Marta Obuch. Odrobina fałszerstwa.

Marta Obuch. Odrobina fałszerstwa.



Wydane przez
Wydawnictwo Muza


Książki niedawno debiutującej pisarki są podobne do niej – wszystko dzieje się szybko, energia aż kapie, a cel należy osiągnąć, bo skoro się go określiło to nie po to, by ponieść klęskę.

„Odrobina fałszerstwa” opowiada o środowisku związanym ze światem malarstwa, o tych, którzy chcą i potrafią z fałszowania obrazów uzyskać bardzo duże pieniądze. Bohaterka książki, Jola pracuje w Śląskim Domu Sprzedaży Sztuki w Katowicach i w miejscu pracy odkrywa spisek polegający na wykradaniu oryginalnych dzieł, kopiowaniu ich i podwójnym sprzedawaniu: falsyfikat jaki oryginał, a oryginał (tajemniczemu nabywcy) jako oryginał. W prowadzeniu śledztwa pomagają jej koleżanki Alusia i Aldona oraz szaleńczo przystojny kolega z pracy, Jacek.

Marta Obuch, obok głównego wątku, umieszcza w swej powieści także kwestię wspólnego życia kobiety i mężczyzny. Przedstawia czytelnikom młode stażem małżeństwo, które z powodu rozbieżności w wzajemnych oczekiwaniach, oddala się od siebie i przyjmuje stereotypowe role: kobiety – kury domowej i mężczyzny – artysty, olśniewającego sobą cały świat. Jola, przyjaciółka bardziej Alusi niż Filipa, buntuje koleżankę i namawia ją do zmiany zachowania, zmiany w sposobie zachowania, w wyglądzie, co przynosi skutek taki, o jaki obydwu paniom chodziło – Filip na nowo zakochuje się w swojej żonie i wielbi ją bez pamięci.

Interesujące dla osób znających Katowice może być to, że pisarka wodzi swoich bohaterów po ulicach stolicy Górnego Śląska. Jeśli więc mamy w sobie ciekawość, możemy podążyć tropem Joli, Aldony, czy nawet łajdaczącej się Alusi i na nowo spojrzeć na miejsca dobrze nam już znane.

Marta Obuch napisała powieść dobrą na letni odpoczynek. Lekką i czasami śmiesznawą.

Niedzielnie

Niedzielnie















Kocinki spały, jakby chciałby przespać moment, w którym jest najgoręcej. Ocknęły się tylko na karmienie, a resztę aktywności przeniosły na czas wieczorny, kiedy to Sisi lizała Nusię, Gusia grała w "dawać tego kota" z Sisi ( a Nusia zafrapowana próbowała się nieśmiało dołączyć). Dzień, w większości, wyglądał tak, jak na powyższych zdjęciach:)

P.S. Gusia śpi w budzie!

P.S. 2. Zauważyliście jak bardzo sierść Nusi jest podobna do kocyka, na którym śpi?;)

Podsumowanie wyzwania

Szanowni Wędrowcy!

Miło było mi podróżować z Wami. Inspirowaliście, ciekawiliście, opowiadaliście o przeczytanych książkach tak interesująco, że trudno było im, książkom, się oprzeć. Dziękuję!

Dziękuję Inicjatorce, Padmie – to kolejne zaproszenie do wspólnego czytania i kolejne, które sprawiło mi wiele radości. Nie ukrywam, że mam nadzieję na dalsze uczestnictwo w proponowanych przez Ciebie wyzwaniach:)

Oto podsumowanie mojej wędrówki.

Założyłam, że przeczytam: Eliasa Canettiego "Pochodnia w uchu" (-), Johna Maxwella Coetzee "Wiek żelaza" (+), Gabriela G. Marqueza "Miłość w czasach zarazy" (-;+), "Rzeźnię numer pięć" Kurta Vonneguta(-;+), Abo Kobo "Kobietę z wydm" (+) i Nicka Cave’a "Gdy oślica ujrzała anioła" (+).

