Natasza Socha. Pokój kołysanek.

Natasza Socha. Pokój kołysanek.


Wymyśliłam sobie kilka wersji pierwszego zdania tekstu o książce Nataszy Sochy. I żadne z nich nie wydało mi się właściwe. Bo trudno zamknąć w jednym zdaniu to, o czym jest ta książka. O czułości? Niespełnionym uczuciu? Życiu w samotności? O winie i karze?

W latach pięćdziesiątych w Obornikach, pod Poznaniem,  Rozalia i Helena otworzyły dom dziecka. Po jakimś czasie do gromadki dzieci i kobiet dołączył Joachim. Codzienność, powojennie przaśną, dorośli ubogacali podopiecznym i sobie w najróżniejsze sposoby: wspólną pracą, zabawą, świętowaniem. I nagle Joachim zapragnął czegoś więcej niż Koraliki, zapragnąć poznać świat.

Oddział noworodkowy jednego z poznańskich szpitalu decyduje się na przeprowadzenie eksperymentu. Starszy pan, wolontariacko, chce spędzać czas z wcześniakami, chce wypełnić czas, którego nie mogą dać im rodzice, ciepłem i czułością. Ów mężczyzna, traktuje chwile spędzone z maluchami jak swój obowiązek. I... Trochę jak odkupienie winy.

Autorka ponownie zainspirowała się wydarzeniami prawdziwymi i wokół pewnego pomysłu osnuła własną opowieść. Opowieść - dodajmy - wzruszającą, ładną i budzącą nadzieję. Z przyjemnością dałam się porwać w świat wykreowany w Pokoju kołysanek.

P.S. Podobno wersja audio jest bardzo atrakcyjna, słuchaliście?
Dziecięce na Gwiazdkę

Dziecięce na Gwiazdkę

Dobranocki na Gwiazdkę


Piękne, mądre, zilustrowane tak, że marzy mi się z tych ilustracji, wystawa, torba, pocztówki. Dobranocki o śnie myszki Florentyny, o starszej pani latającej na smoczym grzbiecie, o uleganiu źle pojmowanej tradycji prowadzącej do przemęczenia wszystkich wokół, o Mikołaju, który nie dostawał listów od dzieci i jeszcze o... Dość - nie będę zdradzała wszystkiego. 

Zerknijcie do książki na stronie ilustratorki, Ewy Bieniak-Haremskiej, klikając w poniższy obrazek:


Warto poczytać, bardzo warto:)

Emilia Kiereś. Złota Gwiazdka.



Opowieść Emilii Kiereś to klasyczna historia o tęsknocie za rodzinnymi świętami, śpiewaniem kolęd w otoczeniu bliskich, choince rozświetlającej mroki zimowego wieczoru i te, skryte głęboko w sercach. 

Złota Gwiazdka to również opowieść o przekraczaniu własnego egoizmu, o dostrzeganiu potrzeb drugiej osoby, o zauważaniu miłości, zmęczenia, troski i tego wszystkiego, co staje się udziałem każdego z nas, a co czasami tak trudno zauważyć u innych.

Spokojne, wyciszone, dające do myślenia - to słowa, którymi bez wahania określiłabym najnowszą powieść Emilii Kiereś. Chętnie sięgnę po wcześniejsze.
O świętowaniu...

O świętowaniu...

Justyna Bednarek, Jagna Kaczanowska. Okruchy dobra.


Kraków. Siedem osób (czy też rodzin). Dnie przedświąteczne i świąteczne. I jak w życiu każdego z nas - niektórzy z bohaterów są nastawieni na świętowanie, inni rozpatrują czas miniony, jeszcze inni zżymają się na światełka, tłumy na ulicach i w sklepach. Końcówka grudnia to dni, dla wielu z nas, podobne do innych - zabiegane, z radościami i smutkami, z radością z sukcesów i poczuciem klęski. A jednak - większość z nas oczekuje czegoś niezwykłego, tej, pamiętanej z dzieciństwa, magii świąt. Jak pokazuje książka Okruchy dobra - nie będzie magii bez naszych starań, bez naszego zaangażowania. Ona nie bierze się znikąd, powstaje w naszych umysłach i sercach.

Karolina Głogowska, Katarzyna Troszczyńska. Dwanaście życzeń.


Kłopot z książkami bożonarodzeniowymi ukazującymi się na rynku w połowie października jest taki, że jeśli nie napisze się o nich od razu, to ulatują z pamięci. Oczywiście - istnieją powieści ponadczasowe (ot, aby daleko nie szukać Opowieść wigilijna), ale nie oszukujmy się, trudno na taką trafić. Dwanaście życzeń należy do tych książek, które niestety zapomina się łatwo. Choć odbiega od sztampowego układu: on + ona i wielka miłość pod choinką, natychmiast, po pokonaniu wielu przeszkód, to trudno mi o niej pisać jak o czymś na miarę dzieła Dickensa. Rodzinne plątaniny przez czas jakiś podczas czytania sprawiały mi kłopot. Dagny, która ochoczo wyrzekła się rodzinnej miejscowości (bo rodziców się nie udało), nie polubiłam do samego końca i właściwie tylko wątek dwóch przyrodnich sióstr wychowywanych w niechęci wzajemnej do siebie wydawał się interesujący. Przemówiło do mnie - a jakże - centrum weterynaryjne. 

