Graeme Simsion. Efekt Rosie.

Graeme Simsion. Efekt Rosie.


Kiedy po raz pierwszy zetknęłam się z bohaterem książki Projekt Rosie, Donem Tillmanem, zafascynował mnie sposób w jaki Autor uczynił z mężczyzny z wyraźnym Zespołem Aspergera wdzięczną postać literacką. Owszem - pewne zachowania Dona bawiły, ale nie był to ten typ żartu, który zakrawałby na wyśmiewanie się, kpienie, czy wręcz nietolerancję. Jednocześnie - tworząc postać zagubionego w świecie emocji naukowca - udało się Greame'owi Simsionowi - pokazać jak w zwierciadle nasze, często mało społeczne zachowania, z których niejednokrotnie zapewne nie zdajemy sobie sprawy.

Kolejne spotkanie z Donem, także oscylujące wokół Rosie, to już poważniejszy etap. Owszem, wyraźnie widać dążenie Autora do tego, by było zabawnie jak w pierwszej części historii, ale też zadanie przed jakim staje bohater powoduje, że bardziej profesorowi Tillmanowi współczułam niż radośnie kibicowałam. 

Don Tillman zostanie ojcem. Dowiaduje się o tym i nagle paraliżuje go lęk. Świadom własnych ograniczeń emocjonalnych, zaburzeń w kontaktach interpersonalnych, poddaje się obezwładniającemu uczuciu niemocy. Wydaje mu się wręcz chwilami, że łatwiejszym rozwiązaniem będzie utrata osoby, którą kocha niż sprostanie wymaganiom ojcostwa. A jednocześnie - jak na szalenie uporządkowanego naukowca przystaje - do idei bycia ojcem podchodzi metodycznie i w sposób przypominający działania projektowe.

Przed lekturą Efektu Rosie przypomniałam sobie - tym razem w wersji audio - część pierwszą historii Dona Tillmana. Choć Borysa Szyca polubiłam bezgranicznie po lektorowaniu w Karaluchach Jo Nesbo, tu nie do końca odpowiadał mi jego głos. 


Rzadko w literaturze pięknej możemy znaleźć tak charakterystycznego bohatera jak Don Tillman. I rzadko literatura piękna jest tak edukacyjna, jak obydwie powieści Greame'a Simsiona. Polecam.
Małgorzata J. Kursa. Nieboszczyk wędrowny.

Małgorzata J. Kursa. Nieboszczyk wędrowny.


Bardzo lubię poczucie humoru Pani Małgorzaty J. Kursy. Jak już kiedyś pisałam - książki, których fabuła zasadzona jest w Kraśniku i opowiada o perypetiach poszczególnych mieszkańców miasteczka - dobrze mi robią na nastrój i nawet różne trupy, czy, jak w tym wypadku, nieboszczycy wędrowni, nie odbierają mi poczucia, że oto spotykam się z lekturą przyjemnie napisaną i odprężającą.

W Kraśniku pojawiają się nowi mieszkańcy. Zmarła właścicielka apteki zapisuje swojej, dawno nie widzianej, powinowatej dom i dobrze prosperujący sklep. Maryla, Sławek i przecudnej urody kocisko o wdzięcznym imieniu Belzebub, przeprowadzają się z Lublina i tym samym rozpoczynają w swoim życiu nowy, ekscytujący rozdział.

Ekscytujący tym bardziej, że pewnego dnia, po powrocie z pracy, znajdują leżącego w pokoju martwego kuzyna Marylki. Uśmierconego sposobem jak najbardziej domowym...

Nie zdradzę Wam nic więcej. Ponoć na facebookowym koncie Autorki znaleźć można było fragmenty, więc kto już się nie może doczekać lektury całości, powinien poszperać. Ale z drugiej strony... Po co próbować kawałków, skoro przed Wami całość? I to taka smakowita:)

Przy okazji - Nieboszczyk wędrowny ukazał jak okropną czytelniczką jestem. Gdy odwróciłam ostatnia kartkę po kilku godzinach od chwili, w której otworzyłam książkę, uświadomiłam sobie ze zgrozą, że Małgorzata J. Kursa oraz redaktorzy i inni pracownicy wydawnictwa pracowali nad powieścią czas dłuższy. A ja nie bacząc na wkład ich pracy przeczytałam ją błyskawicznie i teraz czekam na kolejną opowieść Autorki. Niewdzięcznica ze mnie.

A Belzebuba kocham:)
Annie Barrows. Opowiem ci pewną historię.

Annie Barrows. Opowiem ci pewną historię.


Choć niejasne są dla mnie kryteria według jakich Boog Page obwołało "Opowiem Ci pewną historię" jedną z najlepszych książek roku, i choć nie wiem, czy pokusiłabym się o podobną opinię, to muszę przyznać, że lektura powieści Annie Barrows dała mi dokładnie to, czego potrzebowałam - ukojenia z realistycznym, acz fikcyjnym świecie, ciekawych bohaterów i małomiasteczkową, nie zawsze przyjazną, atmosferę.

