Przegląd, czyli jak zrazić do siebie zwierzyniec w dwa dni...

Przegląd, czyli jak zrazić do siebie zwierzyniec w dwa dni...

Korzystając z kilku dni wolnych od pracy postanowiłam zrobić przegląd stanu zdrowia zwierzyńca. Zarezerwowałam wizyty, pożyczyłam wielki transporter i... I Gusia odmówiła przebywania w jednym transporterze z Sisi. Zapakowawszy Sisi i Gusię w dwa transportery udałam się z nimi do PanDoktora. Sisi na miejscu domagała się wypuszczenia z koszyka, a oswobodzona dała się zważyć (5,50 kg) i zwiedziła gabinet zostawiając zapachy na krześle, biurku, Doktorze. Podczas słuchiwania mruczała przyjaźnie i na tyle głośno, że jedynie dźwięk serca dało się usłyszeć. Na koniec wystawiła przecudnie brzuch do głaskania, czym sprowokowała PanDoktora do szerokiego uśmiechu. Z Gusią było ... Gniewniej było;-) Zważona została metodą: ważymy transporter z kotem w środku, a potem sam transporter w tym czasie trzymając prostestującego kota mocno w ramionach. Ważenie wykazało 4,35 kg, a osłuchiwanie - podobnie jak u Sisi - było niemożliwe. Jedynie przyczyna była inna - Gusia warczała protestując przeciwko wożeniu, macaniu, słuchaniu i w ogóle różnym takim. Obydwie panny należy jesienią zaszczepić, a wcześniej jeszcze wyczyścić im zęby, bo w paszczękach nie maja najlepiej.

Dzień drugi oznaczał wizytę z Nusią i Wojtkiem. Włożeni do jednego transportera pocieszali się wzajemnie, Nusia miauczała zmartwiała po cichutku, a gdy na stole do badań otworzyliśmy wieko transportera okazało się, że on się tylko wydaje taki duży;-) Nusia cichutko skarżyła się podczas badania, nie chciała dać się postawić na wadze wczepiona we mnie (waży 6,45 kg), a gdy PanDoktor oglądał Nusine oczka cierpliwie przeczekiwała. Nusinka też ma zęby do czyszczenia, no i wiadomo - trzeba szczepić. Wojtek ku mojemu zdumieniu waży 4 kg. Dał się w miarę spokojnie obejrzeć, podotykać, choć wyglądał tak, jakby miał chęć na ucieczkę. Jemu zębów czyścić nie trzeba, ale podać szczepionkę już tak.

Od PanDoktora wróciliśmy z pasta odkłaczającą, kroplami na Nusiowe ślepka oraz zestawem tabletek odrobaczających dla całej piątki (Sara waży 32,45 kg) oraz zaproszeniem na potrójne czyszczenie zbębów i popiątne szczepienie. No, kociokwik po prostu...








Nusia po powrocie do domu ułożyła się w kartoniku stojącym w przedpokoju i marudząco sprawdzała, czy jestem i skarżyła się na wycieczkę do PanDoktora. Ewidentnie potrzebowała pocieszenia, więc co chwila szłam do niej i pocieszłam:-)

Wymyśliłam ostatnio, że kocia miska z suchym jedzeniem, by być bezpieczną przed psią zachłannością, może stać na lodówce. Stoi i koty (widziałam samodzielnie wskakujące Sisi i Gusię, Nusię i Wojtka podsadzałam) z niej korzystają. Ale tylko w dzień! W nocy, bez względu na to, jak bardzo miska jest pełna, budzą mnie, bo przecież muszę wstać i napełnić ich indywidualne miski, choćby po 5 ziarenek. Widocznie z miski na lodówce nie smakuje aż tak bardzo...

Ploteczki

Koty odmówiły dziś uczestnictwa w życiu. Owszem rano chętnie towarzyszyły mi podczas sprzątania, włażąc wszędzie tam, gdzie nie powinny, ale popołudniu zmęczone nadzorowaniem porządków, zasnęły. Gusia wyłamała się z atrakcji życia domowego wcześniej, wsadzona przed 9 - na swoją wyraźną prośbę - do szafy, między zmiany pościeli, opuściła kryjówkę dopiero koło 17. I to tylko dlatego, że namówiłam ją na jedzenie;-)

Do kotów oczywiście dołączyła i Sara, która spała tak smacznie, że aż nie chciało jej się sprawdzać, co robię i czy przypadkiem nie karmię kotów.

