50 lat z Reksiem

50 lat z Reksiem


Książki, które trafiły do moich rąk mają na sobie oznaczenie 50 lat z Reksiem. Przyznaję - robi to na mnie wrażenie. Przecież wciąż pamiętam - i mam nadzieję, że nie tylko ja, bo Wy też - emocje jakie towarzyszyły mi podczas oglądania charakterystycznej dobranocki.

W książeczka jest zachowana narracja znana z filmów. Jest ciekawski i przyjazny światu Reksio, jego podwórkowi przyjaciele i inne zwierzęta, które - choć może nie zawsze żyjąc w zgodzie - pod wpływem Reksia zaprzyjaźniają się i zaczynają w sobie dostrzegać pozytywne strony.

Odkrywanie na nowo Reksia, i to Reksia w zapisie z ilustracjami, może być interesującą przygodą. Jeśli towarzyszyć Wam będą te same ciepłe uczucia jakie żywiliście do filmowego psiaka, to bez problemu zaszczepicie miłość do Reksia swoim i zaprzyjaźnionym dzieciom.


  


Natalia Sońska. Zakochaj się Julio.

Natalia Sońska. Zakochaj się Julio.



Zakochaj się Julio to typowa romantyczna książka ubrana w scenerię Krakowa i Zakopanego, a to przyprószonych śniegiem, a to rozkwitających wiosennie. Julia jest nauczycielką licealną, która w trakcie ferii wjeżdża ze swoimi uczniami w góry. Pracująca niedługo i wciąż - wbrew ostrzeżeniom starszych koleżanek - lubiąca młodzież i swoją pracę, z radością bierze pod opiekę uczniów maturalnej klasy. Wśród wędrówek, wielu śmiechów, przekomarzań i zjazdów trasami narciarskimi przydarza jej się niespodziewanie coś, co odmienia jej życie. Zderza się, podczas szusowania na stoku, z innym narciarzem.

Zrównoważona, spokojna Julia na widok mężczyzny lekko traci głowę i nawet świadomość, że inna kobieta rości sobie do niego prawa, nie powstrzymuje jej przed rozmowami z Jakubem i coraz silniejszym się w nim zakochiwaniu.

Gdzie dwoje i rodząca się miłość, tam muszą być przeszkody - prawda? Jest ich kilka. Po pierwsze Dagmara, towarzyszka życiowa Jakuba, która uważa, że ma do niego prawo, choć on nie podziela tej opinii. Po drugie - Darek, nauczyciel, który odczuwszy zawiść szantażuje Julię każąc jej wybierać między ukochanym a dobrem uczniów. Po trzecie - dość łagodny, spolegliwy charakter kobiety.

Czy i jak Julia i Jakub poradzili sobie z owymi problemami (nie, nie zakopali Dagmary i Darka w ogródku) oraz jaki był finał opowieści snutej przez Natalię Sońską, musicie sobie doczytać. 

P.S. Jeśli ktoś uzna, że powieść jest mimo wszystko za słodka, to spieszę donieść, że Julia ma koleżankę Olę, szurniętą, szalenie bezpośrednią prawniczkę, która dodaje kolorytu książce.

Dorota Schrammek. Tam, gdzie czekał anioł.

Dorota Schrammek. Tam, gdzie czekał anioł.


Nie wiem, czy zaczęłam już odczuwać zmęczenie konwencją książek świątecznych, czy też po prostu nie umiałam się odnaleźć w pisaniu Doroty Schrammek, ale podczas lektury książka nie robiła na mnie najlepszego wrażenia. Dopiero teraz, dwa, trzy dni po jej przeczytaniu dostrzegam w niej dobre strony.

Główna bohaterka, Beata, wyjeżdża do pracy do Niemiec. W domu zostawia dwoje dorosłych dzieci, męża, który ostro sprzeciwia się rocznemu kontraktowi żony w roli opiekunki starszego małżeństwa i - dochodzącą, wiecznie z niej niezadowoloną - teściową, której decyzja Beaty jawi się jako najgorsze zło, jakie uczynić można rodzinie.

A jednak kobieta stawia na swoim i wyjeżdża nie aby uciekać od rodziny i życia codziennego, lecz by pracować i zarabiać. Owszem, daleko od domu, owszem - może w stereotypowo niemiłej roli, ale jedzie, bo to dla niej ważne.

