Różne i na Święta

Różne i na Święta

W ostatnim czasie, z powodu przysposobienia do rodziny Ayki oraz z racji nowych obowiązków służbowych, zaczęłam zaglądać na strony/fora organizacji zajmujących się niesieniem pomocy psom. Dotychczas tkwiłam bardziej w kotach i choć już wówczas czułam niejednokrotnie przygnębienie spowodowane liczebnością kotów pozbawionych domu, kotów nieszczęśliwych, chorych i opuszczonych, teraz - gdy widzę, jak wiele jest stowarzyszeń "psich", jak wiele psów cierpiących z powodu braku swojego człowieka - czuję przerażenie i z wolna narastający gniew. Chciałabym wykrzyczeć ów gniew, złość na to, że istnieją pseudohodowle, że ludzie traktują zwierzęta jak przedmioty, że zwierzęta są wyrzucane na śmieci, porzucane w lesie i wyrzucane z samochodów, że przypięte do łańcuchów psy umierają z pragnienia, zimna, przegrzania, głodu, a koty w zamurowanych naprędce piwnicach.
Czuję się bezsilna.

*   *   *

W minioną niedzielę, 24 marca, Ayka umarła. Uciekła, wpadła pod samochód i mimo reanimacji zmarła. Jest nam wszystkim niewyobrażalnie smutno...



*   *   *

Życzymy Wam spokojnych, radosnych, rodzinnych i serdecznych Świąt Wielkiej Nocy. Aby świąteczne dni były czasem na refleksję, poukładanie sobie różnych spraw w sercach i głowach, aby czas spędzony razem z bliskimi zaowocował tym, co dla Was istotne.

Nie mam jeszcze zdjęcia tematycznie świątecznego, więc zostawiam Was z kotami zmęczonymi zmianą firanek.
Jeffrey Eugenides. Intryga małżeńska. / Zaproszenie do blogowej zabawy

Jeffrey Eugenides. Intryga małżeńska. / Zaproszenie do blogowej zabawy


Wydane przez
Wydawnictwo Znak

Pewnie nie sięgnęłabym po książkę "Intryga małżeńska", gdyby nie recenzja Padmy. Zaintrygowana, choć wciąż z duża dawką ostrożności, otworzyłam powieść i trafiłam na słowa:
Kurs "literatura amerykańska 450A - Hawthworne i James" przepełniały Madeleine nadzieją na wiele grzesznych godzin w łóżku całkiem jak Olivię włożenie spódnicy z lycry  i skórzanej kurtki przed wyprawą do Danceterii. Już w dzieciństwie w domu w Prettybrock Madeleine wkraczała do biblioteki, gdzie półki z książkami wznosiły się wyżej niż mogła sięgnąć (...) Madeleine doskonale wiedziała, gdzie co stoi. Regały przy kominku mieściły ulubione Altona, biografie amerykańskich prezydentów i brytyjskich premierów, wspomnienia awanturniczych sekretarzy stanu, powieści o żegludze morskiej i szpiegach Williama F. Buckleya juniora. [s.32]
Madeleine trafia na studia, bo lubiła czytać. Wędrując po literackich ścieżkach - czy to powieści wiktoriańskich, czy esejach  dekonstruktywistów - dziewczyna odczuwa konieczność życia rzeczywistego, życia pomiędzy ludźmi, dokładniej rzecz ujmując - wśród mężczyzn. Jej próby są średnio udane, choć ostatecznie w jej otoczeniu pojawia się dwóch wiele znaczących dla niej młodych ludzi. Zarówno z Mitchellem i Leonardem łączą ją emocje nie zawsze łatwe do nazwania, dziewczyna balansuje między obydwoma znajomościami, związkami i w pewnie sposób ocenia siebie przez pryzmat obydwu mężczyzn. Każdy z nich próbuje na własny sposób jednocześnie być interesującym i stwarzać wrażenie osoby lekceważącej opinie innych, osoby funkcjonującej niezależnie od jakichkolwiek więzów, emocji, uzależnień.

Moje obawy wiązały się z bohaterami i czasem w jakim dojrzewają. Dwudziestoletni Amerykanie stający wobec wyzwań życiowych w pierwszej połowie lat osiemdziesiątych, pragnęli stawiać wyraźna granicę między modami społecznymi z lat wcześniejszych, robili wszystko, by podkreślić wyjątkowość swojego pokolenia i pokazywać, że tylko oni mogą sprostać nowym trendom, wymaganiom nowoczesności, także tym ujawniającymi się w literaturze. Obawy jednak ustąpiły błyskawicznie - "Intrygę małżeńską" czyta się nadzwyczajnie dobrze, a jej bohaterowie rozbudzają czytelnicze emocje.