Na wieczornym spacerze była już ożywiona. Szczególnie jednak na wybiegu, gdzie spotkałałyśmy wilczaka czechosłowackiego, pieska wyżłopodobnego, który zaczepiał wszystkich i Sara musiała mu wyjaśniać, że tak się nie robi, oraz haskiego, który pozazdrościł Sarze patyków i sam też leżał i gryzł:-)

Zbliża się pora spania, zwierzyniec nakarmiony układa się w ulubionych miejscach. Jeszcze tylko sprawdzić, czy nie ma nikogo na balkonie, poczęstować Sisi tabletką i można iść spać :-) Dobrze, że mam urlop:-D

P.S. Nakrzyczała na mnie dziś jedna pani. Krzyczała w chwili, w której jej pies napadł na Sarę. A krzyczała, bo skoro widzę, że ona jest na tej ścieżce ze swoim psem, to dlaczego ja idę tą samą ścieżką, zamiast gdzieś skręcić? Położę to na karb upału...
Jeśli poprzednio wydawało mi się, że jest upał...

Jeśli poprzednio wydawało mi się, że jest upał...

... to nie wiem, co powiedzieć teraz. W mieszkaniu, w którym zazwyczaj panuje temperatura zbliżona do 19 stopni, szaleje 25-26 stopni. Termometr zewnętrzny, który w pełnym słońcu jest tylko do godziny 9 rano, i na który boimy się spoglądać, pokazuje od 27 do 40 stopni. Koty śpią na okrągło i nie chodzi tu tylko o czas, ale także o przyjmowane do spania pozycje. Pies wyspacerowany został już przed 8 rano, a w dzień wyszła tylko na krótki spacerek. Resztę czasu śpi, zajada się ze mną wiśniami, śliwkami, kalafiorem i chrupie - już beze mnie - marchewkę.

Drapak, jak widać, służy nie tylko do drapania. Wojtek w nim sypia, Gusia uwielbia tarzać się na plecach, Nusia zza ramienia spogląda lekceważąco na Sarę, a Sisi - w pozycji na kokoszę - omiata dom spojrzeniem pełnym wzgardy dla ludzkich słabości.



Jak sobie radzicie z wysokimi temperaturami?

P.S. Dojrzałam do zmiany szablonu (albo chociaż nagłówka), może macie jakieś podpowiedzi, żeby było ładnie i czytelnie?

P.S.2. TUTAJ zrobiłam bazarek na rzecz Lajli z guzem na śledzionie. Może coś Was zainteresuje.
Ludmiła Piasecka. 52 tygodnie.

Ludmiła Piasecka. 52 tygodnie.


Wydane przez
Wydawnictwo Nasza Księgarnia

Od pewnego czasu pod oczy i w ręce trafiają mi książki o tym, jak bardzo ważne jest, abyśmy żyli świadomie. Czasami nawet sięgałam po jedną, czy drugą, ale nie umiałam się w nich odnaleźć – wydawały mi się przegadane,  zupełnie nieprzystającego do tego etapu życia, w którym jestem i w ogóle – pobrzmiewały szarlatanerią. 

Widząc książkę Ludmiły Piaseckiej postanowiłam, że spróbuję raz jeszcze. Może przekonają mnie „52 tygodnie”?

Majka ma wygodne życie – praca na uczelni, mąż, dwoje dzieci. Codzienność tocząca się rytmem niespodziewanie ułożonym, bez wybuchów entuzjazmu, ale też bez chwil grozy. Ot, zwykłe życie. I nagle owa trzydziestopięciolatka dostrzega, że mijające dni upodabniają się do siebie, że nie jest w stanie zapamiętać czegoś, co odróżniłoby je od siebie. Pragnienie odmiany jest na tyle silne, że Majce udaje się zaangażować w proces zmian także rodzinę.

Przyznaję – pomysł z zamrożeniem portfela wydawał mi się przesadzony. Ale później uświadomiłam sobie, że coraz częściej łapię się na myśli „coś bym sobie kupiła”, mimo, że wiem, że niczego nie potrzebuję.  Czyli i mnie przydałby się zamrożony portfel ;-)

Wspólne rodzinne pieczenie ciastek, zaproszenie osoby potrzebującej pomocy na obiad,  spacerowanie boso po trawie, wolontariat w schronisku i mnóstwo innych działań, które albo wydają się nam zbyt banalne, by zapoczątkować zmianę, albo – otoczone przez nas samych stereotypami – zbyt trudne. A jednak w przypadku Majki – jeden czyn wiódł do kolejnego i nawet nie trzeba było jakoś specjalnie planować, wymyślać, zastanawiać się, co warto zrobić odkrywczego, czy nowego.

Każdy z nas, rok w rok, ma do dyspozycji tyle samo czasu. Dla siebie, dla innych, do tego, by żyć jak chcemy. „52 tygodnie” wybudzają z marazmu, zachęcają do tego, by spojrzeć na siebie inaczej niż dotychczas. By żyć świadomie. 

Zachęcam do lektury!

P.S. Kiedy robiliście ostatnio coś po raz pierwszy? Poczytajcie tekst Panny Pollyanny.
Jakub Ćwiek. Dreszcz 2. Facet w czerni.

Jakub Ćwiek. Dreszcz 2. Facet w czerni.