Plus oznacza książkę przeczytaną, minus – nie, a gdzie występuje obfitość znaczków tam przeczytałam coś wskazanego autora, ale coś innego niż pierwotnie założyłam.

Zaczęłam od Afryki i „Wieku żelaza”. Oprócz Coetzee’go na kontynencie afrykańskim zatrzymał mnie Alexander Mc Call Smith z cyklem o Mma Ramotswe, czyli przeczytałam: „Moralność dla pięknych dziewcząt”, „Kobiecą agencję detektywistyczną nr 1”, „Męską szkołę maszynopisania KALAHARI”, a także, tego samego autora „O dziewczynie, która poślubiła lwa”. Przyglądałam się też pracy „Dobrego lekarza” i śledziłam „Historię pewnej kamienicy” w Kairze.

Afryka zatrzymała mnie na długo. Siedem książek.

Europa – to długa opowieść… Oczywiście zawitałam do Szwecji, gdzie sprawdzałam jak jest „Daleko od Niflheimu”. Ze Szwecji powędrowałam od Albanii – kraju, który ma, wg mnie, magiczną moc. Przeczytałam „13 albańskich opowiadań”. Rzuciłam okiem na Europę Środkową, a pomógł mi to rzucanie uporządkować esej Josefa Kroutvora pt. „Europa Środkowa: anegdota i historia”. Stamtąd wyruszyłam na południe - Dubravka Ugresić opowiadała szalenie zajmująco o „Kulturze kłamstwa”. Herta Muller opowiadała o dzieciństwie spędzonym w Rumunii – czyli wciąż jestem w tym samym rejonie Europy;) I jeszcze Natasha Radojcić-Kane opisywała „Powrót do domu”. Marija Krezevic w „Ekaterini” opisuje i Serbię i Grecję.

Okazuje się, że dla mnie Europa to przede wszystkim tereny słowiańskie. Siedem książek.

Literatury australijskiej będzie znacznie mniej. To tylko Thomas Keneally ze „Spowiednikiem”, Nick Cave opisujący moment „Gdy oślica ujrzała anioła”, Gail Jones i „Sześćdziesiąt świateł” oraz zupełnie inny w wydźwięku Richard Glover z felietonami pod wspólnym tytułem „Gotowi na wszystko”. Jako atrakcyjny dodatek do literatury australijskiej potraktujmy Jacka Kaczmarskiego opisującego „Plażę dla psów”.

Australia minęła niezauważalnie. Pięć książek.

Azję pojmuję dwojako. Ta daleka, skąd pochodzi „Kobieta z wydm” Abe Kobo, „Dziewczyna grająca w go” Shan Sa i o jakiej pisał Nicolas Bouvier w „Kronice japońskiej”. Inna Azja, ta znacznie bliższa mi mentalnie to ta, o której pisze Saira Shah w „Córce bajarza”, jaką przedstawia Petra Prochazkova pisząc o Czeczeni widzianej oczami kobiet, a także ta, w której dojrzewa miłość „Ali i Nino” sportretowana przez Kurban Saida.

Każdej części Azji poświęciłam trzy książki. W sumie – sześć książek.

Ameryka. Może najpierw Ameryka Północna? Nieco tu biednie. Nie umiałam sobie dobrać lektury, bo żadna z tych wymienionych poniżej mnie nie zachwyciła. Ale cóż… W Ameryce Północnej przeżywałam „Ostatnie dni” Joyce Carol Oates, sprawdzałam czego życzy Kurt Vonnegut panu Rosewaterowi i wraz z Trumanem Capotem doświadczałam „Letniej przeprawy”.

Krótko i mało ciekawie. Trzy książki.

