Maja Strzebońska. Czarownica i kot. Czarownica i ryba.

Maja Strzebońska. Czarownica i kot. Czarownica i ryba.


Wydane przez
Wydawnictwo Skrzat

Książki Mai Strzebońskiej przeznaczone są dla młodszych dzieci. Bogato ilustrowane, z dbałością o to, by warstwa graficzna i tekstowa tworzyły całość, opowiadają historię czarownicy. Czarownicy bardzo sympatycznej, ale nieco samotnej. Na szczęście w domu bohaterki historii opowiedzianej przez Maję Strzebońską pojawia się kot, a kot – jak wiadomo – najlepiej ze wszystkich stworzeń potrafi przepędzać samotność. I nudę :-)

Zmiana czarownicy w czarownicę z kotem dobrze robi bohaterce. W towarzystwie czworonoga czuje się znakomicie i – zapewne – dzięki jego obecności potrafi znaleźć rozwiązanie wielu kłopotliwych spraw. Ot, choćby pustej spiżarni.

Jestem bardzo ciekawa, czy młodzi czytelnicy polubią czarownicę i jej kota. Ja polubiłam.

Małgorzata Górna. Krzyś, niania i ja.


Wydane przez
Wydawnictwo Literatura

Wojtuś ma 4 lata i o rok starszego brata Krzysia. Chłopców wychowują rodzice przy wsparciu niani – nad której zaangażowaniem burzliwie zastanawiali się rodzice. Gdy jednak zapadła decyzja o powierzeniu niani chłopców w życiu Krzysia i Wojtusia nastąpiła wielka zmiana – zaczęło być inaczej i jakby atrakcyjnej niż dotychczas.

Małgorzata Górna w ciekawy sposób przedstawiła dwóch młodych bohaterów i ich pomysły. Zwróciła też uwagę na to, że dzieci – choć otoczone miłością i opieką rodzicielską – zyskują na tym, że mają kontakt z dobrze do tego przygotowaną dorosłą osobą, z którymi nie łączą ich więzy rodzinne. Chłopcy pod kuratelą niani oswajają świat, tworzą własne relacje z otoczeniem, nawiązują kontakty z innymi ludźmi, a co za tym idzie – rozwijają się, rozbudzają ciekawość, chłoną wszystko to, co z racji wieku i różnych bodźców jest im dane.

Przyjemna lektura!

Gilles Legardiner. Czego się nie robi dla mężczyzny.


Wydane przez
Wydawnictwo Sonia Draga

Przyznaję – zwabił mnie kot z okładki. Wiedziałam, że książka francuskiego pisarza należeć będzie do tych o których mawia się  „idealna książka na wakacyjne lenistwo”, ale zaryzykowałam.

„Czego nie robi się dla mężczyzny” jest książką taką jakiej oczekiwałam. Julie, bohaterka powieści, jest młodą kobietą, która jest na etapie poszukiwania Jedynego. Mieszkając od dziecka w tej samej dzielnicy czuje się w niej bezpiecznie i komfortowo – pieczywo kupowane od lat w tej samej piekarni i sąsiedzi, z którymi bawiła się na podwórku, stwarzają jej atmosferę Domu. 

Gdy pewnego dnia na skrzynce na listy zauważa nowe, intrygująco brzmiące męskie nazwisko, postanawia dowiedzieć się, jaki jest mężczyzna je noszący. Niemalże popada w obsesję na punkcie Ricardo Patatrasa – pełni dyżur przy wizjerze, by zobaczyć go wchodzącego po schodach, a gdy to nie zdaje egzaminu postanawia zajrzeć do jego skrzynki pocztowej. Ręka więźnie jej w wąskim okienku i w tym samym momencie nadchodzi nowy sąsiad…

Julie, mimo, że myśli ma wciąż skupione wokół Ricardo, zaczyna – jakby z rozpędu – dostrzegać innych sąsiadów i ich problemy. Chcąc zaimponować nowemu znajomemu pomaga przyjacielowi z dzieciństwa, zajmuje się ogrodem starszej pani i dostrzega, że praca w banku jaką wykonuje nie jest czymś, czym tak naprawdę chciałaby się zajmować.

Pozytywnie zaskoczyło mnie w tej książce kilka fragmentów. Pośród tekstów o zakochaniu, podrywaniu, snucia rozważań na temat obiektu westchnień bohaterka przemyca głębsze rozważania:
Oni naprawdę mają nas za idiotów… Stosują metodę kija i marchewki. Co roku miliony pracowników mają prawo do cyrkowego widowiska pod nazwą „rocznych rozmów ewaluacyjnych”. Jest to „nieformalne spotkanie, które ma na celu przeprowadzenie niezobowiązującej rozmowy na temat zachowań każdego z pracowników, pozwalających usprawnić działalność przedsiębiorstwa i rozwinąć talenty każdej osoby zatrudnionej”. Aż chce się w to wierzyć. Kto jednak przebrnął przez spotkanie, wie, jak olbrzymia otchłań dzieli tę ekscytującą zapowiedź od rzeczywistości. [s. 48]
Zdumiała mnie także wiedza Julie na temat muzyki  - w żadnym z wcześniejszych fragmentów książki nie znalazłam zapowiedzi tego, w jak profesjonalny sposób bohaterka skomentuje kunszt muzyczny nastoletnich artystów.

„Czego się nie robi dla mężczyzny” to niewątpliwie książka na wakacyjne odreagowanie stresu, zabiegania. Książka, przy której możemy pomyśleć, że inni są bardziej szaleni od nas i mają najzupełniej dziwaczne pomysły. Jest to także książka, w której – pod lekką, niezobowiązującą tematyką, Autor skrył kilka trafnych refleksji. 
Nele Moost. Co wolno, a czego nie? Czyli bycie grzecznym nie jest łatwe. Nic nie szkodzi, czyli to się może zdarzyć każdemu. Wszystko moje! Czyli o tym jak kruk zrozumiał, że przyjaźń jest najważniejsza, Wszystko dobrze! Czyli o tym jak kruk dostał swoje imię.

