Przejdź do głównej zawartości

Wojciech Bonowicz. Dziennik końca świata.


Dziennik końca świata, jak autor informuje z notatce końcowej, w pewnym stopniu powstał na podbudowie tekstów z Tygodnika Powszechnego. Z niektórych z nich Bonowicz zaczerpną ideę, inne wykorzystał fragmentarycznie, a jeszcze inne trafiły tu tak jak trafiły wcześniej do pisma. Ale jeśli nawet jesteście stałymi czytelnikami periodyku, to nie odmówcie sobie zerknięcia do Dziennika..., zachęcam.
Żeby opisywać, trzeba widzieć. To prawda, ale nie cała. Rzeczy i ludzi trzeba słyszeć, z samego widzenia jeszcze niewiele wynika. Obraz musi przyjść od razu ze słowem. [s. 39]
Spacer przez książkę Wojciecha Bonowicza, bo tak właśnie czułam się czytając Dziennik..., toczy się niespiesznie, z umiłowaniem szczegółu, z namysłem nad tym, co widać, ale też nad tym, co doświadczenie owo robi z nami - w naszymi emocjami, myślami, zachowaniem.
Pisać się nie chce głownie z powodu istnienia tak wielu osób i rzeczy, które nie oczekują naszego pisania, lecz jedynie niepiszącej uwagi. [s. 101]
Spacer ów to także szansa na to, by zerknąć w przeszłość autora, ale i naszą, bo pewne zdarzenia właściwe dorastaniu, dorosłości w świecie tu i teraz, są przecież podobne, tworzą swoistą wspólnotę. I skoro poeta i pisarz ubiera to w słowach, których nam może nie wystarczać, to dobrze jest się przyjrzeć rzeczywistości w jego słowach, skonfrontować je z tym, co sami czujemy i myślimy.
Dobrze jest wiedzieć, ze wstało się rano nie tylko po to, by wieczorem położyć się spać. Dobrze jest witać napotykanych ludzi pozdrowieniem. Jeśli to niemożliwe, bo ludzi jest zbyt wielu, dobrze jest przynajmniej postarać się o uprzejmy wyraz twarzy. [s.181]
A to już - przyznacie sami - najprostsze i zarazem najtrudniejsze wyzwanie. Jednocześnie otwierające możliwości i zamykające w katalogu określonych celów, które wszak dalekie są od celów konsumpcyjnych, a nakłaniają nas, ponownie, do zajrzenia w głąb siebie.

Dziennik końca świata to dla mnie zachęta, by odnaleźć w słowach Wojciecha Bonowicza coś co nam się zagubiło, co uciekło w natłoku codzienności. Odnaleźć, zatrzymać się, ucieszyć ze znaleziska i spróbować żyć uważniej.

Czego Wam i sobie życzę.

P.S. Zapraszam na spotkanie.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe...

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę...

Pożegnanie

Od kilku dni zbieram się, by napisać o odejściu Amber. Jest mi trudno, odpycham ten czas, ale uznałam, że to będzie sposób na pewnego rodzaju domknięcie - tak mi bardzo potrzebne. Amber zamieszkała z nami 25 lipca 2019 roku. Wypatrzyłam ją na FB schroniska w Tomaszowie Mazowieckim, pojechaliśmy na wizytę zapoznawczą, a kilka dni później - już po nią. Ułożona w bagażniku na wygodnym materacu, przeczołgała się na tylne siedzenie i ułożyła na moich kolanach. Tak dojechaliśmy do domu. O początkach wspólnego życia przeczytacie TUTAJ  i TUTAJ . Gdy już nieco okrzepliśmy w codzienności z psem, a Amber - z ludźmi i kotami, pojawił się pomysł na wspólny jesienny wyjazd w Beskid Niski. Zanim to jednak się stało psica miała atak padaczki, co spowodowało, że wyjazd odwołaliśmy, wdrożyliśmy leczenie i od nowa zaczęliśmy oswajać z nami i wspólnym życiem zdezorientowanego chorobą psa. Udało się ustabilizować zawirowania zdrowotne i wówczas zaczęliśmy się cieszyć sobą wzajemnie już na 100%. Dopier...