Wydane przez
Wydawnictwo Media Rodzina
Temple Grandin to instytucja. Nakręcono o niej film, o którym możecie poczytać
tutaj i
tutaj. Jak już o filmie poczytacie, to go raz dwa obejrzyjcie - jak na filmwebie oceniają obraz na 8.0, to musi to być dobra robota :-))
Grandin napisała w książce, że kocha zwierzęta, a najbardziej krowy. Jednocześnie współpracuje z przemysłem mięsnym, ustalając normy, wedle których muszą być prowadzone hodowle, sposób zabijania zwierząt itd. Do tego, choć trudno w to uwierzyć, nie jest wegetarianką.
A współautorka książki, Catherine Johnson, stwierdza, że Grandin o zwierzętach wie chyba wszystko. Nie wiem, czy Grandin wie wszystko o zwierzętach, ale nie czytałam ani nie słyszałam nikogo, kto o zwierzętach wiedziałby choćby jedną dziesiątą tego, co wie Grandin.
Autorka pisze o zwierzętach takie rzeczy, w które wręcz trudno uwierzyć, a wszystko to osadza w kontekście najnowszych badań naukowych i znakomicie wyjaśnia, tak, że nawet laik rozumie, o co chodzi. Grandin ma kapitalną umiejętność klarownego wykładania nawet trudnych rzeczy; w tej książce, jak napisała Jonson, omawiane są wyniki badań aż dziewięciu dyscyplin naukowych.
Przytoczę jeden tylko przykład na to, czego z książki można dowiedzieć się o zwierzętach. Oto Con Slobodchikoff przeprowadził badania nad nieświszczukami Gunnisona, takimi pieskami preriowymi. Okazuje się, że te zwierzaki mają taki system komunikacji, w którym da się wyróżnić rzeczowniki, czasowniki i przymiotniki. Nieświszczuki stojące na czatach potrafią poinformować swoich towarzyszy, że oto nadchodzi człowiek, a nawet, że człowiek ma strzelbę. Kiedy zauważą kojota, to sygnalizują, że jest to albo ten kojot, który zawsze przez kolonię nieświszczuków przechodzi szybko i łapie tego pieska, który jest najbardziej oddalony od nory, albo inny kojot, który kładzie się przed norą i potrafi tam czekać na swoją ofiarę nawet przez godzinę.
Takich rzeczy jest w tej książce mnóstwo, ale przeczytajcie je sobie sami :-) Trudno mi napisać recenzję, a powodem tej trudności jest... wzruszenie :-) To jest lektura, która mnie poruszyła bardzo mocno. Parę miesięcy temu napisałam artykuł do Kocich Spraw, w którym referowałam tezy Antonio Damasio zawarte w książce "Błąd Kartezjusza". Artykuł kończy się tak:
Damasio wyróżnia protojaźń, jaźń rdzenną i jaźń autobiograficzną. Najpierw są uczucia pierwotne, elementarne poczucie własnej egzystencji i one wypływają z protojaźni. Jaźń rdzenna zajmuje się działaniem, a mówiąc precyzyjniej, relacją między organizmem, a danym obiektem. I wreszcie jest jaźń autobiogaficzna, którą Damasio definiuje w kategoriach wiedzy biograficznej obejmującej przeszłość oraz przewidywaną przyszłość. Protojaźń i jaźń rdzenna tworzą "ja" materialne, a jaźń biograficzna tworzy "ja" społeczne i "ja" duchowe. Jaźnie rdzenna oraz autobiograficzna tworzą w umyśle wiedzącego. I teraz najważniejsze - Damasio stwierdza, że prawdopodobnie jaźnią autobiograficzną, poza ludźmi, obdarzone są niektóre ssaki: wilki, małpy, ssaki morskie, słonie, psy oraz koty.
Kocham swoje koty tak czy siak, ale od kiedy przeczytałam, co napisał Damasio, inaczej na nie patrzę. Nie umiem nazwać tego nowego uczucia. Z pewnością jest to większy niż wcześniej szacunek. Ale co jeszcze? Może pokora?
To samo uczucie mam po przeczytaniu książki Grandin i Johnson - pokorę.