Przejdź do głównej zawartości

Dla dzieciaków (52)

Joanna Guszta, Przemek Liput, Miasto potwór



Pewnego dnia z morza wyszedł potwór. A kiedy w mieście pojawia się potwór, to nie po to, żeby zrobić zakupy, oddać odkurzacz do naprawy ani by zaciągnąć wakacyjną pożyczkę. Zwykle bardziej zaprzątają go kwestie zniszczenia i pożarcia miasta niczym kanapki z betonem i asfaltem. Ten potwór był jednak wybredny i lubił zjadać miejsca czyste i uporządkowane. Wyciągnął pocztówkę, na której widać było Miastoszewo przed laty, porównał ze stanem obecnym i złapał się z przerażenia za głowę. A potem zaczął rozmawiać z ludźmi.

O tym, co wniknęło z rozmowy przekonajcie się sami. Ja tylko dodam, że szalenie podoba mi się pomysł na fabułę Miasto Potwora, oswajanie dzieci z tematyką architektury krajobrazu miejskiego, poszanowania przestrzeni w miastach, wzajemnych relacji zachodzących między przestrzenią i człowiekiem, który albo próbuje ją kreować siłą, albo podchodząc do niej z szacunkiem, wykorzystuje jej potencjał i zgodnie z nim tworzy miejsce idealne do życia.

Na zachętę zerknijcie na animowaną zapowiedź książki (KLIK) i wybierzcie się na spacer po Waszym mieście.

Patrick George, Uratuj Ziemię! Uratuj mnie!

 

Dawno już nie było tu Wydawnictwa Bajka, a przecież oni wciąż istnieją i wciąż wydają pieczołowicie wybrane i doskonałe książki. Pora na to, by ich przypomnieć.

Pomysł na te książki jest doskonały - między papierowe kartki wklejono folię, która wraz z widniejącą na niej ilustrację zmienia obraz i wzmacnia przekaz jaki niosą ze sobą grafiki. 

 

 


O ile w Uratuj Ziemię! jest to przekaz słowny, tak w drugiej książeczce obraz jest na tyle sugestywny, że słowa są zbędne.

 

 


Obydwie książki mają wymiar proekologiczny i prozwierzęcy. Jeśli więc chcecie zarazić swoje dziecko takimi postawami, to sięgajcie śmiało po Uratuj Ziemię! i Uratuj mnie! Polecam całą sobą :-)

Haifa Mohareb Sawarka, Maya Fidawi, Ence-pence, co mam w ręce


Ale ładna książka! Taka, wiecie, optymistyczna, wdzięczna, zabawna. Nie bez znaczenia zapewne jest fakt, że taka własnie jej jej bohaterka, Ela, która podczas zabawy znalazła coś, schowała to w piąstce i pytała spotkanych dorosłych o to, co w dłoni ukrywa. Pyta sąsiadkę, mamę, tatę i od każdego otrzymuje odpowiedź niezgodną z prawdą. Pyta zatem dalej...

Prosta dziecięca zabawa - jak się okazuje - jest zabawą międzynarodową. Zarówno dzieci w Polsce, jak i w Jemenie wołają z uśmiechem Ence-pence, co mam w ręce.

Zapraszam do lektury (i zabawy)!

Komentarze

Lubię te Twoje dziecięce posty. :)

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Katarzyna Berenika Miszczuk. Tajemnica Dąbrówki

Katarzyna Berenika Miszczuk, bazując na swoich doświadczeniach z pisaniem o świecie pełnym słowiańskich bóstw, wkracza w literaturę dziecięcą. Wkroczyła właściwie książką "Tajemnica domu w Bielinach", bo ta, prezentowana przeze mnie powieść, opisująca rodzinę Lipowskich jest kontynuacją wspomnianej powyżej. I mamy otóż mamę z czwórką dzieci, która zamieszkuje wspólnie z ciotką zmagającą się z chorobą Alzhaimera w Bielinach. Wsi, o której nawet mieszkańców mówią z lekkim przekąsem - "bo wiadomo jak to u nas". Owo "u nas" oznacza bowiem tajemnicze zjawiska, niemniej tajemnicze postaci i świat nie do końca taki jaki znany jest nam powszechnie. Jest on dzielony z domownikami, biedami, błędnymi ognikami i innymi stworzeniami, o których - z dużym zapałem - czyta w Bestiariuszu ośmioletnia Tosia. Jej mama wpadła na straszny, zdaniem dziewczynki pomysł. Szuka niani, która zajmie się nią (prawie dorosłą nią!) i maleńką Dąbrówką. Tosia robi wszystko, by odstraszyć k