Nele Moost. Co wolno, a czego nie? Czyli bycie grzecznym nie jest łatwe. Nic nie szkodzi, czyli to się może zdarzyć każdemu. Wszystko moje! Czyli o tym jak kruk zrozumiał, że przyjaźń jest najważniejsza, Wszystko dobrze! Czyli o tym jak kruk dostał swoje imię.


Wydane przez
Wydawnictwo Skrzat

Książeczki o kruku polecane są dzieciom czteroletnim i starszym. Uczą - jak łatwo wywnioskować już po podtytułach – właściwego zachowania, dobrych manier, życia w społeczeństwie.  A że najłatwiej, o czym już Ezop doskonale wiedział, ludziom pojąć prawdy oparte na historii zwierząt, to i tu – tym, który jeszcze wiele musi się nauczyć jest kruk (o imieniu Skarpetka).

Kruk kradnie, jest nieuprzejmy, bałagani, nie zachowuje się właściwie, ale – przy wsparciu innych zwierząt – dokłada starań, by się zmienić i stać się innym.

P.S. Strona Małego Kruka: http://malykruk.pl/

Etyka w medycynie – wczoraj i dziś. Wybrane zagadnienia. Red. K. Basińska, J. Halasz.


Wydane przez
Oficynę Wydawniczą Impuls

Książka jest zbiorem artykułów traktujących, mówiąc najogólniej, o etycznym wymiarze medycyny, przy czym artykuły te osadzone są w wielu kontekstach. Inspiracją dla powstania tomu była przede wszystkim dwudziesta rocznica śmierci profesora Tadeusza Kielanowskiego, lekarza i filozofa medycyny. Drugi dobry powód do ukazania się wydawnictwa to dziesiąta rocznica powołania Zakładu Etyki na ówczesnej Akademii Medycznej w Gdańsku (dzisiaj Uniwersytet Medyczny).

Wydaje mi się, że powstawanie zakładów etycznych na uczelniach medycznych jest okolicznością ważną; w ogóle istotne jest osadzanie kwestii medycznych w etycznych kontekstach. Pisze o tym Paweł Łuków, który podkreśla, że dawna i dzisiejsza medycyna różnią się bardzo i to na wielu płaszczyznach. Rozwój wiedzy i technologii medycznych wymusza nowe podejście do medycyny, także w sferze etycznej, co z kolei niesie za sobą nieuniknione zmiany w prawie. Łuków zastanawia się przede wszystkim nad kwestią tego, czy w medycynie istnieją jakieś fundamentalne, niezmienne normy moralne i stawia taką oto tezę:
Zmianie poznawczej, technologicznej i organizacyjnej tożsamości medycyny towarzyszy zmiana jej tożsamości moralnej, tj. norm moralnych, którymi powinni kierować się lekarze. Standardy bioetyczne – w odróżnieniu od norm tzw. etyki i deontologii lekarskiej – to nie po prostu uszczegółowienia bądź uzupełnienia dawnych norm moralnych medycyny, ale nowość będąca odpowiedzią na zmianę wielu aspektów natury medycznej. [s. 263]
Wydaje się, że autor stwierdza rzeczy oczywiste, bo przecież tożsamość moralna medycyny nie może pozostawać w miejscu w sytuacji, kiedy powstają zjawiska takie, jak przeszczepy organów, możliwość utrzymywania człowieka przy życiu dzięki odpowiedniej technologii medycznej nawet przez lata, zapłodnienia in vitro itd. Łuków nie pisze jednak banałów, tylko bierze na warsztat kwestie fundamentalne, przede wszystkim rozważając, czy niezmiennym pozostaje również nakaz wydawałoby się niezmienny, a wyrażony w maksymie „po pierwsze nie szkodzić”. Nie zdradzam efektów tych rozważań, tylko zapraszam do lektury artykułu.

Jerzy Zajadło napisał świetny tekst zatytułowany „Co łączy medyków, prawników i Gdańsk”. Wiecie, co jest tym łącznikiem? Ano klasyczna łacina. Autor jest profesorem nauk prawnych i nic dziwnego, że większość tekstu poświęcona jest prawu, a najlepszy jest wykład o tym, czym są ius i lex. Zajadło przypomina, że ius oznacza nie tylko prawo czy zbiór praw, ale także polewkę, zupę czy sos, po czym cytuje Włodzimierza Wołodkiewicza, który o relacji ius i lex w ujęciu rzymskich jurystów pisze tak:
O jakości zupy-sosu (ius) decydują zarówno użyte składniki, jak i umiejętności kucharza, który ją przygotowuje. O wysokiej jakości prawa (ius) decydują źródła, na których opiera się porządek prawny (leges et mores) oraz odpowiednie ich przetworzenie i przygotowanie przez jurystę. [ss. 94-95]
Smaczne? Mnie bardzo smakuje. Tekst pełen jest podobnych perełek, autor prawnicze i medyczne sentencje łacińskie (lub jak chce Zajadło – paremie)  oprawia w kapitalne konteksty przydające owym sentencjom (premiom) blasku.

Tom zawiera 29 tekstów, w tym „Słowo wstępne”  i zapis dyskusji, która odbyła się podczas Konferencji Naukowej „Etyka w medycynie – wczoraj i dziś” zorganizowanej w Gdańsku we wrześniu 2013 roku. Spis treści jest do podejrzenia tutaj, a do tego „Słowo wstępne” i pierwszy artykuł. Zapewniam, że jest w czym wybierać.
Niedzielnik nr 49

Niedzielnik nr 49


Kiedy jakieś dwa tygodnie temu mój Tata pytał przez telefon, czy będę na jego 65 urodzinach, a ja zapewniałam, że oczywiście będę, nie spodziewaliśmy się, ani on, ani ja, że Tata swoich urodzin nie dożyje. Zmarł nagle, 11 czerwca, a ja dowiedziałam się o tym wracając z pracy. Beznadziejnie jest wiedzieć w takiej sytuacji, że od domu rodzinnego dzieli cię blisko 600 km.