Na koniec cytat zapraszający do zabawy:
Krótko mówiąc, była to (...) kolekcja tylko na pozór przypadkowo dobranych tekstów, których tematyka powoli się zawężała jak test osobowości tak wyrafinowany, że nie da się oszukiwać, przewidując implikacje poszczególnych pytań, i pogubiwszy się, można zrobić tylko jedno – wyjawić całą prawdę. A potem czekasz na wynik, licząc na coś w rodzaju „artystyczna dusza” lub „pasjonatka”, uznając, że pogodzisz się z „wrażliwa”, w głębi ducha obawiając się „egocentryczki” i „nudziary”, w końcu jednak poznajesz werdykt, który jest niejednoznaczny i sprawia, że myślisz o nim różnie w zależności od dnia, godziny lub aktualnego chłopaka: „niepoprawna romantyczka”. [ss. 11-12]

*   *   *

Z inspiracji książką i zachęty Wydawnictwa Znak chcę Was zaprosić do zabawy. Dla uporządkowania spisałam w punktach etapy tejże:

1) Zamieszczenie na swoim blogu notatki zawierającej fotografię własnej biblioteczki wraz z komentarzem informującym o tym, jak książki określają ich właściciela. Znak rozpoznawczy tego, że notatka stanowi element zabawy jest zdjęcie okładki książki "Intryga małżeńska" umieszczone przy notce.
2) Dodanie w komentarzu pod powyższą notatką linku do swojego postu.
3) Czekanie do 10 kwietnia, kiedy to nastąpi rozstrzygnięcie zabawy.
4) Niespodzianki dla 3 osób biorących udział w zabawie przygotowuje Wydawnictwo Znak.

*   *   *

Co mówi o mnie moja biblioteczka? Co na podstawie książek zgromadzonych w naszym domu może powiedzieć ktoś, kto odwiedza nas po raz pierwszy? Niemalże spodziewaną reakcją jest zdumienie. I komentarze różne, różniaste, czasami wzmocnione słowem określanym jako niecenzuralne. A co na podstawie zgromadzonych na półkach książek można sądzić o nas - czytelnikach tychże książek?


Półka, na której gromadzę książki podróżnicze. Podróże opisywane w nich wiodą wędrowca, ale i czytelnika, w najróżniejsze strony świata. Są miasta, busz, czy syberyjska tajga. Jest podróż dookoła świata, po japońskich wyspach, czy mazurskich jeziorach. Są podróże, ale i zwierzęta.


Półki z książkami Agathy Christie i Joanny Chmielewskiej (z niewielkim dodatkiem Dr Dolittle - znów zwierzęta) to zaspokojenie potrzeby zagadki, tajemnicy, dreszczu emocji i dobrej zabawy. 


Dwie półki wypełnione książkami o zwierzętach (te leżące leżą głównie dlatego, że muszę je mieć na widoku) są naturalną konsekwencją tego, jak żyję. W towarzystwie zwierząt, wegeteriańsko (tu mam wciąż dylematy etyczne skłaniające do weganizmu), zaczytana. Idealne połączenie, prawda?


Tu misz-masz, ale ulubiony. Czyli Aleksander McCall Smith, Mika Waltari, Majgul Axelsson, Honoriusz Balzak i nieco innych nazwisk. Trochę nowego, więcej starszego; nieco powiewa skandynawskim chłodem, czuć klimat wiktoriańskiej Anglii i botswańskiej przestrzeni. Po prostu - książki do lubienia.


Polska fantastyka. Inna stoi gdzie indziej i jest jej znacznie mniej. Fantastyka tworzona przez Polaków ma specyficzny klimat w narracji.


To półka "na wszelki wypadek". Wiem, że do niektórych z tych książek pewnie nie zajrzę powtórnie  ale miło jest mi mieć świadomość, że mam je na półce. Ów wszelki wypadek ma jeszcze drugie oblicze - czasami zdarza mi się moderować spotkania autorów z czytelnikami i wolę mieć pod książkę kogoś z kim mam rozmawiać.


Podobnie z książkami zapełniającymi półki na poniższym zdjęciu. Choć są takie, które czytałam już więcej niż raz i pewnie czytać będę ponownie.


Niewielka objętościowo półka zawiera wielkie jakościowo książki. Małgorzata Szejnert i Edward Stachura - totalnie inna literatura, ale mnie jakoś do siebie pasują. Podróże i poezja? Baczne obserwacje życiowe?


Te książki zajmowały kiedyś górna półkę. Były codzienne, często używane, niezbędne do tego, by zapewnić uczniom atrakcyjnie spędzony czas nauki. Dziś stoją znacznie niżej. Ale stoją. Któż wie kiedy znów się przydadzą...

Półki baza, półki podstawa. Bo czymże by było życie bez filozofii, nauki i wiary w Najwyższego?