Rok spędzony w Ueckermünde to dla Beaty czas zdobywania nowych umiejętności, nowych znajomych, a przede wszystkim - odnajdywania nowej siebie. Kobieta odgrzebuje swoją tożsamość przytłoczoną przez codzienny marazm, kołowrót obowiązków, a dodając do niej to, czego już jako starsza i bardziej doświadczona dowiaduje się o sobie, tworzy siebie twardszą, bardziej zdecydowaną, mniej ustępliwą. Ten rok to również wielka próba dla jej małżeństwa  i rodziny.

Podoba mi się w tej książce to, że bohaterka nie idzie na łatwiznę. Nie wybiera tego, co przyjdzie ot, tak -  jest refleksyjna, uważna i dba o to, by  zawsze na pierwszym miejscu stawiać dobro rodziny i każdego jej członka. Nie ma tu ucieczki od problemów, tylko stawianie im czoła. Nie ma ulegania banalnym pokusom - jest zdecydowane opowiadanie się za wartościami dla niej istotnym. I nawet jeśli zdarzają się Beacie wątpliwości, to Autorka podsuwa jej dobrego człowieka, który owe wątpliwości rozwiewa.

Tam, gdzie czekał anioł jest nieoczywiście świąteczna. Więkoszść bowiem akcji powieści rozgrywa się w innych, niż grudniowy, planach czasowych. Ale mimo to jej wartością jest ukazanie tego, co kojarzy nam się z Bożym Narodzeniem: miłości, wybaczenia, troski o tych, których kochamy.


Jakub Ćwiek. Zawisza Czarny.

Jakub Ćwiek. Zawisza Czarny.


Czarnoskóry polski patriota z wytatuowanym na piersi białym orłem wymyka się wszelkim stereotypom. Perfekcyjnie mówiący po polsku, wychowany na Wybrzeżu Kości Słoniowej Zawisza Czarny jest nieco tajemniczy, szarmancki, świetnie wyszkolony i budzi ciekawość. Jego obecność uruchamia wyobraźnię ludzi różnej płci i o różnych zaopatrywaniach politycznych. Bo niby kto, jak i dlaczego?

Jakub Ćwiek postacią Zawiszy, niczym kijem bejsbolowym trzymanym przez bohatera na okładce książki, zmiata wszelkie konwenanse i z uśmiechem na ustach wkłada nieco zamieszania wszędzie tam, gdzie panuje ład i porządek. 

Herosi niczym z amerykańskich filmów, atak zombi prowokowanych do agresji kawą i nadzieje na to, że Święto Odzyskania Niepodległości tym razem stanie się miejscem udowodniania, że patriotyzm wciąż przepełnia ludzkie serca i dla Ojczyzny warto umrzeć. A, zapomniałabym - pikanterii dodaje teoria, że za pewnymi działaniami stoi Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie.

Zawisza Czarny uwspółcześniony przez Jakuba Ćwieka daje do myślenia. Owszem - zapewnia dobrą rozrywkę podczas lektury - ale też zasiewa w głowie refleksje na temat tego kim jesteśmy dla swojego kraju i czym ów kraj jest dla nas.
Nuka

Nuka


Nuka w Kociokwiku czuje się niczym ryba w wodzie. Kocha swoje legowisko (czasami dzieli je z Nusią, która zajmuje przestrzeń nie bacząc na gabaryty psa), uwielbia gości, popołudniowe spacery (poranne nieco mniej), jedzenie, spanie, głaskanie i jeszcze mnóstwo drobnych rzeczy składających się na psio-ludzką codzienność.