Ciekawe, co Was urzecze w Dwunastu życzeniach.

Magdalena Kordel. Pejzaż z Aniołem.

Magdalena Kordel. Pejzaż z Aniołem.


Specjalnie piszę o tej książce w niedzielę. Mam nadzieję, że ci z Was, którzy zmęczeni przygotowaniami świątecznymi szukać będą ciepłej, relaksującej lektury, którą sobie lub innym będą mogli podłożyć pod choinkę, jeszcze zdążą do księgarni. A może nawet i wywędrować w okolice Jeleniej Góry?

Nie wiem kto chwycił mnie bardziej za serce - Adrianna, której matka, Teresa, zawsze przedkładała nowy romans nad córkę, czy Stefan ratujący przyjaciela przed domem starców. A może niezawodna Madelaine i nietuzinkowa Leontyna? Najważniejsze jednak jest, że do Malowniczego powróciłam jak do miejsca doskonale znanego, takiego, gdzie czeka na mnie miejsce przy stole, ulubiony sklep ze starociami, wygodny fotel, a co najistotniejsze - życzliwi, pełni serdeczności i emanujący dobrem, ludzie.

Zaopatrzcie się w świąteczne książki Magdaleny Kordel (Anioł do wynajęcia, Serce z piernika) i przenieście się do Malowniczego. Spodoba się Wam!
O świętowaniu

O świętowaniu

Aneta Jadowska. Dynia i jemioła.


Jeśli czytujecie książki Anety Jadowskiej - Dynia i jemioła będzie dla Was miłym przypomnieniem i rozwinięciem niektórych znanych już Wam historii. Jeśli nie - to pierwsze spotkanie może przynieść wieloletnią przyjaźń z Nikitą, Dorą i innymi bohaterami powieści Jadowskiej.

Wersja słuchana, w której poznawałam zbiór opowiadań, ma swoje dobre i złe strony. Złe to niestety te, że przejścia pomiędzy poszczególnymi opowiadaniami brzmiały dość topornie, że głośność była różna. Największym rozczarowaniem okazał się głos lektorki opowiadania o Baalu. Dobra strona jest właściwie jedna - ktoś mi czytał, gdy ja szalałam kuchennie i porządkowo w domu i dzięki szalenie zajmującym historiom, nie czułam zmęczenia domowymi obowiązkami, a co więcej - zaczynałam się zastanawiać, co bym jeszcze mogła zrobić, żeby mieć pretekst do słuchania.

Zauroczyła mnie Malina i jej rodzina. Zrobiło mi się ciepło na sercu, gdy słuchałam o Duchu i upartej dziewczynce, sąsiedzi robiący sobie psikusy mnie rozbawili, a współpraca Romana i Dory, jak zwykle, pokazała pewne zjawiska typowe nie tylko dla nietypowych przyjaciół.

Mogę śmiało polecić:)

Krystyna Mirek. Tylko jeden wieczór.


Mam taką teorię, że gdy czytamy sami, jesteśmy pobłażliwsi dla treści, niż wówczas, gdy czyta nam ktoś, a my słuchamy treści książki. Podczas słuchania wyłapujemy te wszystkie słowa, zadania, sformułowania, które zapisane mamą inny wydźwięk niż słyszane, są mniej nachalne i nie rażą.

Sylwia to kobieta jakich wiele. Ma męża, dzieci, żyją od wypłaty do wypłaty, a gdy przydarza się coś niespodziewanego i zaczyna brakować pieniędzy, robi coś niesztampowego - uczestniczy w castingu do nowego serialu. Próba kończy się sukcesem, a główna bohaterka nagle staje się serialową gwiazdą, co przynosi duże pieniądze i rozdźwięk między tym jak wygląda jej życie, a tym, czego oczekują widzowie. Próbując dopasować się do wyobrażeń osób oglądających serial i wymagań producentów, Sylwia nie bierze pod uwagę tego, czy tak samo myśli jej rodzina. Prze do przodu, podporządkowuje swoje życie, życiu postaci z filmu i stara się - chociaż na pozór - być taka jak grana przez nią bohaterka. 

Drugi wątek powieści skupia się na zaufaniu między małżonkami i wspólnej odpowiedzialności za rodzinę i dom. Również dotyka pieniędzy, ale o wiele mniejszych, niż tych, którymi obraca Sylwia. Jednak i tu pokazana jest niszczycielska siła związana z pieniędzmi.

Choć słuchając powieści Tylko jeden wieczór miałam poczucie, że nie do końca jest to książka dla mnie, wciąż miałam w pamięci bardzo sympatyczne spotkanie z Panią Krystyną Mirek i rzeczy, o których mówiła. Co więcej, już nie mogę się doczekać warsztatów jakie Pani Mirek poprowadzi dla Czytelniczek Miejskiej Biblioteki Publicznej w Katowicach! Termin jest dość odległy, ale już dziś możecie go sobie zanotować - to 22 listopada 2019 r.
Agnieszka Błażyńska. Do Wigilii się zagoi.

Agnieszka Błażyńska. Do Wigilii się zagoi.


Głównym atutem tej książki, są dla mnie, Katowice i okoliczne miasta. Bohaterowie związani są ze Śląskiej, na Śląsku mieszkają i tu wiodą swoje artystyczne, bardzo kreatywne życie. Chwilami dość zaskakujące, czasami nieco nieprawdopodobne, ale może się po prostu nie znam na tym, jak wygląda codzienność artystów.