Od 10 dni jestem w rodzinnym mieście. Czytam nieco mniej, choć już dwa razy odwiedziłam bibliotekę, nie odgradzam się od dźwięków zewnętrznych podczas spacerów audioksiążką, bo te dźwięki to śpiew ptaków i szum poruszanych przez wiatr drzew. Jem warzywa z Maminego ogródka, brodzę po jeziorze, a mijając cmentarz wciąż nie chcę uwierzyć, że po raz pierwszy od kiedy tu zamieszkaliśmy mam na nim swój grób do odwiedzania.

Niedługo wrócę. Do codziennego świata, pisania, czytania, blogowych planów i pomysłów. Wrócę do Was. Ale teraz, jeszcze przez chwilę, pobędę "poza".

Współczesna psychologia mediów. Nowe problemy i perspektywy badawcze. Red. A. Ogonowska, G. Ptaszek.


Wydane przez
Oficynę Wydawniczą Impuls

Zacznę od fragmentu „Wstępu”, w którym to fragmencie Agnieszka Ogonowska i Grzegorz Ptaszek, idąc za tezą Pameli Rutledge, piszą:
Przestaliśmy żyć w epoce informacji, a zaczęliśmy żyć w epoce zaangażowania (engagement). Nie potrzebujemy już tylko dostępu do informacji i wiedzy, nowe media i technologie przestały nam służyć jedynie do komunikowania się z innymi, lecz stały się ważnym elementem naszego życiowego doświadczenia, którego istotą jest tworzenie silnej, emocjonalnej więzi człowieka z różnymi produktami kultury masowej, w tym przekazami medialnymi czy urządzeniami. [s. 7]
Dla mnie kluczowym sformułowaniem jest tu „zaangażowanie”. Oto w roku 2010 na uniwersytecie w Maryland w USA przeprowadzono doświadczenie, któremu poddało się dwustu studentów dziennikarstwa. Rzecz polegała na tym, że studenci przez dobę mieli powstrzymać się od korzystania z jakichkolwiek mediów. Jak już się powstrzymali, to opisali swoje wrażenia. Jeden ze studentów napisał tak:
Chociaż na początku dnia czułem sie świetnie, pod wieczór zaobserwowałem zmianę nastroju. Zacząłem czuć się samotnie, odosobniony. Dzwoniono do mnie kilka razy, a ja nie mogłem odebrać. [s. 14]
Grzegorz Ptaszek, który opisuje to badanie stwierdza, że studenci, o ile jeszcze dawali sobie radę bez dostępu do telewizji i gazet, o tyle nie wyobrażali sobie życia bez smartfona. To przywiązanie do najnowszych mediów dotyczy nie tylko studentów; spróbujcie wyobrazić sobie swoje 24 godziny bez telewizji, radia, Netu i telefonu, przy czym nie chodzi o takie 24 godziny, w czasie których będziecie na przykład zdobywać alpejski szczyt, ale o zwyczajną dobę spędzoną w domu. Co można przez 24 godziny robić w domu, kiedy nie ma się dostępu do żadnych mediów? Ja parę godzin pospałabym, może zrobiłabym pranie, poszłabym na długi spacer z psem, a przez resztę czasu czytałabym. Ja jednak umiem i lubię czytać godzinami, ale przecież wielu ludzi po prostu nie umie. Mariusz Makowski, opierając się na tezach Gary’ego Smalla, pisze:
Wielu ludzi spędza codziennie średnio osiem i pół godziny przed komputerem, telewizorem albo z tabletem czy smartfonem. Mózg, będąc organem plastycznym, adaptuje się do tego trybu życia. Wykonywanie wielu czynności naraz (preferencja wykorzystania zasobów uwagi podzielnej) skutkuje trudnością z dłuższym skoncentrowaniem się na jednej czynności. [s. 81]
Po takim dictum można dojść do wniosku, że nowe media są niebezpieczne, bowiem umiejętność koncentrowania się na jednym działaniu, często żmudnym, jest nieoceniona. I owszem – nowe media bywają niebezpieczne, przy czym owo niebezpieczeństwo ma swoje źródła w ludziach. Agnieszka Ogonowska pisze o kompetencjach medialnych i informacyjnych, które są nowym typem kompetencji cywilizacyjnych. Są to kompetencje niezbędne do tego stopnia, że pojawiło się już zagrożenie wykluczeniem cyfrowym. Ci, którzy z rozmaitych powodów nie mają stosownych kompetencji medialnych oraz informacyjnych, spychani są na margines życia społecznego, mają zawężony obraz świata, w konsekwencji czego zawężone jest ich, jak to ujmuje Ogonowska, spektrum egzystencjalnych wyborów. [s. 36]

Media mogą być i bywają niebezpieczne, z czego wielu ludzi zdaje sobie sprawę, lecz zamiast korzystać z najnowszych mediów z pożytkiem, niektórzy ludzie unikają najnowszych mediów. Ta technofobia jest jedną z przyczyn braku kompetencji medialnych i informacyjnych, a o innych przyczynach to już poczytajcie sobie sami.

Autorami tekstów tego tomu są przede wszystkim psychologowie różnych specjalności, ale teksty nie są osadzone jedynie w kontekście psychologii; mamy tu mnóstwo danych pochodzących z badań naukowych, a także wiele ciekawych opisów mediów, w tym opisów dotyczących historii. Weźmy cytat z książki „The psychology of radio” opublikowanej w roku 1935, której to książki autorami są psychologowie Gordon Allport i Hadley Cantril:
Radio prawdopodobnie jest naszym głównym bastionem społecznej solidarności. Chroni nas przed szkodliwym wpływem i wzmacnia więzi społeczne. (…) Nie ma wątpliwości, że zaletami radia są zmniejszanie skutków i możliwości zapobiegania rozłamom. [s. 17]
Czy dzisiaj radio nadal jest takim bastionem, o ile w ogóle kiedykolwiek było? A może dzisiaj takim bastionem jest inne medium? Czy mamy w ogóle taki bastion?
Czytam sobie. Poziom 3.

Czytam sobie. Poziom 3.

Wydane przez Wydawnictwo Egmont

Poziom 3 w nauce czytania, zdaniem twórców serii, osiągneły dzieci, które "połykają strony".


