Nasz błąd

Nasz błąd


Każdy z kotów opuszczających schronisko w Katowicach dostaje kupon na sterylizację/kastrację (nie jeśli jest już po zabiegu). Dotychczas nie korzystaliśmy z tych kuponów; z dziewczynami chodziliśmy do naszego Doktora. Usłyszawszy jednak, że kastracja kota jest prostszym zabiegiem, postanowiliśmy skorzystać z z kuponu tym bardziej, że schronisko ma podpisaną umowę z kliniką weterynaryjną o bardzo dobrej opinii i bardzo oblężoną (próbowaliśmy się tam kiedyś dostać z Nusią na prześwietlenie nosa - trzeba było czekać minimum 2 tygodnie). 

Powinnam być czujniejsza i zaniepokoić się tym, co usłyszałam w słuchawce po tym, gdy zadzwoniłam, by umówić termin kastracji. Padło pytanie "Kot jest ze schroniska?" i tak naprawdę było to jedyne pytanie jakie mi zadano. Nie zostałam zapytana o wiek, wagę, stan zdrowia kota, tylko o to, czy przyjedzie z kuponem.

27 grudnia zawieźliśmy Wojtka, zgodnie z zaleceniem, przed 9 do kliniki. Odebrano od nas kupon, zapisano Wojtka w systemie komputerowym i poproszono, abyśmy zadzwonili koło piętnastej. Trochę późno, prawda? Niestety - na tym etapie też się nie wycofaliśmy.

Zadzwoniliśmy o 15 i usłyszeliśmy, że mamy po Wojtka przyjechać o 17. Po 8 godzinach od chwili, w której go zawieźliśmy. Z zaciśniętymi zębami wytrwaliśmy do 17 martwiąc się o jakieś komplikacje przy zabiegu i pocieszając wzajemnie, że przecież ktoś, kto będzie nam oddawał kota wszystko nam wyjaśni. Nieco natrętnie pchała nam się myśl o tym, że Wojtuś czekał na narkozę i zabieg zamknięty w transporterze kilka godzin, ale odpychaliśmy taką myśl - wszak renomowana klinika nie może w taki sposób traktować pacjentów.

Wojtka przyniósł nam młody człowiek w zielonym kitlu, który jednak nic na temat kota i zabiegu nie umiał nam powiedzieć, bo niedawno przyszedł do pracy. Gdy zapytaliśmy o to, dlaczego proces kastracji trwał tak długo, usłyszeliśmy od recepcjonistki coś, co podniosło nam włosy na głowie. W klinice, która ma bardzo dobrą opinię funkcjonuje taki system: w dzień zabiegowy wszystkie zwierzęta są dostarczane między 8 a 9 rano. Zabiegi zaczynają się o 10 i wówczas doktor wybiera kolejność w jakiej będzie operował zwierzęta. Rozumiecie? Koty/psy siedzą w strachu i bez właścicieli czekając na to, na kogo padnie kolejność. Czekają, bo w renomowanej klinice, w 2012 roku, nie można ustalić precyzyjnych godzin zabiegów. Oczywiście, rozumiem wypadki, nagłe sprawy, ale chyba z takimi sytuacjami mają do czynienia także doktorzy z innych przychodni weterynaryjnych, prawda?

Od młodego człowieka w zielonym kitlu usłyszeliśmy - proszę przez kilka godzin nie dawać kotu jeść. Te kilka godzin spowodowałoby, że Wojtek nie jadłby już dobę. Gdybyśmy wiedzieli, że jest operowany np. o 14, to ostatni przed zabiegiem posiłek dostałby dwanaście godzin wcześniej. Skoro jednak kazano nam dostarczyć kota do kliniki przed 9, to kolację Wojtuś dostał około 20 dnia poprzedniego.

W zaleceniach pooperacyjnych napisano "Ranę utrzymywać w czystości". Nie wiemy, czy szwy się rozpuszczą, czy musimy pojechać, by je wyciągnąć. Nie wiemy, ile kot waży, czy podczas podczas narkozy wszystko było w porządku. Nie wiemy jak długo czekał na zabieg i jak długo po zabiegu czekał na to aż go odbierzemy.