Rafał i Finka spotykają się na lotnisku. Ona robi mu zdjęcie, bo wydaje się być doskonałym modelem. On w zadumie nie dostrzega jej i boleśnie się z nią zderza. Rozchodzą się każe w swoją stronę - od po spotkaniu z kolega trafia do rodzinnego domu w Halembie, ona lokuje się w Katowicach. Rafał potrafi robić graficzne cuda, Józefina dostaje zlecenie na przygotowanie świątecznego koncertu w NOSP-ze.

Wszystko byłoby pięknie, przypadkowe spotkanie nie przyniosłoby ze sobą żadnych konsekwencji, gdyby nie to, ze najlepsza przyjaciółka Finki wrzuciła zdjęcia Rafała do sieci chcąc się dowiedzieć kim mężczyzna jest. Fotografia Rafała rozprzestrzeniła się na facebooku, a on sam stał się rozpoznawalny  i to stanowczo za bardzo.

Śląsk, zima, artyści, ludzie nieco cyniczni i romantycznie usposobieni, seks, gwiazdy, sukcesy i siła internetu układają się z dość zgrabną opowieść.


Zakochane Zakopane

Zakochane Zakopane



Siedem autorek, siedem opowiadań, czyli coroczny tom z tekstami na zadany temat. W ubiegłym roku czytałam o Księgarence na Wiśniowej, wcześniej o Cichej 5, więc zachęcona ciepłem i przyjaznym klimatem poprzednich zbiorów opowiadań, czekałam niecierpliwie na pojawienie się książki o Zakopanem w Storytelu.

Słuchałam, słuchałam, słuchałam i właściwie miałam wrażenie, że tym razem nie wyszło. Zamysłem łączącym bohaterów jest ten, że odwiedzający Willę pod Jodłami, wygrali pobyt świąteczny biorąc udział w konkursie. Warunek dla zwycięzców jest właściwie jeden - muszą przyjechać z kimś. 

Są tu historie zbuntowanej singielki, która traci pracę, małżeństw, dla których ta wygrana jest szansą na nowe życie, innych - które dzięki obecności ludzi z jakimi na co dzień się nie stykają, zaczynają patrzeć odmiennie na swoje życie i związek, jest młoda, nastoletnia miłość, przypadkowe spotkania stanowiące początek czegoś dobrego. Różne autorki, różne style snucia opowieści i przedstawiania bohaterów. A jednak... Czegoś mi zabrakło...



Richard Paul Evans. Tajemnica pod jemiołą.

Richard Paul Evans. Tajemnica pod jemiołą.


Czasami trzeba znaleźć się we właściwym miejscu, przeczytać właściwy tekst, usłyszeć właściwą melodię...

Tak właśnie dzieje się w życiu Alexa, który opuszczony przez żonę popada w marazm, otępienie niemalże i smutek. Koledzy, którzy próbują podnieść go na duchu, namawiając do szukania kobiety poprzez portale randkowe, nie do końca podpowiadają słusznie i Alexowi samotność doskwiera coraz bardziej. A im bliżej świat, tym jest mu trudniej.

I nagle trafia na blog. A na nim na przykład wpis:

Drogi Wszechświecie,
wczoraj wieczorem znalazłam kolejną pracę na temat samotności. (...) chroniczna samotność wpływa na nasz organizm tak samo negatywnie jak wypalanie dwóch paczek papierosów dziennie. Oczywiście nie w ten sam sposób. Chodzi o stopień zagrożenia zdrowia i życia.
[s. 46]
Teksty pisane przez kobietę podpisującą się LBH zaczynają fascynować Alexa na tyle, by szukać w nich wskazówek tego, jak ja odnaleźć. A gdy wreszcie udaje mu się zlokalizować miasto, wyrusza - i tam, wyposażony w listę nazwisk podyktowanych przez zaprzyjaźnionych, zaczyna stukanie do drzwi domów kilkunastu kobiet.

Ciepła, z lekka szaleńcza i nieprawdopodobna, opowieść o miłości.
Magdalena Majcher. Cud grudniowej nocy.

Magdalena Majcher. Cud grudniowej nocy.


Przyznam się Wam do tego, że książkę Magdaleny Majcher czytałam w pierwszej połowie października. Umówiłam się z Autorką, że podczas śląskich Targów Książki porozmawiam z nią na temat jej twórczości, a szczególnie dwóch ostatnich książek i tak oto, w pierwszych dniach mojego ulubionego miesiąca, przeniosłam się literacko do grudnia. Ale nie do tej atmosfery pełnej uśmiechów, mrugających radośnie aniołków, wszechobecnego - przynajmniej w książkach o tematyce świątecznej - dobra zalewającego serca wszystkich wokół.

