Przejdź do głównej zawartości

Niedzielnik 64 (o kolorach)

Lubię barwy jesieni. Żółcie, pomarańcze, brązy poprzetykane wypłowiałym odcieniem zieleni. Jednak czas jaki mogę spędzić na podziwianiu jesiennych kolorów uległ znacznemu skróceniu; gdy spacerujemy rano jeszcze jest ciemno, gdy popołudniu - zaczyna się szarówka, a wieczorem - wiadomo...

Postanowiłam zatem zadbać o to, by mieć wokół siebie kolory. I zapachy. Zachcianki spełniłam dzięki wytężonej pracy i zasobom sklepu IKEA. Kupiłam latarenkę (przed paleniem świec zawsze powstrzymywała mnie obawa o kocie wąsy i ogony) oraz świeczki o zapachu poziomkowym i mandarynkowym. Zdecydowanie potrzebowałam działania pobudzającego tych zapachów.

Mam dużo książek. I dużo regałów. Idąc za radą mojej Siostry zaczęłam układanie książek od górnego lewego rogu. Poruszałam się w prawo, wypełniające kolejne półki tomami i dziwiąc się jak mam ich wiele. Oraz o ilu z nich zdążyłam zapomnieć ;) Pod koniec pracy nieco mniej uradowana, a bardziej zmęczona byłam tym, jak dużo ich jest. Niemniej jednak - z układaniem i kolorowaniem przestrzeni wokół siebie uporałam się w jeden dzień. Pracowałam, w mieszkaniu rozchodził się zapach poziomek, a Leszek Filipowicz czytał mi powieści Mariusza Czubaja. Idealna niedziela, prawda?


Kilka miesięcy temu myśl o tym, by ułożyć książki kolorami, wzbudzała we mnie śmiech. Wydawało mi się to niedorzecznym pomysłem. Byłam przekonana, że książki mają stać w porządku autorskim, tematycznym, według upodobania do ich treści, czy według wieku odbiorcy. I nagle, po tym jak musiałam szybko zdjąć książki z regałów, a później szybko, szybko je wstawić i nie przejmować się ich ułożeniem, odkryłam, że ów bałagan sprzyja myśleniu:)


Odkryłam tytuły zapomniane. Książki, które zapełniały moje półki, a ich drugie egzemplarze, biblioteczne, czekały na lekturę. Książki, o których czytaniu marzyłam, a które tuż po tym, gdy trafiły na półkę zostały wchłonięte przez stojące obok i ukryte w przedziwny sposób.


Zaczęłam się zastanawiać. Może to okazja do stymulacji mózgu jesienią? Do ucieczki przed skupianiem się jedynie na ciepłym kocu? Może barwne pasy wokół mnie dodadzą mi energii (a pokojowi nadadzą nietypowy wygląd)?


Na koniec pracy zapaliłam kilka świec, kołdrę przystroiłam na zielono-błękitno, otworzyłam pyszne portugalskie wino urodzinowe od koleżanek z siłowni i pełna zadowolenia, spokoju cieszyłam się tym, jak mam ładnie... I tak oto wkroczyłam w listopad.


Listopad zazwyczaj kojarzył mi się z dniami szarymi, ponurymi, dłużącymi się i nudnymi. W tym roku mój będzie zdecydowanie inny:) Ale o tym przeczytacie za kilka dni.

Życzę Wam przyjemnego tygodnia. 

Komentarze

Anna pisze…
Pięknie, ja tak ułożyłam tylko książki z mojego stosu do przeczytania, który systematycznie się kurczy i też uwielbiam na nie patrzeć. Pozdrawiam!

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Paweł Beręsewicz. Kiedy chodziłem z Julką Maj.

Wydane przez Wydawnictwo Literatura Książka Pawła Beręsewicza wprawiła mnie w dobry nastrój. Opisując pierwsze drżenia serca, pierwsze zakochanie z punktu widzenia piętnastoletniego Jacka Karasia Autor dokonuje wyłomu - bodaj pierwszy raz mam szansę przeczytać, jak reaguje nastolatek szykując się na randkę, co i czy w ogóle mówi rodzicom o swojej dziewczynie i czy tylko dziewczyny martwią się o to, w którą stronę skierować nos przy pocałunku. Jacek Karaś, którego czytelnicy mieli okazję poznać w książce " Jak zakochałem Kaśkę Kwiatek ", kończy gimnazjum i w ostatniej klasie dostrzega niezwykły urok swojej klasowej koleżanki, Julki Maj. Zdobywając się na straceńczą odwagę pyta Julkę, czy zechciałaby być jego dziewczyną. Później, wbrew temu, co myślał Jacek, bywa trudniej - nagle trzeba myśleć o wielu sprawach, nad którymi nigdy nie było powodu się zastanawiać, funkcjonować w inny niż dotychczas sposób. Cenię sobie ostatnie rozdziały powieści. Nie powiem nic więcej - czytaj