I tyle... To nie wszystkie półki, ale te, które moim zdaniem są najbardziej charakterystyczne. Lub - jeśli tak wolicie - te, które chciałam pokazać z pełną świadomością tego, co z nich można wyczytać;-) A co Wasze książki mówią o Was? Zapraszam do zabawy.
Debbie Macomber. Pensjonat wśród róż.

Debbie Macomber. Pensjonat wśród róż.

Wydane przez
Wydawnictwo Literackie

Debbie Macomber polubiłam dzięki "Sklepowi na Blossom Street". Ucieszyłam się, gdy w nowo wydanej w Polsce powieści Autorki znalazłam klimat znany mi z powieści czytanych przed 6 laty.

Jo M. Rosie nie zdążyła nacieszyć się swoim mężem. Kilka miesięcy po ślubie została wdową, a że Paul był - miała co do tego pewność - mężczyzną stworzonym dla niej, tak jak ona - dla niego, nie umiała poradzić sobie z samotnością. Wiedziona instynktownym poczuciem konieczności zmiany swojego życia kupiła pensjonat i wyprowadziwszy się z Seattle zamieszkała w niewielkiej miejscowości położonej na półwyspie Kitsap. Rozpoczynając nowe, przyjmuje do Różanej Przystani pierwszych gości.

Debbie Macomber stworzyła w swojej powieści niewielkie miasteczko, w którym dobrze się mieszka. Nawet jeśli, jak goście pensjonatu, wraca się do niego po latach z nagromadzonymi lękami i urazami, klimat niewielkiej społeczności ceniącej swoich sąsiadów sprawia, że człowiek czuje się bezpiecznie, czuje się we właściwym dla siebie  miejscu, czuje się jakby - nomen omen - zacumował w przystani po burzliwym rejsie.

Podczas lektury zastanawiałam się, czy jest czas, na który nie polecałabym książek Debbie Macomber. Nie ma takiego czasu, bo jej powieści obyczajowe są dobre i na przedłużającą się zimę, i na upalne lato. Jej książki nie podlegają wpływom pogody, za to nasze samopoczucie podlega wpływom klimatu powieści Debbie Macomber.

Mam nadzieję, że zakończenie powieści "Pensjonat wśród róż" zapowiada kolejne książki opowiadające o Jo M. Rosie i jej gościach. Mam wielką nadzieję :-)

Jakub Ćwiek. Dreszcz.

Wydane przez
Wydawnictwo Fabryka Słów

Mieszkający w kukurydzy na katowickim Tysiącleciu Rysiek Zwierzchowski jest trudnym sąsiadem. W jego domu rozbrzmiewają dźwięki muzyki, ale daleko im do słodkich śpiewów rodziny Trapp. Rysiek jest wielbicielem ostrego grania i AC/DC. Oraz używek wszelkiego rodzaju. Oprócz zniechęcającego sąsiadki wyglądu ma też mocno rozwinięte poczucie własności dotyczące kawałka trawnika przed blokiem. Na szczęście ma też kogoś, kto pełni rolę Anioła Stróża; to Alojz, emerytowany górnik. Jednak nawet on nie był w stanie ochronić Ryśka przed czymś, co spadło z nieba...

Superbohater z osiedla? Katowicki dworzec jako miejsce okazania mocy? Grupa morderczych mimów siejąca postrach w Krakowie kontra Dreszcz? Ciekawa zabawa konwencjami, charakterystyczne dla Jakuba Ćwieka czerpanie z popkultury i żonglowanie elementami wrosłymi w nasze przyzwyczajenia, zapewnia lekturę pełną niespodzianek, z nietuzinkowymi bohaterami i interesującymi wydarzeniami.

Z przyjemnością przeczytałam najnowszą książkę Jakuba Ćwieka. I Wam życzę tego samego...

P.S. Zanim sięgniecie po "Dreszcz" przeczytajcie opowiadanie wprowadzające - "Mój bohater...". Możecie je pobrać między innymi stąd.
M.C. Beaton. Agatha Raisin i... (tom 12, 13, 14)

M.C. Beaton. Agatha Raisin i... (tom 12, 13, 14)

Wydane przez
Wydawnictwo Edipresse Polska

Potrzebuję ostatnio książek lekkich i niezobowiązujących, acz zajmujących. Mam za sobą wiele lektur, które czekają na to, by Wam je przedstawić, wiele, które czekają na to, bym i ja mogła je poznać, ale moja kondycja pozwala na czytanie tego, co - po prostu - sprawia mi przyjemność i sprzyja relaksowi. Tak właśnie jest z książkami o Agacie Raisin.

Agatha Raisin porzuciwszy karierę w agencji reklamowej i tym samym Londyn próbuje zadomowić się w niewielkim miasteczku Cotswolds. Samotne życie bywa jednak nudnawe, uprawianie ogrodu wydaje się być zbyt banalne, a koty - choć miłe - nie zapewniają wystarczających rozrywek. Ich dostarcza rozwiązywanie tajemnic kryminalnych, bo dziwnym (i szczęśliwym dla Agathy) przypadkiem okolica Cotswolds obfituje w intrygujące wydarzenia idealne dla detektywów amatorów.