Natomiast Ameryka Południowa to rozkosz dla zmysłów. Zaczęłam do cudnie ilustrowanych opowiadań Gabriela G. Marqueza zatytułowanych „Bardzo stary pan z olbrzymimi skrzydłami i inne opowiadania”. Dla mnie czującej zakupowstręt interesującym przeżyciem było zmierzenie się z powieścią meksykańskiej pisarki Guadalupe Loaeza pt. „Kupuję, więc jestem”. O wielkiech emocjach i namiętnościach rządzących ludzkim losem przeczytałam u Jaime Manrique w książce „Nasze losy są jak rzeki”.

Bardzo ciekawie. Trzy książki.

I zostaje jedna książka – ta, która w moim zamyśle ma podsumowywać wędrowanie i inspirować ku dalszym peregrynacjom. To biografia Jana Potockiego autorstwa Aleksandry Kroh.

Przemierzyłam nieznane dotychczas zakątki literackie i mam dużą satysfakcję, mimo, że nie wypełniłam zadania, do wypełnienia którego się zobowiązałam. Ale chyba mi wybaczycie? Dziękuję:)

Erik Jakub Groch. Łazik i Klara.

Erik Jakub Groch. Łazik i Klara.



Wydane przez
Wydawnictwo Replika

Jako, że moja siostrzenica ma już siedem i pół miesiąca, doszłam do wniosku, że pora zainteresować się literaturą dla dzieci. I stąd też na blogowe strony zaprosiłam Łazika i jego przyjaciółkę Klarę.

Książeczka jest uroczo wydana. Ma twarde okładki, kolorystyka jest wyważona, spokojna, a ilustracje nie narzucają dziecku jednej słusznej interpretacji wyglądu bohaterów.

Klarę i zaprzyjaźnionego z nią psa poznajemy dzięki siedmiu opowiadaniom. Zawarte historie są przedstawione w prosty, łatwy do zrozumienia sposób i mówią o tym, co w życiu jest istotne. Wskazują na to, jak ważny dla każdego jest jego dom, czyli miejsce, gdzie może czuć się swobodnie i bezpiecznie. Uczą dziecko tego, iż przyjaciele stanowią esencję życia, że kompromisy są możliwe, a sprawianie innym przyjemności cieszy zarówno obdarowanego i obdarowującego. Mówią, że nadmierne dążenie do sławy może nas zmienić i sprawić, że zmienią się nasze relacje z bliskimi.

Najbardziej podobało mi się opowiadanie o zegarze, który chciał mieć Łazik. Marzył o czymś, co pokaże mu, co powinien robić. Okazało się jednak, że o wiele przyjemniej jest żyć ot, tak po prostu, by cieszyć się chwilą i zawsze móc poświęcić czas przyjaciołom.

P.S. Łazik i Klara

Natalka Śniadanko. Ahatanhel.

Natalka Śniadanko. Ahatanhel.



Wydane przez
Wydawnictwo Czarne

Powieść Natalki Śniadanko traktuje przede wszystkim o człowieku. Opowieść snuta przez Lichosławę Galiczanko, dziennikarkę działu rozrywki w gazecie KOLT 2 ukazującej się w Tygrysowicach, odsłania nam codzienność miasteczka, tajemnice dziennikarskiego zawodu oraz szczegóły z życia bohaterki.

Jest tu także doskonale, w ironiczny sposób, nakreślony obraz współczesnej Ukrainy – państwa, które po latach zniewolenia próbuje odnaleźć potęgę i własną tożsamość. Ścierające się prądy nacjonalistów i zwolenników Rosjan nieco przeszkadzają w budowaniu nowej Ukrainy, co Śniadanko wykorzystuje w prawdziwie mistrzowski sposób w swojej powieści. Znajduje również okazję, by nieco skrytykować niemiecki ordung – choć zestawiając rzeczywistość ukraińską z niemiecką (choćby w opisie terapii stosowanej przez profesora Kozaczka-Gwiżdżenko) dokonuje już wystarczająco trafnego podsumowania.

W cechach Lichosławy odnalazłam wiele własnych cech. Tym intensywniej czytałam powieść, im bardziej redaktorka stawała się podobna mnie. Może po prostu pisarce udało się w szalenie trafny sposób oddać psychikę kobiety około trzydziestoletniej?

