Martine Murray. Henryśka - drugiej tak wspaniałej nie znajdziecie.

Martine Murray. Henryśka - drugiej tak wspaniałej nie znajdziecie.


Wydane przez

Wydawnictwo Zielona Sowa

Henryśka to szalenie energiczna dziewczynka, która już - mimo młodego wieku - doskonale wie co lubi, a czego nie lubi oraz kim chce zostać: "Nie (...) matką, ponieważ matki muszą sprzątać".

Bohaterka ksiązki ma młodszego brata, psa, dwie myszki i mnóstwo pomysłów na to, co chciałaby odkryć. Mnie najbardziej spodobała się - jeszcze czekająca na odkrycie - Kraina Gderliwych Ziemniaków i Przygłuchych Brukselek.

Książka ma różną wielkością i krojem czcionkę, proste obrazki i mnóstwo humoru. Henryśka zna swoje wady i zalety. I choć czasami przedstawia to, co jest wadą jako zaletę, nie sposób odmówić jej umiejętności wzbudzania sympatii. Nieograniczona wyobraźnia dziewczynki pozwala dojrzeć w rzeczach znanych niecodzienną przygodę, a przepustkę do przygód chciałoby otrzymać każde dziecko. Przedstawcie dzieciom Henryśkę:)

Marcowe DKK

Dni mijają, zaraz nadejdzie kwiecień i pora na kwietniowe DKK, a ja zapomniałam opisać już minione spotkania.

"Przepiórki w płatkach róży" wzbudziły miłą rozmowę. Mnie od tej książki odrzucało, ale wśród dyskutantek ustalił sie pogląd, że smakowitości przyrządzane przez Titę nadają książce niepowtarzalny klimat i co więcej - jest to klimat za jakim się tęskni (mój wegetarianizm nie tęsknił ani trochę). Ostatecznie osiągnęłyśmy consensus stwierdzając, że z tą książką jest tak jak z serialem meksykańskim - nieco przerysowana fabuła, skrupulatne odnotowywanie najdrobniejszych faktów i duża dawka nierzeczywistości ubrana w stereptypowe marzenie kobiet - miłość.

"Senność" omawialiśmy w innym towarzystwie. I tu dyskusja była grzmiąca, choć mam wrażenie, że głównie dzięki filmowi o tym samym tytule, a nawet dzięki odtwórcom głównych ról - Magłorzacie Kożuchowskiej i Michałowi Żebrowskiemu. Podzieliliśmy się na dwie frakcje - tę twierdzącą, że Kuczok pisze czytadła podobnie jak pisał je Sienkiewicz, i tę, która twiedziła, że Kuczok umie pisać i jego utworów nie można zaliczyć do "czytadeł".

Na kolejne spotkania czytamy "Drogę do piekła" Majgul Axelsson i "Łaskawe" Littela.
Maria Pruszkowska. Życie nie jest romansem, ale…

Maria Pruszkowska. Życie nie jest romansem, ale…



Kontynuacja opowieści o rozczytanej rodzinie, którą poznać mogliśmy w książce „Przyślę Panu list i klucz” toczy się podczas II wojny światowej, więc nieco mniej jest w niej czytania, znacznie więcej prób przeżycia w opanowanej przez Niemców Polsce. Mimo sytuacji, która nie napawa specjalnie optymizmem autorka znajduje właściwy dystans i różne – czasami groźne bardzo wydarzenia – przedstawia z właściwą sobie ironią.

Tunelowo

Tunelowo





Tunel ma Hesia i tunel mają Ko-córki:) Od dziś:) Na razie opanowała go Nusia, ale i Sisuleńska zagląda doń ciekawsko. Tylko Gusia obwąchuje, ale nie wchodzi. Któż wie co takie tunel może zrobić Guziolkowi?;)

Wizyta i po wizycie

Nusia spała na fotelu. Nagle coś zawarczało przeraźliwie. Kocinka myślała, że to Pieska i umknęła czym prędzej z pokoju. My wiedzieliśmy, że dźwięki wytwarzają sąsiedzi wiertarką. Za kilkanaście minut Nusia ostrożnie weszła do pokoju. Cichutko, z napuchanym ogonem i dinozaurem na plecach wskoczyła na wersalkę, by z niej obserwować groźną - jej zdaniem - Cirulkę. Nusiowa nieśmiałość nie trwała zbyt długo. Wieczorem moszcząc się tuż pod psim nosem obserowała rozsuwanie łóżka, a chwilę później próbowała złapać i przytrzymać przechodzącą Ciri.