"Agatha Raisin i zemsta topielicy" pokazuje, że czasami pierwsze wrażenie bywa słuszne, a biała suknia ślubna nie zawsze oznacza radość. Nie bez znaczenia w tym tomie opowieści jest blond peruka, klub, magia telewizji i rzeźnia.

"Agatha Raisin i śmiertelna pokusa" odsłania prawdę o tym, że wykonywany zawód nie jest zawsze tożsamy z osobowością osoby, która go wykonuje, a umiejętności manipulowania ludzi bywają czasami niewyobrażalnie groźne.

"Agatha Raisin i nawiedzony dom" zmusza bohaterkę do podejmowania prób przyłapania ducha, pogłębiania wiedzy o historii okolicy, w której mieszka oraz wystawia ja na pokusy nie mające nic wspólnego z duchami, a raczej z emocjonalną (i nie tylko) bliskością z sąsiadem.

Przede mną kolejne trzy tomy czekające na półce, a obok nich stoją pierwsze tomy kolejnej serii autorstwa M.C. Beaton - Hamish Macbeth. Już się cieszę na lekturę:-)
Barbara O'Neal. Recepta na miłość.

Barbara O'Neal. Recepta na miłość.

Wydane przez
Wydawnictwo Literackie

Od długiego już czasu piekę w domu chleb. Co więcej - chleb, który upiekłam na świąteczny konkurs w pracy, zdobył uznanie jury i nagrodę. I choć rytuałowi wytwarzania chleba nie poświęcam tyle uwagi ile być może powinnam, z całym szacunkiem dokarmiając zakwas, pieczołowicie go obserwując i różnicując w zależności od upragnionego smaku, chleb upieczony w domu nie może się równać z niczym.

Ramona, czterdziestoletnia bohaterka powieści Barbaty O'Neal, prowadzi piekarnię. Wypieka chleb i czyni to z o wiele większą estymą i profesjonalizmem, niż kiedykolwiek ja będę to robiła. Dla niej chleb, oprócz podstawowego składnika jedzenia, ma też pewną, niewymierną, bo emocjonalną, wartość.

"Recepta na miłość" opowiadająca o relacji kilku kobiet związanych pokrewieństwem lub powinowactwem przedstawia je w niespokojnym czasie ich życia. Ramona ma kłopoty finansowe, Sofia spodziewająca się niedługiego porodu wyjeżdża za granicę, by doglądać ciężko rannego męża, a matka Katie trafia na odwyk pozostawiając nastolatkę samą. W chwilach krytycznych spokoju dodaje ów powolny, niezmienny proces, pielęgnacji zakwasów chlebowych, wytwarzanie z prostych, umiejętnie połączonych elementów, czegoś, co od wieków łączyło ludzi, czegoś, co urosło do rangi symbolu - chleba. Powtarzalność, czas jakiego wymaga pieczenie chleba daje bohaterkom powieści szansę na to, by przemyślały wiele spraw, by poczuły jak bardzo są dla siebie ważne.

Historia Ramony, jej córki Sofii i nastoletniej Katie przeplatana jest przepisami na chleb i ciasta. Z miodem i bakaliami, z żurawiną i orzechami, muffinki jagodowe z kruszonką. Przepisy smakowite i jednocześnie utrudniające lekturę; jakże czytać o chlebie i nie rzucić się do wypróbowywania przepisu lub jedzenia;-) Jednak bez względu na to, czy będziecie przerywać czytanie jedzeniem, czy pieczeniem, warto zainteresować się tyn, jak upiec idealne życie*.

P.S. Tytuł oryginału "How to Bake a Perfect Life".
P.S.2. Ciekawostka dla wypiekających chleby - zakwasy Ramony są oparte na drożdżach.
Znalezione w aparacie

Znalezione w aparacie

Czas jakiś temu (latem, jak się okazało po spenetrowaniu karty pamięci) nasz aparat odmówił posłuszeństwa. Zaciął się, nie chciał współdziałać i w ogóle się obraził. Jakoś miesiąc temu spróbowałam go włączyć i... Udało się. Zadziałał i działa szczęśliwie. Czyszcząc go przed jutrzejszym wyjazdem znalazłam kilka zdjęć, które chcę zapamiętać na blogu.











P.S. Właśnie zauważyłam, że na zdjęciach brakuje Gusi; uzupełnimy.
Helga Weissowá. Dziennik Helgi.

Helga Weissowá. Dziennik Helgi.