Doktorat trzeba napisać, zdobyć wyższe wykształcenia, znaleźć intratną posadę, dobrze wyjść za mąż, urodzić co najmniej dwójkę dzieci, na wiosnę umyć okna, co niedzielę chodzić do kościoła. Gotować uszka na Wigilię i własnoręcznie piec paskę na Wielkanoc, ubierać się w pastelowe kolory, robić jaskrawego makijażu, nie używać niecenzuralnych słów, zawsze życzliwie uśmiechać się do współrozmówcy (…)

(…) jedyne, czego mi brakuje w tym klarownym systemie obowiązków i perspektyw, to moje własne pragnienia, o które nikt nie pyta.


Powieść Natalki Śniadanko to również ważny głos w dyskusji o prowincjonalności. Tygrysowice, skąd pochodzi i gdzie pracuje bohaterka książki, leżą nieopodal Lwowa, ale ich mieszkańcy oburzają się na nazywania ich miasteczka prowincją. Mówią o fenomenie tygrysowickim, o pochodzących z Tygrysowic intelektualistach, artystach, naukowcach i twierdzą, że „prowincja geograficzna, to nie prowincja duchowa”. Autorka pyta od czego zależy negatywny wydźwięk określenia „prowincja” i w jaki sposób powiązane są prowincjonalność z poczuciem niższości.

Fabuła powieści wiedzie nas zagadkowymi tropami przez zwykłe-niezwykłe dni Lichosławy i jej szczura Ahatanhela. Warto przyjrzeć się codzienności ukraińskiej dziennikarki i rozważyć, czym dla nas jest prowincja.

P.S. 1.Temat, przyznacie interesujący, szczególnie w kontekście tytułu mojego bloga;)

P.S. 2. Gdy wpisałam w Google hasło „prowincja” wyskoczyło 1480000 rekordów.

Felis domesticus ludens

Zanim zamieszkała z nami Nusia pudełko z zabawkami stało zamknięte, bo Sisi wystarczała piłka, a Gusia nie wykazywała zainteresowania zabawą. Gdy pudełko, już otwarte, zaczęło wędrować do łazienki, kuchni i pokoju, Gusia zainteresowała się nim i jego zawartością. Skutek tego taki, że Gusia zaczęła się bawić!

Dziś pudełko stało w pokoju. O 4:15 usłyszeliśmy miarowe stukanie. Naszym zaspanym oczom ukazała się Gusia próbująca wydostać coś z pudła. Po kilku minutach starania zakończyły się sukcesem, ale to był dopiero początek. Gusia podrzucała wyciągniętą zabawkę, skakała na nią, uciekała jej (choć zabawka nie czyniła nic, aby Gusię złapać), atakowała z ukrycia skradając się podstępnie. Zabawa była na tyle atrakcyjna, że aż Sisi porzuciła drzemkę na stolikowej półeczce, a i Nusia wyjrzała zaspana z koszyczka. Po chwili ganiały się wszystkie trzy, ale najważniejsze z tego jest to, że Gusia się bawi:)

Niekochane.org

Dziś i jutro w Silesia City Center, koło sklepu ZOO Natura, wolontariuszki zajmujące się kotami w schronisku, będą przeprowadzały akcję pod hasłem "Schronisko to nie uzdrowisko".
Zaprszam w godzinach od 13 do 17.

Miłośnie

Siedzę na fotelu z książką. Podchodzi Sisi. Zagląda mi w oczy, delikatnie podnosi grzbiet. I ja już wtedy wiem, że trzeba odłożyć książkę, usiąść wygodnie i poprosić „Chodź Sisi”. Kocinka przygląda mi się badawczo czekając, aż zawołam ją raz jeszcze. Wskakuje, opiera łapki o moje ramiona, zaczyna burczeć i ocierać łepetynkę o moją twarz. Jednocześnie na plecach górkę, która jest przeznaczona do tego, żeby ją głaskać. Za chwilę układa się na kolanach i podnosi do góry brodę, bulgocząc wręcz z przyjemności. Uwielbiam te kilkanaście minut spędzone w ten sposób.