Podróż Kotki zniosły źle. Nawet Sisi, która przecież zawsze jeździ w spokoju miauczała i wędrowała. Gusia połowę podróży przeleżała tuż obok Z. na półce, a gdy zatrzymaliśmy się, by przepuścić rozradowane wolnością i przechodzące przez jezdnię psy, co spowodowało, że psy zainteresowały się nami i okazały nam swoje zainteresowanie zaglądając do auta, Gusia w ciężkim szoku z powodu psich nosów wyłaniających się z ciemności, uciekła głośno wrzaszcząc za siedzenia. Nusia za to kładła się na półeczce, zadzierała łepetynke w górę i - na podobieństwo wilków - wydawała z siebie głos.

Teraz odsypiają traumatyczną podróż.

P.S. Sisi nie lubi tłumów, więc pokój rodzinny odwiedza tylko wówczas, gdy Mama jest poza domem lub gdy Mama śpi. Nusia pozwala głaskać się Mamie tylko podczas robienia baranka. Wychodzi na to, że Gusia jest najbardziej otwarta na kontakt;)

Czytelnictwo 2008 - podsumowanie ankiety

W ankiecie udział wzięło 107 respondentów, z których 84,11% sięga po literaturę beletrystyczną. Najpopularniejsze wśród nas są powieści sensacyjno-kryminalne, najmniej popularne – dotykające tematyki ezoterycznej. Większość z nas książki kupuje, sporo - korzysta z bibliotek. Największym powodzeniem cieszą się biblioteki publiczne. Tylko 4 osoby nie kupiły żadnej książki w minionym roku – 96,26% z nas książki kupowało. Zakupów dokonujemy zgodnie z tym, co lubimy czytać – 86,91% respondentów kupowało literaturę piękną, choć więcej kupujemy powieści obyczajowo-romansowych (60,74%) niż sensacyjno-kryminalnych (57%). Nikt nie kupił książki o treściach ezoterycznych. Kupujemy w EMPiK-u, w tradycyjnych księgarniach oraz w księgarniach internetowych. Prawie połowa z nas kupuje w taniej książce. Wszyscy uważamy, że zadaniem biblioteki jest wypożyczanie książek.  Większość z nas nie korzysta z e-booków i audiobooków, przedkładając nad nowe technologie tradycyjny sposób smakowania literatury.

Za udział w ankiecie serdecznie dziękuję. Dokładne wyniki można zobaczyć tutaj.

Karin Fossum. Oko Ewy.

Karin Fossum. Oko Ewy.



Wydane przez

Wydawnictwo Książnica

To moje pierwsze spotkanie z Karin Fossum i muszę przyznać, że uważam je za udane.

Ewa Maria Magnus, to malarka samotnie wychowująca córkę i próbująca wyżyć ze stypendium artystyczne. Pewnego dnia Ewa spotyka dawno niewidzianą przyjaciółkę z dzieciństwa, która to przyjaciółka trudni się dostarczaniem mężczyznom, rozkoszy, a Ewie proponuje przystąpienie do podobnej działalności. Ta specyficzna sytuacja jest kluczem do zrozumienia wyborów jakich dokonuje Ewa w sytuacji, w której może decydować o swoim dobrym życiu. Nawet gdy owo „dobro” jest dyskusyjne.

Autorka skupia się mocniej na przeżyciach i przemyśleniach głównej bohaterki, niż na faktach z jakimi są one powiązane. Ukazuje psychikę człowieka, jego skłonności do działań, o które sam siebie nie podejrzewa, a które stają się naturalne w odpowiednich warunkach.

Historia Ewy opowiedziana jest z dystansem; początkowo trudno było mi zaangażować się w lekturę. Jednak po kilkunastu stronach poczułam tak silne zainteresowanie pisaniem Fossum, że nie mogłam już odłożyć powieści aż do jej ostatnich stron.

Ewa Marcinkowska-Schmidt. Bajka. O kurce Złotopiórce, która chciała znosić białe jajka.

Ewa Marcinkowska-Schmidt. Bajka. O kurce Złotopiórce, która chciała znosić białe jajka.





Wydane przez
Wydawnictwo Klucze



W świecie, w których wielu chce być lepszym od innych, polem rywalizacji mogą stać się różne, czasami dość niespotykane dziedziny. W bajce Ewy Marcinkowskiej-Schmidt rywalizacja dotyczy koloru skorupki jajka.

Kurka dumna ze swego upierzenia, nosząca w ogonie złociste piórka zapragnęła znosić jajka nie beżowe, jak zazwyczaj, lecz białe. Postanowiła zatem zgłębić tajemnicę białych skorupek i w tym celu przeprowadziła na podwórku małe śledztwo.

Myślę, że bajeczka o kurach i jajkach, których znoszenie jest kurzym obowiązkiem w zamian za karmienie i bezpieczny dom, dobrze wpisuje się w czas przedświąteczny, w czas, gdy w naszej kuchni pojawiają się jajka w rozmaitych kolorach, wielkościach i w „doskonałym, niepowtarzalnym kształcie”.

Uważni rodzice pomogą odnaleźć swoim pociechom morał w bajce. Miłej lektury:)
Particia Highsmith. Niedołęga.

