Przejdź do głównej zawartości

Kalendarze

Dziś 7 grudnia. Niby do końca roku zostało jeszcze trochę czasu, ale ja już rozmyślam o tym, jaki kalendarz będzie mi towarzyszył przez kolejne 12 miesięcy.

Kalendarze towarzyszą mi od zawsze. Pierwsze, te rodzinne, zdzieraki, powieszone w kuchni na metalowej podkładce. Później, w okresie nastoletnim, zapragnęłam mieć własny, rozmiarami odpowiedni do tego, by notować w nim istotne rzeczy, ale i taki, który bez problemu zmieści się w szkolnym plecaku, między zeszytami i książkami. Im więcej jeździłam, tym mniejsze stawały się kalendarze - przez kilka lat towarzyszyły mi niewielkie, treściwe, kalendarzyki werbistów. Jednak z czasem przybywało mi obowiązków i rzeczy, które chciałam zapisać, a to wymuszało na mnie szukania obfitszych rozwiązań;-)

W rok 2015 wchodziłam z kalendarzem, na który zdecydowałam się kolejny raz i który - także kolejny raz - się nie sprawdził. Za duży i z założenia służący bardziej temu, by traktować go jak księgę domu niż jako podręczny notes na milion najróżniejszych spraw. Pod koniec lutego dostałam kalendarz, który mam codziennie przy sobie. Idealny rozmiarem, z wstążką zakładką, gumką ściskającą coraz bardziej rozpychane przez przydasie kartki, z miejscem na wklejanie karteluszków przypominających o kolejnych książkach Pratchetta w kioskach, na kartkę-kolorowankę z Naszej Księgarni, na słonia ze śmiesznego materiału i magnetyczną zakładkę, która tam jest, bo zachwyciła mnie swoją urodą.

Bieżący rok kończę z trzema kalendarzami na rok następny. Każdy z nich obiecuje co innego, każdy kusi czymś innym. Jeszcze nie wiem, któremu powierzać będę codzienne zapiski, a który będzie mi towarzyszył leżąc na szafce nocnej (owszem, mam swoje typy, ale czas pokaże). Ten Reginy Brett jest kalendarzem ponadczasowym, nie ma w nim dziennych dat, może służyć przez kilka lat, by później, z perspektywy czasu, móc zerknąć na siebie w swoich notatkach i dostrzec zmiany. Ten środkowy, to kalendarz biznesowy - ma mnóstwo miejsca na zapiski, okładkę w energetycznym pomarańczowym kolorze, wstążkę do zaznaczania bieżącego tygodnia i kremowe, bardzo gładkie kartki. Ten najbarwniejszy, noszący tytuł "Odwaga", dopiero poznaję. Znalazłam go wczoraj, w wypastowanym na noc mikołajkową bucie :-)


Rok 2015 przeżyłam także z kalendarzem ściennym. Zamawiałam kalendarze w prezencie i postanowiłam wybrać także zdjęcia dla siebie, takie, które będą mnie cieszyły przez dwanaście miesięcy. Spodobało mi się to na tyle, że już zaczynam się rozglądać na fotografiami mogącymi przyozdobić mój dom w kolejnym roku.

Lubicie kalendarze? Macie swoje ulubione? Dostajecie przypadkowe, starannie wybieracie, zamawiacie według własnych koncepcji?

Komentarze

Anne18 pisze…
lubię ścienny już mam, a takich książkowych szukam.
Caitri pisze…
Takie ścienne z własnymi zdjęciami uwielbiam, mieliśmy ich już kilka, zdarzało mi się je także zamawiać na prezenty gwiazdkowe dla dalszej rodziny.
A w plecaku ze sobą noszę zawsze taki mały kalendarzyk, do kupienia za kilka złotych: lekki i nie zajmuje dużo miejsca.

Monika Badowska pisze…
Anne18,
a czym się kierujesz szukając książkowego kalendarza?

Caitri,
przyjemnie jest oglądać w kalendarzu na ścianie zdjęcia swoich bliskich lub zdjęcia ważnych dla siebie miejsce:-)
Katedra1294 pisze…
Ja nie korzystam z książkowych kalendarzy. Całkowicie brakuje mi systematyczności w używaniu ich na co dzień. Jak coś trzeba zapisać to zazwyczaj kalendarza nie mam przy sobie.
Za to bardzo lubię kalendarze ścienne ze zwierzętami zawsze takie mamy w domu. Lubię też takie małe kalendarze z wyrywanymi do dnia kartkami, na odwrocie są różne przepisy i ciekawostki, przypominają mi dzieciństwo.
Monika Badowska pisze…
Masz rację, te małe przypominają dzieciństwo:-)

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Katarzyna Berenika Miszczuk. Tajemnica Dąbrówki

Katarzyna Berenika Miszczuk, bazując na swoich doświadczeniach z pisaniem o świecie pełnym słowiańskich bóstw, wkracza w literaturę dziecięcą. Wkroczyła właściwie książką "Tajemnica domu w Bielinach", bo ta, prezentowana przeze mnie powieść, opisująca rodzinę Lipowskich jest kontynuacją wspomnianej powyżej. I mamy otóż mamę z czwórką dzieci, która zamieszkuje wspólnie z ciotką zmagającą się z chorobą Alzhaimera w Bielinach. Wsi, o której nawet mieszkańców mówią z lekkim przekąsem - "bo wiadomo jak to u nas". Owo "u nas" oznacza bowiem tajemnicze zjawiska, niemniej tajemnicze postaci i świat nie do końca taki jaki znany jest nam powszechnie. Jest on dzielony z domownikami, biedami, błędnymi ognikami i innymi stworzeniami, o których - z dużym zapałem - czyta w Bestiariuszu ośmioletnia Tosia. Jej mama wpadła na straszny, zdaniem dziewczynki pomysł. Szuka niani, która zajmie się nią (prawie dorosłą nią!) i maleńką Dąbrówką. Tosia robi wszystko, by odstraszyć k