Gusia wybiera dogodny dla siebie moment i wskakuje mi na kolana. Podnosi głowę, patrzy jakby mówiąc „Mam chęć na głaskanie” i czeka. Czasami burczy, ale tak cichuteńko, jakby obawiała się zbyt demonstracyjnie okazywać szczęście. Układa się na kolanach, a ja nie śmiąc się poruszyć, by nie spłoszyć Kocinki, zamieram i tylko szepczę do niej, że jest nasza, i tylko głaszczę ją, tak jak tego chcę.

Nusia nie pyta. Wdrapuje się, gdzie sobie życzy i robi to, co chce. Jest jeszcze przekonana, ze cały świat należy do niej. I, że wszędzie są ludzie, którzy masują koci brzuch, że na świecie są tylko koty, które gdy atakować ich ogony, uciekają nie robiąc krzywdy, że zawsze jest ciepło i zawsze jest pełna miska. Chciałabym, żeby zostało w niej to przekonanie.
Aleksandra Kroh. Jan Potocki. Daleka podróż.

Aleksandra Kroh. Jan Potocki. Daleka podróż.



Wydane przez
Drzewo Babel

Przyznaję, że mimo zacięcia czytelniczego dominującego w moim życiu nie znam „Rękopisu znalezionego w Saragossie” i niezbyt wiele wiedziałam na temat jego autora, Jana Potockiego. Stąd też, ciekawość pchnęła mnie do zainteresowania książką Aleksandry Kroh.

Jan Potocki (z TYCH Potockich;)) był człowiekiem, którego mało kto traktował poważnie. Mimo, że na takie traktowanie zasługiwał, a co więcej – robił wiele, by zdobyć uznanie.

Jego życie podporządkowane były podróżom i pracy naukowej. Próbował zabłysnąć na arenie politycznej, ale jako, że mnie bardziej interesują jego peregrynacje, to i na nich będę się skupiała.
Już jako dziecko bywał w Paryżu i Wiedniu. Urodził się na Ukrainie. Gdy miał 23 lata wyruszył na egzotyczną wyprawę. Dotarł do Konstantynopola, którego urodą nie mógł się nacieszyć , i z którego słał barwne listy opisujące Orient do swojej matki, Anny Teresy.

Kocha Turcję, a ona bardzo wdzięcznie mu się odwzajemnia. Nie odmawia mu niczego: ani swych zakazanych rozkoszy, ani swych tajemnic, ani swej urody, ani swej mądrości.

Wyruszając z Konstantynopolu do Aleksandrii marzy o kolejnym wspaniałym mieście. Rozczarowany kieruje się do Kairu, gdzie niedawno zaraza zdziesiątkowała ludność i gdzie panuje głód. Podróżnik po raz pierwszy w życiu doświadcza tak tragicznej sytuacji i dość szybko opuszcza Egipt.

Jedną z jego największych podróży jest wyprawa w głąb Azji, skąd przywozi dzieło zatytułowane „Pierwotna historia ludów Rosji, z pełnym przedstawieniem wszystkich pojęć miejscowych, narodowych i tradycyjnych koniecznych do zrozumienia czwartej księgi Herodota”. Później, jako uczestnik poselstwa rosyjskiego próbuje dotrzeć do Chin, ale nie udaje mu się z powodu braków w etykiecie posła przewodniczącego wyprawie.

Aleksandra Kroh (będąca pierwotnie fizykiem) napisała świetną książkę. Poświęciła jej trzy lata i podczas czytania można przekonać się jak bardzo ją przez te trzy lata wycyzelowała, wypieściła. Informacje o Potockim autorka przeplata fragmentami jego utworów. Odkrywa przed czytelnikami drobne, na pozór nie będące istotnymi, szczegóły z życia podróżnika i zaciekawia, pobudza wyobraźnię.