Wydane przez
Wydawnictwo Insignis Media

Wstrząsający zapis... Ośmioletnia Helga zaczyna notować to, co widzi i czego doświadcza u progu II wojny światowej. Ostatnie zapiski (uzupełniane po wojnie) mówią o wyzwoleniu obozu, w którym dziewczynka znajdowała się z matką. Mimo sprawności z jaką dziecko pisze to, o czym pisze, jest niewyobrażalne. I jest bolesne.

Praga, Terezin, Auschwitz-Birkenau, Mathausen. Ciężka praca, bydlęce wagony, głód, pewność nieuchronnej śmierci. A równocześnie wielka wola życia, rodzące się dzieci, warkocze, wspólne biedne, ale świąteczne, kolacje, pierwsze miłości.

Narracja toczy się na pozór spokojnie i może dlatego emocje odczuwane podczas lektury są tak silne. Zaangażowaniu w lekturę sprzyjały grafiki, rysunki wykonane przez Autorkę. Ich prostota podkreślała wymowę tego, o czym pisała mała Helga.


Trudno pisać o treści książki opisującej zderzenie żydowskiej dziewczynki z nazistowską machiną śmierci. Trudno, bo nie można wejść w skórę dziecka doświadczającego sytuacji ostatecznych. 

Tak naprawdę, niemożliwym wydaje mi się zdecydowanie, które z doświadczeń opisywanych przez Helgę jest straszniejsze - przeżycia wojenne, czy to, czego - ona i jej matka - doświadczyły po powrocie do Pragi.

Zapiski praskiej dziewczynki są po raz pierwszy publikowane w całości, z ilustracjami wykonanymi przez Autorkę. Wydawnictwo dołożyło starań, by upodobnić nowoczesne wydanie do niegdysiejszego brulionu.

"Dziennik Helgi" jest równie wstrząsającym i ważnym dokumentem jak "Dzienniki Anny Frank". Lekturą obowiązkową.

P.S. Zazdroszczę tym, którzy mogą uczestniczyć w spotkaniu z Helgą Weissową.


P.S. 2. Wywiad
Bernard Lecomte. Nowe tajemnice Watykanu.

Bernard Lecomte. Nowe tajemnice Watykanu.



Wydane przez
Wydawnictwo Znak

Bernard Lecomte powielił swój pomysł i po „Tajemnicach Watykanu” napisał „Nowe tajemnice Watykanu”. I bardzo dobrze, że powielił pomysł. Schemat jest ten sam, według którego Lecomte ułożył i napisał „Tajemnice Watykanu”. Jest to bardzo prosty i skuteczny schemat. W swojej pierwszej recenzji pisałam tak:
Lecomte pisze bardzo ciekawie, z dużą znajomością tematu, wybrał też tematy interesujące. Oczywiście nie ujawnia żadnych sekretów Watykanu, których ujawnienia Watykan sobie nie życzy, ale dla laika książka jest kopalnią wiedzy o państwie watykańskim, o relacjach panujących między najwyższymi hierarchami Kościoła Katolickiego, ale też o polityce XX wieku, w której Watykan uczestniczył.
Przedmowę do „Nowych tajemnic Watykanu” autor zaczyna tymi słowy:
Watykan fascynuje.

W tym małym państwie o symbolicznej powierzchni czterdziestu czterech hektarów, rządzonym przez papieża i Kurię Rzymską, bije serce Kościoła katolickiego – instytucji, która liczy sobie dwa tysiące lat i ponad miliard wiernych. To niewielkie państwo nie jest demokratyczne. Choć postęp i ciekawość mediów wdzierają się stopniowo za ażurowe kraty, drzwi z brązu i ciężkie, stare kotary, przejrzystość nie jest powszechnie przyjętą w nim zasadą.[s. 5]
To prawda – Watykan fascynuje. Wystarczy sobie przypomnieć, jak to po ogłoszeniu decyzji o rezygnacji z urzędu przez Benedykta XVI w telewizjach przedefilowała procesja rozmaitych profesorek i profesorów, a także eks-księży. Wszyscy oni, fachowcy od spraw Kościoła katolickiego, z wypiekami na twarzy opowiadali pocieszne banialuki o papieżu i Kościele. Rzecz jasna w mainstreamowych telewizjach nie ma dyskusji o tym, co stało się w Bułgarii, a poza gośćmi u Pospieszalskiego nikt nie mówi o tym, że Bundesrat nie pozwolił na wprowadzenie paktu fiskalnego w Niemczech itd., natomiast o tym, co dzieje się w Watykanie profesorki, profesorowie i eks-księża opowiadają na wyścigi. Opowiadają, bo Watykan fascynuje :-)

Różne ciekawe rzeczy opisał Lecomte w „Nowych tajemnicach Watykanu”, ale opowiem Wam tylko o ostatnim tekście, zatytułowanym „Papież wobec pedofilii”. Niedawno skończyłam czytać „Śluby milczenia”, książkę Jasona Berry'ego i Geralda Rennera. Autorzy opisali historię Marciala Maciela Degollado, założyciela Legionu Chrystusa. Sprawa Degollado to jeden z najbardziej spektakularnych i trudnych dla Kościoła przypadków tego, co media określają mianem afery seksualnej. Berry i Renner wykonali ogromną pracę opisując casus Degollado. Autorzy bardzo ostro potraktowali Jana Pawła II, którego docenili przypisując mu pozycję jednego z najwybitniejszych papieży, ale którego w kwestii przestępstw dokonywanych przez duchownych katolickich uważają za straszliwie naiwnego.

