W „Każdy ma swego Anioła” autor przypomina o obecności w naszym życiu Aniołów, boskich wysłanników, istot, które będąc obok nas jednocześnie spoglądają w Twarz Bogu. Książka jest skierowana przede wszystkim do dwóch grup czytelników: do rodziców obawiających się, czy zdołają uchronić swoje dziecko przed złem świata oraz do dorosłych, którzy wciąż w pamięci mają krzywdy jakie wyrządzono im, gdy byli dziećmi.
Przywołując postacie anielskie Grün wskazuje jak ich interwencja opisana w Biblii podobna jest wielu sytuacjom jakich doświadczamy współcześnie w codziennych kontaktach z ludźmi i w zderzeniu z własnymi emocjami.
Lektura „Każdy ma swego Anioła” pobudziła mnie do refleksji. Zaczęłam się zastanawiać ile w mych dobrych chwilach było obecności Aniołów. Myślałam tez o tym, że nasza dziecięca wiara z łatwością przyjmuje istnienie Anioła Stróża, a wraz z dorastaniem wypieramy Anioły z naszej świadomości dostrzegając w nich tylko ozdoby z okresu Bożego Narodzenia.
Książka Anselma Grüna przywraca Anioły naszemu dorosłemu życiu. I choćby po to, ale nie tylko dlatego, warto sięgnąć i często powracać do „Każdy ma swego Anioła”.
Frigyes Karinthy. Podróż wokół mojej czaszki.
Państwowy Instytut Wydawniczy
Frigyes Karinthy, znany węgierski satyryk, tłumacz i autor, opisał swoje zderzenie z chorobą. Wielka wartością tej opowieści jest dystans jaki zachował autor wobec własnych doświadczeń, a także poetyckość narracji.
Karinthy usłyszał – siedząc w kawiarni w centrum miasta – odjeżdżające pociągi. Lekarz zasugerował, 0 iż pisarz cierpi na zapalenie ucha i stąd pochodzą jego halucynacje. Jednak do omamów dołączyły wkrótce inne objawy. Ostatnim potwierdzeniem diagnozy, jaką wystawił sobie narrator, było osłabienie wzroku – guz mózgu stał się potwierdzonym medycznie faktem.
Przejmujące jest obserwowanie kolejnych stadiów choroby i operacji autora. Wrażenie owo potęguje ów wspomniany już dystans, a także drobiazgowy opis wrażeń i wydarzeń jakie zachodziły w życiu autora związku z jego chorobą. Zachwycił mnie sposób w jaki Karinthy postrzega świat, jak opisuje relacje międzyludzkie, jak zauważa emocje. Szczególnie ujął mnie ten fragment:
Niczym ekspert przebierający w delicjach z rozkoszą smakuje ludzkie charaktery. Jestem świadom swojej sytuacji. Wokół mojego łoża boleści, w fotelach, tłocząc się na kanapie, przysiadając na brzegu mojego łóżka, hula i biesiaduje współczucie, najbardziej emocjonujący w ludzkich darów, współczucie urządza orgię, z pozytywnymi i negatywnymi przejawami.
Rzeczywistość medyczna i społeczna roku 1936 jest nieco egzotyczna, dla nas współcześnie żyjących. Rosnące w potęgę Niemcy, pierwsze próby operacji na mózgu pod miejscowym znieczuleniem i olbrzymia popularność autora (sympatia jaka okazywali mu Węgrzy i inni Europejczycy) tworzą tło dla doskonałej wiwisekcji siebie w zagrożeniu życia jaką przeprowadził Frigyes Karinthy.
Polecam.
Nowe pismo Egmontu
Wszyscy zwierzęcy bohaterowie pojawiający się na łamach kolejnych numerów pełnią równorzędne funkcje. Jest to nowa formuła pisma. Brak w niej historyjek czy komiksów z jednym bohaterem w roli głównej, znaleźć można za to podane w przystępny sposób informacje o różnych zwierzętach. W każdym numerze 3 strony wypełnione są ciekawostkami o poszczególnych gatunkach zwierząt, a w przypadku tych domowych informacje uzupełnione są także poradami dla potencjalnych właścicieli. Dzięki temu Littlest Pet Shop - Zakątek Zwierzątek uczy wrażliwości, zachęca do aktywnego poznawania świata zwierząt i otwiera dzieci na nowy rodzaj relacji, jaki może wytworzyć się pomiędzy człowiekiem a zwierzakiem.