We wstępie autorka napisała tak:

Jeśli czytelnik nie zgodzi się ze mną, że bohater tej książki był wystarczająco genialny, szalony i pasjonujący, by zasługiwać na bliższe poznanie, będzie to tylko moja wina, a nie Jana Potockiego.

Pani Aleksandro, zgadzam się z Panią - bohater tej książki był wystarczająco genialny, szalony i pasjonujący, by zasługiwać na bliższe poznanie:)

* * *
To ostatania wyzwaniowa książka. Wydaje mi się być dobrym podsumowaniem literackiej wędrówki po 6 kontynentach.

Wizyta kontrolna

Pan weterynarz obejrzał Nusiowe oczko i stwierdził, że jest lepiej, ale optymistą szaleńczym być nie należy. Dodatkowo nachlapał wrzeszczącej Nusiątce na kark płynu, który ma zabić wszelkie paskudy w niej się gnieżdżące.

Kolejna wizyta w środę.

Witi Ihimaera. Jeździec na wielorybie.

Witi Ihimaera. Jeździec na wielorybie.



Wydane przez
Wydawnictwo Replika

Książka Ihimaera przypomina nam o naturze, której częścią jesteśmy. Odwołuje się do pierwotności, która w nas drzemie, wprawia w drganie dzikość naszego serca. Poprzez cudowną, pełną magii opowieść o dziewczynce, która kochała pradziadka i chciała, aby uznał ją za godną bycia jego następcą, poprzez obojętność jaką Koro Apirana okazywał wnuczce, który zaślepiony pragnieniem męskiego następcy nie dostrzegał niezwykłych umiejętności Kahu, autor nawołuje nas do sięgnięcia w głąb siebie i zrozumienia, że choć daleko odeszliśmy od natury i niesiemy ze sobą cywilizację, warto wiedzieć skąd się wywodzimy, warto mieć wiedzę o przodkach, pielęgnować ich pamięć i dbać o ich istnienie w świadomości kolejnych pokoleń.

Bohaterem równorzędnym człowiekowi jest w tej opowieści wieloryb. Prawieloryb nosił na grzbiecie przodka Koro Apirana i Kahu. Wciąż tęskniąc za zespoleniem z człowiekiem wyśpiewuje magiczną pieśń i wodzi stado po różnych morzach nasłuchując ludzkiego głosu, który mu odpowie. Gdy odpowiada mu ośmioletnia dziewczynka wieloryb uświadamia sobie, że jej przeznaczeniem nie jest pływanie z nim, że jej rolą jest pozostać na ziemi. To przekonanie uspokaja go; zaczyna poświęcać czas jedynie najbliższym.

Powieść to także doskonały obraz społeczności Maorysów, praw rządzących ich społecznością, ich wierzeń i hierarchii.

Mimo, że książka liczy zaledwie 134 strony to książka, która „dużo waży”. Każdy z czytelników ma szansę dojrzeć w tej baśni – nie-baśni siebie i swoje życie.

Mam nadzieję, że i inne książki autorstwa Wiki Ihimaera pojawią się w Polsce.

Tatiana Polakowa. Wielki seks w małym mieście.

Tatiana Polakowa. Wielki seks w małym mieście.



To pierwsza książka Polakowej, podczas czytania której nie miałam dojmującego uczucia, że to tylko nieudana kopistka Marininy. Dopiero w tej książce udało mi się dostrzec oblicze Olgii Riazancewej jako osoby lekko znudzonej, nieco wycofanej i ostrej, a i kunszt autorki malującej słowem grozę, ale i prawdziwość.