Kilka dni spędziłyśmy w Beskidach, gdzie ujawniła się bardzo wyraźnie pewna cecha Nuki. Otóż - Nuka nie lubi chodzić pod górkę. Z górki schodzi zadziwiająco raźnie i entuzjastycznie. Brnięcie pod górę, po śniegu do kolan i jednoczesne ciągnięcie coraz bardziej zwalniającego  malamuta było wyzwaniem, ale dałyśmy radę:) Wytarzałyśmy się radośnie na polance, do której zmierzałyśmy i szybciutko (za szybciutko jak na moje poczucie bezpieczeństwa) wędrowałyśmy w dół. Starałam się odsunąć od siebie wizję zajączka przebiegającego drogą tuż przed psim nosem, ale pocieszyłam się, że nawet gdyby, to zjeżdżać będą po zaśnieżonej ścieżce, w grubej kurtce, a nie jak kiedyś za Sarą, w cieniutkich spodniach po asfalcie;)


Podczas tego wyjazdu pokazała się również bardzo zrównoważona postawa Nuki. Nie zaczepia żadnych psów, a tym, które ją zaczepiają ustępuje. Zdarzyło się nawet, że dwa psy złapały ją za sierść na gardle, ale na zmierzwieniu sierści się skończyło. A gdy oszczekał ją ratlerek, to ze zdumienia aż przysiadła na ogonie. W domu, w którym mieszkałyśmy były psy i gdy jeden z nich powolutku, udając, ze nie widzi Nuki, przyszedł prosić o głaskanie, to ona tylko podsunęła się pod moją rękę z drugiej strony.



Psica zdecydowanie chudnie. Spacerujemy każdego popołudnia wesolutko przez dwie godziny i przyznam Wam, że tempo spacerów rośnie (oczywiście, oprócz tych momentów, w których idziemy pod górkę). Jest coraz aktywniejsza, lubi biegać za piłką (niestety, ciemności nie pozwalają jej na swobodę) i co jakiś czas trąca mnie głową, żebym widziała jak świetnie sobie radzi. Poznała już w parku większość miejsc, gdzie "życzliwi" dokarmiają zwierzęta chlebem i stara się mnie tam zaprowadzić. W najbliższą sobotę jedziemy na ważnie do PanDoktora; jestem bardzo ciekawa efektu. 



Nuka lubi się czesać, podkłada raz jeden, raz drugi bok i nawet nie protestuje, gdy wędruję grzebieniem w okolice ogona. Jest bardzo proludzka, cieszy ją obecność głaszczących dłoni i aktywnie włącza się do rozmów. Czasami odwiedza wraz ze mną moje miejsce pracy i wówczas jest zachwycona tym ile osób chce się z nią przywitać.

*   *   *

Nuka jest podopieczną Fundacji Adopcje Malamutów i szuka domu stałego.
E-czytam

E-czytam

Kiedyś wydawało mi się, że e-czytanie nie jest fajne. 
Kiedyś myślałam, że czytnik to niewygoda. 
Kiedyś wyobrażałam sobie, że po e-czytaniu będą mnie bolały oczy.

Myliłam się. O czym donoszę z wielką przyjemnością:)


Jest lekki (180 g).


Ma podświetlany ekran, a jasność reguluję według własnych potrzeb.


Odczytuje siedemnaście rodzajów plików, więc czy tekst zapisano w epubie, pdfie, czy pliku tekstowym - poradzi sobie i nie trzeba się głowić jak dotrzeć do treści, do których dotrzeć chcemy.


Mieści się w nim mrowie a mrowie (parafrazując Joannę Chmielewską) książek. Ma 8 GB pamięci wewnętrznej i miejsce na 32 GB karty pamięci.


Jest zgrabny, doskonale dopasowany do ręki (przekątna ekranu 6 cali). Do oka również - można sobie ustawić wielkość czcionki, obrócić ekran, rozciągnąć tekst na cały ekran lub tylko jego kawałek.


Jest poręczny - idealnie pasuje do torebki (małej lub dużej) i plecaka. Do wyjścia na kawę, lody, czy herbatę lub wyruszenia w podróż.


Czasami żałuję, że do pracy mam na tyle blisko, by chodzić na piechotę, bo aż się prosi, by e-czytanie uprawiać przy turkocie kół tramwaju.


Dzięki czytnikowi oszczędzam miejsce na regałach. W e-książki wtykam zakładki, robię notatki, bez najmniejszego kłopotu znajduję fragmenty, które chcę zacytować pisząc o książce na blogu.


Przekonałam się i jestem na tak. Bardzo na TAK. I powiem Wam, że moja Mama również. Polecam!