Najwięcej miejsca w piśmie zajmują strony z activity, np. zgadywanki, krzyżówki, szarady, labirynty, szukanie różnic, ćwiczenia na spostrzegawczość, a nawet sudoku. Miłą niespodzianką okażą się także z pewnością prezentacje filmowych bohaterów zwierzęcych znanych z ekranów kinowych. Jako pierwszy pojawi się popularny Garfield.
Do okładek wszystkich numerów magazynu dopięty będzie komplet 20 naklejek z wizerunkami figurek Littlest Pet Shop, które w nich występują. Naklejki te służyć mają do rozwiązywania rozmaitych zadań w piśmie – konkretną naklejkę należy przykleić we właściwym miejscu. Atrakcyjność pisma podnoszą jeszcze inne dodatki: zwłaszcza tekturowa wszywka z elementami do wyjęcia i złożenia – w numerze pierwszym będzie to domek dla ulubionego zwierzątka. W każdym wydaniu magazynu znajdą się 2 plakaty oraz 4-stronicowa kolekcja 16 zwierzątek z ich opisami do wycięcia. Dzięki temu dziecko ma szansę uczyć się konsekwencji, odpowiedzialności i dbałości o zdobyte rzeczy.
Urozmaiceniem dla czytelników będą zamieszczane we wszystkich numerach konkursy z atrakcyjnymi nagrodami oraz strona fanklubowa, prezentująca prace, zdjęcia i listy od dzieci.
Aleksander Kościów na wyciągnięcie ręki...
Inny termin
Kryminologia i kara kryminalna. Wybrane zagadnienia. Red. Anetta Jaworska.
Wydane przez
Wydawnictwo Impuls
W „Kryminologii i karze kryminalnej” zamieszczono sześć artykułów. Każdy z nich dotyczy innej dziedziny z omawianej nauki. Marek Stefański dokonał bardzo ciekawej analizy niedostosowania społecznego przestępczego wśród nieletnich. Równie ciekawy jest artykuł Roberta Parola na temat etiologii przestępczości. Wiedzieliście, że do klasycznej szkoły prawa karnego należeli Kant i Hegel? Nie chcę streszczać całej książki, więc wspomnę jeszcze o jednym artykule – Anetta Jaworska opisała metody oddziaływań jakie stosuje się w polskim modelu penitencjarnym.
Każdy z artykułów, jak zwykle w Impulsie, zakończony jest bogatą bibliografią zawierającą także nazwy aktów prawnych cytowanych w poszczególnych rozdziałach.
Ewa Nowak. Rezerwat niebieskich ptaków.
Barbara Zakrzewska. 3,2,1,0… Start. Czytanie treningowe.
Wydawnictwo Harmonia
Autorka swoją pracę kieruje do dzieci, które mimo braku innych zaburzeń, mają kłopoty ze sprawnym czytaniem. Książka zaczyna się listem do uczniów, w którym to liście znajdujemy wyjaśnienie czym jest czytanie treningowe oraz informacje, jak wykonywać przygotowane ćwiczenia, by uczący się odniósł z ich realizacji korzyść. Autorka zamieściła informacje na temat procesu czytania, a także o cechach dobrego czytania.
Barbara Zakrzewska nie pominęła rodziców – do nich również skierowała list z prośbą, aby pozwolić dzieciom na samodzielną pracę, by ich nie wyręczać, a jednocześnie mądrze je mobilizować. Rodzice znajdą w tym liście dokładne wyjaśnienia na temat rodzajów ćwiczeń i ich przydatności w nauce czytania.
Bardzo podoba mi się idea skonstruowanych w ten sposób ćwiczeń. Porównanie ćwiczeń z czytania do treningu sportowego pozwala na postrzeganie nauki czytania czy jego doskonalenia z zupełnie innej, niż szkolna perspektywy. Umiejętność, która nie dość dobrze opanowana staje się dla uczniów męcząca i frustrująca, dzięki ćwiczeniom proponowanym przez Barbarę Zakrzewską przekształca się w umiejętność przynoszącą satysfakcję.
Sara Waters. Złodziejka.