Berry i Renner swoją książkę opublikowali w roku 2004, tym samym, w którym kardynał Joseph Ratzinger, wtedy prefekt Kongregacji Nauki Wiary, skutecznie doprowadził do wszczęcia oficjalnego śledztwa w sprawie Degollado. O tym ostatnim fakcie dowiedziałam się z książki Lecomte'a, podobnie jak o wielu innych rzeczach, jak choćby o tym, jakie starania w obszarze procedur prawnych Ratzinger podejmował po to, aby te procedury uprościć mając na uwadze większą skuteczność w ściganiu przestępstw. Dowiedziałam się o konstytucji „Pastor Bonus” autorstwa Ratzingera, a także o innych dokumentach autorstwa przyszłego papieża – motu proprio „Sacramentorum sanctitatis tutela” czy liście „De delictis gravioribus”.

W lutym 2012 Papieski Uniwersytet Gregoriański zorganizował międzynarodowe sympozjum na temat przestępstw seksualnych; w obradach wzięli udział biskupi, wyżsi przełożeni zakonni oraz prawnicy ze 110 krajów. Nie wiedziałam o wielu rzeczach, o których pisze Lecomte, w tym o dużej i pozytywnej roli, jaką w rozwiązywaniu problemu przestępstw seksualnych popełnianych przez katolickich duchownych, odegrał Benedykt XVI. Na koniec konstatacja banalna, ale takie banały czasami są dobre: trzeba czytać książki. Między innymi po to, aby nie żywić się jedynie telewizyjną papką, bo jest to bardzo niezdrowa papka.

P.S. Tu można zajrzeć do książki.
8 marca

8 marca


8 marca 2011 roku trafiła do naszego domu Rodosia. Zestresowana, zlękniona, a przez to agresywna. Oswajaliśmy ją jak się dało, wysterylizowaliśmy, a gdy już wszystko układało się tak, by rozpocząć poszukiwania domu stałego dla Duszki kotka zachorowała, a wizyta u doktora dała diagnozę -  cukrzyca.


Dla nas to czas pełen nerwów, strachu i obaw o to, czy damy radę zapewnić koteczce dobre życie z chorobą. Dwa zastrzyki dziennie, wykluczenie z diety pewnych rzeczy i dokładna obserwacja zachowań Duszki. Udało się ustabilizować poziom cukru we krwi i tak sobie spokojnie żyjemy.


Wiek Duszki oceniono na 8 lat, czyli teraz miałaby około 10. Nie wiemy ile w tym prawdy, nie wiemy, czy jej spokój i odrębność wynikają z osobowości, doświadczeń życiowych, czy wieku. Wiemy jednak, że gdy czegoś chce jest gotowa mocno się o to upominać, umie pokazać zaczepiającemu ją Wojtkowi, że sobie owych zaczepek nie życzy i wyraźnie daje do zrozumienia czego oczekuje od życia - spokoju i dobrego jedzenia.

Świętujemy dziś, dwa lata wspólnie spędzone, z nadzieją na długie i zdrowe życie Duszki. Najcichszej z naszych kotek, ale z upodobaniem nam towarzyszącej.


Courtney Miller Santo. Sekret drzewa oliwnego.

Courtney Miller Santo. Sekret drzewa oliwnego.

Wydane przez
Wydawnictwo Wielka Litera

Przedziwne są bohaterki powieści "Sekret drzewa oliwnego"  O ich niezwykłości stanowi przede wszystkim wiek jakiego dożywają. Nastrasza z nich Anna, ma, w chwili rozpoczęcia powieści, 112 lat.

Kobiety od lat mieszkają w domu położonym wśród oliwnych gajów, w dolinie Sacramento. Gdy ich długowiecznością zaczyna interesować się genetyk, Anna i jej potomkinie czuja się zaniepokojone; każda z nich skrywa coś, czego nie chcę wyjawić innym, a tajemnice skrywane od wielu lat stają się ciężarem, który, wraz z upływem czasu,  wpływa na zamianę ich osobowości.

Wśród różnych teorii wyjaśniających długie życie kobiet opisanych w powieści jest teoria głoszona, iż bliskość drzew oliwnych, korzystanie z doskonałej jakości oliwy jako środka spożywczego oraz kosmetycznego powoduje wyhamowanie procesów starzenia. Kusi, by w to uwierzyć, prawda?