Wydane przez
Wydawnictwo Fabryka Słów

Dreszcza lubię za rzeczy nie do końca oczywiste dla innych wielbicieli. Lubię go za AC/DC, ale jest mi bliski wyjątkowo dlatego, że mieszkamy na tym samym osiedlu;-)

Bycie superbohaterem do łatwych nie należy. Codzienność, mimo, że osładzana przez uprzejmego i wciąż z lekka nadaktywnego kamerdynera, nie zawsze staje na wysokości wysokich wymagań Ryśka. Trzeba schodzić z wyżyn swoich muzycznych odjazdów, wydobywać się z ulubionego, nieco żulowatego, towarzystwa i ratować świat. Ech, męczące i - przyznajmy - nieco nużące...

Jakub Ćwiek ponownie, a może powinnam napisać, jak zawsze, czerpie hojną ręką z popkultury, wkładając w swoje książki tropy, wątki, które dla jednych są jasne od razu, innym trzeba je objaśniać, a jeszcze inne - taka prawda - zostaną dla niektórych nieczytelne.

O ile Rysiek mówiący z sarkazmem, że Ruch Autonomii Śląska zażyczy sobie wkrótce zrównania z ziemią Sosnowca jest dla mnie powodem do parsknięcia śmiechem (bo znam koloryt lokalnych animozji), tak już w przypadku jednaj z postaci przedstawionej na kartach książki, potrzebowałam przewodnika. Mowa o Yurim Drabencie, człowieku z krwi i kości, który oceniony okiem mojego przewodnika, jest podobny do swojego literackiego pierwowzoru.

Pozwoliłam sobie, chyba już po raz kolejny, na czytanie Jakuba Ćwieka, tak jak lubię - według swojego własnego, przyjemnościowego, klucza. I była to lektura wielce udana...

Paweł Wieczorkiewicz. Historia polityczna Polski 1935-1945.

Wydane przez
Wydawnictwo Zysk i S-ka

W rozdziale poświęconym powstaniu warszawskiemu Paweł Wieczorkiewicz podaje informację o tym, że Aneurin Beyan, jeden z przywódców Labour Party,  opublikował na łamach „Tribune” artykuł zatytułowany „Kto zdradził Warszawę”. A profesor Witold Kieżun, warszawski powstaniec, mówi w wywiadzie, że w czasie wojny Polska została zdradzona przez Francję, Anglię i USA. Dodaje też: - „Gdy we wrześniu Amerykanie zrzucili broń, która trafiła przypadkowo na pozycje niemieckie, to w ten czas była wściekłość. Gdyby to 2-3 sierpnia, to Warszawa byłaby nasza”.

Nie wiem, czy gdyby Amerykanie dokonali zrzutu nie 18 września, tylko 2 lub 3 sierpnia, to Warszawa byłaby nasza. Wieczorkiewicz pisze, że przyjęta przez część sztabowców kalkulacja dotycząca powstania opierała się wyłącznie na przesłankach o charakterze politycznym i propagandowym, z pominięciem wszelkich argumentów natury militarnej. [s. 530] A zatem – czy ma istotne znaczenie to, kiedy Amerykanie dokonali rzutu?

Niesamowite wrażenie robi cytowana przez Wieczorkiewicza instrukcja z października 1943 roku. Jest to dokument autorstwa generała Kazimierza Sosnkowskiego, Naczelnego Wodza w latach 1943-1944, w której to instrukcji Sosnkowski pisze, że powstanie zbrojne byłoby aktem pozbawionym politycznego sensu i stwierdza: W obliczu szybkich postępów okupacji sowieckiej i przyjętej przez Sowietów metody gwałtów, presji i faktów dokonanych należy dążyć do zaoszczędzenia substancji biologicznej narodu w obliczu podwójnej groźby eksterminacji. [s. 533]

W przytaczanym już wywiadzie profesor Kieżun mówi: - To jest bardzo trudne do zrozumienia dla ludzi, którzy nie przeżyli Powstania. Jak myśmy się spotykali, to wspominając, mówiliśmy, że to były najpiękniejsze chwile naszego życia. A Wieczorkiewicz wskazuje źródła, wedle których generałowie Ludomił Rayski oraz Władysław Anders powstanie uważali za zbrodnię. [ss. 552-553]

Rozdział o powstaniu warszawskim był tym, który czytałam z największymi emocjami. Bo powstanie wywołuje emocje; dla jednych, poza wszystkim innym, było najpiękniejszym czasem w życiu, dla drugich, także poza wszystkim innym, było zbrodnią. Wieczorkiewicz stwierdza rzecz oczywistą, mianowicie, że oceny celowości ostatniego zrywu Armii Krajowej są do dzisiaj skrajnie rozbieżne. [s. 552] Sam zajmuje pozycję rzetelnego krytyka decyzji o wybuchu powstania w takich, a nie innych okolicznościach. Wieczorkiewicz w ogóle jest krytyczny, a przy tym rzetelny.