Rafał Witek przedstawiając "Psotnice podwórkowe" wprowadza nieco magii. Nieznośne i psotne Olka i Olcia w zupełnie niespodziewany dla siebie sposób postanawiają zostać wróżkami podwórkowymi.


Brawa należą się Autorowi szczególnie za dwie rzeczy - "Test dla kandydatek na wróżki" (jestem przekonana, że 100% czytelniczek go sobie zrobi) i za nazwę ulicy, przy której mieszkają psotnice. Ale nie powiem Wam jaka to ulica - poszukajcie :-)


Grzegorz Kasdepke zaprasza do "Pokoju nigościnnego". Troszkę ta opowieść brzmi jak szkic czegoś, co mogłoby być całkiem poważną powieścią, dla tych którzy "połykają książki".


"Pokój niegościnny" to opowieśc o wakacyjnej kwaterze nad morzem. O tym, że dla niektórych "straszne" może być "niezwykłe", a szczur i kot stać się główną i miłą atrakcją wakacji.



Kojelna książka opisująca fakty w serii "Czytam sobie" przedstawia losy załogi statku kosmicznego lądującego na księżycu. "Apollo 11" Ewy Nowak nie tylko zdradza pewne tajniki zawodu astronauty, ale jest jednocześnie źródłem informacji o doniosłości tego, czego dokonał Neil Amstrong.

Renata Piątkowska. Najwierniejsi przyjaciele. Niezwykłe psie historie.

Wydane przez
Wydawnictwo Bis

O tym, że mam fioła na punkcie zwierząt wiedzą bodajże wszyscy czytelnicy mojego bloga. Chętnie czytam książki o zwierzętach i z zapałem sięgam i po prace popularnonaukowe - jak na przykład Bradshawa, jak i po beletrystykę, czy opowieści, które powstały na podbudowie rzeczywistych wydarzeń. Książki o zwierzętach bawią mnie i wzruszają.

Nie inaczej było w przypadku historii dziesięciu psów, o których napisała Renata Piątkowska. Ich losy toczyły się różnie, ale w każdym z opisanych przypadków pies okazywał się być prawdziwym przyjacielem człowieka. Ratowanie ludzi podczas śnieżycy, ogrzewanie swym ciepłem zagubionej dziewczynki, opiekowanie się młodymi z innego gatunku, czy wierne towarzyszenie innemu psiemu przyjacielowi w chwili, w której jest zagrożone jego życia. No i historia psa, który przygarnięty ze schroniska tego samego dnia ratuje swoją nową panią. Albo Hachiko czekający na swojego pana na dworcowym peronie (nie widziałam nigdy filmu o Hachiko, to ponad moją wytrzymałość).

Wiem, że "Najwierniejsi przyjaciele" to książka dla dzieci. Ale polecam ją nie tylko najmłodszym czytelnikom. Bo, że polecam jest to chyba oczywiste :-)
Czytam sobie. Poziom 2.

Czytam sobie. Poziom 2.

Wydane przez Wydawnictwo Egmont

Zofia Stanecka. Robot Robert.


Trudne jest życie robota, którego głownym zadaniem jest sprzątanie. Sprząta, sprząta, a po krótkim czasie nie widac efektów jego pracy. Czy jednak robot może pójść na urlop?


Opowieść upiekszają ilustracje Emilii Dziubak.

Joanna Olech. Tytus w cyrku.


Nie popieram istnienia cyrków. W książkach dla dzieci nie popieram szczególnie.

Zofia Stanecka. Historia pewnego statku.



Ów "pewien statek" to Titanic. Wraz z młodziutką pasażerką Ewą i jej rodzicami obserwujemy ludzi wsiadających na niego, zajmujemy kajutę, płyniemy. A jako, że książka Zofii Staneckiej wydana jest w serii "Czytam sobie. Fakty", to czytającym o Ewie dzieciom przyjdzie zmierzyć się także z katastrofą statku.

W spokojny, wyważony sposób Autorka przedstawia historię Titanica, historię statku, który nie miał nigdy zatonąć.
Niedzielnik (nr 48) we wtorek

Niedzielnik (nr 48) we wtorek


Niedzielnik planowałam napisać w niedzielę. Ale w niedzielę - dziwnym trafem - nie miałam dostępu do komputera. Stąd też moje informacyjne pisanie przeniosłam na wtorek :-)

Po kilku latach pisania i kilku latach korzystania z Facebooka dojrzałam do tego, by stworzyć stronę Prowincjonalna Nauczycielka w tym, jakże popularnym, medium społecznym. Serdecznie zapraszam do odwiedzania i dołączenia do grona zaprzyjaźnionych moli książkowych. Dokładam wszelkich starań, aby to, co tam znajdziecie było interesujące i stanowiło dla Was punkt wyjścia do zgłębiania książkowych wędrówek Sieciowych.

Zbliżające się lato obudziło we mnie ochotę na odmianę. Na razie objawia się to tak, że piszę regularniej, ale już dziś zapowiadam kolejne nowości. Nie zdradzę na razie jakie - zaglądajcie na blog i na stronę facebookową, wkrótce znajdziecie wszelkie informacje.

Wśród ostatnio przeczytanych książek znalazły się doskonałe "Znaki szczególne", wzruszające "Dziewczyny z Powstania", przejmujący "Chłopiec cud" oraz dwie, różne od siebie, ale należące do tego samego nurtu, powieści fantazy. Sięgnęłam też po kilka książek adresowanych do młodszych czytelników - z ciekawością powróciłam do Mrówkojada, Elfa i jego ludzi oraz Duni.

Odzyskałam radość czytania i pisania o tym, co czytam. 

Pięknoty

Pięknoty

Zrobiło się upalnie. Zwierzyniec głównie śpi i ożywia się nocą. Mimo palącego słońca Gusia wygrzewa brzuch, Wojtek z Nusią czekają do wieczora, by polować na muszki, a Sisi jako Główna Dama Dworu bywa to tu, to tam, poruszając się krokiem dostojnym i nie wykazując nadmiernej ekscytacji. Ekscytację za to - mimo wysokich temperatur - wykazuje Sara; wiecznie głodna, śledzi każdy nasz gest i nie gardzop także truskawkami.