Particia Highsmith. Niedołęga.





Wydane przez
Wydawnictwo Noir Sur Blanc



Po lekturze „Księgi zemsty dla miłośników zwierząt” zainteresowałam się Panią Highsmith i jej twórczością. Niedawno wydaną, debiutancką powieść autorki, przeczytałam z dużym zainteresowaniem i z powodu owego zainteresowania trudno mi znaleźć słowa, by o niej napisać.

Melchior Kimmel, antykwariusz, urażony zachowaniem swojej żony, od której – jego zdaniem – należy mu się szacunek jako człowiekowi światłemu, intelektualiście i specjaliście w swojej dziedzinie, postanawia żonę zabić. Zapewnia sobie alibi, po czym jedzie za autobusem, w którym jego żona opuszcza miasto i korzystając z przerwy w podróży zwabia ją w ustronne miejsce, by zabić.

Kilka miesięcy później w podobnej sytuacji znajduje się inny mężczyzna. Clara wyjeżdża z miasta, Walter dogania autobus i podczas postoju szuka wśród pasażerów żony. Nie znajduje jej, wraca do domu, a następnego dnia dostaje wiadomość, że jego żona nie żyje – spadła z urwiska podczas przerwy w podróży.

Trzecim bohaterem jest policjant, który podejrzewa obydwu mężczyzn o zamordowanie żon. Rozmawia z nimi, śledzi ich poczynania, odwiedza ich przyjaciół i znajomych, próbując znaleźć wszelkie ślady, które udowodnią mu samemu, że jego przekonania są zgodne z rzeczywistością.

Particia Highsmith stworzyła misterną intrygę przypominającą mi nieco taniec lub pojedynek. Mężczyźni dochodząc do głosu próbują zdyskredytować przeciwników, ukazując siebie w najlepszym świetle, używając do tego wszelkich trików, ze szczególnym uwzględnieniem psychologicznych manipulacji. Pisanie Haghsmith jest oszczędne i suche; nie znajdziemy w powieści wybuchów emocjonalnych, brak tu maniery przypisywanej przez niektórych dzielących literaturę na męską i damską, cech jakie przypisywać by można kobiecemu pisaniu. Autorka daje nam fakty, pokazuje czyny i myśli bohaterów. Do nas należy decyzja dotycząca tego, jak silnie damy porwać się historii stworzonej przez autorkę.

Particia Highsmith pisze literaturę samoswoją, osobną od wszystkiego co czytałam dotychczas. I cieszę się, że czeka mnie jeszcze kilka spotkań z jej twórczością.
Gacek & Szczepańska. Zielony trabant.

Gacek & Szczepańska. Zielony trabant.





Wydane przez
Wydawnictwo Nowy Świat



Ewelina i Lilka odziedziczyły po ciotce komunistce podupadły hotelik położony w małej mieścinie. Ich toksyczna matka, afektowana aktorka teatralna, uważa za właściwą sprzedaż hotelu. Lilka, przeżywająca wciąż swój rozwód, nienawidząca pracy w wydawnictwie, postanawia zmierzyć się z zarządzaniem odziedziczonym dobrem i wyjeżdża z Warszawy w towarzystwie przyjaciółki, której również potrzebna jest zmiana środowiska.



Opowiastka o próbach przedzierżgnięcia się zahukanej młodej kobiety w bizneswoman, opis jej perypetii związanych z prozaicznymi czynnościami (ot, choćby nakarmieniem gości), zderzająca się z prowincjonalna mentalnością i realiami (w żadnym sklepie nie można zapłacić kartą?!) jest zabawna i można się przy niej rewelacyjnie odprężyć. Wprowadzony do powieści wątek kryminalny rozwija się w tak specyficzny sposób, że jego rozwiązanie ukazuje się czytelniczym oczom tuż przed zakończeniem powieści i w dodatku nie jest rozwiązaniem kompletnym, a takim, które pozostawia wiele dla wyobraźni czytelnika.



Przyjemna, zabawna lektura.

Jean-Marie Gustave Le Clézio. Afrykanin.

Jean-Marie Gustave Le Clézio. Afrykanin.





Wydane przez
Wydawnictwo Cyklady

Jeśli ktoś po przeczytaniu powieści Le Clezio zastanawiał się za co ów autor otrzymał Nagrodę Nobla powinien czym prędzej sięgnąć po „Afrykanina”.

W opowieści biograficznej noblista składa hołd swojemu ojcu. Opowiada o jego trudnym życiu, o swoim z ojcem spotkaniu, o przestrzeni w jakiej dane im było żyć i o tym, co pojawienie się ojca zmienić może w życiu ośmiolatka, który cieszy się nieograniczona niemalże wolności na afrykańskiej sawannie.