Książek historycznych raczej nie czytam. Co prawda zdawałam historię na maturze i to z powodzeniem :-) ale później odeszłam od historii dość daleko. Albo inaczej – czytam mnóstwo wspomnień i prac traktujących o poszczególnych, ściśle określonych kwestiach (jak choćby „Wschodniopruskość” Roberta Traby, wydaną przez Stowarzyszenie Wspólnoty Kulturowej „Borussia”, Olsztyn 2007), ale mam duże zaległości, jeśli chodzi o książki opisujące historię całościowo. Na Wieczorkiewicza skusiłam się, bo trochę go czytałam, a jeszcze więcej czytałam o nim, jako historyku kontrowersyjnym. I bardzo dobrze, że zdecydowałam się na tę książkę. Z mojego punktu widzenia dużym plusem tomu jest to, że autor nie pisze cięgiem historii w układzie chronologicznym, tylko ujmuje rzeczy tematycznie. Taki układ jest dla mnie, jako laika, dużym ułatwieniem. Myślę, że nie tylko dla mnie.

Konkurs - Nowe Oblicze Prowincjonalnej Nauczycielki

Logotyp, który widnieje w nagłówku bloga towarzyszy mi już kilka lat. Uznałam, że pora już zmienić coś i na blogu, i w wyglądzie bloga. Na razie zacznę od logo. I dlatego ogłaszam konkurs:-)

Zapraszam!
*   *   *

REGULAMIN KONKURSU
„NOWE OBLICZE PROWINCJONALNEJ NAUCZYCIELKI”

Organizator Konkursu i czas trwania

1. Monika Badowska, zamieszkała w Katowicach, (zwana dalej Organizatorem) ogłasza konkurs „Nowe Oblicze Prowincjonalnej Nauczycielki” zwany dalej „Konkursem”.
2. Prace konkursowe można nadsyłać od 7 lipca 2014 r. do 27 lipca 2014 r.
3. Prace konkursowe nadesłane po terminie nie wezmą udziału w Konkursie.
4. Zwycięzca Konkursu zostanie ogłoszony 31 lipca 2014 na stronie
www.prowincjonalnenauczycielstwo.blogspot.com
5. Terytorium Konkursu jest Rzeczpospolita Polska.

Uczestnictwo w Konkursie – warunki i zasady

1. W Konkursie może wziąć udział każda osoba (zwana dalej Uczestnikiem), która spełnia łącznie następujące warunki:
• zapoznała się z treścią regulaminu i akceptuje go w całości i bezwarunkowo
• zamieszkuje na terytorium Rzeczpospolitej Polskiej lub przebywa na nim w czasie trwania Konkursu
• nie należy do najbliższych członków jego rodziny Organizatora ani nie jest osobą/podmiotem bezpośrednio uczestniczącą/ym w organizacji i przygotowaniu Konkursu
• ukończyła 18 lat w dniu zakończenia Konkursu
• spełnia inne warunki określone w niniejszym regulaminie.
2. Przedmiotem Konkursu jest przygotowanie logotypu, cover photo i zdjęcia profilowego stanowiących identyfikację wizualną bloga Prowincjonalna Nauczycielka.
3. Tematyka prac konkursowych musi być związana z tematyką i charakterem bloga Prowincjonalna Nauczycielka www.prowincjonalnenauczycielstwo.blogspot.com i zawierać hasło „Prowincjonalna Nauczycielka”.
4. Każdemu Uczestnikowi przysługuje prawo do nadesłania do 3 kompletów prac konkursowych, z tym, że Organizator zastrzega, iż nagrodzony może zostać tylko jeden spośród kompletów nadesłanych przez tego samego Uczestnika.
5. Prace konkursowe należy nadsyłać pocztą elektroniczną na adres:
prowincjonalna.nauczycielka@gmail.com
Przesyłka powinna zawierać logotyp oraz dane osobowe (pełne imię i nazwisko Uczestnika, adres do korespondencji, numer telefonu, adres e-mail oraz oświadczenie o treści:
„Zapoznałem/łam się i akceptuję regulamin Konkursu na „Nowe Oblicze Prowincjonalnej Nauczycielki”.
6. Prace konkursowe to pliki zapisany w formacie JPG, PDF o wymiarach odpowiadających wymiarom logotypu, cover photo i zdjęcia profilowego.
7. Nadesłane prace konkursowe nie mogą być zgłoszony uprzednio w innych konkursach.
8. Wzięcie udziału w Konkursie oznacza zgodę Uczestnika na przechowywanie i przetwarzanie jego danych osobowych przez Organizatora (zgodnie z ustawą z dnia 29 sierpnia 1997 r. o ochronie danych osobowych DZ.U. Nr.133, poz. 833) w zakresie niezbędnym do prawidłowej współpracy z Organizatorem oraz w celach związanych z Konkursem.
9. Nadesłanie prac konkursowych jest tożsame z oświadczeniem Uczestnika, iż:
a.) jest wyłącznym autorem przesłanych prac konkursowych i posiada wszelkie prawa autorskie oraz prawa pokrewne do prac konkursowych, osobiście i samodzielnie zarządza własnymi prawami autorskimi oraz prawami pokrewnymi, nikt nie jest wyłącznie upoważniony do reprezentowania jego praw w tym zakresie, oraz że jego prawa do prac konkursowych nie są w żaden sposób ograniczone ani obciążone;
b.) żadne osoby trzecie nie wystąpią z żadnymi roszczeniami ani żądaniami z tytułu udzielonej Licencji oraz z tytułu wykonywania przez Organizatora przekazanych uprawnień;
c.) w wypadku wystąpienia przez jakąkolwiek osobę z jakimikolwiek roszczeniami lub żądaniami w stosunku do Organizatora w związku z korzystaniem z prac konkursowych zgodnie z postanowieniami Licencji i niniejszego Regulaminu, zwolni Organizatora z wszelkiej odpowiedzialności z tytułu udzielonej Licencji oraz w całości zaspokoi roszczenia osób trzecich.
10. Organizator zastrzega, iż prace konkursowe nie spełniające powyższych wymagań nie będą stanowiły przedmiotu Konkursu oraz że nie będą przyjmowane prace konkursowe posiadające kontekst seksualny oraz zawierające i/lub promujące pornografię, rasizm, uprzedzenia etniczne, wulgaryzmy, pomówienia, wszelkie niezgodne z prawem lub/i moralnością treści lub też takie, które w zamierzeniu swoim mają wywołać niesmak.
11. Każdy ma prawo do zgłaszania naruszenia postanowień regulaminu do Organizatora.