Żałujemy, że zdecydowaliśmy się na skorzystanie z kuponu i wykastrowanie Wojtka w tej konkretnej klinice. Może zanadto antropomorfizujemy doświadczenie Wojtka, może jesteśmy przewrażliwieni... Żałując swojej decyzji mamy gorącą nadzieję na to, że już nigdy nie będziemy musieli korzystać z usług tamtejszych lekarzy.

Poezja o Narodzeniu


Tak daleko - tak blisko

Tak daleko wniebowzięte galaktyki
Gwiazd potoki płynące w nieważkość
Niedosięgłe mlecznych dróg obłoki 
I matematyczna chłodna obojętność.

Tak odległe są krysytalizacje materii
Niepojęte jeszcze ludzkim zmysłom
Wszystko to niedościgłe i nierzeczywiste
Za dalekie, a cóż mamy blisko?
Blisko nas dom rodzinny, niewielki
Zapach szczęścia ubrany w dzieciństwo

Wiatru szum w oceanie niebieskim
I kształt chleba. Czy to już wszystko?

Jeszcze ktoś, kto stoi przy tobie
Odkąd zrodził się nocą gwieździstą
Komu żłób bydlęcy był dobry
By wszechświata rządzić kołyską

A my w prochu swego nicości
Ustawiamy się na mlecznej drodze
By pokłonić się Temu Jezusowi
Co na świat tak przyszedł ubodze.

On powiedzie nas przez czas wszechświata
Gdzie króluje prawda w swym bycie
Gdzie przy Bogu stanie sam człowiek
Tak jak Bóg przy człowieku przez życie.

Bożena Nowakowska
Boże Narodzenie 2012
Wieści

Wieści

Święta i koniec roku sprzyjają temu, by myśleć o bliskich, o tych, których - z różnych powodów - już z nami nie ma. Nasze myśli uciekły do kotów, które z nami mieszkały, były naszymi tymczasami, a teraz żyją szczęśliwie w nowych domach.

Inga
Jest jedynaczką. Jak piszą jej ludzie - rozpieszczoną jedynaczką:-)

Tunia

Kotka tak maleńka, że spała w niewielkim koszyku stojącym na stole wyrosła na piękną, dużą pannę. 
Ma troje kocich towarzyszy, ale to ona zajmuje fotel przy piecu.

Lusia zwana Karolcią







Wydawało się, że Lusia nie polubi ludzi i kotów. Jednak, gdy już się przekonała :-) 
Szymkowi towarzyszy od pierwszych dni stycznia tego roku i od razu zapałali do siebie sympatią. 

*   *   *

Dziękujemy ludziom Ingi, Tuni i Karolci za wieści i pamięć. 
John Bradshaw. Zrozumieć psa.

John Bradshaw. Zrozumieć psa.


Wydane przez
Wydawnictwo Czarna Owca


John Bradshaw na około 350 stronach podaje mnóstwo informacji o psach i to w kilku obszarach; pisze o pochodzeniu psów, przy okazji wiele miejsca poświęcając wilkom, pisze o zachowaniach psów, o psich zmysłach, o tym, jak funkcjonują psie umysły, a także o tym, jakie są pożytki, a przede wszystkim wady zjawiska, jakim jest duża liczba psich ras.

Autor obala wiele mitów, w tym dotyczących tego, na jakich zasadach funkcjonują wilki na wolności; zdecydowana większość ludzi ciągle jest przekonana o tym, że wilki tworzą watahę, na czele której stoi groźny samiec alfa, który ustawicznie walczy o swoją pozycję z innymi samcami itd. Bradshaw pisze o wilkach bardzo często, ale musi, bo bez wilków nie da się zrozumieć psów, aczkolwiek zachowania psów bardzo różnią się od zachowań wilków i do dzisiaj nie udało się ustalić, dlaczego tak jest.