W weekend spały, polegiwały, mruczały sennie. Aż trudno było nie spać z nimi...






A w zaprzyjaźnionym Domu Tymczasowym na swoje domy stałe czeka pięć kociąt:



Pressje. Teka 34

Pressje. Teka 34


Podczas ostatniego Kongresu Polska Wielki Projekt medal honorowy za działanie za granicą na rzecz mocnej pozycji Polski w świecie przyznano profesor Ewie Thompson. W swoim wystąpieniu laureatka odwołała się do fragmentu „Dziennika”, w którym Gombrowicz pisze o sobie, jako istocie średnich temperatur. Thompson stwierdziła, że pisarz bardzo przytomnie wypowiedział się o normalności, a w ogóle to Gombrowicz często pochopnie uznawany jest za burzyciela tradycji i adwokata nienormalności.

To, co powiedziała Thompson, w dużej mierze rymuje mi się z tym, co o Gombrowiczu napisano w 34. Tece PRESSJI. Paweł Rojek stwierdza:
Gombrowicz nie był wcale tanim demonem, radośnie niszczącym wszelkie postaci porządku. [Wyszyński i Gombrowicz. ss. 8-9]
Może się wydawać, że próba wykazania, iż dzieła kardynała Wyszyńskiego i Gombrowicza nie są przeciwstawne skazana jest na niepowodzenie, a jednak – na moje oko – Autorzy poradzili sobie dobrze. Nie ogarniam na tyle dorobku Wyszyńskiego i Gombrowicza, a zwłaszcza Wyszyńskiego, żeby móc kompetentnie ocenić efekty wysiłków Autorów PRESSJI. Teksty poświęcone dziełom Wyszyńskiego i Gombrowicza to dla mnie wielka porcja informacji, no i – jak zwykle w takich razach – asumpt do pogłębiania wiedzy.

Polecam zwłaszcza dwa teksty. W pierwszym, już cytowanym, Rojek nawiązuje do eseju „Kłopot”, który to esej Adam Michnik podarował na sześćdziesiąte urodziny Leszkowi Kołakowskiemu i pisze:
Rzeczywistość, w której żyjemy, opiera się na wyrażonej przez Michnika sugestii, że projekty Wyszyńskiego i Gombrowicza są przeciwstawne. Że nie da się połączyć tradycji i współczesności, religii i nowoczesności, konserwatyzmu i awangardy. Że trzeba wybierać między Polską wąsatych mieszkańców Podkarpacia a Polską wykształconych mieszkańców wielkich ośrodków. [s. 8]
„Kłopotu” dotąd nie czytałam (ale przeczytam, bo wtedy, w roku 1987, Michnik pisał jeszcze ważne teksty), natomiast Rojek opisał tezę, która od kilku lat w formie uproszczonej, zwulgaryzowanej, lata sobie w powietrzu nad naszą piękną Ojczyzną i trafia do wielu głów.

Polecam też rozmowę, którą Jakub Lubelski przeprowadził z Łukaszem Tischnerem. Tischner mówi:
Warto zauważyć, że tym, co zbliża Gombrowicza do katolicyzmu jest bodaj przede wszystkim głęboki metafizyczny pesymizm” i dodaje, że świat postrzegany przez Gombrowicza „był światem, po którym hula diabeł – obszarem bólu i przemocy". [s. 37]
To intrygujące, co powiedział Tischner, natomiast zastanawiam się, czy to, do czego Tischner nawiązuje, a nawiązuje do sposobu postrzegania świata przez Gombrowicza, jest smutne czy też nie. Najpierw pomyślałam, że smutne, ale teraz już tak całkiem nie myślę. 
Renata Piątkowska. Ciekawe co będzie jutro?

Renata Piątkowska. Ciekawe co będzie jutro?


Wydane przez
Wydawnictwo Literatura

Mam kilka takich osób piszących, do których mam całkowite zaufanie. Jedną z tych osób jest Renata Piątkowska - mogę w ciemno, bez zastanowienia sięgać po jej książki, bo wiem, że zawsze będą na wysokim poziomie, a teksty w nich zamieszczone będą mądre.

W "Ciekawe co będzie jutro?" poznajemy Rozalkę, żywiołową, rezolutną dziewczynkę z głową pełną niesamowitych pomysłów.

Zastanawialiście się kiedyś przed zaśnięciem, jak w krótki sposób podsumowalibyście mijające kilkanoście godzin? Dla Rozalki dnie są dniami angielskich słówek, odwiedzin u niemowlaka, czarnych stóp, czy grających brzuchów. Zdolność, właściwa bardziej dzieciom niż dorosłym, by radośnie przeżywać dni, by doszukiwać się w nich powodów do uśmiechu, jest godna tego, by nie zatracić jej w dorosłości. Bo, jak gdzieś wyczytałam, w szczęściu trzeba się wprawiać, szczęście trzeba ćwiczyć.

To jak podsumujecie swój dzień? Mój jest dniem słońca i spaceru.
Czytam sobie. Poziom 1.

Czytam sobie. Poziom 1.

Wydane przez Wydawnictwo Egmont

Wojciech Widłak. Syrop maga Abakadabry.



Opowieść o zazdroszczącym sułtanowi władzy magu, który na szczęście potrafi ponieść konsekwencje swojego błędu, jest przeznaczona dla dzieci, które w czytaniu są na etapie składania słów. Podobnie jak:

Baba Jaga na deskorolce Zbigniewa Domitrocy 



Zabawna historia Baby Jagi, której najpierw przyśniło się zniknięcie miotły, a której później sen się spełnił. Będąc jednak starowinką obeznaną we współczesnych nowinkach zażyczyła sobie, w magiczny sposób, wizyty w sklepie sportowym, gdzie zdecydowała, że jej środkiem transportu, zamiast miotły, będzie deskorolka.

Każda z książek serii "Czytam sobie" tworzona jest przez duet - pisarz i ilustrator. Osobę, która stworzyła wizualny świat Baby Jagi, Joannę Furgalińską, bardzo lubię - rysuje ona ilustracje do Ślónsko godka dla Hanysów i Goroli :-)

Rafał Witek. Wyprawa na biegun.