Kobiety są głównymi bohaterkami powieści. Bo choć występują w niej mężczyźni, nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że pełnią rolę elementów, od których się wymaga, którymi można się rozczarować, które pozostają w tle. A kobiety? Tak - one wiodą prym. Dwie siostry, z których jedna marzy o tym, by spędzić wesołe, gwarne święta, mimo iż sytuacja rodzinna temu nie sprzyja, druga marzy o tym, żeby nie stać godzinami w kuchni, nie gotować, nie piec, nie szykować, móc ucieszyć się radosną obecnością męża podczas spaceru, wyjazdu tylko we dwoje. Ich córki, dla siebie kuzynki, to też przeciwieństwa. Jedna opłakuje zmarłe w wypadku dziecko pozwalając sobie jedynej na przeżywanie żałoby i zapominając, że za dzieckiem tęskni też jego ojciec i dziadkowie, druga kreuje swoje życie na miarę idealnego profilu na Instagramie, nie bacząc na to, że owa sztucznie stwarzana rzeczywistość nijak się ma do realnego życia.

Opowieść snuta przez Magdalenę Majcher, opowieść o Bożym Narodzeniu, podszyta jest goryczą. Każdemu z nas święta kojarzą się inaczej i choć istnieje coś na kształt wyobrażenia tego, jak kanonicznie wyglądać powinny i ku czemu dążymy, w niewielu domach przy wigilijnej kolacji zasiądą ludzie jak z bajki. Sięgamy pamięcią w przeszłość, wspominamy osoby, których wśród nas zabrakło, czas spędzany przy choince w radości i smutku. Na szczęście mamy też przyszłość - a z nią możemy zrobić to, na zrobienie czego w przeszłości sobie nie pozwalaliśmy. Wykorzystajmy ten czas, podobnie jak uczynili to bohaterowie powieści Cud grudniowej nocy i obudźmy się do życia takiego, jakie chcemy mieć, żyjmy tak jak nasze o życiu wyobrażenie.
Dorota Milli. Ta jedna miłość.

Dorota Milli. Ta jedna miłość.


Już po przeczytaniu kilkunastu stron zaczęłam się zastanawiać, czy lektura tej książki zrobi więcej dobrego niż złego czytelniczkom. Chciałam zrezygnować z lektury, uznałam jednak, że przekonam się, jak bardzo zamysł autorki wpisuje się w obowiązujący - i coraz bardziej potępiany - schemat.

Cztery przyjaciółki. Jedna już zamężna, spodziewa się dziecka, druga właśnie bierze ślub, trzecia dąży ku ołtarzowi mając uroczego mężczyznę obok siebie, a czwarta... No właśnie, czwarta jest nieco nieudana. Solidny związek, jedyny w jej życiu, zawiązała z czekoladą. Dzielnie temuż związkowi kibicuje kanapa, na której Florka zasiada po pracy, by bezrefleksyjnie oglądać seriale, zagryzając a to czekoladką, a to czymś innym słodkim, co jednak w sobie czekoladę posiada. Florka przed samą sobą, a szczególnie w obliczu konieczności wbicia się w piękną suknię na ślub przyjaciółki, przyznaje, ze jest obrzydliwa, gruba, nieatrakcyjna i w ogóle wstrętna. Przyznaje i refleksje zagryza czekoladą. Przyjaciółki widzą męki dziewczyny i postanawiają jej pomóc. Wykupują jej wczasy odchudzające, II stopnia, dla zaawansowanych, pełne treningów, a wiedząc, że jej aktywność fizyczna ogranicza się do docierania do pracy oraz wstawania z kanapy, chcą przed nią ukryć, gdzie ją wysyłają. Upijają Florkę, a gdy ta - pijana, z rozmazanym makijażem i gruba (ta informacja powtarza się wciąż i wciąż, na wypadek gdybyśmy chcieli o niej zapomnieć) - podpisuje zgodę na uczestnictwo w miesięcznym turnusie, nie ma już odwrotu. Przyjaciółki wspierają Florkę duchowo i mentalnie, jedna z nich doradza jej podczas kompletowania garderoby (zdradzając nieco przy okazji, że młoda kobieta nosi rozmiar 46).

Florka trafia do miłego ośrodka zlokalizowanego nad morzem. Oburza się na wieść, że domem będzie dzieliła z innymi kobietami. Co więcej - kobietami, które jej zdaniem są szczupłe, wysportowane. Jednak jej oburzenie sięga zenitu, gdy okazuje się, że ma udać się do gabinetu lekarskiego, gdzie proszona jest o rozebranie się i zostaje zważona (79 kg), zmierzona i sfotografowana. Później było już tylko gorzej - Florka dowiedziała się, że ma trenera, a plan dnia zakłada pierwszy trening o 6.30, i dwa kolejne podczas dnia.Czasu wolnego jak na lekarstwo, zakaz podjadania i posiadania innej żywności niż tej przygotowanej według wskazań dietetyczki przez kucharza (co nie przeszkadza współlokatorkom obsesyjnie trzymających się diet najróżniejszych urozmaicać sobie wieczory pijanym obficie czerwonym winem).

I cóż robi Florka? Codziennie dojada czekoladą z przywiezionych przez siebie zapasów, a gdy te się kończą - zamawia w internecie dostawę kurierską. Przy każdym treningu wykłóca się z trenerem, ze nie będzie, nie umie, nie nadaje się i nie jest tu z własnej woli. Głośny sprzeciw wobec konieczności rozebrania się przed doktorem kompletnie nie pozostaje w kontrze do tego, że dziewczyna chadza na masaże do pobliskiego SPA; wszak tam też się musi rozebrać, ale to nagle przestaje być kłopotliwe...