Zachwycił mnie ciepły język w jakim pisarz przedstawia czytelnikowi świat dziecięcych uniesień i chwil przepełnionych szczęściem. Ze wspomnień Le Clezio wyłania się Afryka pełna tajemnic, obiecująca przygodę, wabiąca swoją głębią i obiecująca doznania, jakich nie sposób zaznać w innej części świata.

Pisarz w dojrzałym już bardzo momencie swojego życia powraca do lat dzieciństwa i, zapewne podobnie jak wielu z nas, idealizuje kraj dziecięcych przeżyć.
Pozostaję pod wielkim urokiem.

Cudy...

Gusia wskoczyła rano na kolania Mamie i kazała się głaskać. I gdy już zeszła - zaprychała w obronie przed głaskaniem.

Nusia próbowała obejrzeć Ciri z bardzo bliskiej bliskości. Ciri schowała się przed ciekawskimi kotami w brodziku.

Kociokwiki

Tydzień minął nie wiedzieć kiedy, w koło uśmiechnięte wiosną koty (lub tak jak Hesia, szczęśliwe z pozbycia się koleżanki), a u nas…

Sisulkowe dziąsła już w porządku. Lek i żel zadziałały błyskawicznie, a Sisulka będąc kocim aniołem tabletkę zjadała z ręki Z. i bez protestów dawała sobie smarować pysio. Z nadejściem wiosny powróciła do radosnych zabaw i galopów. Biega bez względu na to czy ma, czy nie towarzystwo. Rytuałem stało się jej nocne przychodzenie do nas. Czeka, aż Z. już się położy, po czym wędruje po nas z silnym poczuciem własności, udeptuje, burczy i oczekuje głasków. Czasami zasypiam z Sisi na sobie, czasem czuje jak wciska się między nas i śpi taka obustronnie przytulona do swoich człowieków. Sisi po tym jak przywita mnie będąc dzwonkiem biegnie na szafkę w przedpokoju.  I w tymże przedpokoju oprócz obwąchania mnie sprawdza, czy przyniosłam do domu coś atrakcyjnego. Gdy wyciągnę zakupy, musze też wyjąć telefon, bo już kilka razy było, tak, że on sobie dzwonił, a Sisi tak się zaparła w swoim leżeniu na torebce, że zanim dotarłam do telefonu, przestawał dzwonić.

Gusia zachwyca mnie swoim charakterem. Jako pierwsza odważna zasiadła na nowej pralce, siedziała tam tez podczas wirowania. Z ciekawością obserwowała wszelkie czynności okołopralkowe i patrzyła trochę tak, jakby sprawdzała, czy wszystko robimy tak jak być należy. Wczoraj, gdy tylko na trochę usiadłam na wersalce, wskoczyła mi na kolana. Za chwile musiałam wstać, by wrócić do domowej pracy i obiecałam jej, że na wieczornym filmie będzie mogła leżąc na moich kolanach. Zatem Gusia, zaraz po tym jak zaczął się Dr House ułożyła się wygodnie i tak sobie leżała, aż postanowiła iść gdzie indziej. Uwielbia gdy miętolę jej sierść, przeczesuję, masuję:) Polubiła też robione przez Z. maltretacje kota (zdjęcie we wpisie poniżej). Z początku burczy niby gniewnie, ale później, gdy Z. głaszcze ją po uszach i wtula nos w koci brzuch chuchając ciepło, Gusia zapada w rozkoszne otępienie. Ostatnio zauważyliśmy podobieństwo Gusi do pancerników z „Epoki lodowcowej”.

Nusia schowała ping-pongi tak, że nie znaleźliśmy. Kupiliśmy drugie;) Kocia radość z nowych zabawek nie zna granic. Co prawda woli, jak ktoś gra z nią – wówczas jest większe wyzwanie i większa satysfakcja jak uda się podskoczyć do piłki i pokazać wszytki, jaka się jej koteczką zgrabną, skoczną i w ogóle. Nusia ma dziwny zwyczaj – choćby spała najgłębszym snem, a odgłos ludzkich kroków zmierzających do kuchni, wstaje i najczęściej śpiąc w środku, drepcze do kuchni, gdzie zasiada nam niską i jeśli coś w niej znajdzie, bierze gryza lub dwa. Po czym wraca spać. Równie szybko jak przy miskach pojawia się w łazience – wystarczy do niej wejść, by mieć towarzystwo kocie. Zasiada w umywalce, trąca łepkiem kran prosząc o wodę. Lub usiłuje wypłukać łapki w pojemnikach na szkła kontaktowe. Lub wylizać pędzel do pudru. W łazience jest mnóstwo atrakcji.

Dziś jedziemy do Mamy. Kociaste chyba już  wiedzą, bo wczoraj próbowały zapakować się do podróżnej torby. Nie wiem jak Gusia zniesie jazdę za dnia, ale przecież nie będziemy siedzieli pół dnia w domu tylko po to, żeby się ściemniło i żeby Gusia mogła się stresować wjeżdżaniem w oświetlone miasteczka. Ale się Cirulka ucieszy...