W książce jest mnóstwo ciekawostek (choćby takich, że psy nie wiedzą, iż dzieci są małymi ludźmi; dzieci są dla psów zupełnie osobnym gatunkiem) i rozmaitych doświadczeń prowadzonych na psach (chodzi o doświadczenia pokazujące zachowania społeczne psów, ich relacje z innymi gatunkami itd.), które to doświadczenia pomagają nam zrozumieć to, w jaki sposób funkcjonuje psi umysł i w ogóle cały pies :-) Bradshaw chce nam pomóc zrozumieć psy i czyni to z dobrym skutkiem, pokazując przy tym ile błędów popełniają ludzie w swoim postrzeganiu psów. Jednym z takich błędów jest porównywanie inteligencji oraz zdolności psów z inteligencją i zdolnościami ludzi. Bradsaw pisze:
Naukowcy czynią bezpośrednie porównania pomiędzy zdolnościami psów  i dzieci, ale niekoniecznie są one pomocne. Dla przykładu, w jednym badaniu zdolność psów do "uczenia się słów" porównywano do umiejętności dwuletniego dziecka, ich zdolność do rozumienia zachowania ukierunkowanego na osiągnięcie określonego celu do tych samych umiejętności u dzieci w wieku od trzech do dwunastu miesięcy i tak dalej. Takie próby zestawienia umiejętności psa z konkretnym etapem rozwoju człowieka mogą być pod pewnymi względami pouczające, ale ponieważ są antropocentryczne, nie oceniają zdolności psa do bycia psem. [s. 235]
Być może tezę o tym, że antropocentryzm w podejściu do zwierząt jest postawą jak najbardziej błędną, należy uznać za najważniejsze przesłanie książki, przesłanie utrzymane na ogólniejszym poziomie. Bradshaw wiele pracy wkłada w to, żeby nas z tego antropocentryzmu „wyleczyć”; mamy tu swoiste sprzężenie zwrotne polegające na tym, że im bardziej wyzwalamy się z antropocentrycznego myślenia o zwierzętach, tym lepiej poznajemy i rozumiemy te stworzenia, a im lepiej je rozumiemy, tym mniej mamy chęci na postrzeganie zwierząt z pozycji antropocentrycznych.  
Rytuały

Rytuały

Dzień się od drapania w lustro. W dzień roboczy drapanie zaczyna się nieco po piątej, teraz - zbliżamy się powolutku do ósmej. Wstając muszę uważać na Duszkę, dla której co wieczór kładę na dywaniku przyłóżkowym nieużywany już, polarowy szlafrok. Kocina przesypia na nim całą noc przecudnie zwinięta w obwarzanej. Słyszę Gusię, która przekręca się na drugi bok w koszyku stojącym koło kaloryfera. Wojtek zajął jedną z poduszek leżących na toaletce, nie zmieścił mu się tylko ogon. Nie wiem, gdzie spała Sisi, która już czeka na mnie w kuchni, ale wiem, że Nusia prowadząca mnie do miski przespała całą noc na naszych nogach.

Sypię po odrobienie suchego do misek, włączam ekspres i zmieniam wodę w kocich miskach. Zastanawiam się nad informacją z tej książki; wynika z niej, że suche nie jest dla kotów dobre. Szukamy sposobu na ominięcie suchej karmy.

Choinka pachnie w całym domu, w lodówce czekają sałatki, pierogi i uszka. Buraki na barszcz gotowe, kulebiaki już upieczone. Zupa makowa już prawie gotowa, grzybowa będzie, gdy skończy się barszcz. Dziś jeszcze tylko dom zapachnie pieczonym chlebem, a później spróbujemy włożyć sianko pod obrus. Moich kuchennych poczynań pilnuje Duszka, dla której każde otwarcie lodówki jest nadzieją na jogurt.

Rytuały upodabniają nas do siebie. Nas, czyli zwierzęta i ludzi. Każde z nas ma coś, co wyznacza mu plan dnia, życia. Każde ma coś, czego potrzebuje, by wiedzieć, że jest kochany, bezpieczny, że jego życie ma sens.