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Ale książka!
Gdy zaczęłam lekturę, uderzył mnie przyjazny język. Obawiałam się, że autorka – mimo, iż żyjąca nam współcześnie - pokusi się o stylizację językową na miarę języka używanego przez Jane Austen. Na szczęście Sara Waters pozostała przy tym, co zna dobrze. Również w warstwie tekstu.
Powieść skonstruowana jest w sposób zachwycający. Gdy narracja jednej z bohaterek raptownie się skończyła, byłam zdumiona i przeciekawa, co będzie dalej. W miarę rozwoju akcji coraz bardziej podziwiałam wyobraźnię autorki, a także jej znajomość ludzkich namiętności. Splątana historia dwóch dziewczyn, które myślały, że oszukują siebie wzajemnie, a stały się obiektami intrygi innej kobiety, wciąga i powoduje, że chciałabym tu zamieszczać same wykrzykniki;)
Fascynujące, choć na pewien mroczny sposób, są Londyn i prowincja angielska sportretowane przez Sarę Waters. Świat prawdziwego życia okazuje się być nieczysty, śmierdzący, a jedynie enklawa w złodziejskim domu pozwala na odseparowanie się od tego, co za oknem. Z kolei, szanowany bogacz, który z pozoru wydaje się szanowanym panem okazuje się być kolekcjonerem i badaczem największej w kraju kolekcji pism i obrazów pornograficznych.
Autorce udało się zagrać swoją powieścią na moich uczuciach, jak mało komu. Byłam przerażona bestialstwem pielęgniarek, zła na Dżentelmena, wściekła na Maud, żałowałam pani Suckby i Wątłej. Susan budziła tak różne emocje, że nie potrafię ich jednoznacznie określić.
Dotychczas określenie „powieść wiktoriańska” miało dla mnie mało interesujące konotacje. Po lekturze „Złodziejki” zmieniłam zdanie:)
Dyskusyjne Kluby Książki
Po raz kolejny doceniłam istnienie DKK. Na ostatnim spotkaniu robiłyśmy podsumowanie całorocznych spotkań, zastanawiałyśmy się, czy chciałybyśmy coś zmienić i mówiłyśmy o swoich oczekiwaniach względem DKK.
Jestem bardzo wdzięczna Paniom z Filii nr 3 i Filii nr 25 Miejskiej Biblioteki Publicznej w Katowicach za serdeczność z jaką mnie przyjęły. Nie mniej wdzięczna jestem osobom, które w tych bibliotekach spotykają się w ramach DKK. Było mi bardzo miło rozmawiać z Państwem o książkach, dzielić się wrażeniami z lektur i co chyba najważniejsze - przebywać. Z dwoma osobami nawiązałam również kontakt, który przeniósł się na inne niż literatura dziedziny życia i jest to dla mnie bardzo cenne.
Jedną z pierwszych rzeczy, którą zrobiłam po zmianie miejsca do życia było odnalezienie lokalnych DKK.W okolicy jest ich cztery. Zdecydowałam się na dwa, ale tylko brak czasu i odległości powstrzymuje mnie przed odwiedzaniem wszystkich czterech.
Dyskusyjny Klub Książki to nie nakaz czytania na termin. To zachęta, by przeczytać coś, co w naszym zagonionym życiu być może by nam umkneło. Do zachęta do spotkania się z ludźmi, z którymi mijamy się w bibliotece i nie mamy śmiałości, by zapytać czy im się też podobała nasza ulubiona książka. To czas, który pozwoli się nam oderwać od tego, co musimy czytać z powodu pracy i pozwoli czytać dla przyjemności.
Bardzo się cieszę, że mogę uczestniczyć w spotkaniach obydwu DKK. Dyskusje są bardzo ożywione, a z racji dużej rozpiętości wiekowej uczestników - rozmaite doświadczenia życiowe dochodzą do głosu i każą nam spojrzeć na wiele spraw nieco inaczej niż patrzymy dziś.
Na spotkaniu w czwartek omawiałyśmy książkę Diane Broeckhoven "Jeden dzień z panem Julesem". Ta niewielka rozmarem opowieść obudziła w Klubowiczkach wspomnienia dotyczące śmierci, refleksje na temat małżeństwa i starzenia się. Rozmowy były bardzo emocjonalne, ale nie zabrakło też głosów uspokajających. Na kolejne spotkanie czytamy "Czarny ogród" :-D
Styczniowe spotkanie drugiego DKK dopiero przede mną. Lektury na nie to "Moralny nieład" Atwood i "Aimée & Jaguar" Erici Fischer.