Ucieszyło mnie powstanie serii "Czytam sobie. Fakty.". Interesującym pomysłem wydaje się być przybliżenie wydarzeń historycznych czytelnikom, którzy stawiają dopiero pierwsze kroki w fascynującej i niełatwej nauce czytania.

Roald Amundsen, wraz z gromadą ludzi i psów, wyruszył by zdobyć biegun. Jego wyprawa opisana w niewielu słowach pobudza wyobraźnię i rozwioja ciekawość. A przecież o to chodzi, prawda?


Anna Onichimowska. Zupa z gwoździa.



Wydane przez
Agencję Edytorską Ezop

Bohater książki jest postacią nietypową. Dziennikarz odpisujący na listy czytelników, bloger kulinarny, przykładny (we własnych oczach) mąż, który codzienność z mozołem i czasami wbrew chęci najbliższych popycha do przodu. Pewne, zaskakujące, wydarzenie zmusza go do zweryfikowania tego, czym żyje i tego, w jaki sposób toczą się jego dnie.

Narracja męska pokazuje wszystkie wydarzenia w książce w nieco ironicznym świetle. Uświadamia czytającym, że przydarzają się czasami sytuacje, w których kpina i nieco złośliwe spojrzenie ratują przed popadnięciem w marazm. Bohater, żonaty od lat ponad dwudziestu, nie pojmuje pretensji żony, nie rozumie córki, a jej męża, którego uparcie nazywa Franciszkiem, traktuje z lekceważeniem. W podobnie nonszalancki sposób traktuje pracę, która wraz ze zmianami społeczno-politycznymi stawia przed nim nowe zadania.

To, co sprawia, że książka przykuwa uwagę jest barwność wydarzeń jakich doświadczają Jaś i Małgosia oraz sposób w jaki snuje swą opowieść Jan. Nie sposób nie polubić narratora, trudno byłoby podważać jego osądy, a obserwowanie tego, co mu się w życiu przydarza bywa krzepiące.

Ulf Stark. Mój przyjaciel szejk w Stureby.


Wydane przez
Wydawnictwo Zakamarki

Czytanie o tym, jakimi dziećmi byli znani pisarze może być fascynujące. Jest na pewno fascynujące, gdy ów znany pisarz opisuje swoje dziecięce lata z radością i autentycznością, tak jak robi to Ulf Stark.

Lasse Algren, wyposażony w rękawice bokserskie, wymusza na Ulfie i jego przyjaciołach różne "przysługi". Ulfowi podoba sie Marianna, ale cóż - chłopiec nie ma śmiałosci jej pocałować. Percy, najlepszy przyjaciel Ulfego, ma kłopoty z matematyką, a na dodatek jego tata właśnie przestał zarabiać pieniądze  i jego rodzina musi kolejny raz w życiu przeprowadzić się do innego miasta.

Kłopotów mnóstwo, a poradzenie sobie z nimi wydaje się być zbyt trudne dla Ulfa. Ale to tylko pozory - Ulf znajdzie doskonałe rozwiązanie i nie będzie nim hipnoza :-)

Urocza, zabawna opowiastka.
David DeGrazia. Prawa zwierząt. Bardzo krótkie wprowadzenie.

David DeGrazia. Prawa zwierząt. Bardzo krótkie wprowadzenie.


Wydane przez
Wydawnictwo Nomos

W recenzji książki Peter Singer pisze:
Jest to idealne wprowadzenie do zagadnienia. David DeGrazia napisał znakomitą rzecz, przedstawiając kluczowe problemy w wyważony sposób. Uczynił to w opracowaniu, które jest krótkie i dobrze się czyta. [czwarta okładka]

Nie da się nie zgodzić z Singerem w kwestii tego, o czym napisał o książce DeGrazii. Książka jest świetna. Gołym okiem widać, że autor znakomicie opanował warsztat filozoficzny; wywód przeprowadził argumentując rzeczowo i bez zbędnych emocji. Książka w dużej mierze poświęcona jest rozważaniom etycznym, a DeGrazia wie to, co wie Wilhelm Vossenkuhl, który napisał tak:
Konflikty etyczne powstają nie tylko w wyniku przeciwstawnych i niezgodnych ze sobą przekonań, lecz także są związane z istnieniem różnorodnych dóbr oraz dotyczących ich roszczeń.
W pierwszym rozdziale DeGrazia prowadzi rozważania na temat statusu moralnego zwierząt, prezentując trzy fundamentalne podejścia do kwestii tego, co powszechnie nazywa się prawami zwierząt: postawę, wedle której postrzega się prawa zwierząt w znaczeniu statusu moralnego, postawę, zgodnie z którą prawa zwierząt osadzone są w kontekście zasady równego poszanowania i postawę, w myśl której prawa zwierząt ujmuje się w znaczeniu przebijającym wartość użyteczności.

To są bardzo dobre rozważania. DeGrazia rzetelnie referuje różne stanowiska, a do tego składa jasną deklarację odnośnie swoich poglądów na omawianą kwestię. Wrócę jeszcze do tego, że DeGrazia wie to, co wie Vossenkuhl: nie zawsze da się pogodzić odmienne stanowiska etyczne, mimo najlepszych chęci – po prostu jest tak, że trzeba wybierać, a każdy wybór ma swoją cenę. I nie ma się co obruszać na etykę, ani na ludzi zajmujących odmienne od naszych stanowiska.

DeGrazia pisze:
To, czy zwierzętom należy się równe poszanowanie, czy też nie, pozostaje nierozwiązaną kwestią. [s. 55]
I dodaje, że kwestia ta jest nierozwiązana być może tylko na razie i nie wolno ustawać w wysiłkach szukania rozwiązania.

Świetny jest rozdział czwarty, zatytułowany: „Krzywdy cierpienia, zamknięcia i śmierci”, w którym autor pyta: Czy śmierć jest krzywdą?[s. 88] To pytanie rymuje się z pytaniem, które postawił Mark Rowlands, kiedy pisał o swoim wilku: Co stracił Brenin, kiedy umarł?

