Przejdź do głównej zawartości

Rytm życia

Z powodu lata i jego naturalnych objawów, czyli słońca i wysokoch temperatur, oraz z różnych innych powodów, trzeba nam było nieco przeorganizować codzienność. Poranny dźwięk budzika dla Wojtka oznacza, że za chwilę zostanie otwarte okno, więc wdzięczy się i domaga szybkości w działaniu. Sara budzi się powoli, podnosi, przeciąga i popatruje, czy to może już będzie jedzenie. Gusia, Nusia i Sisi owszem, otwierają oczy, ale nie wykazują żadnego zainteresowania tym, że wstaję. Bo one nie muszą. 

Gdy na wpół przytomna spaceruję pomiędzy pomieszczeniami szukając psich woreczków, swoich okularów, butów, Sara zalega w przedpokoju i czeka cierpliwie. Reaguje dopiero na widok szelek, które zdemuję z wieszaka. Drocząc się ze mną, unika założenia szelek, by po chwili nadstawić łepetynkę i zamachać ogonem. Spacerujemy długo, chłonąc poranek w budzącym się do życia parku. Czasami spotykamy zające, czasami większe zwierzęta.

Karmienie odbywa się w oddzieleniu. Pies je najczęściej w pokoju, koty zostają w kuchni. Owszem, czasami jest tak, że koty nie chcą jeść rano, więc Sara zajada swoje w kuchni, a im zostawiam na później suche w miejscach, do których nie sięgnie pies.

Popołudniowy spacer ograniczamy do minimum - do załatwienia potrzeb fizjologicznych. Nie, nie dlatego, że szkoda mi czasu, ale z powodu temperatur. Sara chwilę po wyjściu z domu zaczyna się ślinić, dyszy i nie pała szczególnią ochotą do spacerowania.

Za to wieczorem... Wieczorem bywamy dłużej i chętniej. Co prawda Sara najbardziej lubi krążyć po tych ścieżkach, po których chodzi dużo ludzi - może coś komus upadnie i będzie można zjeść. Najchętniej odwiedza kawiarenki z lodami, czasami kupuję jej wafelka sprawiając jej wielką radość (wiem, nie powinnam i obiecałam sobie, że już nie będę). 

Zaobserwowałam, że koniecznie musimy spotkać się z innymi psami - dużymi i silnymi, jak Sara. Czasami chcę z nią pobiegać, ale widać, że nie jest "wybawiona"; zabiega mi drogę i próbuje podgryzać. Ktoś chętny na zabawę malamucią?

Wczesne wstawania powoduje wczesne zasypianie. Tuż przed dziesiątą wszystkie zwierzaki grawitują w stronę sypialni. A ja sprzatam w kuwetach, uzupełniam wodę i karmę w miskach, a gdy przeczytam kilka stron książki i gaszę światło, z przyjemnością witam układające się na mnie na noc koty. Do snu kołysze nas regularny, wyraźnie słyszalny oddech śniącej Sary.

Dopisek: Sara zazwyczaj unika łazienki. Wchodzi do niej tylko gdy widzi, że zanim skryję się w brodziku, rozścielam przed nim ręcznik. Sara wchodzi, układa się na ręczniku i śpi. A ja wychodząc spod prysznica staję na palcach między jej zaspanymi łapkami.

Komentarze

monikacookies85 pisze…
czytalam to jak jakas bajke :)
kociokwik pisze…
Optymistycznie zakładam, że to dobrze :-)
L.B. Abigail pisze…
Ach jak to pięknie brzmi :)...
kociokwik pisze…
L.B. Abigail,
:-)
wilddzik pisze…
Ja też zawsze ostrożnie wychodzę spod prysznica, żeby nie nadepnąć na domagającego się głasków kota :-)
Pozdrawiam serdecznie :-)

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Katarzyna Berenika Miszczuk. Tajemnica Dąbrówki

Katarzyna Berenika Miszczuk, bazując na swoich doświadczeniach z pisaniem o świecie pełnym słowiańskich bóstw, wkracza w literaturę dziecięcą. Wkroczyła właściwie książką "Tajemnica domu w Bielinach", bo ta, prezentowana przeze mnie powieść, opisująca rodzinę Lipowskich jest kontynuacją wspomnianej powyżej. I mamy otóż mamę z czwórką dzieci, która zamieszkuje wspólnie z ciotką zmagającą się z chorobą Alzhaimera w Bielinach. Wsi, o której nawet mieszkańców mówią z lekkim przekąsem - "bo wiadomo jak to u nas". Owo "u nas" oznacza bowiem tajemnicze zjawiska, niemniej tajemnicze postaci i świat nie do końca taki jaki znany jest nam powszechnie. Jest on dzielony z domownikami, biedami, błędnymi ognikami i innymi stworzeniami, o których - z dużym zapałem - czyta w Bestiariuszu ośmioletnia Tosia. Jej mama wpadła na straszny, zdaniem dziewczynki pomysł. Szuka niani, która zajmie się nią (prawie dorosłą nią!) i maleńką Dąbrówką. Tosia robi wszystko, by odstraszyć k