P.S. Gdyby ktoś chciał poczytać o założeniach DKK, zapraszam na stronę Instytutu Książki.
Zaproszenie do Turnieju Poetyckiego
„ZAWODZIE”
w Katowicach
zaprasza do wzięcia udziału
w VIII edycji
Ogólnopolskiego
Turnieju Poetyckiego
REGULAMIN VIII EDYCJI TURNIEJU POETYCKIEGO
„O LAUR ZAWODZIAŃSKI”
1. W konkursie mogą brać udział wszyscy autorzy, bez względu na przynależność do związków twórczych.
2. Warunkiem uczestnictwa jest nadesłanie zestawu trzech niepublikowanych i nienagradzanych wierszy (w tym dwóch o dowolnej tematyce i jednego mówiącego o kobiecie w realiach życia codziennego) w trzech egzemplarzach maszynopisu.
3. Nadesłane wiersze powinny być opatrzone godłem.
4. Do zestawu wierszy należy dołączyć zaklejoną kopertę, podpisaną tym samym godłem, zawierającą następujące informacje: imię, nazwisko, dokładny adres i telefon autora.
5. Termin nadsyłania prac upływa 28 lutego 2009r.
6. Wiersze należy nadsyłać na adres: Miejski Dom Kultury „Zawodzie”, ul. Marcinkowskiego 13, 40-233 Katowice, z dopiskiem: „O Laur Zawodziański” (tel/fax:32/255-32-44, e-mail: mdk@mdkzawodzie.pl)
7. Regulamin dostępny jest również na stronie: www.mdkzawodzie.com
8. Prace oceniać będzie jury powołane przez MDK „Zawodzie”. Przewodniczącą jury jest Marta Fox – poetka i powieściopisarka.
9. Jury przyzna 3 nagrody i 3 wyróżnienia.
10. Jury zastrzega sobie prawo innego podziału nagród.
11. Podsumowanie konkursu wraz z wręczeniem nagród laureatom odbędzie się 12 .03.2009 roku, o godz. 16:30, w Miejskim Domu Kultury „Zawodzie” w Katowicach.
Podsumowanie konkursu wraz z wręczeniem
nagród laureatom odbędzie się
12 marca 2009 roku o godz. 16:30,
w Miejskim Domu Kultury „Zawodzie”
w Katowicach, ul Marcinkowskiego 13.
O GODZ. 18:00 ZAPRASZAMY NA WERNISAŻ WYSTAW
PT.: „KOBIECA PERSPEKTYWA”
-„Polski Jedwab”- Agata Sałata
-akwarele-Aldona Adamska-Dziuba
NA PODSUMOWANIE ZAPRASZAMY WSZYSTKICH POETÓW
2009 – rokiem jubileuszy na rynku wydawniczym
90 lat istnieje już Wydawnictwo Diecezjalne i Drukarnia w Sandomierzu, w obecnej strukturze od 15 lat
60 lat Polskiego Wydawnictwa Ekonomicznego
60 lat Wydawnictw Komunikacji i Łączności
60 lat Wydawnictw Naukowo-Technicznych
20 lat Amber (wydawnictwo powstało 28 lutego 1989 roku jako pierwsza w Polsce prywatna oficyna wydawnicza)
20 lat istnienia Muzy
20 lat Wydawnictwa Jacek Santorski & Co
20 lat Towarzystwa Autorów i Wydawców Prac Naukowych „Universitas”
15-lecie świętuje Świat Książki, najbardziej znana marka Bertelsmann Media w Polsce
15 lat wydawnictwa Zysk i S-ka
15 lat wydawnictwa Bosz
10 lat Polskiego Wydawnictwa Encyklopedycznego
10 lat Wolters Kluwer, która jest kontynuacją firmy Polskie Wydawnictwa Profesjonalne (powstałej w 1999 roku)
Od 10 lat w Polsce działa samodzielna spólka Pearson Education Polska.
10 lat obecności Macmillana na rynku polskim