Komisja Konkursowa

1. Prace konkursowe zostaną poddane ocenie przez Komisję Konkursową w składzie: Mariola Zaczyńska (pisarka, inicjatorka i organizatorka Festiwalu Literatury Kobiecej Pióro i Pazur), Izabela Stawicka (autorka bloga Panna Pollyanna pisze), Katarzyna Majgier (pisarka, autorka strony katarzyna.majgier.pl) Monika Badowska (Prowincjonalna Nauczycielka).
2. W swoich decyzjach Komisja Konkursowa jest całkowicie autonomiczna, a jej decyzja jest ostateczna i nieodwołalna.
Nagroda
1. Organizator przyzna:
1) nagrodę główną w postaci:
· promocji logotypu w nagłówku strony www.prowincjonalnenauczycielstwo.blogspot.com wraz z podpisem autora
· promocji prac konkursowych w formie cover photo i zdjęcia profilowego na fan page’u wraz z podpisem autora https://www.facebook.com/ProwincjonalnaNauczycielka
· zestawu trzech książek, w tym najnowszej powieści Marioli Zaczyńskiej "Kobieta z Impetem" ufundowanej przez Wydawnictwo Prószyński i S-ka oraz najnowszej powieści Katarzyny Majgier "Stuletnia Gospoda" ufundowanej przez Wydawnictwo Nasza Księgarnia.
2) wyróżnienia w postaci:
· prezentacji prac konkursowych na stronach Organizatora.

Prawa autorskie

1. Organizator zastrzega sobie prawo prezentacji i publikacji nagrodzonych prac konkursowych bez honorarium za prawa autorskie, na stronie Organizatora Konkursu www.prowincjonalnenauczycielstwo.blogspot.com
2. Wraz z nadesłaniem prac konkursowych Uczestnicy wyrażają zgodę na to, iż nagrodzenie ich pracy konkursowej skutkować będzie udzieleniem przez nich nieodpłatnej oraz niewyłącznej licencji na rzecz Organizatora w celach związanych z Konkursem, obejmującej okres pięciu lat oraz rozciągającej się na wymienione poniżej pola eksploatacyjne:
· w zakresie utrwalania i zwielokrotniania Dzieła - wytwarzanie jakąkolwiek techniką ich egzemplarzy, w tym techniką zapisu magnetycznego oraz techniką cyfrową;
· w zakresie obrotu oryginałem albo egzemplarzami, na których Dzieło utrwalono - wprowadzanie do obrotu, użyczenie lub najem oryginału albo egzemplarzy;
· w zakresie rozpowszechniania Dzieła w sposób inny niż określony powyżej - publiczne wykonanie, wystawienie, wyświetlenie, odtworzenie oraz nadawanie i reemitowanie, a także publiczne udostępnianie Dzieła w taki sposób, aby każdy mógł mieć do niego dostęp w miejscu i w czasie przez siebie wybranym,
· wykorzystywania dzieła w zakresie działań promocyjnych Organizatora samodzielnie lub z innymi podmiotami, w tym utrwalania czy eksponowania Dzieła na znaczkach, plakietkach, plakatach, odznaczeniach lub innych technikach.
3. Udzielenie licencji przez nagrodzonego Uczestnika nie jest równoznaczne z obowiązkiem wykorzystania projektu w sposób powyżej wymieniony przez Organizatora.