Pomijam wątek legend nadmorskich (skądinąd ciekawych), choć stał się on elementem łączącym na płaszczyźnie osobistej Florkę i Benona, jej trenera. Na tyle osobistej, by podczas pobytu w bibliotece (szukają legend), w zakurzonym pomieszczeniu z kronikami Mrzeżyna, dochodzi między nimi do zbliżenia. A dochodzi, gdyż... Tak, Florka zaczęła gubić kilogramy i stała się ponętniejsza:
Włożyła sukienkę z sięgającą do kolan z głębokim dekoltem odsłaniającym zarysy piersi. Materiał już jej nie opinał, ale podkreślał kobiecie krągłości. [s.409]
A to tylko 5 kilogramów.

Florka odwiedza Benona w jego domku. Piją alkohol, palą marihuanę, a przy kolejnej wyprawie poza ośrodek Ben proponuje Florce piwo (Czyżby alkohol nie miał kalorii?). Dziewczyna na treningach radzi sobie coraz lepiej, w relacjach trenerem jest coraz śmielsza i błyskawicznie traci kilogramy. Po trzech tygodniach jest ich już mnie o 19 i wówczas właśnie dochodzi do sceny podczas której Benon pozbawił Florkę resztek seksownej bielizny. Wiecie, jeśli ktoś schudł 19 kg, to bielizna, którą nosił przed utratą kilogramów z niego spada. I nie jest seksowna w tym spadaniu. Nawet jeśli jest z koronki. Główna bohaterka chudnie 24 kg w miesiąc. A wizyty u lekarza to nadal tylko ważenie, mierzenie i robienie zdjęć. Czy tak szybka utrata wagi nie jest przypadkiem szkodliwa?

Końcówka książki to wachlarz absurdów. 

Ta jedna miłość to zła książka. Pokazuje kompletny brak samoakceptacji głównej bohaterki, która - gdy się ją przymusi, bo sama jest bezwolna - odradza się jako szczupła, pełna seksu, odwagi do zdobywania świata kobieta. O jej wartości świadczą kilogramy, a tym, kto ocenia czy jest godna uwagi, czy też ulegając przyjemnościom, godna potępienia - jest mężczyzna. Bez niego, swojego obrazu w jego oczach Florka wie o sobie tylko tyle, że jest nieudacznicą.
Colleen Wright. Miłość na Gwiazdkę.

Colleen Wright. Miłość na Gwiazdkę.


Bardzo optymistyczna, ciepła książka. I mimo, że od samego początku wiecie, iż kłopoty bohaterów są przejściowe, a wszelkie niemiłe sprawy znikną, by zaoferować spędzającym w Evergreen Inn Boże Narodzenie, szczęśliwe rozwiązanie, to z przyjemnością możecie zanurzyć się w historię stworzoną przez Colleeen Wright.

Dla Janne i Tima święta w ich ukochanym, prowadzonym od kilku lat, pensjonacie są ostatnimi, jakie w nim spędzą. Otwarty niedaleko kompleks hotelowy podbiera im gości, a oni - mimo pieczołowitości z jaką dbają o dom i pensjonariuszy - przegrywają finansowe starcie z gigantem. Hannah czeka na narzeczonego, którego żoną ma się stać w scenerii ulubionego pensjonatu. Telefon Trevora oznajmiającego, że się rozmyślił, wprowadza ją bardziej w stupor niż bycie nieszczęśliwą, choć i do tego dochodzi. Na szczęście przyjaciółka, rodzice i dawno nie widziany przyjaciel z dzieciństwa są na miejscu. Iris, starsza pani, której rodzina miała w posiadaniu ziemię i dom z jakiego powstał Evergreen, obserwuje bacznie młodych, wspomina przeszłość i spotyka kogoś dla kogo szybciej bije jej serce.

To oczywiście nie wszystkie osoby występujące w powieści. Ale... Resztę pozwolę spotkać Wam samodzielnie. Dość powiedzieć, że zasypany śniegiem pensjonat staje się miejscem kwitnących emocji, uczuć, sympatii i cudów. 
Elyse Douglas. Świąteczny list.

Elyse Douglas. Świąteczny list.



Historia zapowiada się ciekawie: stary lampion odnaleziony z podupadającym antykwariacie, równie stary jak lampion, nigdy niedoręczony adresatce list i przenosiny w czasie, ze współczesności do 1885 roku.

Okazuje się jednak, że sam pomysł na splątanie faktów nie wystarcza, a umiejętność ciekawego opowiadania nie jest dana wszystkim. Podobnie jak dostrzeżenie, że do tej powieści nie pasuje okładka z lampionem z IKEI.

Odłożyłam, nie kończąc, bez żalu.


Fannie Flagg. Boże Narodzenie w Lost River.

Fannie Flagg. Boże Narodzenie w Lost River.



Lubię wracać do Lost River. Poznawać wrac z Oswaldem T. Campbellem nieco zwariowanych, bardzo charaktyrystycznych mieszkańców niewielkiego miasteczka w Alabamie. Klimat tam panujący (i nie mówię tylko o temperaturze), obyczaje, relacje międzyludzkie sprawiają, że tęsknię za tym, by zrobić zakupy w sklepie Roya, pogapić się z Oswaldem na pelikany płynące rzeką, czy wziąć udział w wydawaniu przyjęcia przez Groszki.