W materiałach promocyjnych książki znajdziecie informację o Layli Beck, córce senatora, którą ojciec odciął do rodzinnych finansów i tym sposobem (oraz dzięki odpowiednim znajomościom) nakłonił do zajęcia się pracą zarobkową. Dziewczyna została skierowana do Projektu dla Pisarzy, a jej zadaniem było sporządzenie historii niewielkiego miasteczka Macedonia. Ale to nie jest jedyna, istotna dla rozwoju opowiadanej historii, bohaterka. Równie ważnymi są Jottie Romeyn i jej dwunastoletnia bratanica Willa.

Layla, przyjęta początkowo sceptycznie przez mieszkańców miasteczka, oraz swoich gospodarzy Romeynów, pracując nad zamówioną książką zaprzyjaźnia się z niektórymi w Macedonii i odczuwa coraz silniejszą więź z miejscem, w którym tymczasowo mieszka. Okazuje się, że jej obecność działa jak katalizator - pytania dziewczyny o przeszłość odsłaniają także wydarzenia bliższe czasowo, wydarzenia, które kładą się cieniem na rodzinie Romeynów i ich roli w życiu miasta.

Opowiem Ci pewną historię zabrało mnie do powieściowego świata, który nie jest idealny, ale daje wiarę w ludzką siłę, magię uczuć łączących bliskie sobie osoby, w to, że bez względu na to, gdzie rzuci nas los - za naszą zgodę lub przy braku tejże - możemy znaleźć przyjaciół i dzięki ich spojrzeniu odczytać siebie na nowo.
Eksperymentalnie, czyli ważne książki

Eksperymentalnie, czyli ważne książki

Ocenianie, wybieranie tego, co najlepsze przychodzi mi z trudem. Każda rzecz poddana analizie wydaje mi się być odpowiednia, bądź nie, dla mnie, ale jednocześnie odpowiednia, bądź nie, dla kogoś innego. I cóż zrobić jeśli polecę coś lub zganię, a przez to ktoś się zniechęci? Nie cierpię na megalomanię, ale czuję na sobie odpowiedzialność wynikająca z zaufania jakim mnie darzycie i długich lat pisania.

Zatem, nieco eksperymentalnie i bez obietnic, że będę to powtarzała prezentuję poniżej - w kolejności chronologicznej - książki, które w szczególny sposób przyciągnęły moją uwagę w pierwszej połowie 2016 roku. 











Agnieszka Tyszka. Nienia z Zielonego Marzenia. Lato Nieni. 


Kurt Vonnegut. Gdy śmiertelnicy śpią.

Kurt Vonnegut. Gdy śmiertelnicy śpią.


Przyznaję - gdybym miała robić listę książek/autorów, których nie znam i których nieznajomości się wstydzę - Kurt Vonnegut znajdowałby się na wysokiej pozycji. Gdy przeszperałam zasoby bloga znalazłam co prawda jedną powieść Autora czytaną przeze mnie, ale z tekstu o niej wynika, że nie zachwyciła mnie na tyle, by twórczość Mistrza Vonneguta poznawać dogłębnie. Zelektryzowała mnie jednak informacja, że ukazują się nowe, niepublikowane dotychczas opowiadania Autora i postanowiłam dać sobie jeszcze jedną szansę.

I może nie tyle zaskoczyło i zafrapowało mnie do tego stopnia, by natychmiast biec do biblioteki i wypożyczać kolejne książki, ale coś w tomie Gdy śmiertelnicy śpią mnie zahaczyło...

Może to była opowieść o lalce, której ktoś poświęcił życie? A może o młodej wdowie, która próbuje się przeciwstawić matce swojego męża owładniętej obsesją posiadania na wyłączność tego co materialne i nie, pozostałe jej po dziecku? Czy bardziej o kobiecie, której, rozpalona listami od nieznanego przyjaciela, wyobraźnia, każe udać się w podróż mającą na celu spotkanie się z owym tajemniczym autorem poetyckich listów? Lub o mężczyźnie, któremu życie każe wybierać między szczęściem małżeńskim, a makietami kolejowymi?

Tak naprawdę nie wiem powiedzieć co stanowiło o owym magnetycznym uroku jaki odczułam wędrując po ścieżkach wyobraźni Vonneguta. Było to jednak na tyle sile uczucie, że nie będę już stroniła od jego twórczości. I przestanę się wstydzić;)
Dzień Psa

Dzień Psa

Kiedy 1 lipca 2013 roku pisałam ten wpis, nie spodziewałam się, że już jesienią moja tęsknota do zamieszkania z psem zostanie zaspokojona. Po latach kociego towarzystwa postanowiłam zaprosić do domu także psa - malamutkę, którą już świetnie znacie, Sarę.