Postanowienia końcowe

1. Organizator Konkursu nie ponosi odpowiedzialności za opóźnienia będące wynikiem działań poczty elektronicznej lub/i usług sieci telefonicznej, z których korzystać będą Uczestnicy.
2. Organizator nie ponosi odpowiedzialności za podanie przez osoby trzecie lub przez innych Uczestników nieprawdziwych i/lub niepełnych informacji o Konkursie oraz za szkody spowodowane podaniem błędnych lub nieaktualnych danych i/lub oświadczeń przez Uczestników.
3. W szczególności Uczestnik odpowiada za naruszenie dóbr osobistych, praw autorskich, praw pokrewnych i zależnych osób trzecich w projektach oraz zobowiązany jest do pokrycia wszelkich kosztów obrony praw Organizatora związanych z takim naruszeniem oraz zaspokojenia roszczeń poszkodowanych.
4. Ostateczna interpretacja niniejszego regulaminu należy do Organizatora.

5. Postanowienia i warunki niniejszego regulaminu stają się ważne po ich publikacji na stronie Organizatora Konkursu www.prowincjonalnenauczycielstwo.blogspot.com.

Sobotnie porządki...

... zaczęliśmy od robienia bałaganu. Co w naszym wypadku oznacza czesanie pięciu zwierzaków i obcinanie pazurków czterem.

Na pierwszy ogień poszła Sara. Bo wiadomo, że jeśli nawet robi się z psem coś za czym pies nie przepada, to i tak on musi być pierwszy. Najpierwszy, przed innymi (vide: Boni i Raptor kłócą się o czesanie). Nadstawiła jeden bok, łaskawie pozwoliła poczesać ogon, a do czesania drugiego musiałam ją namówić, układając według moich potrzeb. Z Sary wyczesałam sierść wielkości średnich rozmiarów kota.

Kolejnym czesanym zwierzakiem była Sisi. Akurat miała życzenie, aby wpuścić ja do garderoby i podsadzić do szafki z obrusami, więc owszem wpuściłam do garderoby, a później niecnie posadziłam ją sobie na kolanach i pozbawiłam nadmiaru sierści. W połowie zaczęła się awanturować, marudzić, ale stosując argumentację - "Jeśli ja tego nie wyczeszę, ty będziesz musiała wylizać", udało mi się osiągnąć cel. Oczywiście, na koniec podsadziłam Sisi do szafki:-)

Zamknąwszy Sarę w pokoju z kociastymi i TŻ zawędrowałam do sypialni, gdzie pod kołdrą i kapą odpoczywał Wojtek. O dziwo, obcinanie pazurków odbyło się bez kłopotów, Wojtuś leniwie burczał, a czesanie - cóż... Nasze chłopczydełko jest tak chudziutkie, i ma tak "obcisłą" skórę, że niewiele było do wyczesywania.

Czesanie i obcinanie pazurków Gusi i Nusi wymagało ode mnie wyższego poziomu logistyki. Musiałam odseparować psa i zaczarować koty, żeby nie wydawały gniewnych dźwięków. Gusia protestowała tylko przy obcinaniu pazurków. Czesanie lubi, więc ułożyła się wygodnie i tylko co jakiś czas odwracała łepetynke, by sprawdzić, czy nie zamierzam przerwać. Z Nusią, jak zwykle, trzeba było zdecydowanie i nieco na siłę. Zaczęłam od pazurków i musiałam zrobić ze dwie przerwy, bo Nusia nagle próbowała przypominać węża, a gdy udaremniłam te zamiary, zaczęła prychać na mnie i próbować ugryźć. Z czesaniem było o niebo łatwiej. Nie tak idealnie jak z Gusią, ale względnie dobrze.

Teraz - po wypełnieniu niewielkiego kosza na śmieci sierścią zwierzęcych domowników - możemy przystąpić do sprzątania. Jasne bowiem jest, że nie wszystką sierść udało się zebrać, mnóstwo unosi się w powietrzu...
Kilka słów

Kilka słów

11 czerwca miałam napisać o tym, że mija 6 rok Nusi z nami. Jednak, gdy wracałam z pracy dostałam wiadomość, że zmarł mój Tata. Wrzuciłam do auta torbę z nieadekwatnie dobranymi ubraniami, na tylne siedzenie zaprosiłam Sarę i pojechałyśmy do rodzinnego miasta.