Jeśli jeszcze nie daliście się wchłonąć opowieści bożonarodzeniowej stworzonej przez Fannie Flagg, to nie czekajcie.
Joanna Szarańska. Anioł na śniegu.

Joanna Szarańska. Anioł na śniegu.


Kamienica przy ulicy Weissa ponownie gości, spragnionych dalszych losów mieszkańców tego pozornie zwykłego budynku, czytelników ubiegłorocznej książki świątecznej Joanny Szarańskiej. Gości, wabi, zaprasza i czyni to w udany sposób. 

Plejada postaci przewijająca się przez powieść jest zacna, a skoro cześć z nich znana jest Wam z Czterech płatków śniegu, nie będę się rozwodziła. Dość powiedzieć, że ktoś ma żonę pedantkę, ktoś inny zaborczą teściową, ktoś tęskni za wnukiem, a kto inny jest czujnym opiekunem wszystkich pozostałych. Jest też tworząca się na nowo rodzina, jest rodzina, która już się rozpadła, mąż safanduła i ksiądz, który co prawda nie mieszka w kamienicy, ale swoją życzliwością obejmuje i ten dom.

Joanna Szarańska cudnie pokazuje jak wiele odcieni może mieć nasze życie i jak wiele szczęścia, miłości, tęsknoty i żalu mogą skrywać mieszkania nasze i naszych sąsiadów. Przypomina, że o wielu sprawach nie wiemy, z wielu nie zdajemy sobie sprawy, a czasami może tylko wystarczy posłuchać? Przyjrzeć się uważniej?

Anioł na śniegu to idealna lektura do tego, by się zrelaksować i wzbudzić w sobie refleksje.
 Natalia Sońska. Uwierz w miłość Calineczko.

Natalia Sońska. Uwierz w miłość Calineczko.


Gdzieś z tyłu głowy miałam bardzo niedokładne wspominania z czytania poprzedniej, świątecznej książki, Natalii Sońskiej. Kojarzyłam z lekka opisywanych bohaterów, ich życiowe rozterki i choć sama nie wiem, czy to mgliste informacje mi przeszkadzały, czy pomagały - pewna jestem jednego - jakże chciałabym pojechać do Zakopanego!

Powiem Wam jednak, że owa chęć jest dla mnie zaskakująca. Byłam w tym mieście dwa razy, każdorazowo okupiłam to bólem głowy i choć wspomnienia mam miłe, szczególnie z tego zimowego pobytu, to nigdy nie sądziłam, że będę chciała tam wrócić. A jednak - Natalia Sońska, ustami Majki zachwycającej się spacerami po ośnieżonych szlakach i urokliwością leżących na pobocznych uliczkach klimatycznym restauracji, sprawiła, że Zakopane jawi mi się jako idealne miejsce na dzień lub dwa. 

W powieści Natalii Sońskiej podobało mi się to, że bardzo mocno podkreślała znaczenie przyjaźni, grona bliskich osób, z którymi łączą nas relacje zupełnie inne niż z rodziną. Nieco mnie dystansowało to, iż kilkakrotnie stawiała w opozycji święta jakie Majka spędza z ciocią ze świętami rodzinnymi, bogatymi w ludzi, gwar i prezenty. Czasami wigilia jedzona z jedną osobą smakuje lepiej niż ta w gronie teoretycznie bliskich, o czym pewnie nie tylko autorka wie...
Agata Przybyłek. Siedem cudów.

Agata Przybyłek. Siedem cudów.


Lubię ten zabieg narracyjny, w którym równolegle toczą się historie różnych osób, a my - czytelnicy - co jakiś czas dostrzegamy nici ich łączące.

U Agaty Przybyłek są młodsi i starsi, ludzie u progu dorosłego życia i ludzie, którzy wiele już lat przeżyli i nie umieją w nim dostrzegać tylko dobrych stron. 

Bardzo podobały mi się relacje Joli i Marka, ich wzajemny szacunek. Udanie autorka pokazała myśli i obawy mężczyzny. 

Ciekawą wymowę miało też to, co usłyszała Monika od mamy - o tym, że na różne sytuacje w życiu warto spoglądać z każdej strony, bo może się okazać, iż to, co na pierwszy rzut oka zdaje się nas unieszczęśliwiać, może przybrać zupełnie inne znaczenie.

Ciekawe, ale ostrzegam - nie czytajcie tekstu na okładce. Kompletnie nie oddaje nastroju książki.
Gabriela Gargaś. Magia grudniowej nocy.

Gabriela Gargaś. Magia grudniowej nocy.


Z powieścią Gabrieli Gargaś miałam dokładnie ten sam problem, co w roku ubiegłym. Czytałam i wciąż nie umiałam się oprzeć wrażeniu, że to co czytam jest zbiorem sentencji, złotych myśli, a pomiędzy nimi osnuta się fabuła jedynie dlatego, iż trudno czytałoby się same dobre rady. Wrażenie opuściło mnie po 2/3 książki, chyba wówczas, gdy poukładałam sobie już relacje bohaterów;)

Najbardziej za serce złapała mnie historia sprzed lat, stanowiąca jeden z wątków powieści. Amelia, rozważając kupno podniszczonego dworku, chce poznać jego historię. W jednym z okolicznych domów spokojnej starości znajduje kobietę, która niegdyś w nim pracowała. Pani Arleta opowiada, a jej opowieść jest dla mnie sercem "Magii grudniowej nocy"; dla niej warto było przeczytać powieść.
Polecanki prezentowe

Polecanki prezentowe

Dla najmłodszych, nieco starszych, szukających drogowskazów w życiu, chcących wiedzieć o co chodzi tym weganom, planujących zmiany, chcących świadomie podchodzić do pieniędzy i wydatków, szukających dobrej książki, marzących o podróżach. Polecanki na wskroś subiektywne, spowodowane moimi zachwytami, przywiązaniem, poczuciem misji edukacyjnej.




















