Przejdź do głównej zawartości

Codzienność puchacieje na zimę...

Zazdroszczę tym, którzy mają wenę do codziennego pisania. I nie, nie obawiam się, że mogłabym Was zanudzić, bo codziennie dzieje się mnóstwo rzeczy, które są ciekawe z punktu widzenia relacji zwierzęco-ludzkich. Skoro teraz nasz dom zamieszkują teraz trzy gatunki stworzeń, a - wg naszej klasyfikacji - każdy inny, jakbyśmy pochodzili z różnych planet, nie może być nudno.


Sisi, niestety, znów cierpi na zapalenie dziąseł. Przerwy między lekami staja się coraz krótsze i obawiamy się, że wkrótce nie będzie ich można robić wcale. A to oznacza, że Sisi wciąż będzie na lekach, które nie są zupełnie obojętne dla jej organizmu. Oczywiście, jako kotek z chorymi dziąsłami nie może jeść suchego i dostaje różne mięciutkie smakołyki.


Gusia uznała, że rozłąka z naszymi kolanami jej nie służy, a weekend jest od tego, by kolana, szczególnie moje, zajmować. Przestała się przejmować zazdrością Sary i choć noce spędza w swoim koszyku, a nie na nas (nic nie może być lepsze niż koszyk stojący obok grzejnikowej rury) w ciągu dnia  kilkakrotnie do mnie przywędrowała. Odkryłam dzięki temu, że po bójkach z Wojtkiem porobiły jej się na pleckach strupki, ale jakoś to wyczesałam, Kocinkę wygłaskałam i weekend uznaję za spędzony zgodnie z obyczajem, by nie rzec rytuałem.


Nusia rozpanoszyła się na psim legowisku i ani myśli ustępować. Nabrała zwyczaju drapania w lustro nawet, gdy w miskach jest pełno - daje w ten sposób znać, że teraz jest pora głaskania kota. Na ręce nie, nie życzy sobie, ale paść na kolana przed koteczkiem i głaskać bo rozpuchaconej na zimę sierści, to i owszem. Nuś przypomina owieczkę - zimowa, mięciutka sierść, sprawia, że kotka wydaje się o jakieś pół raza większa niż jest. A to duży kot, więc sami rozumiecie... Zajęcie legowiska dało Nusi jednocześnie podstawy do tego, by psa traktować "per noga", by codziennie, przy pierwszym spotkaniu, wyrazić swoją - nie czarujmy się - negatywną, opinię na temat psa oraz robienia wszystkiego, co się da, by sprowokować sytuację, po której biedny, malutki kotek spojrzy niewinnymi oczętami i cichutko zamruczy "Zaatakowała mnie, musiałam ją pacnąc w nos".


Sara, choć przecież nie jest w stanie zastąpić nam Dusi, w przedziwny sposób przejęła Dusine obowiązki. Została "gospodynią domową" oraz "strażnikiem, nie Teksasu, ale miru domowego". Towarzyszy nam w kuchni podczas przygotowywania posiłków, jedzenia, sprzatania, jednym słowem - robienia czegokolwiek. Układa się tak, jak na powyższym zdjęciu i pilnuje, czy aby nic nie wpadnie do kociej lub ludzkiej miski, bez uprzedniej kontroli smaku przeprowadzonej przez psa. A co do bycia strażnikiem... Sara, podobnie jak niegdyś Duszka, zrywa się ze snu na odgłosy bijatyki, czy jakieś pomniejszej kociej awantury i wykazuje chęć do tego, by zwaśnione strony rozdzielić. Dusi na rozdzielanie pozwalaliśmy, Sarze nie. Któż wie, jaka wówczas zrodziłaby się awantura?:-)



Wojtuś zasłużył na dwa zdjęcia, bo nie umiałam wybrać, które z nich jest ładniejsze. Wojtek rozsmakował się ostatnio w spaniu na parapecie, nad głową schowanej w koszyku Gusi. Owa kaloryferowa, mocno rozgrzana rura, wychodząc z podłogi i wędrując do sąsiadów nad nami, ogrzewa cały pokój, a przy okazji daje szansę na dogrzanie ciepłolubnym kotkom. Wojtuś dostał swój niebieski kocyk i tam, na parapecie przesypia większość dnia. No, chyba, że potrzebuje się ogrzać jeszcze bardziej i wchodzi pod kołdrę. Wojtuś, chyba z racji szczupłości i minimalnej warstwy grzejącej (inaczej niż Nusia, czy Gusia) zarzucił już odwiedzanie balkonu. Owszem, pozastanawia się na parapecie otwartego okna, czy warto wyjść, ale przeważnie dochodzi do wniosku, że temperatura mniejsza niż 5 stopni, to nie jest to, w czym gustuje.