Zdjęcia i legenda

Zdjęcia i legenda































1. Wiadomo, że najlepiej śpi się na książkach.
2. Choć zasłoneczniony parapet też bywa niezły. 
3. Sisi zastanawia się, czy już mnie pacnąć i ugryźć, czy jeszcze wytrzyma moje natręctwo.
4. Gusia z zabawką!
5. Z bliska, choć mało wyraźnie, ale przyznajcie - warto to zobaczyć;)
6. Do śpiącej Gusi przyszła po ciuchutku Nusia, polizała ją po głowie i tym sposobem wkupiła się na miejscówkę.
7. Sisi była zainteresowana i szczotką, i puzzlami które wycinałam.
8. Gusia podczas "maltretacji kota".
9. Miejscówka zawsze cieszy się dużym powodzeniem.
10. Można leżeć zwiniętą w kłębek lub opierać łapki o kaloryfer.
11. A jak się wstaje można zrobić łuk brwiowy na plecach, poka brzuszek oraz być obserwowanym spod zasłonki.
12. Nusia kontempluje pralkę.
13. Gusia jest bardzo zainteresowana tym, co to za wąż i czemu płynie z niego woda.
14. Czy widać, że Nusia śpi w środku?
15. Znów zmiana na miejscówce - cudowne miejsce.
Kobiecość w obliczu zmian. Studia interdyscyplinarne. Red. Aneta Chybicka, Beata Pastwa-Wojciechowska.

Kobiecość w obliczu zmian. Studia interdyscyplinarne. Red. Aneta Chybicka, Beata Pastwa-Wojciechowska.



Wydane przez

Wydawnictwo Impuls

Panie Chybicka i Pastwa-Wojciechowska zebrały w swojej publikacji bardzo interesujące teksty dotyczące spraw, o których w nieco lżejszej formie mówi się w prasie tzw. kobiecej i społecznej.  Znajdziemy zatem w „Kobiecności…” rozważania na temat tego, dlaczego ktoś podrywa tylko żonatych lub tylko mężatki, czemu niektórzy zachowują wstrzemięźliwość seksualną i kiedy jest to normą, a kiedy już patologią. Ciekawie przedstawiono także to, w jaki sposób wybieramy człowieka, z którym dzielimy życie. Fascynująco adekwatny do niedawnych rozmów w kobiecym gronie jest temat związany z postrzeganiem ról i odpowiedzialnością za życie rodzinne w oczach kobiet i w oczach mężczyzn. Głos oddano też autorom piszącym o dyskryminacji, także w wymiarze krzywdzącym mężczyzn.

Nieco odmienne tematycznie, aczkolwiek równie interesujące, są teksty opisujące kobiety – więźniarki i kobiety Służby Więziennej, a także wskazujące na obecność kobiety w Kościele i mitologiach.

Lektura ciekawa i pozwalająca naukowo spojrzeć na wiele nurtujących nas codziennie spraw.

Maria Pruszkowska. Przyślę Panu list i klucz.

Maria Pruszkowska. Przyślę Panu list i klucz.



Bez cienia wątpliwości dołączę do grona tych, którzy zachwycają się twórczością Marii Pruszkowskiej. Ze wstydem przyznaję, że nie wiedziałabym o tej ksiażce, gdyby nie notatka w Księgogrodzie. Ale skoro już wiem i przeczytałam zachęcam i Was do tej znajomości.

Rodzina Zosi cechuje się tym, że czyta. Czyta podczas jedzenia, przed snem, na lekcjach, w podróży i zamiast wielu czynności, które może należałoby wykonać, ale przecież trzeba przeczytać książkę. I kolejną, i jeszcze jedną...

W bohaterach książki odnalazłam siebie. A Wy?

Bernhard Schlink. Lektor.

Bernhard Schlink. Lektor.



Wydane przez

Wydawnictwo Muza

Przyznaję – im książka jest głośniejsza, tym trudniej mi się do niej zabrać. Stąd też i długotrwałe czytanie „Lektora”.

Spodziewałam się czegoś innego. Spodziewałam się ckliwej historyjki przedstawiającej romans dojrzałej kobiety i młodego chłopca, która finał znajduje na sali sądowej. Dostałam świetnie nakreśloną historię namiętności, zdrady, odpowiedzialności moralnej wobec i za innych ludzi kończącą się nad grobem.

Duże wrażenie zrobił na mnie fragment, w którym opisane są wahania Michaela dotyczące definicji zdrady, jej relatywizmu. Interesująco brzmi również pogląd ojca Michaela, zajmującego się filozofią, który stwierdził, że „ filozofia nie dba o dzieci. Zostawiła je w rękach pedagogiki, ale to nie są dla nich dobre ręce.” Kolejnym tropem, za którym można by podążyć jest rozważanie na temat tego, jak pokolenia tych, którzy nie zawinili podczas Holokaustu, maja traktować przeszłość ( a w pewnym rozumieniu teraźniejszość) swoich rodziców, jak żyć ze świadomością, że ci których kochamy i z którymi przeżyliśmy wiele dobrych chwil, dla innych ludzi byli katami.