*   *   *

Z czytnika PocketBook Touch Lux 3 korzystam dzięki zaufaniu firmy PRcontext. Dziękuję:)
Ewelina Matuszkiewicz. Biały latawiec.

Ewelina Matuszkiewicz. Biały latawiec.



Akcja powieści, wydanej w niedawno powstałym Wydawnictwie Skarabeusz, rozgrywa się między 19 czerwca a 7 lipca. W trakcie tych kilku dni okazuje się, że pozornie niewielkie, senne miasteczko, kryje w sobie wiele tajemnic i wiele zagadek. A to wszystko zaczyna się, w chwili, w której zakochana bibliotekarka rezygnuje z udziału w procesji na rzecz spaceru po lesie...

Czytając Białego Latawca czułam się trochę tak, jak gdyby posadzono mnie na kilka dni przed monitorami kamer opasujących całe miasto. Tu podglądałam Maję walczącą z zaniedbanym domem po dziadku, tam obserwowałam policjanta o wdzięczmy imieniu Mario. Paweł, Grzegorz, Radek to kolejne osoby wprowadzające do opowieści nowe wrażenia. A przecież jeszcze krąg starszych pań: Wisława, Maryla, Jagoda, Aniela, które są niczym tykające w uśpieniu bomby - staruszki spotykające się na brydżowych rozgrywkach, ploteczkach, pochłonięte książkami, robótkami, a jednocześnie dysponujące potężną siłą - pamięcią o wydarzeniach, które inni chcieliby wyrzucić z pamięci. Ludzie żyjący w małym miasteczku, których łączą wzajemne zobowiązania wynikające nie tylko z tego, co dziś - często z tego, co minione.

Debiut Eweliny Matuszkiewicz to bardzo dobra powieść. Napisana wyraziście, z sensownie zarysowanymi bohaterami, przedstawiająca wycinek rzeczywistości, odsłaniający tym więcej im bardziej mu się przyglądamy.

Życzę i Autorce, i Wydawnictwu powodzenia. Czekam na kolejne powieści.
Agnieszka Krawczyk. Magiczny wieczór.

Agnieszka Krawczyk. Magiczny wieczór.


Być może narażę się miłośnikom twórczości Agnieszki Krawczyk, ale wciąż jeszcze nie przeczytałam trzeciego tomu serii Czary Codzienności jej autorstwa. Nie przeszkodziło mi to jednak z dużą przyjemnością powrócić do Zmysłowa.

Do grona doskonale znanych z poprzednich książek Autorki postaci dołączają nowe. Atmosfera przygotowań do Bożego Narodzenia zostaje przyćmiona nieco przez przygotowania do ślubu i wesela Danieli, Agata czuje się nieco zagubiona w tym, co łączy ją z pewnym przystojnym mężczyzną i tylko Tosia zamartwia się a zaginięciem jednego z kawiarniano-domowych kotów, a to tym, jaka będzie nowa nauczycielka.

W Magiczny wieczór wkroczyłam jak do zaprzyjaźnionego domu. Przycupnęłam, owinęłam się puchatym kocem, do ręki wzięłam kubek z gorącą herbatą i pomarańczami, by dać się porwać historii sióstr Niemirskich ich przyjaciół.

Kolejny tom Czarów Codzienności to bardzo udany powrót do Zmysłowa.
Francesca Hornak. Siedem dni razem.

Francesca Hornak. Siedem dni razem.


Emma i Andrew Birchowie mają dwie córki: Olivię, poważną lekarkę, która spełnia się zawodowo pracując w Afryce i Phoebe, współpracującą z ojcem przy felietonach kulinarnych, nieco skupioną na sobie i pozostającą w opozycji wobec starszej siostry. Ze względu na epidemię choroby hagg z jaką zetknęła się Olivia, cała rodzina musi się poddać kwarantannie. Oznacza to, że Boże Narodzenie spędzą tylko w swoim towarzystwie. Ten właśnie moment wybierają dwaj mężczyźni: jeden na oświadczyny, drugi na szukanie kontaktu z ojcem, którego nigdy nie spotkał.