Olga wracając do domu z ukochanym psem Saszką zabrała autostopowiczów. Jeden z nich był wyraźnie pobity, drugi przestraszony. Kilka dni później okazało się, że owi autostopowicze zgubili aparat. Dziewczyna szuka młodych mężczyzn, a gdy znajduję jednego – a on już nie żyje – zaczyna podejrzewać nieczyste sprawy i wywołuje kliszę wyciągniętą z aparatu.

Dziadek, którego opieką i przyjaźnią jest otoczona Olga, prosi ją, aby zajęła się poszukiwaniem nastoletniej córki jednego z włodarzy miasta. Sprawa niespodziewanie zazębia się ze sprawą śmierci młodego właściciela aparatu, a winnych obydwu zabójstw należy szukać wśród możnych tego świata.

Autorka wciąż nie dopowiada czytelnikom co łączy Olgę z Dziadkiem i z Tagajewem. Pozostajemy zatem w miłej nieświadomości i zaintrygowani, co z pewnością skłania ku temu, by sięgnąć po kolejną powieść Polakowej zatytułowaną „Karaoke dla damy z pieskiem”.

Książki na rok Świętego Pawła

Książki na rok Świętego Pawła



28 czerwca 2008 roku rozpocznie się Rok św. Pawła. Czytanie i prezentacja listów św. Pawła, dni tematyczne, pielgrzymki, wystawy, spotkania chrześcijan - to tylko niektóre z wydarzeń związanych z obchodami. Z okazji Roku św. Pawła wydawcy przygotowali kilka nowości.

Na rynku wydawniczym ukazały się dwie książki autorstwa dwóch wybitnych biblistów naszych czasów. Wydawnictwa Bratni Zew: „Św. Paweł z Tarsu” pióra Romano Penna oraz „Duchowe nauczanie świętego Pawła Apostoła” Settimio Ciprianiego.

Wydawnictwo Rafael w związku z obchodami przygotowało pamiątkowy album „Rok Świętego Pawła”. Do publikacji dołączono płytę z wyborem listów św. Pawła czytanych przez aktorów Teatru Starego w Krakowie oraz kieszonkowy modlitewnik z litanią do Świętego.

Na początku lipca na Jasnej Górze zostaną zaprezentowane m.in. „Listy św. Pawła” w najnowszym przekładzie paulistów, które opublikuje Edycja św. Pawła. W roku jubileuszowym, prawdopodobnie jesienią, wydawnictwo planuje nową edycję Pisma Świętego Starego i Nowego Testamentu. Edycja św. Pawła ma też propozycję dla najmłodszych - książeczkę „Święty Paweł - Apostoł Jezusa”, która przybliża postać świętego.

Jacek Piekara. Alicja. Tom I.

Jacek Piekara. Alicja. Tom I.



Wydane przez
Wydawnictwo RedHorse

To pierwsza książka Jacka Piekary, którą dane było mi czytać. I dołożę wszelkich starań, aby ta pierwsza nie była ostatnią:)

Historia jaką przedstawia nam autor to opowieść o znajomości, a później przyjaźni, niespełna czterdziestoletniego Aleksa z czternastoletnią Alicją. Informacja jaką możemy przeczytać książce na okładce brzmi nieco demonicznie, choć pierwszy tom owej demoniczności nie zapowiada.

Alicja grająca z koleżankami w piłkę tłucze szybę w mieszkaniu Aleksa i przychodzi go przeprosić. Aleks, niegdyś dziennikarz, aktualnie niespełniony scenarzysta, przyjmuje wizytę dziewczyny ze zdumieniem, ale i ciekawością. Zaczynają się spotykać, coraz częściej w mieszkaniu Aleksa rozlegają się trzy szybkie dzwonki zapowiadające wizytę Alicji. Dziewczyna pozwala uwierzyć mężczyźnie w urodę życia – umawia go z pięknością, stwarza okazję, by jego scenariusz przeczytał znany aktor, a jednocześnie stanowi dla niego osobę, którą on może się opiekować.

