Stanislav Marijanović. Mała encyklopedia Domowych Potworów.
Och, co za cudna książka!
Encyklopedia stworów i potworów zamieszkujących dom pozwala pełniej zrozumieć, czemu czasami woda z psiej miski rozlana jest na całą podłogę, ulubiona bluzka schowała się wyjątkowo przemyślnie na wieszaku "naktórymzdecydowanieniepowinnojejbyć", wstawanie z łóżka jest trudne, a nocą - oprócz zwyczajowego posapywania śpiącego Kociokwika - ze szpar i zakamarków mieszkania dobiegają różne niepokojące dźwięki.
"Mała encyklopedia Domowych Potworów" pozwoli na oswojenie dziecięcych lęków, na wyjaśnienie tego, kto mieszka w szafie, telefonie i pod łóżkiem. Co więcej - może stanowić doskonałe wyjście do tego, by samemu stworzyć domową księgę współmieszkających potworów. Wszak prawdopodobne jest, że potwór samodzielnie nazwany, opisany i nazwany stanie się potworem zaprzyjaźnionym, ot takim, któremu wieczorem na wysprzątanym do czysta kuchennym blacie zostawia się na spodeczku odrobinę pyszności.
Zachęcam Was do zapoznania się z plejadą cudnych postaci i do robienia wszystkiego, by swoją potworność nieco osłabiły. Zdecydowanie przyjemniej będzie z Decyzellą Poranną pogwarzyć w niedzielę, po pysznym śniadaniu, podczas wybierania ubrań na cały tydzień, niż rano, gdy okazuje się, że jedyna wyprasowana w szafie koszula ma urwany strategiczny guzik;-)
Bawcie się dobrze!
4 komentarze:
Już ta Decyzella poranna mnie zauroczyła.....
Przyjrzę się bliżej tej encyklopedii i może potraktuję jako prezent dla córy na urodziny.....a przy okazji i ja się zapoznam z tymi potworkami....z pewnością odnajdę w niej swoje....
Załączam pozdrowienia.
To może być dziecięcy hit, sama zresztą przeczytam tę książeczkę pewnie więcej razy niż moi podopieczni. ;) Zapamiętuję tytuł i wypatruję, czy są na niego jakieś promocje. :)
Pozdrawiam :)
Mam wrażenie, że to książka dla dzieci w każdym wieku :)
Po przeczytaniu Małej encyklopedii domowych potworów wiem, kto stoi za moim obijaniem się o futrynę drzwi i bolesnym zahaczaniem kolanem o łóżko. Zwykle obwiniałam o to mój astygmatyzm, ale teraz już wiem! To nie krzesło wybiega mi naprzeciw, żebym się o nie tradycyjnie potknęła. To on! ŁUBUDU, czyli potwór od zastawiania zasadzek. Szkoda tylko, że ilustracje są takie słabe.
Prześlij komentarz