Sara miała być pierwotnie tylko psem tymczasowym, do chwili, w której Fundacja znajdzie jej najlepszy dom pod słońcem. Okazało się jednak, że nie wyobrażam sobie życia bez niej, więc została w Kociokwiku i już 11 października będziemy świętowały wspólne trzy lata.

Jak to jest mieć psa? Ten kto nie ma - nie zrozumie. Ten, kto psów się boi lub ich nie rozumie, nie zrozumie tym bardziej.

Dzwoni budzik. Oddech Sary zmienia częstotliwość. Na dźwięk mojego głosu zaczyna delikatnie, mocno jeszcze zaspana, machać ogonem. Wstaję, więc wstaje i ona. Zagradza mi drogę do kuchni, do której w zasadzie wkładam tylko rękę, by włączyć ekspres. Gdy się myję ona leży w progu łazienki, by za chwilę powędrować ze mną do sypialni. Z zainteresowaniem śledzi każdy łyk kawy, bo im szybciej ubędzie jej w filiżance, tym szybciej pójdziemy na spacer. Wędrujemy pustymi, mokrymi od rosy ścieżkami parku, czasami ją zagaduję, czasami muszę przywołać, a czasami obserwuję tylko uśmiechając się coraz szerzej jak szuka w wysokiej trawie zapachów przebiegającego nieco wcześniej zająca.

Jest ze mną zawsze, gdy gotuję. Gdy biorę na kolana koty, przybiega sprawdzić, czy może jednak chciałabym je zrzucić. Jeśli robię sobie piżama party i z książką, herbatą i czymś smakowitym ląduję w łóżku, pilnuje mnie najdokładniej pod słońcem i zdecydowanie okazuje kotom, że nie są mile widziane (przynajmniej do chwili, do której mam jedzenie).

Zasypiam, a ona śpi na swoim legowisku lub tuż przed łóżkiem. Sapie mocno przez sen, czasami gdzieś biegnie, czasami wita się z kimś machając ogonem. 

Lubię ją mieć przy sobie.

Ale pies (i w ogóle zwierzęta), to nie tylko przyjemność. To także obowiązek. Plan dnia ustawiacie pod psie spacery. Podobnie jak spotkania towarzyskie oraz wszelkie inne zajęcia. Tak, także treningi, wspólne wypady rowerowe, bieganie, czy cokolwiek innego aktywnego robicie. Nie zawsze Wasz pies może czy wręcz powinien towarzyszyć Wam podczas aktywności fizycznej. Może nie pozwala mu na to jego wiek lub kondycja, a może Wasi współtowarzysze ćwiczeń nie czują się bezpiecznie z psem? Wyjazd z miasta, szczególnie latem, też nie jest łatwy. Jeśli macie samochód z klimatyzacją lub lubicie podróżować nocą sprawa jest ułatwiona. Wystarczy jedynie znaleźć miejsce, gdzie przyjmą Was z psem, a to się na szczęście robi coraz łatwiejsze (vide nasza ubiegłoroczna wycieczka). Ale pamiętajcie, że samotne wyprawy z psem oznaczają np. zastanawianie się, co zrobić z czworonogiem, gdy chce się w zatłoczonym schronisku na szlaku, wejść do łazienki. My wchodziłyśmy razem. Pociąg czy autobus jako środek komunikacji nasuwają większe ryzyko - inni ludzie mogą nie życzyć sobie Waszego towarzystwa. Zostawienie psa w domu wymaga znalezienia dla niego opiekuna, więc tu kolejne logistyczne zadanie. 

Pomijam obowiązki podstawowe, czyli troskę o dobrostan zwierzęcia. Są tak podstawowe, że aż czuję, że nie powinnam o nich tu pisać; jesteście zbyt świadomymi ludźmi.

Życie ze zwierzętami jest bogatsze od tego bez nich. Pełniejsze, szczęśliwsze, dające więcej satysfakcji. Uczy wielu rzeczy - żonglowania czasem, sobą, dokonywania wyborów, odpowiedzialności. Przegania egoizm i antropocentryzm, kształci wyrozumiałość, cierpliwość, umiejętności komunikacyjne.

Życie z psem jest pięknym życiem. Doceniam i cieszę się każdym dniem z Sarą. Pomyślcie o swoich psach, a jeśli jeszcze nie zaprosiliście żadnego do swojego życia, to może właśnie dziś, w Dniu Psa, warto to rozważyć?


Jeśli zrobicie zakupy w zooplusie wchodząc do sklepu przez baner sklepu w prawej szpalcie bloga, to procent od Waszych zakupów zasili miski Sary i kotów. Zachęcam i serdecznie dziękuję tym wszystkim, którzy tak zrobią:)
Copyright © Prowincjonalna nauczycielka , Blogger