DeGrazia kapitalnie pisze o cierpieniu i śmierci (Rowlands zresztą też) i to nie tylko w kontekście zwierząt – pyta na przykład: Dlaczego jednak śmierć jest krzywdą dla ludzi? Jakie implikacje odnoście zwierząt ma odpowiedź na to pytanie?[s. 88]

Spis treści książki jest tutaj (i całe Wprowadzenie) – zerknijcie, jakie atrakcyjne menu proponuje DeGrazia; namawiam do skosztowania dań przygotowanych przez autora.
Kalina Jerzykowska. Pasażer nie z tej ziemi. Podróż z Kornelem Makuszyńskim.

Kalina Jerzykowska. Pasażer nie z tej ziemi. Podróż z Kornelem Makuszyńskim.


Wydane przez
Wydawnictwo Literatura

Od chwili, w której przygotowując uczniów do wycieczki do Fromborka opowiadałam im o Mikołaju Koperniku i usłyszałam o jednej z uczennic pytanie "A pani go znała?", wiem jak ważny jest dobór miejsc odwiedzanych z dziećmi i jak istotne jest doskonałe przygotowanie do odwiedzin.

Pokazuje to też historia Michała, który wyjechał na wycieczkę "Szlakiem Kornela Makuszyńskiego" bez znajomości utworów autora. I gdy nagle, tuż obok niego w autobusie, pojawił się dziwnie ubrany pan posługujący się nieco archaicznym językiem, chłopakowi dużo czasu zajmuje uświadomienie sobie kim jest ów zagadkowy pasażer.

Powieść Kaliny Jerzykowskiej to interesujący sposób na zainteresowanie młodych czytelników twórczością Kornela Makuszyńskiego. Trzymam kciuki, aby się powiodło!

Marzena Filipczak. Między światami.

Wydane przez
Wydawnictwo Poradnia K

Polubiłam "Jadę sobie", a "Lecę dalej" pobudziło moją wyobraźnię. Ale "Między światami" to książka, która najpełniej trafiła w moje emocje, która - jak żadna dotychczas - była książką "moją".

Armenia, Osetia Północna, Górny Karabach, Kałmucja, Uzbekistan, Kirgistan, Kurdystan, Iran, Turkmenistan, Kazachstan - już same nazwy brzmią tak, że aż kusi by pakować plecak. Dalej jest - bo tak tylko może być - jeszcze ciekawiej.

Samotna wędrówka ma niewątpliwie dobre strony - samotność sprzyja nawiązywaniu kontaktów z mieszkańcami miejsc odwiedzanych, jest atutem w sytuacjach, w których pojedynczość jest lepiej widziana, i jest czasami po prostu wygodna. A jednak samotne podróżowanie może też być czegoś niewygodnym, czy wręcz niebezpiecznym.

Czytałam "Między światami" z zachwytem, popadając z zauroczeniu z każdym niemalże opisem sytuacji, spotykanych ludzi, obyczajów, z którymi Autorce przyszło się spotkać.
Wielu rzeczy zazdroszczę Irańczykom. Praktycznie cały kraj przecinają świetnej jakości drogi, autobusy są wygodne i tanie, wszędzie są parki, w których można się rozłożyć z piknikiem i fontanny dla ochłody. (...) wzdłuż ulic i przy sklepach stoją dozowniki z woda pitną (...) za darmo. Kiedy patrzę z jaką nonszalancją Irańczycy uzywają kart kredytowych i bankomatowych czuję się jak przybysz z zacofanego świata. [s.236]
Wielka życzliwość, serdeczności i gościnność z jaką spotykała się Marzena Filipczak, budzi tęsknotę za podróżą. Jednak z "Między światami" wynika, że by doznać czegoś podobnego do tego, czego doświadczała Autorka, trzeba się pospieszyć - wkrótce tamten świat ulegnie zmianie. A nie wydaje mi się, by była to zmiana na lepsze...
Liliana Fabisińska. Klinika pod Boliłapką. Maksio ma kłopoty. Pierotka bolą kopytka.

Liliana Fabisińska. Klinika pod Boliłapką. Maksio ma kłopoty. Pierotka bolą kopytka.


Wydane przez
Wydawnictwo Papilon

Z ciekawością obserwowałam rosnącą popularność książek zagranicznej pisarki tworzącej proste, nieco schematyczne, acz chwytające za serce, opowiastki o zwierzętach dla młodych czytelników. Cieszyło mnie, że ktoś o zwierzętach pisze, ale jednocześnie miałam nadzieję, że na naszym rynku wydawniczym pojawi się coś pełniej dopasowanego do polskich realiów. I oto - doczekałam się; "Klinika pod Boliłapką" wydaje się być odpowiedzią na moje nadzieje.

Liliana Fabisińska, po konsultacjach weterynaryjnych, stworzyła cykl historii opowiadających o pani weterynarz, jej dzieciach oraz ludzkich i zwierzęcych przyjaciołach doktor Magdy, Dominiki i Kajtka. Każda z książek opowiada o innym zwierzęciu; w tych, o których piszę przedstawione są pies i koń, w kolejnych z serii występują kot, królik i jeż.

Doktor Magda jest lekarzem kochającym zwierzęta (a to, wierzcie mi, wcale nie jest oczywiste). Jej dzieci z wyrozumiałością podchodzą do rozlicznych obowiązków mamy i mają świadomosć tego, że jest ona lekarzem bez względu na porę dnia, czy nocy. Są samodzielne, przejęły część domowych obowiązków i razem z mamą oswajają nowe miejsce do życia, nowych ludzi i oczywiście, nowe zwierzęta. Rodzina, choć nieco okrojona, jest bardzo ze sobą związana, mamę i dzieci łączy serdecznośc, wzajemne zaufanie, a to zdecydowanie ułatwia proces adaptacyjny.

Podoba mi się sposób w jaki Autorka pisze o zwierzętach - rzeczowo, kompetentnie, adekwatnie do wieku czytelnika. Choć z dorosłego punktu widzenia pewne informacje wydawać się mogą oczywiste, dobrze jest, że dziecięcym czytelnikom wyjaśnia się wszelkie kwestie dotyczące zwierząt w sposób nieskomplikowany i dokładny.