Sytuacja domowa powoli się normalizuje. Owszem, zaszły zmiany, ale może te zmiany były nam wszystkim potrzebne? Sarze z pewnością.

Nasza codziennośc zmieniła się - więcej czasu spędzamy na spacerach, oprócz dbania o kocie miski, musimy pilnować wielkości porcji psa. Poznajemy podczas spacerów mnóstwo ludzi, z wieloma rozmawiamy. Uczymy się nowych rzeczy, uczymy się funkcjonowania z domu z kotami i psem. Wciąż jesteśmy na początku edukacji, choć i tak mamy wrażenie, że wielu rzeczy się nauczyliśmy. Czytamy sporo książek o psach i marzymy, aby ktoś opowiedział nam tak jak o psach, o kotach. Bo choć żyjemy z nimi już 7 lat stanowią dla nas często zagadkę. Pragnienie poznawania zwierząt wzmaga się po wysłuchaniu takiego, jak ten wykładu. Choć we mnie, od razu, budzi się też wątpliwość - czy dla zaspokojenia naszego pragnienia wiedzy powinniśmy badać inne zwierzęta w laboratoriach?

*   *   *

W katowickim schronisku na dom czeka koteczka Ciri. Trafiła do schroniska mając 2-3 miesiące, teraz ma około 5-6 miesięcy. Ze względu na kłopoty z oczami Ciri mieszka w klatce. Po wczorajszej konsultacji okulistycznej wiadomo już, że Ciri nie widzi na obydwoje oczu i widzieć już nigdy nie będzie. Być może trzeba będzie usunąć oczka, jedno na pewno.


Czy ktoś da dom Ciri? Schroniskowa klatka nie jest dobrym miejscem na dorastanie - chyba nikogo nie trzeba o tym przekonywać.

Komentarze

Kot Lucyfer pisze…
Ten kotek z latarkami w oczach - znakomite! Groza i majestat koci! Niby na zdjęciu psina, ale wiadomo, że kot tak łatwo nie odda tematu psinie hahah
kociokwik pisze…
Oj:-) Oczy kocie to wynik kiepskiego aparatu;-)))
wilddzik pisze…
Miło się czyta o codzienności kocio-psiej w Waszym domku. Głaski dla wszystkich mieszkańców i mocne kciuki za domek dla czarnuszki.
ofczasta pisze…
O tak, puchacienie... puchaciejowanie... znaczy zwiększanie puchatości znamy.
Amber wygląda już, jak wielka, puchata, trójkolorowa kula.
A jeszcze wychodzi na balkon na spacery, to już w ogóle jej się wydaje, że futro trzeba ubrać, jak na Syberię. :)

Bardzo przyjemny wpis - ale to już przecież mówiłam. ;)

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Katarzyna Berenika Miszczuk. Tajemnica Dąbrówki

Katarzyna Berenika Miszczuk, bazując na swoich doświadczeniach z pisaniem o świecie pełnym słowiańskich bóstw, wkracza w literaturę dziecięcą. Wkroczyła właściwie książką "Tajemnica domu w Bielinach", bo ta, prezentowana przeze mnie powieść, opisująca rodzinę Lipowskich jest kontynuacją wspomnianej powyżej. I mamy otóż mamę z czwórką dzieci, która zamieszkuje wspólnie z ciotką zmagającą się z chorobą Alzhaimera w Bielinach. Wsi, o której nawet mieszkańców mówią z lekkim przekąsem - "bo wiadomo jak to u nas". Owo "u nas" oznacza bowiem tajemnicze zjawiska, niemniej tajemnicze postaci i świat nie do końca taki jaki znany jest nam powszechnie. Jest on dzielony z domownikami, biedami, błędnymi ognikami i innymi stworzeniami, o których - z dużym zapałem - czyta w Bestiariuszu ośmioletnia Tosia. Jej mama wpadła na straszny, zdaniem dziewczynki pomysł. Szuka niani, która zajmie się nią (prawie dorosłą nią!) i maleńką Dąbrówką. Tosia robi wszystko, by odstraszyć k