Po kilku dniach ustalił się spokojny rytm - wczesna pobudka, spacer, jakieś sprawy, które jako że stricte ludzkie wymagały zostawienia psa w domu, kawa w południe, południowy spacer, obiad, znów jakieś sprawy, wieczorny spacer i sen. Rytm i spokojny, ale i angażujący - nie było zbyt wiele czasu na komputer, książki. Może to i dobrze? [bliższe informacje i zdjęcia na blogu Malamucie opowieści]. Ach, Sara po powrocie ważyła 33 kg, czyli tylko o pół kilo więcej niż, gdy ważyłam ją na Mazurach.

W tym czasie koty w towarzystwie Z. odżywały. Jedzenie w miskach mogło stać ile chciało, ganianie można było uskuteczniać bez obaw, że dołączy się do niego pies. Słowem - pełen, nie zapsiony relaks.

Po powrocie, chyba z rozpędu, spacerowałyśmy z Sarą nadal dużo. Co więcej, w niedzielne popołudnie, umówiliśmy się na malamuci spacer. 

 
 
Wracam do pourlopowej codzienności. Koty śpią z nami, pies budzi mnie lizaniem po twarzy, gdy koty w nocy chcą jeść i jest dobrze, domowo.

Scott Atran. Ewolucyjny krajobraz religii.


Wydane przez
Zakład Wydawniczy „NOMOS”

Na pytanie Jana Parysa: - „Jakie według ojca zadanie ma religia?”- ojciec Józef Bocheński odpowiedział tak: - „Nie można powiedzieć, jakie jest zadanie religii, ponieważ religia jest czymś absolutnym. U wierzącego wszystko inne jest dla niej, a nie ona dla czegoś”. [Między logiką a wiarą. Z Józefem M. Bocheńskim rozmawia Jan Parys. Les Éditions Noir sur Blanc. Warszawa 1998. s. 162.]

Ojciec Bocheński to teista, chrześcijanin, katolik, duchowny i zakonnik, ale nie tylko teiści doceniają wagę religii. Oto, co pisze Pascal Boyer:
Religia jest wielka i podniosła, jest istotą życia wielu ludzi, rodzi silne doznania emocjonalne, potrafi pchnąć do zabójstwa lub skłonić do poświęcenia.
A Scott Atran na końcu swojej książki stwierdza:
Książka ta nie zawiera żadnych twierdzeń odnośnie do tego, czy nadprzyrodzone sprawstwo lub religia w ogóle, niosą ze sobą jakieś korzyści lub dostosowania. Zawarte w niej argumenty sugerują jedynie, że żaden inny sposób myślenia i zachowania nie radzi sobie całościowo z moralnymi i egzystencjalnymi dylematami (związanymi ze śmiercią czy zdradą), wprowadzonymi do ludzkiej świadomości i życia społecznego przez ogólnoludzkie emocje i procesy poznawcze. [s. 337]
Atran, podobnie jak Bocheński i Boyer, docenia znaczenie religii, wielką rolę, którą religia odgrywa w życiu wszystkich społeczności ludzkich i stara się powiedzieć jak najwięcej o religii, którą definiuje jako kosztowne i trudne do podważenia zaangażowanie społeczne względem kontrfaktycznego i kontrintuicyjnego świata nadprzyrodzonych istot sprawczych (agensów), które panują nad ludzkimi lękami egzystencjalnymi, takimi jak śmierć czy stanie się ofiarą oszustwa. [s. 11]

W recenzji zamieszczonej na okładce Michał Buchowski pisze, że Atran w swoim dziele między innymi konkretyzuje i uzupełnia w miarę popularne poglądy Richarda Dawkinsa („Bóg urojony”), lecz tym razem to wykład na wskroś profesjonalny.

Buchowski ma rację – wykład Atrana (w przeciwieństwie do tekstów Dawkinsa o religii) jest na wskroś profesjonalny. Znakomicie czyta się książkę Atrana; nie ma w niej śladu ideologicznego zacietrzewienia, natomiast jest to pokaz rzetelnej naukowej roboty.

Autor wychodzi z założenia, iż religia jest problemem ewolucyjnym; po przyjęciu ewolucyjnego punktu widzenia łatwo dojść do wniosku, że religia nie powinna istnieć, bowiem wymaga ponoszenia ogromnych kosztów, jest sprzeczna z faktami, a nawet z intuicją. Tu istotna uwaga – owa sprzeczność wierzeń religijnych z faktami polega na tym, że wierzenia dotyczą określonych anomalii, na przykład tego, że Bóg wszystko widzi, chociaż nie ma oczu, że niektóre bóstwa Greków, Indusów, Majów czy Egipcjan są pół ludźmi, pół zwierzętami itd.