Dziękując za Waszą serdeczną obecność każdego dnia pragnę w imieniu naszej rodziny złożyć Wam życzenia Dobrych Świąt Bożego Narodzenia


P.S. Dla niektórych rytuały to sprzątanie. W ramach świątecznych porządków Gusia 5 lat temu trafiła do schroniska dla zwierząt. 
Choinka

Choinka

Z. wniósł choinkę, a ja czatowałam z aparatem. Oto efekty:



 Wojtka zainteresował kulinarny aspekt choinki. 


 Duszka musiała zostać przyniesiona. Nie wyraziła zachwytu.

 Rozplątywanie światełek to ważne zadanie. Wymaga kociego nadzoru.
 Prezent :-)
Grzegorz Kasdepke. Co to znaczy...

Grzegorz Kasdepke. Co to znaczy...


Wydane przez
Wydawnictwo Literatura

Bartuś jest dzieciątkiem o tyleż ciekawym, co upiornym. Nader chętnie rozwija swoje słownictwo  a szczególne upodobania żywi do stosowania rozmaitych powiedzonek. Docieka zatem, co to znaczy spać z kurami, żywe srebro, czy obniżenie lotów. Niestety, dla jego najbliższych rozwijanie umiejętności językowych Bartusia bywa czasami bolesne, a czasami męczące.

Bo jakże się zachować kiedy własny syn wręcza naszej średnio lubianej koleżance świecznik, bo słyszał, że ona lubi na nim być? Lub szefowi oznajmia, że żadna z niego gruba ryba - wszak - jest chudy i mizerny. A wujkowi spotkanemu z sklepie zoologicznym oznajmia, że to idealne miejsce dla wujka - niebieskiego ptaka.

Grzegorz Kasdepke kolejny raz pokazuje, że tym, co przydarza się nam codziennie można cudnie się bawić. Trzeba tylko, tak jak on, dojrzeć powód do radości nawet w nauce języka.
Czytam sobie

Czytam sobie

Wydane przez
Wydawnictwo Egmont

Agnieszka Frączek. Psotny Franek. [Poziom 1]

Psotny Franek to ptak. Ubrany w kolorowy sweterek fruwa nad miastem dokuczając ludziom. Nie tylko rzucał śnieżkami, ale też udawał przez obserwatorami nieba, że jest kimś innym niż jest w rzeczywistości.

Opowiastka jest prosta i ilustracyjnie zharmonizowana z treścią. Aurą odpowiednia do czytania zimą. Ciekawe, czy dzieci polubią Franka.

Wojciech Widłak. Sekret ponurego zamku. [Poziom 1]

W pewnym zamku straszy. Straszy strasznie, wyje i na dodatek pojawia się pewna tajemnicza dama. Nikt nie umie sobie poradzić z owymi strachami. Nikt, oprócz dziecka.

Autor daje młodemu bohaterowi niezwykłą moc. Po pierwsze, jedyna osobą zdolną poskromić damę straszącą na zamku jest dziecko. Po drugie - dziecko wie, że nie należy mieszkanki zamku płoszyć i przeganiać. Trzeba jedynie zaproponować jej interesujące zajęcie. I już? Owszem - już. Najprostsze i najefektywniejsze:-)

Rafał Witek. Maja na tropie jaja. [Poziom 2]

Czy aby przeżywać  przygody trzeba być gdzieś dalej niż we własnym domu? Maję spotyka niespodzianka: papuga z ogrodu zoologicznego prosi dziewczynkę, by ta pomogła jej w odnalezieniu jaja - uciekiniera. Ślady jaja wiodą bardzo daleko i wymagają użycia wielu rozmaitych środków transportu. A gdy wreszcie dziewczynka i papuga znajdują jajo, ono okazuje się być...

Ciekawa, zaskakująca i wymagająca refleksu od bohaterki i czytelników opowieść o intrygującym, choć pozornie do przewidzenia, zakończeniu.
Czułe uściski

Czułe uściski






Gusia już się nie gniewa. Koty przywitały ze zdumieniem, ale i zadowoleniem gości. Po ich wyjeździe odpoczywały, migdaliły się do nas i do siebie wzajemnie. W końcu wdzięczenie się do gości, obwąchiwanie toreb i - co najważniejsze - obrona przed głaskami wymaga mnóstwo wysiłku.