Wyobrażacie sobie to? Siedem dni jesteście zamknięci w domu z najbliższymi. Nie wychodzicie na spacer, nie otwieracie drzwi nikomu, czasami (o ile warunki pozwolą, a tam raczej nie pozwalały) możecie porozmawiać z kimś przez telefon. Tydzień z ludźmi, których kochacie i których znacie tak bardzo, iż wydaje się Wam, że bardziej nie można. 

Francesca Hornak przekonuje w swojej powieści, że jednak można. Na swoje wyobrażenie o osobach nam bliskich nakładamy pewne klisze już w dzieciństwie i dorastając nie zadajemy sobie trudu, by odświeżyć nasze ich postrzeganie. Łatwiej jest nam korzystać z tego, co gotowe zamiast poświęcić czas na odkrycie na nowo członków naszej rodziny.

Ciekawy pomysł i ciekawa realizacja. Zerknijcie:)

Krystyna Mirek. Światło w Cichą Noc.


O ile pierwsze spotkanie z Renatą Kosin uważam za średnio udane, tak książka Katarzyny Mirek okazała się być sprawnie napisaną powieścią. I nawet to, że Autorka oparła się na pewnym, dość przewidywalnym schemacie, nie spowodowało zniechęcenia. Być może dzięki postaci babci Kaliny.

Antek Milewski przyjeżdża do domu straciwszy wszystko. Przestrzeń, w której dziś żyje już tylko babcia nasączona jest wspomnieniami i tajemnicą, której mały Antos i dorosły już dziś mężczyzna, nie potrafi zrozumieć - tajemnicą związaną z odejściem od rodziny ojca.

Magda, Michał i Bartek będąc dziećmi stracili w czasie Świąt rodziców. I od tamtej pory unikają atmosfery związanej z pachnącymi pierniczkami, błyszczącymi choinkami i wszechobecnymi kolędami.

Antek i młodzi Łaniewscy wiele czasu spędzali razem i mimo tego, ze od lat nie mieli ze sobą kontaktu, ich relacja odświeża się, a przyjaźń odnawia. Oczywiście w powieści występuje też zły charakter - mężczyzna, który powodowany wcale nie emocjonalnymi pobudkami zaczyna interesować się Magdą i dla którego Magda (nie dostrzegając w zachowaniu Konstantego niczego niepokojącego) jest w stanie zmienić wiele w swoim życiu. Na przykład - zorganizować kolację wigilijną.

Światło w Cichą Noc to książka idealna, by oderwać myśli od tego, co jeszcze trzeba przygotować przed świętami, ale jednocześnie nie zapomnieć, że w piekarniku właśnie rośnie drożdżowy makowiec;)
Renata Kosin. Aleja Siódmego Anioła.

Renata Kosin. Aleja Siódmego Anioła.


Siódmy już rok czytamy książki na wyzwaniowym blogu Znalezione pod choinką. Kilka lat wstecz książek o tematyce świątecznej było niewiele, a jeśli już to raczej tłumaczone z języka angielskiego. Bywało też i tak, że fragmentów o Bożym Narodzeniu szukałyśmy w książkach opisujących całoroczne wydarzenia z życia bohaterów. W odpowiedzi na zapotrzebowanie czytelnicze związane z książkami o nostalgicznym, zaśnieżonym czasie świątecznych wzruszeń w tym roku pojawiło się wyjątkowo dużo powieści autorstwa polskich pisarzy. Wśród nich także Aleja Siódmego Anioła Renaty Kosin. Od razu przyznaję, że nie znam twórczości tej autorki, więc książka bożonarodzeniowa jest pierwszym moim z nią spotkaniem. Prawdopodobnie także ostatnim.