Najważniejszą, dla mnie, wartością tej książki jest to, że nie daje odpowiedzi, a zadaje wiele pytań.

Paweł, który bywa Wawrzyńcem

Paweł, który bywa Wawrzyńcem


Prowincjonalna Nauczycielka: Proszę przedstawić się Czytelnikom bloga „Z lektur prowincjonalnej nauczycielki…” :)

Paweł Klimczak: Jako Wawrzyniec powinienem odpowiedzieć, że mam cztery i pół roczku, bo tyle istnieje blog, ale pewnie nie o taką odpowiedź chodziło. Porzućmy więc na chwilę Wawrzyńca. Mam na imię Paweł, lat 35. Przeważnie na tych informacjach poprzestaję opowiadając o sobie przy okazji mówienia o blogowaniu, resztę szczegółów uznając za nieistotną. Pisaniem zająłem się, jak już wcześniej wspominałem, pewnego ponurego, jesiennego poranka w 2004 roku, kiedy to zafascynowany szczerą energią płynącą z innych blogów postanowiłem stać się częścią tak zwanej blogosfery.

PN: Pisanie bloga oswaja z byciem ocenianym. Czy jednak były takie recenzje, pozytywne lub negatywne, po wydaniu Pańskiej pierwszej książki, które szczególnie wbiły się Panu w pamięć?

PK: Rzeczywiście pisząc bloga, zwłaszcza takiego, który pojawia się na szczytach rankingów popularności, bądź zdobywa wyróżnienia, trzeba mieć twardy pancerz, bo anonimowych napastników nie brakuje. Bardzo rzadko na blogu spotykałem się z krytyką, która wynikała z jakiejś głębszej analizy, wskazywała na błędy, z krytyką, z którą można było polemizować, lub po prostu zgodzić się i starać się wyeliminować niedoskonałości. Cieszę się, że przytrafiło mi się mieć kilku komentatorów, którzy wytknęli mi pewne błędy i zmusili do przemyślenia i poszukiwania nowych rozwiązań. Bez obiektywnej oceny łatwo zabrnąć w ślepy zaułek, wdzięczny więc jestem tym, którzy postanowili mnie nie głaskać, tylko wstrząsnąć wskazując, że do doskonałości jeszcze daleka droga. Przydają się takie wstrząsy, bo jednak olbrzymia większość komentarzy i maili, to pochwały, często mocno przesadzone, po lekturze których trudno podnosić sobie poprzeczkę, kusi natomiast możliwość odcinania kuponów i schlebiania gustom czytelników. Dlatego też staram się skomplikować nieco fabułę i odchodzić coraz dalej od typowego dla blogów zapisywania codzienności wprowadzając coraz więcej wątków fantastycznych i absurdalnych. Liczę na to, że czytelnicy „kupią” tę konwencję. Od początku istnienia bloga założenie jest jedno: piszę, żeby oderwać się od przyziemnych problemów i pisanie ma sprawiać radość przede wszystkim mi. Jeżeli spodoba się jeszcze komuś, to świetnie.

Nie spotkałem się natomiast ze złymi recenzjami pierwszej książki. Fakt, że nie było ich wiele, ale spodziewałem się spotkać z opinią, że „oto literatura sięgnęła dna, kiedy to każdy internauta może ze swoich notatek uczynić książkę”, jednak jak dotąd żadnych miażdżących recenzji nie znalazłem. Szczerze mówiąc nie czuję się też z tego powodu szczególnie rozczarowany.

PN: W artykule „Książka z bloga” zestawia się Pańskie zapiski z tym, co piszą i wydają inni autorzy – blogerzy. Czy chciałby Pan odnieść się w jakiś sposób do zaproponowanego Panu, we wspomnianym artykule, towarzystwa?

PK: Niestety nie czytałem żadnej z wymienionych w tym artykule, nie wyłączając swojej, którą czytałem ostatnio na etapie korekty, a po wydaniu odłożyłem na półkę, żeby zajrzeć do niej po latach. Poza tym, z kilkoma wyjątkami, zaprzestałem czytania blogów i powróciłem do nałogowego czytania powieści. Jako nastolatek czytałem tony książek, by później zdradzić literaturę na rzecz innych rozrywek. Od kilku lat fakt, że usiłuję wycisnąć coś z klawiatury, spowodował we mnie głód czytania i uczenia się od lepszych, jak powinno się pisać.

Wracając do wymienionych w artykule książek – opisy brzmią zachęcająco, więc jeżeli tylko te książki wpadną mi w ręce, to przeczytam.