Czekamy na święta. I na choinkę :-D
Gusiowa paszczęka - część 2.

Gusiowa paszczęka - część 2.

Dziękujemy za trzymanie kciuków!

Gusia protestowała przeciwko transporterowi i podróży (śnieg padał i w ogóle było paskudnie), protestowała przeciwko Panu Doktorowi, próbowała zwiać z wagi (waży 4,6 albo 4,7, więc odstawienie suchego wydaje się być dobrym sposobem na zrzucenie nadmiernych zaokrągleń na kocich brzuchach). Z. odebrał ją już elegancko wybudzoną i dynamicznie protestującą przeciwko wszystkiemu. Za to bez jednego zęba. Ów został usunięty, reszta paszczęki przejrzana i wyczyszczona. Pan Doktor zaproponował smarowanie dziąseł Gusi specjalnym żelem, który mamy i stosujemy na dziąsła Duszki i Nusi. Ha!

Gusia w domu pacnęła zaczepiającego ją Wojtka, przegalopowała po całym domu i poszła spokojnie spać do swojego ulubionego koszyczka przy kaloryferze. Gdy wróciła z pracy próbowała zrobić mi dziurę w nodze domagając się jedzenia. Kurczaka zjadła z pełnym ukontentowaniem.

Oczywiście - obrażona jest na nas. Bardzo mocno! Nawet nie dała się wziąć na kolana, ani nie przyszła w nocy (za to w nocy na kołdrę przyszedł Wojtek). Mam nadzieję, że się da szybko ułaskawić:-)

Zdjęcie z 2009, ale takie ładne, że nie mogłam się oprzeć:-)
Niedzielnik nr 40

Niedzielnik nr 40


Minął kolejny tydzień, dziś Druga Niedziela Adwentu, Boże Narodzenie coraz bliżej o czym przypomina nam i mróz, i śnieg.

Piątek spędziłam w podróży. Warunki na drodze zdecydowanie zaskoczyły wielu kierowców i co chwila widać było kolejne auta wyrzucone za jezdnię lub na tę jezdnię wyciągane z przydrożnych rowów. U celu było jednak miło, sympatycznie, ciekawie, tylko nieco zimno.


Zwróćcie uwagę na rozświetlony budynek na ostatnim zdjęciu (stałam w korku, więc wyszło względnie wyraźne). W Rzgowie na rozległych terenach mieszczą się sklepy będące własnością Pana Antoniego Ptaka. Między Rzgowem a Łodzią widziałam autobus z napisem "Autobus do Ptaka". Niech żyją skróty myślowe:-)

Sobota upłynęła mi pod znakiem nowego doświadczenia. Dzięki Zu miałam okazję odwiedzić kopalnię i zjechać pod ziemię. Grupie dwudziestoosobowej wydano kaski, lampy, fartuchy ochronne, sprzęt ratunkowy i zaproszono do windy, która zwiozła nas ponad 400 metrów w głąb ziemi. Najbardziej niesamowite było to, że nie czuć tego, że jest się tak głęboko, że nad nami jest 438 metrów ziemi. Zdjęcie z kierownicą przedstawia wagonik kolejki dowożącej górników do miejsca, w którym pracują. W jednym wagoniku siada ich czterech. To największe zdjęcie, przypominające nieco kable z Matrixa, to miejsce, w którym ładują się lampy. W korytarzu, którym szliśmy zbudowana była kapliczka z najładniejszą podziemną - to słowa pana przewodnika - Św. Barbarą. Musicie uwierzyć na słowo - zdjęcie mi nie wyszło. Górnicy, oprócz dobrej kondycji psychicznej i fizycznej, muszą mieć też system immunologiczny niczym skała. Mnie po godzinie udało się tak przemarznąć, że już borykam się z gorączką i anginą. A - najważniejsza wiadomość: w kopalni dokarmiają koty. Na schodach w budynku wystawione były miseczki:-)


Do Wigilii jeszcze tylko 2 tygodnie. Spędzacie święta z rodziną, wyjeżdżacie gdzieś? My już nie możemy się doczekać kupna choinki - nasze koty mają z niej zawsze mnóstwo radości :-)

Gra Christmas Jazz, popijam dobrą herbatę pachnącą wanilią i czytam historię Flawii de Luce. Pozostaje mi Wam życzyć podobnie miłego popołudnia...