Julia, główna bohaterka książki, zrobiła w życiu coś strasznego. Nie wiemy co, ale musi to być doświadczenie okrutne i traumatyczne, ponieważ kobieta porzuciła wszystko i zaczęła, w innym miejscu niż żyła dotychczas, nowe życie. Niegdyś była poczytną pisarką, dziś zajmuje się kreowaniem wystaw sklepowych. Nie wszystkich jednak i nie zawsze - jest rozchwytywana, ma świetne pomysły, jej projekty zwiększają zyski sklepów, dla których pracuje, ale kobieta nigdy nie podejmuje się przygotowania dekoracji bożonarodzeniowych. Bo to wówczas wydarzyło się owo zło, które odmieniło jej los.
Powołała je do istnienia w chwili, gdy na jej policzek, a potem dłoń spadła kropla porannej rosy i potoczyła się samotnie, jakby chciała wyręczyć w tej roli łzę uwięziona pod powieką. A potem zastygła w oczekiwaniu na gest, którzy przesądzi o jej nietrwałym losie. Może właśnie dlatego Julia nie starła jej z dłoni, pobielałej nie tylko z powodu zimna. Długo wpatrywała się w drżący wodny paciorek o lśniącym licu, w którego krzywym zwierciadle odbijał się maleńki fragment rzeczywistości. Ten, który musiał jej od tego momentu wystarczyć. [s. 9]
Zdania zacytowane powyżej czytałam kilka razy. Niestety - poetyka zastosowane przez Renatę Kosin kompletnie do mnie nie trafia. Zawzięłam się jednak i książkę doczytałam wiedziona ciekawością kim jest Julia, co zrobiła i jak stosując minimum informacji, a wiele tzw. poetyki, można napisać powieść.

Nie napiszę Wam, co stało się przyczynkiem do odmiany życia Julii. Zdradzę jedynie, że kobieta trafiła do parku, w którym kiedyś stały figury siedmiu aniołów. Jeden z nich zaginął, ku żalowi osób odwiedzających park i bardzo z jego przestrzenią związanych emocjonalnie.

Podczas czytania tej książki nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że kanwą historii opowiedzianej w powieści były właśnie te anioły - park z figurami anielskimi, na których chętnie przysiadają ptaki i wokół których chętnie gromadzą się ludzie, powierzając anielskim istotom swoje marzenia, pragnienia, żale. Cała reszta - w moim odczuciu - pobrzmiewa z lekka sztucznie.

Niestety, Aleja Siódmego Anioła, nie przypadła mi do gustu. Ale inne książki - o których niebawem - bardziej...
Amanda Prowse. Świąteczna kafejka.

Amanda Prowse. Świąteczna kafejka.


Owdowiała Bea, wspomina swoje małżeństwo, mężczyznę, którego kochała i samotne rodzicielstwo. Rozważa, co sprawiło, że jej ukochany syn - dziś ojciec nastoletniej Flory - tak bardzo się od niej oddalił. Mimo owych, dość niewesołych myśli angażuje się bardzo mocno w prowadzenie własnej kawiarni Kuchni Reservoir Street. 

Gdy pewnego dnia na progu jej domu staje zapłakana i wyraźnie wściekła wnuczka, a w poczcie maliowej czeka zaproszenie do uczestnictwa w internetowym forum kawiarnianym, Bea nie spodziewa się, że to tylko początek zmian, które zrewolucjonizują jej życie.

Bardzo przyjemna, klimatyczna książka o tym, że życie jest wyłącznie dla odważnych.
Magdalena Knedler. Nie całkiem białe Boże Narodzenie.

Magdalena Knedler. Nie całkiem białe Boże Narodzenie.


Olga Mierzwińska, spędzająca wraz z innymi obcymi sobie osobami, Święta Bożego Narodzenia w Pensjonacie Mścigniew Tomasza Malanowskiego, odkrywa zwłoki jednego z gości. Wkrótce potem - ciało znanego lokalnie kłusownika, mieszkańca pobliskiej wsi. I nagle - z przyjemnego odludzia, idealnego na ucieczkę przed komercyjną otoczką Bożego Narodzenia, pensjonat staje się centralnym miejscem zbrodni i prowadzonego w nieco staroświecki sposób śledztwa.

Autorka robi w tej książce zdecydowany ukłon w stronę klasyki kryminału i jego Królowej, Agathy Christie. Niewielka przestrzeń, ograniczona liczba podejrzanych i dociekliwość pary: policjant i detektyw, sprawiają, że maski nałożone przez pensjonariuszy spadają i nie czynią tego bezszelestnie.

Bożonarodzeniowy kryminał Magdaleny Knedler stanowić będzie doskonałą odtrutkę na zbyt wiele makowca i te same, jak co roku, filmy.

Serdecznie polecam:)

P.S. Zwróćcie uwagę na okładkę.
Copyright © Prowincjonalna nauczycielka , Blogger