Historia kobiet Kellerów opowiedziana jest w sposób interesujący. Choć ich tajemnice mogą wydawać się pozornie mało dramatyczne, dla nich - które przez wiele lat ukrywały informacje mogące zmienić życie innych - podzielenie się tym, o czym nigdy nikomu nie mówiły, spełnia funkcję wyzwalające. Owo wyzwolenie z tajemnic budzi w nich wolność mentalną, pozwala się wyrwać z wzajemnych zależności.

Ciekawy pomysł na powieść. No i te oliwki...
Maria Gallardo, Miguel Gallardo. Maria i ja.

Maria Gallardo, Miguel Gallardo. Maria i ja.


Wydane przez
Wydawnictwo Egmont

"Maria i ja" to nietypowa książką. Jej nietypowość wynika nie tylko z tego, ze jej główna bohaterka jest autystykiem.

Opowieść o wakacjach, które Maria spędza z tatą opiera się przede wszystkim na ilustracjach, dość prostych, opatrzonych jednak tekstem, który je uzupełnia i dodaje im znaczenia.

Książka "Maria i ja" pokazuję specyficzne zachowania osoby autystycznej. Odkrywa przed czytelnikami etiologię pewnych reakcji, wyjaśnia trudności z jakimi codziennie zmagają się Maria i jej bliscy, zachęca do przezwyciężania stereotypowych opinii, czy lęków związanych z obcowaniem z osobami autystycznymi.

Cieszy mnie ta publikacja. Nie wiem, na ile głośno odbiła się echem wśród polskich czytelników sądzę jednak, że powinna być lekturą w wielu rodzinach, szkołach i społecznościach, które edukują. Powinna, bo pokazuje, że rodzina autystyczna jest rodziną jak każda inna, a autyzm - oprócz tego, że wymaga codziennej zwiększonej pracy i uwagi - jest tym, co może odkryć przed nami fascynującą osobowość drugiego człowieka, a nie murem, zza którego nie jesteśmy w stanie dojrzeć osoby, a jedynie postrzegamy zaburzenie.
Carl Honoré. Pochwała powolności.

Carl Honoré. Pochwała powolności.

Wydane przez
Wydawnictwo Drzewo Babel

Ciekawa byłam bardzo książki, która oprócz intrygującego tytułu ma równie intrygujący podtytuł, czyli "Jak zwolnić tempo i cieszyć się życiem". 

Przyznam od razu, że "Pochwała powolności" była dla mnie mniej odkrywcza, a może lepiej będzie napisać - mniej wstrząsająca niż "Pod presją". Nie znaczy to jednak, że nie polecam lektury - bo polecam.

Autor podzielił książkę, a przy tym nasze życie, na kilka głównych sekwencji: jedzenie, miasto, ciało/umysł, medycyna, seks, czas wolny, dzieci. Wskazał jakie czynniki wpływają na pośpiech w każdej z nich, co sprawia, że sami się napędzamy, by określone cele osiągać szybciej, by szybciej żyć. Jednocześnie pokazał, co ów pęd nam zabiera, czego jesteśmy pozbawieni i jaką za to płacimy cenę. Oczywiście naturalnym uzupełnieniem tak prowadzonego wywodu stają się porady dotyczące tego, jak zwolnić i jak odnajdować radość w powolności.

Gdy pominę całą otoczkę związaną z finansami warunkującymi zmiany i tym wszystkim, co podpowiada sceptycyzm człowieka rozpędzonego, uderza mnie jedno - najtrudniej dokonać zmiany we własnym nastawieniu. Najtrudniej zadać sobie pytanie (i na nie odpowiedzieć), gdzie się spieszę, czemu koniecznie chcę wsiąść do tego tramwaju/autobusu/metra skoro wiem, że za kilka minut będzie kolejny, dlaczego irytuje mnie kierowca, który nie ruszył ze skrzyżowania w chwili, w której zapaliło się zielone światło. 

Wiele pytań, wiele odpowiedzi i zadanie, przed którym staje każdy z nas, kto chce sobą chwalić powolność.  Zachęcam.

Wojciech Cesarz, Katarzyna Terechowicz. Nowe przygody grzecznego psa.

Wydane przez 
Wydawnictwo Literatura

Pamiętacie Wintera? Pociesznego, acz nieokiełznanego szczeniaka malamuta alaskańskiego? Zamieszkawszy z Henrykiem, Hanką, Alkiem i Julką, staje się wymagającym uwagi i kochającym członkiem rodziny, a "Nowe przygody grzecznego psa" przedstawiają te wszystkie historie, które mogą się przydarzyć ludziom mieszkającym z dużym, rozbrykanym z natury, psem.