Blaski i cienie, tylko nie wiadomo co jest czym...

W niedzielę, podczas jedzenia, Gusia zaczęła nagle warczeć. Wystraszyłam się, że jedzenie utkwiło jej w gardle lub między zębami i próbowałam zajrzeć w kocią paszczę. Nie było łatwo. Mnie trząsały się ręce, kot chciał mnie zjeść z powodu tego, że naruszam jego cielesną nietykalność. Uspokoiła się, a mnie nic nie udało się zobaczyć.

Dwa dni było dobrze, pomyślałam zatem, że faktycznie kawałek jedzenia utknął i ją irytował, ale już się rozpuścił i Gusia jest zdrowa, tylko wciąż obrażona. Niestety - wczoraj okazało się, że jednak coś jej jest. Udało mi się zajrzeć w kocie zęby i mam niedobre podejrzenia. Musimy skonsultować to z Doktorem.

Wczoraj wieczorem nastawiliśmy się na oglądanie filmu. Z. przygotował mi kawę, opatuliłam się w koc i czekaliśmy na rozpoczęcie emisji. Chwilę przed tym jak usiadłam Z. wyprowadził na śnieg Nusię i Wojtka. Po chwili wrócili i Wojtek najwyraźniej doszedł do wniosku, że jeśli będzie szybko biegał to szybciej wyschnął mu łapki. 

Biegał bardzo, bardzo szybko i wydawało się, że jest wszędzie w tym samym czasie. W pewnej chwili postanowił skoczyć z bocianiego gniazda na oparcie wersalki. Skoczył, ale po drodze zaczepił ogonem o filiżankę z kawą maczając w kawie ogonek. Udało mi się tym jednym skokiem zalać mnie, koc, kapę no i rzecz jasna - pozbawić mnie połowy napoju w filiżance. Usiadł później nieco oburzony i zlizywał kawę z mlekiem z ogona. Mnie pozostało nastawienie prania.


Carlos Ruiz Zafon. Światła Września.

Carlos Ruiz Zafon. Światła Września.

Wydane przez
Wydawnictwo Muza

"Światła Września" to jedyna książka Carlosa Ruiza Zafona, której nie czytałam. Mimo najróżniejszych obaw zdecydowałam się sięgnąć po jej wersję do słuchania i przyznam, że to była bardzo dobra decyzja.

Rozważając słuchanie audioksiążki brałam pod uwagę: czas trwania poszczególnych odcinków (słucham dojeżdżając do pracy), możliwość zainstalowania książki w telefonie, lektora, tematykę książki. Być może powinnam warunki korzystania z audioksiążki uporządkować według gatunku lub ulubionego autora, ale cóż mi po książce, której chcę wysłuchać, jeśli nie będę miała warunków technicznych, by to zrobić? Na szczęście udało mi sie połączyć wszelkie wymagane elementy i zaczęłam słuchanie.

"Światła Września" mają 22 odcinki. Najdłuższy z nich liczy sobie około 27 minut, najkrótszy - jeśli dobrze pamiętam - około trzynastu. Książkę czyta Piotr Fronczewski, którego głos stanowi poważny atut. Wysłuchanie całej książki zajęło mi 18 dni.

Majętnej niegdyś mężatce, a dziś wdowie z dwójką dzieci zaczyna dokuczać bieda. Wierzyciele męża, nowe długi, codzienne potrzeby, zmiana stylu życia wymuszają na Simone szukania pracy. Znajduje doskonałą ofertę - ma być osobą zarządzającą domem starszego producenta zabawek. Pracodawca zapewnia dom, utrzymanie, a także - co się okazuje podczas rozmów - wykształcenie dzieci, jeśli tylko będą miały predyspozycje do kontynuowania nauki. Simon i jej dzieciom wydaje się, że nie mogło ich spotkać nic lepszego. Niestety, mylą się.