Jestem pełna pozytywnych odczuć po lekturze dwóch pierwszych książeczek z cyklu. Mam nadzieję, że spotkanie z kolejnymi upewni mnie w sympatii do Kliniki pod Boliłapką i jej bohaterów.

Irena Landau. Inny Piotrek i bandyci.


Wydane przez
Wydawnictwo Literatura

Pewni źli panowie wymyślili sposób na to, by szybko i względnie niekłopotliwie zarobić sporo pieniędzy. Uznali, że kidnaping, czyli porwanie dziecka - koniecznie dziecka zamożnych rodziców - zapewni im blyskawiczny zarobek. Ale w tej "pracy", jak i w każdej innej łatwo o pomyłkę. A jeśli w dodatku jest się porywaczem początkującym, to błędy mogą się namnażać.

W niewielkim przydrożnym hoteliku w tym samym czasie zatrzymali się pewni nowobogaccy, gburowaci rodzice z synem, Piotrkiem oraz pewniej tata, z nowoą miłością swojego życia, któremu towarzyszłył także syn - Piotrek. Makary i jego szajka zaplanowali porwać syna bogatego ojca, ale przez pewne nieporozumienie zabrali ze sobą syna niezbyt zamożnego, aczkolwiek bardzo kochającego swoje dziecko, weterynarza.

Komedia pomyłek, błędne telefony, nierozgarnięci porywacze i sprytny nastolatek, składają się na powieść, którą czyta się bardzo sprawnie i której czytanie zamienić się może w przygodę.

Usain Bolt, Shaun Custis. 9.58 – Autobiografia najszybszego człowieka na świecie.


Wydane przez
Wydawnictwo SQN

Specjalnie nie interesuję się sportem; właściwie to w ogóle nie interesuję się sportem. Owszem, wiem, że niedługo zacznie się piłkarski Mundial, że nasz Jerzyk gra dobrze w tenisa, podobnie jak Isia, ale przecież nie będę oglądać mundialowych meczów, podobnie jak nie oglądam meczów Isi oraz Jerzyka. Oj, zapomniałabym – wiem jeszcze, że na nartach znakomicie biega Justyna Kowalczyk, a świetnie na nartach skacze Kamil Stoch.

W telewizji sportu nie oglądam, pewnie dlatego, że nie mam telewizji,  ale kiedy telewizję jeszcze miałam, też nie oglądałam sportu, poza kilkoma ważnymi biegami, w których uczestniczył Usain Bolt. Bolta oglądałam dlatego, że lubię to jego show przed i po biegu i lubię patrzeć, jak biegnie – często zwalniając przed metą, tak, jakby chciał pokazać, że nie musi pracować na najwyższych obrotach, by wygrywać ze wszystkimi na świecie.

Książka jest napisana bardzo dobrze; nie wiem, ile w tym zasługi Bolta, a ile Shauna Custisa, ale specjalnie mnie to nie obchodzi. Czytałam tekst jako opowieść Bolta o samym sobie i jest to ciekawa opowieść. Najbardziej podobają mi się opowieści z Jamajki; Bolt pisze o swoich rodzicach, przyjaciołach, trenerach, mamy też wypowiedzi mamy i taty wielkiego biegacza, a także kilku innych osób, w tym przyrodniego brata i trenera Usaina.

Bardzo podoba mi się miłość, którą Bolt darzy swój kraj i swoich bliskich. Duża część książki to historie o Jamajce i Jamajczykach. Do tego mamy mnóstwo świetnych zdjęć i patrząc na wiele z nich, na tę prostą, zwyczajną scenografię, trudno uwierzyć, że fotki przedstawiają środowisko jednej z największych postaci popkultury. Bolt wie, że jest wielki, pisze tak:
Usain Bolt – najszybszy człowiek na świecie. Nigdy, przenigdy nie będę miał dość słuchania tych słów. Jeśli weźmiesz setkę ludzi i zapytasz ich, kto jest najlepszym koszykarzem, piłkarzem czy graczem w krykieta, to mało prawdopodobne, abyś usłyszał te same nazwiska. Jednak zapytaj ich: "Kto jest najlepszym sprinterem na  świecie?", a odpowiedź będzie zawsze taka sama – Usain Bolt. [s. 13]

Nie znam się na sporcie i nie umiem napisać niczego ciekawego w kontekście sportu. Dla mnie książka jest zajmującą opowieścią człowieka, który wspiął się na szczyty swojej branży, stał się ikoną mainstreamu, a przy tym cały czas nosi w sercu swój Dom.
Emilia Kiereś. Brat.

Emilia Kiereś. Brat.

Wydane przez
Wydawnictwo Akapit Press

Rzadko można spotkać współcześnie pisannie baśnie. A jednak Emilia Kiereś zaprasza czytelników do lektury baśniowej historii dwóch braci Mira i Wira. Gdy rodzice byli mali, ich rodzice pod osłoną nocy zmuszeni byli opuścić dom. Drewan i Dobrochna zamieszkawszy w lesie, przy pomocy staje niani, wychowywali swoich synów na prawych i godnych zaufania. Niestety, nie wyszło tak, jakby chcieli...

Wir, bedąc zawsze gniewniejszym, zapalczywszym, porywczym postanowił pewnego dnia opuścić dom rodzinny i wuryszyć w świat, który w jego przekonaniu ofiarować mu mógł różne dobra. Czasami jednak w baśniach bywa tak, że nadmierna zuchwałość zostaje ukarana, a świat poza znanym sobie otoczeniem domu, nie tak przyjazny, jak w marzeniach się wydaje.

"Brat" to historia o miłości, wybaczaniu, więzach rodzinnych, które - gdy tylko przestaniemy je traktować jako obciążenie - pomogą nam przetrwać złe chwile i stana się dla nas ratunkiem. Baśń Emilii Kiereś odwołuje się do tradycyjnych wzorców baśniowych i zachwyca przesłaniem, tak nieoczywistym w dzisiejszych czasach.
Copyright © Prowincjonalna nauczycielka , Blogger