Agnieszka Olejnik. Randka pod jemiołą.

Agnieszka Olejnik. Randka pod jemiołą.


Joanna przyłapuje męża na zdradzie. I natychmiast ma potrzebę, aby mu ową zdradę przebaczyć, bo nie wyobraża sobie życia bez niego. Ku jej zaskoczeniu - Kamil nie tylko nie wykazuje skruchy, a wręcz oczekuje, że jego żona wyprowadzi się z zajmowanego wspólnie mieszkania, by mógł się tam wprowadzić ze swoją Prawdziwą Miłością. Kobieta, która dotychczas, co uświadamiają jej siostry i brat, stanowiła połączenie kucharki ze ścierką do kurzu, staje przed wyzwaniem - musi zmienić całe swoje dotychczasowe życie.

Agnieszka Olejnik sprawiła, że jej bohaterka była irytująco naiwna. Ale na szczęście otoczyła ją ludźmi, od których Joanna mogła się wiele nauczyć. Siostry, przyjaciółki, teściowe przyjaciół, starsza pani, która potrzebowała dyskretnej pomocy i sensowni, poukładani mężczyźni stanowiący idealną przeciwwagę dla wiarołomnego Kamila.

Ciepłe, optymistyczne, niosące nadzieję na to, że nawet z trudnym momentów w życiu może urodzić się coś nowego, atrakcyjnego, fascynującego. 

P.S. Pani Agnieszko, chcę być taka jak Zoja, a im będę starsza, tym chcę mieć więcej Zojowatości w sobie (czy będzie może odrębna książka o tej bohaterce?)
David Attenborough. Przygody młodego przyrodnika.

David Attenborough. Przygody młodego przyrodnika.


Odkąd pamiętam zachwycałam się opowieściami przyrodników. Pewnie zalążek pasji wiodącej mnie wprost do książki Davida Attenborougha zaszczepił we mnie Alfred Szklarski, każąc swoim bohaterom łapać zwierzęta do ogrodów zoologicznych, dość jednak powiedzieć, że "Przygody młodego przyrodnika" są dla mnie lekturą niemalże życiowo konieczną.
Cudnie się czyta o tym, jak dzisiejsza legenda przyrodniczych programów telewizyjnych, rozpoczynała pracę i obserwacje przyrodnicze. Opis wędrówki w poszukiwaniu zwierząt, w tak różniących się od nam współczesnych, warunkach, budzi ciekawość, a czasami nawet uśmiech. Autor zapisków dzieli się historiami własnymi, ale opisuje także perypetie swoich towarzyszy - zarówno tych, którzy przyjechali z nim, jak i żyjących lokalnie. Oczywiście książka nie byłaby tak atrakcyjna, gdyby nie refleksje związane z życiem zwierząt.
To jedna z tych książek, która trafi na półkę "nigdy się z nią nie rozstać". Ciekawe, czy i kogoś z Was zauroczyła tak bardzo jak mnie🙂
3 (+1) dla dzieciaków

3 (+1) dla dzieciaków

Nie wiem, czy to przypadek spowodował to, że ostatnio pojawiają się u mnie książki kartonowe, czy też jest tak, że nastąpił powrót książek kartonowych na rynek wydawniczy i te, które widzicie poniżej, są jego efektem.

Kicia Kocia oprócz tego, że ma sztywne strony, jest dokładnie taka jaką ją znacie i jaką kochają Wasze dzieci. Proste opowiastki dla najmłodszych, o tym, że funkcjonowanie bez smoczka pozwala na więcej przyjemności w życiu niż to, kiedy ma się ów smoczek wetknięty w usta. Historyjka idealna do tego, by popracować z dziećmi nad rozstaniem ze smoczkiem. Druga, większa formatowo książka, przedstawia spacer po mieście, a jej główną atrakcją są okienka, które dziecko może otworzyć, by zajrzeć do wnętrza mijanych, wraz z Kicią Kocią i Nunusiem, domów. Mnóstwo materiału do rozmów z dzieckiem.


Tytuł Klasyka dla smyka w pełni oddaje to, czego możemy się spodziewać w środku - dobrych, genialnych wręcz językowo i rytmicznie (a poza tym - świetnie nam znanych) tekstów dla najmłodszych. Do rewelacyjnych tekstów Jana Brzechwy i Juliana Tuwima dostajemy fascynujące grafiki dwóch niezwykle utalentowanych i nagradzanych Pań: Anny Kaszuby-Dębskiej i Ewy Poklewskiej-Koziełło.

Nie pozostaje nic innego, jak tylko czytać, oglądać, czytać i zarażać dziecko umiłowaniem poezji i dobrych ilustracji.