Winter chowa się przed upałem w wykopanej w ogródku jamie, wita entuzjastycznie gości przychodzących na współsąsiedzkiego grilla, spotyka dziki podczas pobytu w gospodarstwie agroturystycznego i ... zakochuje się. W każdym z powyższych (i w wielu innych) wydarzeń Winter uczestniczy z całym oddaniem swego szałaputowatego serca i kierując się przekonaniem, że przecież zawsze jest grzeczny, przysparza swoim ludziom mnóstwo niespodzianek.

Ostatnio, z racji dołączenia do rodziny Ayki, zainteresowałam się psami ras północnych. Przeczytałam mnóstwo o charakterze malamutów i z pełnym przekonaniem gratuluję Autorom doskonałego uchwycenia psich zachowań, pewnych - specyficznych - upodobań i wszystkiego tego, co czyni Wintera godnym reprezentantem rasy.

Uśmiałam się przy tej książce do łez. Czego i Wam życzę :-)

P.S. O wychowawczym aspekcie książki nie wspomniałam, bo przecież wiadomo!
Lucy Dillon. Spacer po szczęście.

Lucy Dillon. Spacer po szczęście.


Wydane przez
Wydawnictwo Prószyński i S-ka

Miałam okazję słuchać kiedyś Ewy Wojdyłło, która na spotkaniu promującym książkę o depresji powiedziała, że ludzie, którzy uprawiają amatorsko sport, dużo chodzą, spacerują, mają mniejsze szanse, by popaść w depresję niż ci, którzy tego nie robią. Utkwiło mi to w głowie i przypomniało się teraz, podczas lektury książki Lucy Dillon.

Juliet i Ben kupili dom i zaczęli powoli zmieniać go na taki, o jakim zawsze marzyli. Sypialnia, kuchnia, ogród - wielokrotnie omówione, ze szczegółami wypatrzonymi w branżowej prasie, po prostu idealne dla nich dwojga. A jednak... Nagle Juliet została bez męża. Ona i ich pies, Minton, dzieląc tęsknotę za Benem, popadają w marazm. Kobieta unika wychodzenia z domu, zaczyna doskonale znać program telewizyjny i godziny emisji wszelkich seriali, odmawia spotkań towarzyskich i nie ma ochoty na nic poza rozpamiętywaniem swojej straty.

Matka Juliet nieco podstępem namawia córkę do zabierania na spacer własnego psa, później poleca jej usługi znajomej z parku, jeszcze komuś... I nagle okazuje się, że Juliet ma zajęty cały wolny czas, a telefon kobiety - szczególnie w okresie świąt - rozbrzmiewa pytaniami kolejnych osób, które chciałyby oddać psy pod jej opiekę.

Oprócz opisów terapeutycznej roli psów i spacerów w książce mamy też sprawnie pokazany proces żałobny. Juliet jest świadoma własnej utraty i przygląda się własnym odczuciom porównując je do tego, co na temat żałoby piszą specjaliści psychologii. Autorka prowadzi swoją bohaterkę w pełnie wiarygodny sposób; szczególnie podobało mi się jak ewoluowało podejście Juliet do hałaśliwych, nieco zwariowanych sąsiadów.

Okazuje się, że pies i spacer mogą być remedium na wiele dolegliwości. Pamiętajmy o tym :-)
Anna-Clara Tidholm. A dlaczego? Wymyśl coś!

Anna-Clara Tidholm. A dlaczego? Wymyśl coś!


Wydane przez
Wydawnictwo Zakamarki

Rodzice małych dzieci wiedzą jak wielka jest kreatywność brzdąców w dobieraniu do dorosłej wypowiedzi pytania "dlaczego?". Książka Anny-Clary Tidholm pokazuje kilka przykładowych sytuacji podając pomocna dłoń rodzicom zmuszonym do odpowiadania na niezliczone pytania. Dzieciom natomiast podsuwa sytuacje, w których warto pytać, bo wbrew niechęci wciąż odpowiadających rodziców, pytanie "Dlaczego?" jest istotną drogą ku określeniu tego, czym jest otaczający dziecko świat i jakie prawidła nim rządzą. Pytania dzieci sondują nie tyle naszą cierpliwość, co uczą o przyczynach i następstwach, o działaniach i ich skutkach.

"Wymyśl coś!" to nieco inna historia. Dziecięcy bohater dialoguje z zabawkami oczekując od nich podjęcia działań mających przeciwdziałać nudzie. Na szczęście zabawki podejmują zaproszenie do aktywności i dziecko spędza czas na przyjemności zamiast nużącym wyglądaniu przez okno.

Książeczki Anny-Clary Tidholm wydane zostały w sposób przyjazny małym dzieciom. Odpowiedni rozmiar, twarde, bo kartonowe, kartki, oszczędne graficzne i kolorystycznie ilustracje. Wydawnictwo oznaczyło książki symbolem "0+".
Copyright © Prowincjonalna nauczycielka , Blogger