Dom i jego właściciel Lazarus Jann kryją w sobie tajemnicę, którą trudno komukolwiek zdradzić ze względu na jej nietypowość i strach jaki może obudzić. Mimo pewnych zakazów jakie swoim pracownikom stawia Jann młoda służąca robi coś, co rozpoczyna serię zdarzeń przerażających, gwałtownych i bezlitosnych. Jak w tym wszystkim odnajdzie się rodzina Sauvelle'ów?

Lubię świat jaki kreuje Zafon. Lubię czuć lęk jego postaci, czuć radość podszytą goryczą. Jak chyba rzadko kiedy podczas spotkania z prozą Zafona współodczuwam emocje bohaterów. Tym razem wrażenie to było jeszcze silniejsze. Niewykluczone, że sprawił to głos Piotra Fronczewskiego.

Kiedy dziś rano nie miałam kolejnego rozdziału książki do słuchania, zrobiło mi się dziwnie. Muszę szybko znaleźć coś następnego :-)
Przewodnik po filozofii średniowiecznej. Od Św. Augustyna do Joachima z Fiore. Red. Agnieszka Kijewska

Przewodnik po filozofii średniowiecznej. Od Św. Augustyna do Joachima z Fiore. Red. Agnieszka Kijewska


Wydane przez
Wydawnictwo WAM


Na okładce z tyłu książki znajdziemy krótkie omówienie tomu, w którym to omówieniu czytamy między innymi:
Mówienie dziś o myśli wieków średnich jest wciąż zadaniem niełatwym i wymaga przełamywania niezliczonej ilości schematów pojęciowych, uprzedzeń czy przesądów.
To prawda, stereotypy dotyczące „ciemnego średniowiecza” wykorzenić tym trudniej, im bardziej ciemni są ludzie owe stereotypy kultywujący. I jeszcze jedno zdanie z cytowanego omówienia:
Prezentowane tutaj eseje mają za zadanie przekonać, że ci nasi poprzednicy w filozoficznym myśleniu byli w ten czy inny sposób gigantami.
To, że niektórzy średniowieczni myśliciele byli gigantami, jest oczywiste, natomiast dobrym pytaniem jest pytanie o to, dla kogo to jest oczywiste. Trzeba stosownej erudycji, żeby docenić średniowiecznych myślicieli. Weźmy logikę. Wedle ojca Bocheńskiego logika rozwija się falowo, osiągając szczyty, po których następują zapaści. Pierwszy szczyt to był Arystoteles, drugi to stoicy, a trzeci to scholastycy. Tego jednak nie może wiedzieć ktoś, kto nie daje sobie rady z najprostszymi sylogizmami. Włączcie telewizor i otwórzcie gazetę, a już osobliwie zajrzyjcie do Netu, i raz dwa przekonacie się, kto nie daje sobie rady z najprostszymi sylogizmami :-)

Świetny tekst na temat znaczenia średniowiecznych myślicieli dał Edward Grant w książce „Średniowieczne podstawy nauki nowożytnej” [Prószyński i S-ka. Warszawa 2005]. Grant pisze o tym, że dawniej nie dostrzegał jakichkolwiek istotnych wpływów myśli średniowiecznej na kształt nowożytnej nauki i sprawa wydawała mu się zamknięta.    Ale… Grant pisze:
Moje podejście zmieniło się diametralnie, gdy przed kilku laty zadałem sobie pytanie, czy rewolucja naukowa mogłaby nastąpić w XVII wieku, gdyby poziom nauki w Europie Zachodniej pozostał taki, jaki był w pierwszej połowie XII wieku. Innymi słowy, czy doszłoby do niej, gdyby nie liczne tłumaczenia na język łaciński dzieł greckich i arabskich z dziedziny nauk ścisłych i filozofii przyrody? Odpowiedź wydawała się oczywista: nie, nie doszłoby. Gdyby nie owe tłumaczenia, musiałoby upłynąć wiele stuleci, zanim Europa Zachodnia osiągnęłaby poziom nauki grecko-arabskiej. [s. 13]
Tom pod redakcją Agnieszki Kijewskiej nie jest tylko zbiorem tekstów poświęconych określonym postaciom. Owszem, mamy tu teksty traktujące o takich koryfeuszach filozofii jak św. Augustyn, Boecjusz, czy św. Anzelm, ale mamy też wiele tekstów poruszających szeroko rozumiane kwestie, takie chociażby, jak kultura monastyczna, filozofia muzułmańska, ruch translatorski we wczesnym średniowieczu, problem uniwersaliów itd. Ostatnim opisanym myślicielem jest Joachim z Fiore. Mam nadzieję, że niebawem wyjdzie kolejny tom, a w nim św. Bonawentura, św. Albert, św. Tomasz z Akwinu, Duns Szkot, Ockham. Chyba nie będziemy spierać się w kwestii tego, że wszyscy ci wymienieni byli gigantami? :-)
Christmas Jazz