PN: W programie Ewy Drzyzgi mówił Pan o sobie jako o Wawrzyńcu,  o swojej Rodzinie – jako o Rodzinie Wawrzyńca. Dlaczego? Co może Wawrzyniec, a czego nie powinien Paweł?

PK: Jak już wcześniej wspominałem, mój blog i książki to nie pamiętniki. Oczywiście 70% Wawrzyńca to ja, ale przerysowany na użytek fabuły, dlatego też, jeżeli zdarza mi się rozmawiać o mnie, jako o bohaterze bloga, to wolę mówić o Wawrzyńcu. Paweł ma w swoim życiu wiele spraw, o których w blogu, czy książkach nie znajdziecie ani słowa, więc wolę oddzielać tę pół-fikcję od rzeczywistości. Inna sprawa, że czytelnikom, z którymi miałem przyjemność się spotkać przez gardło nie chce przejść „Paweł”. W końcu ja też jak widzę na ekranie Mikulskiego, to myślę „Kloss”.

PN: Na ile Pańskie pisanie staje się działaniem medialnym? Co zmieniło w Pańskim pisaniu wydanie książki z tekstami z bloga?

PK: Staram się nie stać się niewolnikiem bloga i traktować go jako przyjemne uzupełnienie życia w „realu”, dlatego też pisanie bloga, czy wydanie książki zmieniło niewiele. Przypuszczam, że gdybym kiedyś nie podjął takiego działania, byłbym dokładnie takim samym człowiekiem, może tylko bardziej sfrustrowanym, ponieważ nienawidzę zasypać z myślą, że dzień przeciekł mi przez palce i nie pozostał po nim żaden ślad. Ciekawe natomiast jest to, że dostaję wiele maili z wyznaniami, ze czytanie bloga czy książki miało wpływ na czyjeś życie, pozwoliło mieć nadzieję na normalne życie, podjąć jakieś ważne decyzje, czy tez jest jedyną okazją do śmiechu w dramatycznej sytuacji. Tego się nie spodziewałem, bo w końcu chodziło mi tylko o to, żeby „porobić sobie jaja” pisząc krótkie opowiadanka, bez żadnej ideologii i zamiaru zmieniania czyjegokolwiek życia.

PN: Co musi mieć wpis na blogu/ fragment książki, by był ciekawy dla czytelników po roku, trzech czy piętnastu latach?

PK: Pojęcia nie mam. Blogi, które przetrwają kilkanaście lub kilkadziesiąt lat z pewnością będą wspaniałym zapisem czasów i mogą wywoływać takie same reakcje, jak oglądane dziś stare kroniki filmowe lub odnaleziona na strychu gazeta. Ja czekam, aż dwoje moich dzieci dorośnie i będę mógł im dać do przeczytania książki, które w dużej mierze są zapisem ich dzieciństwa. Być może największą wartość będą miały za kilkanaście lat blogi pisane przez rodziców dla ich dzieci. Wyobrażam sobie, jakim przeżyciem będzie dla nich ich czytanie, być może będzie też sposobem na przełamanie jakiś barier i zrozumienie siebie nawzajem. Może być ciekawie.

"Czystopis" - zapowiedź recenzji

"Czystopis" - zapowiedź recenzji



Książka Siergieja Łukjanienki zaczyna się tak:

"Dworzec kolejowy to miejsce przemiany. Wsiadamy do pociągu i przestajemy być sobą. Od tej chwili mamy inną przeszłośći i liczymy na inną przyszłość. Przypadkowemu współtowarzyszowi podóży gotowi jesteśmy opowiedzieć o tym wszystkim, co nam się w życiu przydarzyło, a także o tym, co nie przydarzyło nam się nigdy. Z rozmów w pociągu można by wywnioskować, że na świecie nie ma nudnych ludzi z nieciekawymi biografiami.
I za to właśnie kocham pociągi.
Nawet te jadące na południe."


I jak się nie zachwycać pisaniem Łukjanienki? Recenzja - mam nadzieję - za czas niezbyt odległy:)
Jill Kargman. Mamzille.

Jill Kargman. Mamzille.



Wydane przez

Wydawnictwo Nasza Księgarnia

Hannah Allen wychodząc za maż za Nowojorczyka wiedziała, że kiedyś mąż zechce wrócić do miasta, które kocha. Nie spodziewała się, że „kiedyś” tak szybko zamieni się w „już”. Josh dostał propozycję świetnej pracy, a ona jako mama wychowująca Violett i nie związana zawodowo z żadną firmą, mogła bez wahania podążyć za mężem.

Nowe miejsce wydawało jej się niezbyt przyjazne, a grono towarzyskie jakie zaproponowała jej zmanierowana teściowa, nieco przerażało. Jednak skoro chce się rozmawiać z kimś poza dwuletnią córeczką, trzeba rozmawiać z innymi mamami.