Religia jednak istnieje, a Autor stara się wytłumaczyć, dlaczego istnieje i będzie istnieć. Duża część książki nie traktuje o samej religii; Atran robi stosowny background pisząc o zjawiskach takich, jak ewolucyjne adaptacje i produkty uboczne, agensy, ludzkie poznanie, język, uczucia i emocje, memy. Dostajemy znakomity wykład na temat tego, jak funkcjonuje ludzki umysł. Dostajemy też świetne pytania, choćby takie:
Dlaczego minimalnie kontrintuicyjne pojęcia nie zdominowały większości struktur narracyjnych religii, opowieści i mitów? (…) Biblia jest serią opowieści o zwyczajnych zdarzeniach – chodzeniu, łowieniu ryb, jedzeniu, spaniu, współżyciu płciowym, umieraniu, ślubach, walkach, klęskach suszy i nawałnic – urozmaiconych nielicznymi kontrintuicyjnymi zdarzeniami, takimi jak cuda czy pojawienie się nadprzyrodzonych agensów, takich jak Bóg, aniołowie i duchy. [s. 123]
Albo takie pytanie stawia Atran:
Czym Myszka Miki i Marks różnią się od Boga? [s. 22]
Podobnie wiele istotnych pytań stawia Atran (istotnych, bo bardzo trudno jest odpowiedzieć na pytanie o to, czym Myszka Miki albo Latający Potwór Spaghetti różnią się na przykład od Boga chrześcijan) i klarownie na te pytania odpowiada; na tyle, na ile może uczciwie odpowiedzieć przywołując dorobek nauki.

Jeżeli możliwe jest napisanie poważnej książki o religii bez jakichkolwiek uprzedzeń ideologicznych i to, że tak powiem, bez uprzedzeń w jakąkolwiek stronę, to Atran taką książkę napisał (nie tylko Atran, ale on też). Na koniec zacytuję fragment, który świadczy o rzetelnym podejściu Autora do tematu, o tym, że Autor rozumie (na ile da się zrozumieć), na czym polega fenomen religii:
Nie oznacza to, że funkcją religii jest neutralizowanie relatywizmu moralnego i ustanawianie porządku społecznego, ani że funkcją religii jest pomoc w niwelowaniu najsilniejszych obaw egzystencjalnych, czy też nadanie znaczenia sprawiającemu wrażenie arbitralnego istnieniu, lub wyjaśnienie ukrytego przed naszymi zmysłami początku rzeczy, i tak dalej. Religia nie posiada funkcji ewolucyjnej per se. To raczej odczucia moralne i niepokój egzystencjalny – za sprawą ewolucji – są nieuchronnymi składnikami ludzkiego życia, natomiast poznawcza kreatywność, selekcja kulturowa i trwałość historyczna wierzeń religijnych w dużej mierze wynikają z sukcesu w ich akomodacji. [s. 336]
Mówiąc najkrócej, jak się da – religia działa i będzie działać, a jeśli chcecie poznać mechanizm tego działania, studiujcie książkę Atrana.
Wojciech Cesarz, Katarzyna Terechowicz. Wakacje grzecznego psa.

Wojciech Cesarz, Katarzyna Terechowicz. Wakacje grzecznego psa.


Wydane przez
Wydawnictwo Literatura


Nie ma chyba lepszego dnia na prezentację najnowszej książki o Winterze, bardzo grzecznym malamucie alaskańskim, niż Dzień Psa.

Wakacje z psem, dużym psem, nie należą do najłatwiejszych do zaplanowania. Znalezienie miejsca, w którym bez mrugnięcia okiem przyjęta zostanie zapsiona rodzina jest dość trudne. Państwu Wintera udało się połowicznie - dość często musieli zmieniać miejsce pobytu;-)

Hanka, Julia, Henryk, Alek podczas wakacji wędrują po całej Polsce i wszędzie zabierają ze sobą psy (wszak Winter nie jest jedynym psim członkiem rodziny). Jednak to Winter staje się przyczynkiem do sytuacji o tyleża zabawnych, co czasami uciążliwych - rzecz jasna, tylko z ludzkiego punktu widzenia, uciążliwych.

Harcerska kuchnia, górskie schronisko, las, w którym jakiś zbój wyrzuca śmieci, czy park, w którym dwóch zbirów zastrasza dziewczynkę - wszędzie tam Winter czuje się jak u siebie i na właściwym miejscu. reaguje instynktownie, jest szybki, sprawny, uparcie dąży do celu. I nawet, gdy dzięki niemu Henryk ma okazję dostać pierwszy w życiu mandat za przekroczenie dozwolonej prędkości podczas jazdy na rowerze, zarówno domownicy, jak i czytelnicy książki, kochają Wintera jak mało kogo.

Cieszę się z "Wakacji grzecznego psa" - miło, że Autorzy zdecydowali się na kontynuację opowieści o Winterze. Mam nadzieję, że to nie ostatni tom, ba - od kiedy osobiście znam malamuty, wręcz jestem pewna, że tematów do pisania znajdzie się jeszcze wiele.

P.S. Nasze malamucie wakacje wyglądały tak
Copyright © Prowincjonalna nauczycielka , Blogger