Christmas Jazz



Marzyliście kiedyś o stacji radiowej, która w okresie świątecznych i podczas Świąt Bożego Narodzenia muzyką wprowadzi Was w nastrój świąteczny? Gdzie nie będzie zbędnego gadania, tylko same świąteczne melodie, te mnie i bardziej znane? Ktoś, kto stworzył Christmas Jazz podzielał chyba Wasze marzenia. I oto jest... 
Niedzielnik nr 39

Niedzielnik nr 39


Trzy minione dni spędziłam podróżując. Przede mną jeszcze co najmniej jeden dzień wędrówki i później już będę mogła zacząć myśleć o tym, że jest grudzień, a dni Świąt oprócz okazji do pławienia się w domowej atmosferze są okazją do tego, by bez wyrzutów sumienia zarywać noce na czytanie.


Dziś pierwsza niedziela Adwentu. Rozpoczął się czas oczekiwania. Pamiętam, gdy byłam dzieckiem, zapisywaliśmy dobre uczynki, chodziliśmy na roraty, robiliśmy ozdoby na choinkę. Dziś są kalendarze adwentowe, w różnych kształtach, przedstawiane na różne sposoby. Czy czekanie jest podobne?

Helena przygotowała ozdoby na choinkę. Dostaliśmy dwa łańcuchy, gwiazdkę, torebeczkę na smakołyki, aniołka i inne. Oczywiście, wszelkie rękodzielnicze wytwory Helenki znajdą się na choince.

Zachęcam do współtworzenia bloga "Znalezione pod choinką". Mnie, co roku, czytanie/oglądanie, tego, co o Bożym Narodzeniu sprawia mnóstwo radości.
Niezwykła Wigilia [1986]

Niezwykła Wigilia [1986]


Zamożna, starsza pani, dowiaduje się pewnego dnia, że w każdej chwili może umrzeć. Tętniaka, jakiego wykryli lekarze, nie można operować. Zbliża się Boże Narodzenie, być może ostatnie w jej życiu, chce więc przy świątecznym drzewku zebrać rozproszoną od lat rodzinę. Amanda Kingsley wynajmuje detektywa, któremu powierza trudne zadanie. Mężczyzna ma odnaleźć troje jej wnuków, który lata temu odeszli z domu skonfliktowani ze swoim ojcem.

Przepiękna rola Loretty Young. Dystyngowana dojrzała kobieta, która nie waha się użyć swoich pieniędzy, by śmierć pewnej bezdomnej, spotkanej podczas protestów ulicznych, uczynić ludzką, by kobieta - jak sama mówiła - umierała jak ktoś.

Relacje jakie Amanda Kinglesy utrzymywała z majordomusem, Maitlandem (w tej roli rewelacyjny Trevor Howard) po czterdziestu latach znajomości budzą podziw i jednocześnie lekką zazdrość.

Historia, jak na produkcję okołoświąteczną sentymentalna i wzruszająca, acz nie pozbawiona dobrze wyważonej ironii. Bawiły mnie niezmiennie stroje i fryzury bohaterów, szczególnie tych młodszych.

Loretta Young, dwa lata po premierze tego filmu wyglądała tak:


Miała wówczas 75 lat. Należy chyba pozazdrościć, prawda?
Copyright © Prowincjonalna nauczycielka , Blogger