Seria Krok po kroku skierowana jest do najmłodszych dzieci i ich rodziców. Każda z książeczek opowiada o jednym zjawisku w życiu dziecka. Te, które widzicie na zdjęciu o przyjemnościach płynących z kąpieli, czy o tym, jak dobry może być dzień, również w przedszkolu... Inne, wcześniejsze tytuły, uczyły dzieci rozstania ze smoczkiem, korzystania z nocnika, czy pomagały w wyrobieniu nawyku mycia zębów. W zapowiedziach kolejne tytuły, a wielość tematów oraz prosty przekaz i strony z kartonu pozwolą dzieciom wracać do publikacji niejednokrotnie bez szkody dla książek, a z zyskiem dla dziecięcych wiedzy i umiejętności.


Na koniec gratka dla miłośników Elmera - szczególnie tych dorosłych, którzy chcieliby ze słoniem w kratkę zapoznać swoje młodsze pociechy. Optymistyczny, nie tylko z barwy, przyjazny i ciekawski słoń wędruje, zbiera doświadczenia i pielęgnując relacje z bliskimi. 

Jeśli ktoś z Was nie zna jeszcze Elmera i nie wie jaką moc ma ów patchworkowy słoń, jak wiele w nim i jego podejściu do świata życzliwości, ciepła i mądrości, niech posłucha opowieści o Elmerze w Ninatece.

A zaraz potem - niechaj zaprosi kraciastego słonika do swojej rodziny:)
Marta Sztokfisz. Pani od obiadów.

Marta Sztokfisz. Pani od obiadów.


W pierwszej połowie lat 90 w moim domu zaczęły pojawiać się książki, które - wraz z nowo rozwijającym się rynkiem - kupowaliśmy zachłannie dzieląc koszty przesyłki między uczniów w licealnej klasie. Pomiędzy tym, co wówczas kupiłam, znalazły się poradniki Lucyny Ćwierciakiewiczowej. Pooglądałam je wówczas, pozachwycałam się manierą pisania i językiem i odłożyłam. Dziś - dzięki książki Marty Stokfisz - wracam do 365 obiadów i czynię to z ciekawością, zachłannością i narastającym apetytem.


Jacek Kaczmarski w usta Katarzyny II w jednej ze swoich piosenek włożył słowa Kobietą jestem ponad miarę swoich czasów... i jest to zdanie, które idealnie obrazuje Lucynę Ćwierciakiewiczową. Dziewiętnastowieczna miłośniczka planowania, zdrowego odżywiania, rozsądnego gospodarowania pieniędzmi, czasem, czy szerzej - życiem, propagatorka higieny tej pojmowanej dosłownie, jak i umysłowej, zdecydowanie wykracza poza ramy znanej z literatury postaci kobiecej. Była inna - hałaśliwa, bezpośrednia (czasami aż za bardzo), zapatrzona w męża i uparcie dążąca do realizacji swojej misji - uczynienia życia kobiet łatwiejszym.

Opowieść Marty Stokfisz o Pani od obiadów czyta się doskonale. Z książki wyłania się postać kobiety z pasją, kobiety, która i może nie zawsze była łatwa w życiu, ale która nieustająco realizowała swoje cele i uczyła mnóstwo innych kobiet jak być panią domu. Jej książka, po pierwszym wydaniu, okazała się być tak potrzebną, ze czym prędzej dodrukowywano kolejne egzemplarze. Kolejne wydania, z lekka poprawiane przez autorkę, ukazywały się przez wiele lat, stając się niemalże bibliami zarządzania domem dla wielu kobiet. Miałam przyjemność oglądać wydanie z roku 1901 i było ono już dziewiętnastym.


Zachwyciłam się kulturalną panoramą Warszawy wyłaniającą się z opowieści o Ćwierciakiewiczowej. Eliza Orzeszkowa, Bolesław Prus, bracia Gierymscy, to tylko niektóre z osób pojawiających się w otoczeniu tej niezwykłej kobiety.

Moje serce porwało jednak nie tylko 365 obiadów (bo wiecie - tam jest między innymi wołowina duszona na maśle;)), ale przede wszystkim kalendarze. Jakież bogactwo treści przeciekawych się w nich znajduje!


Ustawa o najmowaniu służby, ceny biletów teatralnych, uzależnionych od miejsca siedzenia, z pięciu warszawskich teatrów, urodziny carewiczór i całej carskiej rodziny, zapiski kalendarzowe, listy odzieży oddawanej do praczek, artykuły o kondycji kobiet, porady ogrodnicze, teksty literackie oraz reklamy, mnóstwo reklam, z których co jedna to ładniejsza. I tak - uwaga - przez 24 lata!


Lucyna Ćwierciakiewicz istniała w mojej świadomości jako pani od książek kucharskich. Zapomniana, mocno zmarginalizowana, niemalże nieobecna. Książka Pani od obiadów sprawiła, że dostrzegłam w niej fascynującą kobietę wyrastającą dalece ponad swoje czasy. Jestem zauroczona postacią opisaną przez Martę Stokfisz i opowiadam o niej wszystkim wokół. Nie umiem się także powstrzymać przed refleksją  - dziś też szukamy kobiet, które opowiedzą nam jak planować posiłki, czas, jak dać o dom i realizować się jako kobieta, żona, matka. Lucyna Ćwierciakiewiczowa i współcześnie święciłaby triumfy.
Copyright © Prowincjonalna nauczycielka , Blogger