Szybko okazało się, że świat Mamzilli, to inna bajka niż ta, w której żyła dotychczas Hannah. Świat, w którym walczy się o przedszkole (ale nie z przyczyn takich jak u nas) najlepsze, najdroższe i jest się wręcz przesłuchiwanym przez kolejne dyrektorki, świat, w którym dwulatki uczą się mandaryńskiego, a dzieckiem powinna się zajmować niania, by mama mogła brylować w towarzystwach charytatywnych, wydaje się być przerażający. Zderzenie rzeczywistości Hannah z  rzeczywistością mamusiek z Manhattanu bywa zabawne, ale i pouczające.

Lew Szestow. Ateny i Jerozolima (recenzji część pierwsza)

Lew Szestow. Ateny i Jerozolima (recenzji część pierwsza)


Wydane przez

Wydawnictwo Znak

Tadeusz Gadacz, przedstawiając w pierwszym tomie "Historii filozofii XX wieku" stanowiska różnych myślicieli, nazwał Szestowa "najbardziej irracjonalnym z nich", co oczywiście nie jest określeniem pejoratywnym. W dziele "Ateny i Jerozolima" Szestow stawia w opozycji Ateny - stolicę rozumu i Jerozolimę - stolicę wiary.

Jestem po lekturze "Przedmowy" oraz pierwszego rozdziału - "O źródłach prawd metafizycznych. Skrępowany Parmenides". To, co przestudiowałam do tej pory, zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Nigdy nie czytałam autora piszącego tak, jak Szestow. Szestow bowiem burzy spokój, podważa pewność i to nawet w kwestiach tak, zdawałoby się, oczywistych, jak zasada niesprzeczności. Każe przeciwstawić się "ananke" - Konieczności i pokazuje, jak przed "ananke" ugięli się nawet najwięksi myśliciele, którzy wręcz uważali, iż "ananke" musi podporządkować się również sam Bóg.

Szestow poraża swoją erudycją. I głębią myśli. I odwagą. Szestowa nie można po prostu czytać - jego trzeba studiować. Czytanie Szestowa to ciężka praca, ale warto ją wykonać choćby po to, żeby spróbować przekonać się, czy możliwe jest, aby człowiek sprawił, że prawdą okaże się to, iż otruto wściekłego psa, ale nie jest prawdą, że otruto Sokratesa.

Książki i ludzie. Rozmowy Barbary N. Łopieńskiej.

Książki i ludzie. Rozmowy Barbary N. Łopieńskiej.


Wydane przez

Twój Styl

Przecudne, ciepłe rozmowy Barbary N. Łopieńskiej z ludzmi, którzy książkami zajmują się zawodowo – pisarzami, poetami, tłumaczami, krytykami i takimi, którzy zawodowo nie są związani ze światem literatury, a książki są dla nich pasją.

Łopieńska wypytuje swoich rozmówców o ich księgozbiory, o to czy wciąż jeszcze panują nad liczbą posiadanych książek, o upodobania literackie, o wszechobecność zadrukowanych tomów.

Prawdziwie przyjemna lektura!

Nie było powrotu. Wspomnienia wypędzonych. Red. Herbert Reinoss.

Nie było powrotu. Wspomnienia wypędzonych. Red. Herbert Reinoss.


Wydane przez

Wydawnictwo Replika

Właściwą kontynuacją tematyki Prus poruszonej przez Fritza Skowronnka wydawała mi się książka, w której zebrano relacje mieszkańców Prus i terenów niemieckich, którzy po traktacie pocztadamskim stracili nagle prawo do mieszkania w swojej ojczyźnie. Tym logiczniejszy był to wybór, że zbiór zapisów z czasów wypędzenia zaczyna się relacją hrabiny Marion Donhoff , której książki czytam z dużym zainteresowaniem.

Herbert Reinoss opatrzył zebrane wypowiedzi dużą, dobrze przeprowadzoną przedmową. Autor motywuje w niej swoje zainteresowanie tematem i powody, dla których uważał, iż nadszedł właściwy czas dla tego typu publikacji. Wskazuje – zgodnie z opiniami cytowanych później Niemców – pozytywy i negatywy w zachowaniu Rosjan, Polaków i Niemców z głębi kraju.

Wspomnienia wygnanych i uciekinierów są podobne – strach, głód, bestialstwo, dezinformacja. Ucieczka zamarzniętym Zalewem Wiślanym groziła śmiercią przez zatopienie. Wędrówka drogami była jednoznaczna ze śmiercią z rąk Armii Czerwonej. Mimo tych pozornych podobieństw życia relacjonujących, nie wolno zlekceważyć niezawinionych niczym, przerażających losów.

Z dużym zainteresowaniem czytałam o historii kościoła św. Elżbiety we Wrocławiu, ze zgrozą śledziłam opowieści dzieci, które u boku swoich rodziców patrzyły jak ginie ich świat.

To ważna książka. Trudna, ale ważna.

Copyright © Prowincjonalna nauczycielka , Blogger