Piekara w lekką formę ubrał ważne informacje. Nie wahał się poruszyć tematu kojarzonego z „Lolitą” (choć jego bohaterowie nie doświadczają tego samego, co bohaterowie Nobokova), dotknął kwestii seksu stawiając go w opozycji do miłości, pokazał problem przemocy domowej, której celem są dzieci.

Bardzo często autor kończy pewną część tekstu frazą, która zdradza, że narrator (Aleks) opowiada nam o zdarzeniach, które odbyły się z jego perspektywy w dość odległym czasie, a o ich znaczeniu dowiedział się później. Autor kusi owym „później”, pobudza moją czytelniczą ciekawość i dręczy tym, że narrator i autor wiedzą, co było dalej, a mnie pozostaje jedynie wypatrywanie kolejnego tomu historii Aleksa i Alicji.

Już nie mogę się doczekać momentu, w którym otworzę książkę zatytułowaną „Alicja. Tom II”.

Leena Lander . Niech się rozpęta burza.

Leena Lander . Niech się rozpęta burza.



W poszukiwaniu samej siebie bohaterka powieści wyrusza tam, skąd wywodzi się jej rodzina. Szuka odpowiedzi na pytanie o życie dziadków, romans babki z irlandzkim geologiem, śmierć sześcioletniej wówczas ciotki.

Najbardziej zaskakujący jest dla mnie fakt, że Iiris nie zna miasta, z którego wywodzi się jej rodzina, nie zna żyjących członków tejże rodziny i po historii rodziny porusza się jak po terenie zupełnie nieznanym.

W powieści czuć wyraźnie mroźne fińskie powietrze, zupełnie niestandardowo skandynawskie namiętności i siłę ludów Północy.

P.S. Upał mnie wykończył.

Spokojne popołudnie

Spokojne popołudnie







Gusia odkryła pudełko z zabawkami. Obserwowała je, gdy bawiła się w nim Nusia i pozazdrościła. Sisi zmieniła koszyk; ten, w którym śpi teraz jest mniej wyścielidła i jest jej wygodniej. Nusia dziś po raz pierwszy jadła gotowaną rybę. Widać, że smakowało?

Poza tym Sisi i Gusia większość dnia przesypiają. W chwili nadmiaru entuzjamu toczą walki pełne gniewnych pomruków (Gusia), wściekłego syczenia (Sisi). Nusia śpi sporo, a gdy nie śpi gra w piłkę, bawi się tasiemką, wpada za wersalkę, gryzie nas po nogach, atakuje Ko-córki i wyczenia wszystko, co tylko można sobie wyobrazić. Najchętniej równocześnie.

Umberto Eco. Pięć pism moralnych.

Umberto Eco. Pięć pism moralnych.



Wydane przez
Wydawnictwo Znak

„Pięć pism moralnych” to pięć tekstów z lat dziewięćdziesiątych XX wieku. Teksty powstały przy różnych okazjach i w różnej formie – odczytu, artykułu prasowego, listu. Eco pisze o Wojnie przez duże „W”, o prasie, o etyce, o ważnych zjawiskach, takich jak migracje i tolerancja.

W tekście „Wieczny faszyzm” czytamy o faszyzmie, który jest pretekstem do rozważań na temat prafaszyzmu, który, jak stwierdza autor, nadal jest wokół nas, niekiedy przebrany w cywilne szaty. I dalej:

Jakie byłoby dla nas krzepiące, gdyby ktoś wyszedł na scenę świata i rzekł: "Chcę znowu otworzyć Auschwitz, pragnę, by czarne koszule znowu paradowały w defiladach po rynkach włoskich miast". Niestety, życie nie jest tak proste. Prafaszyzm może powrócić w najniewinniejszym przebraniu. Naszym obowiązkiem jest demaskować go i wskazywać palcem wszelkie nowe jego przejawy – co dnia, w każdej części świata.

Eco, jak zwykle, potwierdza swoją wielką erudycję, imponuje świetnym piórem. Trzeba go czytać.

Copyright © Prowincjonalna nauczycielka , Blogger